Loading...

Rześkie piwa na lato 2019

Lato w pełnym toku, a ja zupełnie zapomniałem o corocznym cyklu obejmującym lekkie piwa na lato. Wprawdzie warunki pogodowe nie mają w moim wypadku nadmiernego wpływu na wybór piwa, ale pod tym względem jestem chyba wyjątkiem. W przeglądzie wylądowały te piwa, których parametry czynią je w teorii wyrobami skrojonymi na obdarowanie pijącego orzeźwieniem w letni, upalny dzień – choć w praktyce różnie to wyszło. Wylądowały w nim jednak również te piwa, których parametry wprawdzie sugerują coś innego, które jednak okazały się cudownie rześkimi trunkami. Ograniczyłem wpis do piw jasnych, wśród których prym wiodą różnej maści pejl ejle, piwa z opisami zawierającymi słowa juicy, session czy też DDH (lżejsze) oraz kwasy.

Pochwalić rzadziej niż inni mam okazję Browar Stu Mostów. Art 23 Cherry Kiwi Berliner Weisse (ekstr. 9%, alk. 3,6%) jest piwem o kwaśności lekkiej do średniej oraz wyraźnym charakterze zsiadłego mleka. Przejdźmy teraz do owoców: wiśnie są bardzo subtelne i wkomponowane w kwasek, zaś kiwi bardzo niedojrzałe, mdłe, wywołujące trochę skojarzeń z melonem. A na sam koniec mamy tutaj dość częste w piwach z pulpą owocową lateksowe naleciałości. No więc mdły, lateksowy berliner to nie jest szczyt moich marzeń. (4/10)

Opakowanie jest ważne. Opakowanie działa. Nawet na mnie, do czego przyznaję się bez bicia. W przeciwnym wypadku po kilku początkowych rozczarowaniach być może nie dałbym tylu szans kontraktowcowi Funky Fluid. Pierwsze piwo, jakie od nich piłem, było bardzo dobre, kolejne kilka były słabe. Ale te śliczne etykiety (oraz pochlebna opinia tak zwanego craftowego ogółu) skłoniły mnie do niespisania ich na straty. I całe szczęście, bo w ten sposób trafiłem na Blackcurrant Sour (ekstr. 10%, alk. 3,9%). Ale to jest smaczne! Michał Langier, twórca najbardziej ekstremalnego polskiego kwasa, jakiego piłem, uwarzył tym razem być może najbardziej zbalansowanego a zarazem wyrazistego owocowego kwasa w polskim crafcie. Piwo jest soczyste do imentu, miąższowe i pestkowe, kwaskowe ale i gładkie, nie całkiem wytrawne pod względem ciała, z efemeryczną nutką chmielową w finiszu. Wyciśnięto z tej czarnej porzeczki ile się tylko dało, piwo jest pyszne! (8/10)

Byłem ciekaw, czy AleBrowar zdoła utrzymać niebywale wysoki poziom swojej serii New England DDH Double IPA w słabszych woltażowo wyrobach. No i nie zdołał, choć źle to mimo wszystko nie wyszło. Easy Pale Ale DDH Citra (ekstr. 12%, alk. 3,6%) to wyraźnie cytrusowa, lekko granulatowa rzecz, w której poza niskim odfermentowaniem na dość konkretne choć i lekko pyliste odczucie w ustach pracują płatki owsiane oraz pszenne. Chmielu wystarczyło do podtrzymania efektu rześkości, acz przy nie do końca intensywnym smaku zawiesista konsystencja jednak trochę mi przeszkadza. Sumarycznie nie jest źle, ale nie jest to poziom, którego obecnie od tego browaru oczekuję. (5,5/10)

Dużo lepiej wypadł Easy Pale Ale DDH Centennial (ekstr. 12%, alk. 3,6%). Tytułowy chmiel dał piwu nuty leśne, żywiczne, a także trochę cytrusów, no i granulatu jako takiego, na szczęście tego ostatniego w rozsądnych ilościach. Pojawiają się skojarzenia z cytrusowo-ziołowymi cukierkami alpejskimi oraz kwiatami wpadającymi delikatnie w różę. Soczyste piwo mimo braku godnej wzmianki owocowości. Nasycone chmielem jak trza, rześkie, satysfakcjonujące. Bdb. (7/10)

Jeszcze lepszym, dużo lepszym piwem, jest pintowski Kwas Xy (alk. 4,5%). Dużo, dużo, dużo lepszym. W żadnym piwie nie spotkałem się jeszcze z tak soczystą implementacją marakuji, w dodatku tak wzorowo zespolonej z delikatnym lacto. A tutaj rzeczony owoc nadaje całości kwasku tak akuratnie, że nie mogę wyjść z podziwu. Jest obecna delikatna, nadająca balans piwu słodycz, no i może nie tyle ciało, co specyficzna, pszenna puszystość. W smaku poza marakują przewijają się cytrusy, aż po subtelną, grejpfrutową goryczkę. Piwo jest niesamowicie rześkie, a dzięki rzeczonej puszystości, jak i intensywności smakowej do wodnistości mu daleko jak stąd do Pitcairn. Pierwszy kandydat na piwo roku 2019. Absolutna rewelacja. (8,5/10)

Fajnie, że jest sobie w Żywcu Beskidzki Browar Rzemieślniczy, nanobrowar o wybiciu 60 litrów na warkę. Lecz jeśli american pale ale o nazwie Wielka Sr..., znaczy się, Wielka Racza (ekstr. 12%, alk. 4,5%) odwzorowuje poziom całego browaru, to nie wróżę panockom najlepiej. Aromat jest nikły, ale to może i lepiej. Obawiam się, że w przypadku większej siły przebicia, ten konglomerat owoców sadowych, nikłej pomarańczy i zastanawiającej nuty a la szare mydło w szalecie drewnianego domku letniskowego nad zalewem w Międzybrodziu (kombinacja mydła, stęchlizny i siarki) mogłaby wręcz uniemożliwić konsumpcję. W smaku na szczęście jest lepiej, ale piwu daleko nawet do poprawności – jest tak wodniste, że w zasadzie reprezentuje eurolagerowe podejście do rzemiosła jeśli chodzi o efekt końcowy. Choć właśnie – w przypadku wadliwego piwa nikła wyrazistość jest być może i tak najlepszym wyjściem z sytuacji. (3/10)

Dużo fajniejsze, a zarazem zaskakujące jest dzieło Brovcy o nazwie Londoner (ekstr. 15%, alk. 5%). Niby neipka, ale z twistem. Otóż obecne są nuty miąższu grejpfruta i pomelo, a także nutki żółtych owoców, ale raz, że goryczka jest mocniej podkreślona niż u konkurencji, a dwa bukiet jest zaskakująco ziołowy. Miałem skojarzenia z rześkimi, cytrusawymi ziołami pokroju werbeny, melisy, a nawet mięty, przy czym jest to ziołowość w parze z neipkowym poziomem nasycenia chmielowego wręcz soczysta. Bardzo dobre piwo, któremu daleko do soczkowatości. (7/10)

W rejony lekkie i rześkie celuje Cud Nad Wisłą od Bazyliszka (ekstr. 12%, alk. 5%). Piwo lekkie, rześkie, ale czy faktycznie przyjemne? Cytrusowe, brzoskwiniowe, herbaciane, całkiem soczyste, z goryczką, która za mocną uszłaby nawet w przeciętnej współczesnej ipie. Wprawdzie goryczka ma tutaj nieco łodygowy charakter, ale być może wskutek przesytu soczkowatymi ipkami na tę chwilę mi to nadmiernie nie przeszkadza. Przeszkadzają mi z kolei ziemiste nutki w tle, nie przeszkadza z kolei delikatna siarka. Rezultat końcowy odbieram jako pijalny, jakkolwiek trochę rozklekotany. (5/10)

Lepiej wyszedł Nowy Świat (ekstr. 11,9%, alk. 4,3%), APA z dodatkiem kwiatów lawendy. Te ostatnie tworzą wraz z żywicznymi nutami Simcoe trzon bukietu, który jest zdecydowanie bardziej kwiatowo-leśny niźli tropikalno-owocowy czy też cytrusowy. Zabieg moim zdaniem udany, jako że lubię rześkie gruity, a to piwo wskutek dodania odstraszającego mole kwiecia poszło trochę w tym kierunku, wliczając w to dość mocną, suchą, ziołową goryczkę. American pale gruit? No coś w ten deseń. Dobre. (6,5/10)

New england session IPA to generalnie słuszny kierunek. Gorzej, kiedy aromat jest nikły, a obok cytrusów równorzędnie można wyczuć siarkę oraz zboże. Taka sztuczka przypadła w udziale niestety Szpuntowi, którego Android (ekstr. 12%, alk. 5%) przekonuje w zasadzie jedynie etykietą. Bardziej oczekiwane nuty, przypominające przecier z brzoskwini, pojawiają się dopiero po solidnym ogrzaniu – a w tym stylu najlepiej jest do niego nie dopuścić. Nawet smak jest niemrawy, a przy tym mocno zbożowy oraz jak na session IPA – nawet jeśli nju ingland – mdły, niemalże bezgoryczkowy. Szkoda. (4/10)

Myślałem, że Hoppy Grodziskie, czyli pintowy Grand Prix, będzie dosadnie nachmielonym piwem, mającym z klasycznym grodziszem niewiele wspólnego. Tymczasem to, co mi nalano do szkła, faktycznie jest w głównej mierze zachowawczo grodziskim piwem wraz z jego bukową, ogniskowo-oscypkową, subtelną wędzonką. Nachmielenie jest zdecydowanie bardziej wyraźne niż w klasycznym grodziszu, jednocześnie jednak na tyle stonowane, żeby nie tłumić istoty tego piwa. Wchodzi bardzo dobrze, jest miękkie, rześkie i bez dwóch zdań mocno pijalne. Bdb. (7/10)

Cytrusy uzupełnione o przyjemną cierpkość albedo, mała domieszka białych owoców, stonowana goryczka oraz rześkość. To jest opis udanego piwa, a zarazem opis Another Easy One z Piwnego Podziemia (ekstr. 11,3%, alk. 4,2%). Opis jest jednak niekompletny, brakuje w nim bowiem czynnika, który nieco podcina to piwo. Jak wiele modnych piw spod znaku hazy, tak i to niestety charakteryzuje sie mocnym pieczeniem chmielowym na podniebieniu. Dzięki pozostałym elementom pozostaje dobrym piwem, ale nie potrafi się wznieść ponad ten poziom. (6,5/10)

Dawno już nie piłem niczego od Radugi, ale peach wheat wydał mi się konceptualnie perspektywiczny w odniesieniu do Ani, więc kupiłem jej butelkę. I jest ten Dybet (ekstr. 12%, alk. 4,7%) faktycznie dobrym piwem. Dodany przecier brzoskwiniowy nie ma tutaj absolutnie siły przebicia porównywalnej do marakuji w Trapeze i w sumie dobrze się stało. Brzoskwinia uzupełnia trzon tego udanego, klasycznego pszeniczniaka, bananowo-goździkowego, lekko cytrusowego, w smaku również biszkoptowego. Prosta, fajna, rześka pozycja. (6,5/10)

Całkiem atrakcyjną pozycję na ciepłe dni rzucił na rynek również Nepomucen. Hoppy (ekstr. 9,9%, alk. 3,9%) to lekka, aromatyczna APA z nutami białych cytrusów, kwiatu bzu i żółtych owoców. Piwo jest rześkie, sesyjne i ma podkreśloną goryczkę. Proste, efektowne, smaczne. (6,5/10)

Wit IPA to generalnie przyjemna sprawa, ale w przypadku bazyliszkowej Sawy (ekstr. 14,25%, alk. 4,3%) nie do końca to pykło. Są cytrusy, przy czym chmiele też dały piwu trochę różanej kwiatowości, co mi pasuje. Ale – po pierwsze, kolendry jest tutaj tyle co nic, po drugie, piwo jest siarkowe. Fajnie, że zadbano o odpowiednio silną goryczkę, fajnie też, że piwo jest rześkie, generalnie jednak jest nieco wadliwe oraz mimo podkreślonej goryczki oraz wady w ogólnym wybrzmieniu raczej nijakie. (5,5/10)

Dostać w Polsce craftowego pilsa bez wad to nie jest wcale takie łatwe. Zaryzykowałem w przypadku Funky Fluid i prawie się udało takowego dostać. Prawie, gdyż Pils Please (ekstr. 12%, alk. 5,2%) jest wolny od naleciałości warzywnych, zaś zielone jabłuszko ma w nim jeno szczątkowy występ. Szczątkowa jest też siarka, która mi w zasadzie w takim natężeniu w pilsie nigdy nie przeszkadza. Triada zboże-trawa-zioła gra tutaj rolę głównoplanową, przy czym jednak aromat jest na tyle wyraziście słodowy, że niemalże wchodzi w rejony bawarskiego hellesa miast pilsa, zaś goryczka jest dość mocna, ale i nieco łodygowa, jak z Magnuma w jego gorszych czasach. Aha, tutaj w składzie występuje Magnum właśnie. No cóż. Piwo wyszło średnio na jeża, choć w przypadku tego browaru rozstrzał między kranem a butelką jest zwykle dość istotny, więc może warto jednak będzie dać mu jeszcze jedną szansę, tym razem z kija. (5/10)

Browar Jabeerwocky jest jeszcze w budowie, niedawno jednak wypuszczono na rynek cztery piwa pod swoją banderą, na których jest napisane „uwarzono w UE”. Wybrałem pilsa o nazwie Bo Hater (ekstr. 12%, alk. 5,5%) jako piwo najwyżej oceniane. Mamy tutaj do czynienia z germańskim podejściem do stylu, bardziej południowo- niż północnogermańskim. Czyli z jednej strony wyraźne nuty słodowe, zbożowe, z drugiej zielona, trawiasto-ziołowa chmielowość, która się przez słodową powłokę przebija niezbyt intensywnie, ale odczuwalnie, z trzeciej jest odczuwalna słodycz resztkowa i goryczka, którą co prawda podkreślono, ale znowuż bez przesady. Stąd i napisałem o południowogermańskim podejściu, bo na północy robi się to zwyczajowo w bardziej wytrawnym kształcie. Czy piwo spełnia oczekiwania? Spełnia. Jest proste w konstrukcji, o wysokim współczynniku pijalności, a zarazem nie jest wodniste. Dobry start. (6,5/10)

Browar Green Head samą swoją nazwą kreuje oczekiwania. Tymczasem session IPA o nazwie Green Welcome (ekstr. 13,2%, alk. 5%) wcale nie jest chmielową bombą. Co najwyżej bombką. Taką choinkową. Bukiet porusza się głównie po trajektorii wyznaczonej przez cytrusy, żywicę i naftę, zahaczając również o rejony herbatki cytrynowej, zielonej cebulki oraz ciasteczek. Sesyjność jest tutaj równoznaczana z brakiem wyrazistości, bo piwo jest po prostu mało intensywne w smaku, w czym swój udział ma rachityczna goryczka. Takie sobie. (5/10)

Piwem, do którego blisko jest kingpinowemu Kahuna (ekstr. 14%, alk. 5%), jest ugruntowany na rynku stumostowy Hoptart. Mamy tutaj do czynienia z „DDH sour hazy session IPA”, co przekłada się na rześką, kwaskową cytrusowość w aromacie oraz smaku, sporą ilość nut grejpfrutowych i pomelowych, bardziej subtelne podszycie z tropikalnych żółtych owoców oraz lekko mandarynkowy finisz. Piwo jest bardzo rześkie i przyjemnie intensywne, goryczki jest mało (czyli idealnie względem kwasku – nie przepadam za sałerami z podkreśloną goryczką) i generalnie sprawia to przyjemność. Bdb. (7/10)

Projekt udany! Good Mood Project (ekstr. 12%, alk. 5%), ‘session hazy IPA’ od Maltgardena, to strzał w dziesiątkę, w sam raz na ciepłe dni. Lekkie, rześkie piwo napakowane do imentu tropikalnymi nutami – mango, marakują, białymi i żółtymi cytrusami, brzoskwinią, choć i bardziej swojską owocowość na styku gruszki i białej porzeczki da się wyczuć. Goryczka jest umiarkowana, ale wyczuwalna, a pijalność pierwsza klasa. Zdecydowanie polecam. (7,5/10)

Wracamy do Funky Fluid. Comet NEIPA (ekstr. 14%, alk. 4,8%) to mocny aromat soczystej limonki, grejpfruta i marakui z trejdmarkową fluidową neipkową gruszką w tle. W smaku jest lekkie i rześkie, wchodzi jak przysłowiowe masełko. Wprawdzie goryczka mogłaby być moim zdaniem trochę bardziej wyraźna, jest to jednak wynagradzane soczystością. Bardzo dobre. A mogło być jeszcze lepsze, gdyby tę gorycz jednak podkręcono. (7/10)

Manolo od Dwóch Braci (ekstr. 14%, alk. 5%) dostał ostatnio jakąś nagrodę na jakimś konkursie, choć nie pamiętam już na jakim. No i w aromacie tej neipki wszystko gra – soczysty grejpfrut, ciut żywicy, trochę melona, mango i brzoskwini – idzie niuchać. I na tym kończą się zalety tego piwa. W smaku niestety rzuca się na zmysły brak konkretniejszej goryczki, przy czym to, co pełni jej funkcję, jest suche i lekko ściągające. Na domiar złego we smaku to melon przejmuje pałeczkę pierwszeństwa, co tylko uwypukla mdły charakter tego piwa. Pewnie znajdzie swoich zwolenników, moim zdaniem jest stanowczo zbyt wykastrowane, czego nie nadrabia soczystością. A szkoda. (4,5/10)

Gwoździa mi zabił Mini Maxi Mango od Pinty. Bezalkoholowy owocowy ejl z dodatkiem mango został tak mocno zdominowany przez dodany owoc, że niemalże całkowicie przykryło to nieprzefermentowaną brzeczkę, ale wraz z nią przykryło tez w zasadzie jakąkolwiek piwność tego piwa. Jest lekki owocowy kwasek i rachityczna goryczka, poza tym jednak smakuje o jak nagazowany napój z mango. Żeby nie było – smakuje dobrze. Ale jeśli dla kogoś radlery są zbyt mało piwne, to przy tym Mini Maxi wymięknie podwójnie. No ale mi po szychcie wszedł dobrze. (6,5/10)

Dwa topowe polskie browary połączyły siły i powstał prawdziwy cymes. Quiet Storm (ektr. 18%, alk. 6,5%) to imperialne gose z dodatkiem marakuji, mango i gujawy, wspólne dzieło Nepomucena oraz Funky Fluid. Pachnie to jak marakuja, konkretnie mineralna marakuja zmiksowana z gujawą i delikatnym lacto wraz z nutami agrestu i mirabelki. Mango trzyma się w tle, ale jest obecne. Co mnie urzekło, to że płytkie odfermentowanie dało piwo gęste i cieliste, które zarazem jest akuratnie orzeźwione przez owocowy, tropikalny smak oraz kwasek, którego tutaj jest w sam raz żeby przełamać ciało, ale zarazem nie tyle, żeby irytował. Piwo jest treściwe i rześkie jednocześnie, ergo: w pełni satysfakcjonujące, a przy okazji zaskakujące w przyjemny sposób. (8/10)

Przegląd wygrała Pinta z marakujowym kwasem, a na podium znalazł się jeszcze Funky Fluid za kwas porzeczkowy oraz – we współpracy z Nepomucenem – za imperialne gose. Wyróżnienia dostają ponadto jak zwykle solidny Maltgarden, Brovca oraz Kingpin. Większość piw w przeglądzie powinna być na chwilę obecną dostępna na rynku, a tymczasem na ukończeniu jest już następny wpis z tej serii.

recenzje 5987344989616925271

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)