Loading...

Morawsko-śląski piwny obwarzanek

Jak już pisałem, przekraczając granicę polsko-czeską przy Cieszynie, można pojechać dalej w kierunku Ostrawy. Samo miasto jest całkiem ciekawe, a poza tym są zarówno w nim jak i w bezpośredniej okolicy częściowo warte odwiedzin browary. Można jednak również zwiedzić tereny okalające Ostrawę od strony polskiej granicy. Po co to robić? Ano na przykład po to, żeby zwiedzić całkiem nieźle urządzony Dino Park. Wtedy można spędzić czas entuzjastycznie, jak moja Ania, od czasu pierwszej kinowej projekcji zafascynowana Parkiem Jurajskim albo jak moja córka, wskutek książek zainteresowana tematyką dinozaurów. Można też przeczekać wizytę w Dino Parku, mając dinozaury naprawdę głęboko gdzieś, jak mój syn (z racji wieku) albo jak ja (z racji tego, że interesują mnie tylko te zwierzęta, które mogę zjeść). I kiedy już się wypiło tyle mleczka (syn) względnie bezalkoholowego Birella (ja), że już więcej się nie da, dziewczyny oznajmiają, że też już mają dość, otóż wówczas można pojechać dalej, w miejsca ciekawsze również ze względów piwnych.

Nawiasem mówiąc, z poziomu umiejscowionego na lekkim wzniesieniu Dino Parku dobrze widać specyfikę terenu. Pofalowane morze zieleni, z którego raz po raz, z reguły oddalone od siebie, wystają kominy i wyższe zabudowania kombinatów przemysłowych, spoczywa na tle majaczących w oddali Karpat. Jak na tereny przemysłowe jest tutaj wręcz bajecznie zielono.

Przejechaliśmy wzdłuż pola golfowego i dwóch fabryk, wjeżdżając niepostrzeżenie na teren Ostrawy. Niepostrzeżenie, bowiem gęstość zaludnienia zwiększyła się tylko symbolicznie, zaś wiejski charakter otoczenia pozostał. W północnej dzielnicy Ostrawy, Hermanicach, mieści się Hermanicky Pivovar, przy którym działa firmowa restauracja Beseda. Stan okolicznych domów spełnia estetyczną część pojęcia prowincjonalności, toteż i Beseda to taki mało wyszukany, wiejski zajazd.

Spodziewałem się raczej miernego poziomu miejscowych piw, skoro browarniany wyszynk jest obrendowany (neon, parasole) koncernowym Ostravarem. No ale te koncernowe parasole przynajmniej dają w późnowiosennym skwarze potrzebny cień, a ogródek mają tutaj całkiem w porządku, zaś wyłożone drewnem wnętrze jak na prowincjonalny czeski zajazd jest też dość schludne i w miarę przyjemne – ergo nie miałem na początku asumptu do narzekania. Nie ma jednak co ukrywać – nie jest to doinwestowane miejsce na wzór minibrowarów w pobliskim Hawierzowie.

Przy akompaniamencie radiowej muzyki jęliśmy kosztować typowo czeskiej, a więc przyciężkawej kuchni w nie najgorszym wydaniu, a ja w końcu mogłem zanurzyć usta w piwie. Choć prawdę mówiąc, to pity w Dinoparku Birell był lepszy. Nie wspominając już o Ostravarze, który tutaj oprócz własnych piw faktycznie polewają – jest to obok Urquella chyba jedyny rzeczywiście dobry czeski koncerniak. Niestety dużo lepszy od hermanickich piw.

Hermanicka 11 Svetla to totalna maślanka, lekko słodowa, z umiarkowaną goryczką (3,5/10). Hermanicka 12 Svetla to podobne piwo, jeno z balansem słodowo-diacetylowym przesuniętym na korzyść słodu, z bardziej podkreślonym ciałem i przebłyskami chlebowymi (4,5/10). Hermanicka 11 Citra oferuje granulatowo-cytrusowe klimaty, z umiarkowanym masłem przykrytym chmielem. Goryczka umiarkowana, chlebowość również. Jako tako (5,5/10). Hermanicke 11 Tmave to masło kakaowe z wtrętami lukrecjowymi. Uważam połączenie silnego diacetylu z nutami ciemnych słodów za hańbę i niegodziwość (3/10).

Wbrew piwu może i warto wpaść do tej Besedy, proszę Państwa. Na Ostravara. Ale na Ostravara to akurat warto wpaść jednak chyba po prostu gdzieś indziej.

Na przykład na Porubę, wszak sezon w pełni i prawdopodobnie najfajniejszy basen w tej części Europy ma przy dobrej pogodzie otwarte! Droga do niego przypomniała mi się, kiedy w kilka dni po Dinoparku i Hermanicach postanowiłem pojechać z Mikołowa do domu okrężną drogą. Dojechałem autostradą A1 do Czech i pierwszym zjazdem wylądowałem w przygranicznym Bohuminie, miejscowości, która w trakcie powodzi niemalże dekadę temu stanęła w 70% pod wodą. Jeśli by pod tą wodą zniknęła całkowicie, to oczywiście bardzo bym współczuł jej mieszkańcom, ale tak po prawdzie, to pod względem estetycznym świat by na tym nie ucierpiał. Świat piwa też nie.

Tutaj mieści się bowiem minibrowar Skřečoňský žabák, którego wyroby można czasami dostać i u nas. Położony na osiedlu skomponowanym ze starych domków jednorodzinnych, dosłownie w jednym z nich, dysponuje wybrukowanym placem z pojedynczym stolikiem, przy którym – jak wywnioskowałem – spotykają się osoby z sąsiedztwa. Piją, a kiedy wypiją, każdy odnosi swoje szkło na dół do piwnicy i je po sobie myje. To sympatyczne.

Mniej sympatyczny był nieco mrukliwy właściciel, od którego dowiedziałem się, że dwunaczyniowa warzelnia (plus whirlpool, w trakcie mojej wizyty wypełniony brzeczką) o wybiciu 5 hektolitrów ma zostać uzupełniona o dodatkową kadź, żeby móc warzyć szybciej więcej. Na razie w tym celu wybito dziurę w ścianie obok kadzi zacierno-filtracyjnej. Taki jest stan modernizacji browaru, no ale od czegoś trzeba zacząć. Bardziej mnie jednak dziwi sam fakt, że popyt przekracza podaż (ponoć produkcja to około 1000hl rocznie; moim zdaniem jest to mocno wątpliwe), o ile cztery klasyki dostępne w trakcie mojej wizyty były miarodajne.

Po szybkich oględzinach fermentowani, w której w czterech otwartych kadziach garowały różne piwa, wywnioskowałem, że utrzymanie w tej części browaru odpowiedniej temperatury nie spędza chyba właścicielowi snu z powiek. Wskutek tego wcale mnie nie zdziwiło, że žabák 10 Svetle to jedna wielka bananowa (sic!) maślanka. Serio, jakbyście taką papkę z bułki i bananami, którą się daje małym dzieciom, zmieszali z maślanką. Tam niczego innego nie było, nawet goryczka była jeno symboliczna (2/10). žabák 11 Svetly Lezak był już na szczęście wyraźnie lepszy. Maślanka, słód, lekko podkreślona goryczka. Kiepskie, ale przynajmniej da się pić (4/10). žabák 13 Polotmavy Special łączył orzechową maślankę z lekką goryczką oraz nutami karmelowymi i tostowymi. Średnie (5/10). A na koniec žabák 13 Tmavy Special – masło kakaowe, trochę czekolady z orzechami oraz odstanej kawy zbożowej. Średnie (5/10).

Trochę szkoda tego Żabaka, a trochę nie. Na przyszłość wiem, że tej marki lepiej unikać, bo diacetyl proszę Państwa, to nie jest żaden wyznacznik czeskiej jakości, tylko symbol niechlujnego warzenia i smakowej sromoty.

Całe szczęście nie był to jedyny browar zwiedzony tego dnia. Udałem się dalej szosą najpierw na wschód, a potem na południe, cały czas w niewielkiej odległości od polskiej granicy. Przemierzałem pagórki pokryte polami uprawnymi oraz chaszczami, przejeżdżałem przez wioski oraz mniejsze miejscowości w rodzaju Orłowej, składającej się z komunistycznych pawilonów oraz blokowisk wrzuconych pomiędzy drzewa. W tej walce modernizmu z naturą ta ostatnia przynajmniej przy sprzyjających warunkach atmosferycznych wydaje się wygrywać – niby w architekturze dominują prostokątne bryły, a jednak natłok zieleni sprawia, że nie wygląda tutaj źle. Też ze względu na przechadzające się po okolicy autochtonki rzecz jasna.

Następnym przystankiem były Olbrachcice vel Albrechtice, mała miejscowość położona pośród zielonych wzgórz, zaraz na zachód od polskiej granicy. Mieszka w niej niespełna 4000 ludzi, z czego blisko jedną czwartą stanowią Polacy.

Działa tutaj browar, o którym miejscowi wiedzą bardzo dobrze, inaczej niż rzecz się miała w serbskim Nemenikuće, w którym działa browar Kabinet. Wnioskuję to po tym, że piwowar Michał Kochaniewicz kazał mi zamknąć wrota browaru zaraz po wejściu, „inaczej zaraz się tu zjadą rowerzyści.” Michała możecie kojarzyć z nieszczęśliwie śniętego projektu cieszyńskiego o nazwie Fabrica Rara, pod szyldem którego kilka lat temu wyszło parę naprawdę niezłych piw (na czele z rewelacyjnym Kashmirem), uwarzonych w ukatrupionym po Kuchennych Rewolucjach cieszyńskim Browarze Mieszczańskim. Otóż Michał na co dzień jest grafikiem, ale od jakiegoś czasu dodatkowo ponownie warzy, właśnie w Albrechtickim Pivovarze. Obecnie dwa dni w tygodniu, choć wskutek skokowego rozwoju browaru właściciel chciałby go mieć u siebie częściej. W tym konkretnym przypadku przedstawiony stan rzeczy wydaje się odpowiadać prawdzie – słowa o 300hl uwarzonych w zeszłym roku i tej samej ilości uwarzonej w pierwszym kwartale roku obecnego brzmią prawdopodobnie względem rozmiarów browaru, rzucając więcej niż cień wątpliwości na twierdzenia właściciela dużo mniejszego Skrecońskiego Żabaka odnośnie jego rocznego wybicia.

Albrechticky browar jest położony pośrodku folwarku, własności magnata, który zaraz obok ma hodowlę długowłosego bydła, a ponadto zawiaduje hektarami ziemi naokoło, na których znajduje się ponadto przybrowarna sauna oraz jakieś wiekowe drzewo – takie, do którego przyczepia się plakietki informujące o jego leciwości. Ponoć magnat niezbyt lubi ludzi, a w każdym razie najchętniej by wykupił ziemie naokoło do końca, żeby mieć już zupełny spokój.

Dobrze, że browar jest mu najwidoczniej w sam graj, jako że miejscowe piwa są naprawdę warte uwagi. Również ze względu na wpływ Michała, którego seria Brewmaster’s Madness odstaje in plus od zwyczajowo średniego nowoczesnego craftu czeskiego. Warzelnia dwunaczyniowa (plus whirlpool) ma 10hl wybicia, w dużym pomieszczeniu obok z kolei stoi 10 tankofermentorów o pojemności 20hl każdy. Jako że browar się szybko rozwija, zamówione zostały już kolejne tankofermentory – dwie czterdziestki, a także dwie dziesiątki, na mniejsze, eksperymentalne warki. Bardzo fajnie, że lokalsi traktują browar w charakterze swojego wodopoju – w weekendy zlatują się ponoć w dużych ilościach, pijąc piwo na miejscu (w browarze są rozstawione podłużne ławy), przede wszystkim jednak biorąc „petki” na wynos, do domu.

No i ciężko się dziwić – Albrechticky Pivovar ma piwa na naprawdę wysokim poziomie. Pius (ekstr. 11%, alk. 4,1%) to mocno słodowy, chlebowy, lekko piwniczny pils. Ziołowe nutki chmielowe są cały czas wyczuwalne, goryczka jest stonowana, a wpływ cukrów resztkowych na finisz czyni to piwo dobrze zbalansowanym. Lekkie, aromatyczne, bardzo rześkie piwo (7/10). Na podobnym poziomie jakościowym jest polotmave Pierun (ekstr. 13%, alk. 5,1%). Ciemniejsze słody dały mu trochę tostowy profil uzupełniony o nuty suszonych owoców, które to z kolei oddziałują na ziołowe nuty chmielowe w ten sposób, że tworzy się nieco herbaciany klimat. Piwo jest rzecz jasna bardziej konkretne, bardziej cieliste od jasnej jedenastki, dzięki podkreślonej goryczce jednak jest zarazem mocno pijalne i nie zamula. Bardzo dobre (7/10).

Nieco gorzej wypadła nowa fala w formie piwa PIPA (ekstr. 15%, alk. 6,1%). Firmowa ipka to gorzkawe, ale i przyciężkawe połączenie nut karmelowych, truskawkowych oraz chmielowo-owocowych i herbacianych. Mocarne chlebowe ciało troszkę muli, lekko podkreślona goryczka troszkę je ożywia. Jest niezłe szczególnie jak na czeski poziom ipek, ale taka przyciężkawa mid-Atlantic IPA przegrywa w zestawieniu z porządnie zrobionym pilsem (5,5/10). Co innego Pacific Waves (ekstr. 12%, alk. 5%). Ta APA autorstwa Michała reprezentuje bardziej polskie, czyli bliższe amerykańskiemu źródłu podejście do craftu. Wytrawne, goryczkowe, mocno cytrusowe, grejpfrutowe, z delikatnym wtrętem ciasteczkowym oraz ziołowym przebłyskiem w finiszu. Świeżutki niepaster pity zarówno z tanku jak i zaraz po rozlewie w domowym zaciszu był świetny, szczególnie jak na czeskie warunki i nową falę (7,5/10). Moulin Rouge zakupiłem tylko dlatego, że ktoś na Untappd dał mu dwa punkty ze względu na niestylowość. W przypadku milkszejka to jest zdecydowanie rekomendacja! Z dodatków silniej wyczuwalny jest hibiskus niż maliny, owocowość jest jednak bardziej złożona – przewijają się również nuty dojrzałego jabłka, świeżej czerwonej śliwki oraz wiśni. Goryczka jest zdecydowanie słabsza niż w Pacific Waves, ale i zdecydowanie jest to piwo bardziej wytrawne piwo od średniej stylowej, a wpływ laktozy jest marginalny. Fajne (6,5/10).

W browarze kosztowałem ponadto z tanku ciekawego american wheata z dodatkiem jaśminu, który stanowi pewne nawiązanie do piwno-herbacianej miksologii stosowanej przez Michała w Fabrica Rara. Mam nadzieję, że Albrechticky Pivovar będzie się nadal rozwijał. Mam również nadzieję, że Hermanicky i Skreconsky Zabak się ogarną. W przeciwnym wypadku niech mi będą jak poganin i celnik.

piwne podróże 3283630644243975688

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)