Loading...

Sześciopak polskiego craftu 96

Dzisiaj rozprawiam się z kilkoma piwami z dodatkami. Zastosowanie mniej typowych składników tylko w jednym wypadku zaowocowało (tego słowa nie należy traktować dosłownie) piwem, które mogę z czystym sercem polecić.

Znaczy się, mniej typowych składników… piwa z owocami to przecież nie jest nic nietypowego, to wręcz obecnie zmora nowoczesnego piwowarstwa. Sprawę transformacji piwa w sok owocowy do serca wziął sobie Browaru Stu Mostów, tworząc wespół z norweskim Haandbryggerietem piwo Art 12, czyli Mango, Strawberry and Raspberry Ale (ekstr. 11%, alk. 3,5%). Owocowe dodatki (przeciery z mango i truskawek oraz tłoczony sok z malin) stanowią 25% składu tego piwa, ale za to niemalże 100% aromatu. Z początku truskawka jest najbardziej wyraźna, wraz z ogrzaniem pałeczkę pierwszeństwa przejmuje mango, zaś malina pozostaje przez cały czas w tle. Jakiekolwiek piwne nuty w aromacie? Może dyskretna nutka chmielu. A w smaku? No, jest to napój gazowany, więc jednak nie sok. Ma też lekką goryczkę, która w przeciwieństwie do stumostowych milkszejków nie jest cierpka i tępa. W posmaku pojawia się nawet nutka słodowa, no patrzcie. A poza tym rzeczone owoce, z truskawką na przedzie, maliną w tyle i mango pomiędzy. Ciężko mi to ocenić, bo nawet owocowe Lindemansy wydają się być bliższe idei piwa od tego napoju. Ale z drugiej strony jest to smaczne pi… smaczny napój. (6,5/10)

Nie lubię piw dyniowych, z kolei bardzo lubię altbiery. Pinta połączyła obydwa style, ale rezultat, czyli Pump It Alt (ekstr. 11,5%, alk. 5%) ma mało wspólnego z pumpkinem, sporo z altem, a jeszcze więcej z czeskim piwem z małego browaru. Już tłumaczę, w czym rzecz. Otóż, zrezygnowano z przypraw, które czynią pumpkin ejla pumpkin ejlem. Owszem, w piwie wylądowała dynia, ale że jest to mało intensywny, a w dodatku mdły smakowo owoc, toteż nie czuć jej tutaj specjalnie. Z kolei baza słodowa – opiekane zboże, orzechy – a i nachmielenie, które manifestuje się dopiero w formie lekko-średniointensywnej goryczki, otóż to jest altowa strona piwa, w moim mniemaniu udana. A o co chodzi z czeskim nawiązaniem? No cóż, jest tutaj masło, i nie jest go mało. Jest go wręcz dużo, mówiąc wprost, i przeglądając recenzje tego piwa na internetach, miałem wrażenie, że sporo ludzi nie widzi słonia w menażerii. Rezultat końcowy jest nieco chaotyczny i dobrze, że są tutaj wspomniane orzechowe nuty, które to piwo de facto czynią jeszcze pijalnym. (4/10)

Imperialny Atomowy Morświn (ekstr. 18%, alk. 7,3%), made by Golem, wydaje się być nie tylko imperialną, ale i przy okazji nieco odmienioną pod względem składu wersją Atomowego Morświna. Jakby nie było – jest wyraziście, cytrusowo (limonka, cytryna), ale i kveikowo, przy czym te norweskie drobnoustroje się chyba już na dobre ucywilizowały, wskutek czego ostatnimi czasy polskie piwa na tych drożdżach już nie śmierdzą, tylko mają całkiem ciekawy charakter, pokrewny przejrzałym żółtym owocom. Piwo ma ciało, jest lekko mięsiste, jest jednak mimo to dość rześkie. W finiszu jest trochę cierpkości oraz pałetają się rozpuszczalnikowe nutki, więc jest pole do poprawy, a wersja podstawowa wypadła bardziej korzystnie. Niemniej jednak, jest git. (6,5/10)

Są piwa, które aromatem przypominają jedzenie, nie są wędzonkami, a mimo to zaliczają się do tych udanych. W kingpinowym Badass Basil (ekstr. 15,5%, alk. 7,1%) wylądowało tyle bazylii, że aromat narzuca mi nieodparte skojarzenia z sałatką caprese. Którą nota bene bardzo lubię, a raczej lubiłem, zanim nie dowiedziałem się, że nie powinienem spożywać pomidorów. Pieprz, mięta, maść Wick Blau – zielone skojarzenia rozwijają się w moim umyśle, the sky is the limit. Szczególnie w smaku ziołowość jest tak mocna i mimo jednoskładnikowego podejścia jednak złożona, że piwo zaczęło mi się wręcz trochę kojarzyć z gruitem. Dodane jabłka giną pod tym natłokiem zielska, ale to chyba akurat dobrze. Bardzo fajne, oryginalne piwo, które z amerykańskiej ajpy ma właściwie tylko mocną goryczkę. Polecam. (7/10)

Prostym, lekkim kwasem zagaiła również Eureka. Bach (ekstr. 11%, alk. 4,5%) to berliner weisse z owocami. Po odkapslowaniu w okolicach butelki pachnie zdecydowanie malinami, po przelaniu jednak na przód wysuwa się wiśnia, za którą dopiero kroczy wspomniana malina, a wszystko jest owiane delikatną nutą jogurtową. Ta ostatnia z kolei nabiera na sile w smaku, który pod względem owocowym jest przy okazji pestkowy, choć i nutkę pszenicy da się wychwycić w finiszu. Poziom kwaśności jest umiarkowany do średniego, za sprawą czego nie gustująca w kwasach Ania ten akurat kwas polubiła. Rzeczą do poprawy jest niedogazowanie piwa, wobec kompozycji z kolei nie mam żadnych obiekcji. (6,5/10)

Po zmianie piwowara Eureka próbuje również swojego szczęścia z herbacianymi piwami. Earl Grey APA (ekstr. 14%, alk. 6%) ma liściasty, perfumowo-cytrusowy aromat, czym całkiem zgrabnie emuluje tytułową herbatę. Chmiele dodają piwu trochę dodatkowych nut cytrusowych oraz brzoskwiniowych. W smaku jest półpełno, całkiem rześko i dość gorzko, przy czym spodziewane taniny wywarły na finisz niekoniecznie korzystny wpływ – jest trochę zbyt ściągający. Jest nieźle, choć nad cierpkością oraz przewijającym się w tle drożdżem trzeba by popracować. (6/10)

Jedynym piwem w pełni wartym zakupu w tym przeglądzie okazał się Badass Basil, przy czym jest to piwo na tyle specyficzne, że nie każdemu podejdzie. Ale jak ktoś lubi sałatkę caprese, a na dodatek nie wolno mu jej jeść, to raczej podejdzie.

recenzje 6809241136399664329

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)