Sześciopak polskiego craftu 96
https://thebeervault.blogspot.com/2018/03/szesciopak-polskiego-craftu-96.html
Dzisiaj rozprawiam się z kilkoma piwami z dodatkami. Zastosowanie mniej typowych składników tylko w jednym wypadku zaowocowało (tego słowa nie należy traktować dosłownie) piwem, które mogę z czystym sercem polecić.
Znaczy się, mniej typowych składników… piwa z owocami to przecież nie jest nic nietypowego, to wręcz obecnie zmora nowoczesnego piwowarstwa. Sprawę transformacji piwa w sok owocowy do serca wziął sobie Browaru Stu Mostów, tworząc wespół z norweskim Haandbryggerietem piwo Art 12, czyli Mango, Strawberry and Raspberry Ale (ekstr. 11%, alk. 3,5%). Owocowe dodatki (przeciery z mango i truskawek oraz tłoczony sok z malin) stanowią 25% składu tego piwa, ale za to niemalże 100% aromatu. Z początku truskawka jest najbardziej wyraźna, wraz z ogrzaniem pałeczkę pierwszeństwa przejmuje mango, zaś malina pozostaje przez cały czas w tle. Jakiekolwiek piwne nuty w aromacie? Może dyskretna nutka chmielu. A w smaku? No, jest to napój gazowany, więc jednak nie sok. Ma też lekką goryczkę, która w przeciwieństwie do stumostowych milkszejków nie jest cierpka i tępa. W posmaku pojawia się nawet nutka słodowa, no patrzcie. A poza tym rzeczone owoce, z truskawką na przedzie, maliną w tyle i mango pomiędzy. Ciężko mi to ocenić, bo nawet owocowe Lindemansy wydają się być bliższe idei piwa od tego napoju. Ale z drugiej strony jest to smaczne pi… smaczny napój. (6,5/10)
Nie lubię piw dyniowych, z kolei bardzo lubię altbiery. Pinta połączyła obydwa style, ale rezultat, czyli Pump It Alt (ekstr. 11,5%, alk. 5%) ma mało wspólnego z pumpkinem, sporo z altem, a jeszcze więcej z czeskim piwem z małego browaru. Już tłumaczę, w czym rzecz. Otóż, zrezygnowano z przypraw, które czynią pumpkin ejla pumpkin ejlem. Owszem, w piwie wylądowała dynia, ale że jest to mało intensywny, a w dodatku mdły smakowo owoc, toteż nie czuć jej tutaj specjalnie. Z kolei baza słodowa – opiekane zboże, orzechy – a i nachmielenie, które manifestuje się dopiero w formie lekko-średniointensywnej goryczki, otóż to jest altowa strona piwa, w moim mniemaniu udana. A o co chodzi z czeskim nawiązaniem? No cóż, jest tutaj masło, i nie jest go mało. Jest go wręcz dużo, mówiąc wprost, i przeglądając recenzje tego piwa na internetach, miałem wrażenie, że sporo ludzi nie widzi słonia w menażerii. Rezultat końcowy jest nieco chaotyczny i dobrze, że są tutaj wspomniane orzechowe nuty, które to piwo de facto czynią jeszcze pijalnym. (4/10)
Są piwa, które aromatem przypominają jedzenie, nie są wędzonkami, a mimo to zaliczają się do tych udanych. W kingpinowym Badass Basil (ekstr. 15,5%, alk. 7,1%) wylądowało tyle bazylii, że aromat narzuca mi nieodparte skojarzenia z sałatką caprese. Którą nota bene bardzo lubię, a raczej lubiłem, zanim nie dowiedziałem się, że nie powinienem spożywać pomidorów. Pieprz, mięta, maść Wick Blau – zielone skojarzenia rozwijają się w moim umyśle, the sky is the limit. Szczególnie w smaku ziołowość jest tak mocna i mimo jednoskładnikowego podejścia jednak złożona, że piwo zaczęło mi się wręcz trochę kojarzyć z gruitem. Dodane jabłka giną pod tym natłokiem zielska, ale to chyba akurat dobrze. Bardzo fajne, oryginalne piwo, które z amerykańskiej ajpy ma właściwie tylko mocną goryczkę. Polecam. (7/10)
Prostym, lekkim kwasem zagaiła również Eureka. Bach (ekstr. 11%, alk. 4,5%) to berliner weisse z owocami. Po odkapslowaniu w okolicach butelki pachnie zdecydowanie malinami, po przelaniu jednak na przód wysuwa się wiśnia, za którą dopiero kroczy wspomniana malina, a wszystko jest owiane delikatną nutą jogurtową. Ta ostatnia z kolei nabiera na sile w smaku, który pod względem owocowym jest przy okazji pestkowy, choć i nutkę pszenicy da się wychwycić w finiszu. Poziom kwaśności jest umiarkowany do średniego, za sprawą czego nie gustująca w kwasach Ania ten akurat kwas polubiła. Rzeczą do poprawy jest niedogazowanie piwa, wobec kompozycji z kolei nie mam żadnych obiekcji. (6,5/10)
Po zmianie piwowara Eureka próbuje również swojego szczęścia z herbacianymi piwami. Earl Grey APA (ekstr. 14%, alk. 6%) ma liściasty, perfumowo-cytrusowy aromat, czym całkiem zgrabnie emuluje tytułową herbatę. Chmiele dodają piwu trochę dodatkowych nut cytrusowych oraz brzoskwiniowych. W smaku jest półpełno, całkiem rześko i dość gorzko, przy czym spodziewane taniny wywarły na finisz niekoniecznie korzystny wpływ – jest trochę zbyt ściągający. Jest nieźle, choć nad cierpkością oraz przewijającym się w tle drożdżem trzeba by popracować. (6/10)
Jedynym piwem w pełni wartym zakupu w tym przeglądzie okazał się Badass Basil, przy czym jest to piwo na tyle specyficzne, że nie każdemu podejdzie. Ale jak ktoś lubi sałatkę caprese, a na dodatek nie wolno mu jej jeść, to raczej podejdzie.


