Pół skrzynki germańskiego craftu
https://thebeervault.blogspot.com/2017/02/po-skrzynki-germanskiego-craftu.html
Bo po co się ograniczać do sześciopaków, szczególnie że za Odrą w miarę popularne są tzw. pół-skrzynki?
Na pociąg craftowy wskoczył jakiś czas temu duży jak na austriackie warunki browar Stiegl. Max Glaner’s Wit (ekstr. 12%, alk. 5%), opatrzony w logo ‘slow brewing’ i odniesienia do piwowarstwa domowego, faktycznie smakuje jak niezbyt udany domowy wit, w którym nuty kolendry i skórki pomarańczy są bezlitośnie tłamszone przez wybujałą drożdżowość. Gdzieś spomiędzy natłoku aromatów ciasta drożdżowego wyziera też trochę pieczonego jabłka, ale to wciąż za mało żeby nie tyle nawet zachwycić, co zadowolić. W smaku robi się ciekawiej, kolendra jest wyraźniejsza, jest wręcz brzoskwiniowo. Piwu brakuje jednak podstawowego atrybutu dobrze zrobionego wita – rześkości. (5/10)
Max Glaner’s IPA (ekstr. 13,8%, alk. 5,8%) swoim zespoleniem nut mandarynkowych i ziołowych budzi skojarzenia z nowofalowymi niemieckimi odmianami chmielu, do czego dochodzi trochę cytryny w miodzie i śladowo żywicy. Szkoda, że alkoholu w aromacie nie udało się do końca ukryć. W smaku piwo jest gęstawe, łamane przyjemnie cytrusowymi chmielami, stonowane jak na gatunek, a mimo to albo właśnie dzięki temu bardzo smaczne. (7/10)
Kontraktowiec Geilings Bräu, zarejestrowany w Kamp-Lintfort, klasztorno-kopalnianej miejscowości w Nadrenii zamieszkanej w sporej mierze przez Turków, podchodzi do tematyki craftu od innej, bardziej tradycyjnej strony. Strona internetowa usiłuje nas przekonać, że pewien nadreński rolnik przez dwa lata pracował nad recepturą do piwa, którą potem zaniósł do fizycznego browaru Urfels w Duisburgu. Piwo ma ze wszech miar tradycyjną etykietę, jest ze wszech miar tradycyjnym kellerbierem i próbuje skłonić Niemców do wydania nań dwa razy więcej niż za chociażby frankońską konkurencję za pomocą otoczki nasączonej lokalizmem i woskowej pieczęci na zamknięciu pałąkowym. Nie powinienem się jednak nabijać, wszak sam dałem się skusić. Tytułowy Geilings Bräu (alk. 4,9%) to świeża słodowość subtelnie naznaczona karmelem, pieczone jabłko oraz ciasto drożdżowe. Słodkawe, mało goryczkowe, ciut zawiesiste piwo o wiejskim charakterze. Dobre było. (6,5/10)
Geilings Bräu Hopfentraum (alk. 5,1%) to interpretacja ajpy, w tym wypadku na chmielach z USA. Smakuje jak fermentowana w zbyt wysokim zakresie temperatur wersja domowa. Trochę cytrusów, kwiatów i żywicy, trochę karmelu, zdecydowanie zbyt dużo drożdży i nutki rozpuszczalnika w tle. Męczące i odpychające, jak obsługa tureckiego sklepu w Kamp-Lintfort. (3,5/10)
Berlińskie Brło odstawiło ze swoim Pale Ale (alk. 6%) niezłą prowokację. Takiej brzydkiej zawiesiny w piwie to już dawno nie miałem, aż się pić odechciewa. Poza Saphirem piwo jest nachmielone tylko odmianami z USA, a wbrew temu w aromacie dominują nuty ziemiste, ziołowe, ciasteczkowe, jest też trochę toffi. Dopiero w smaku pojawia się nuta miąższu pomarańczy i morela, a finisz jest delikatnie melonowy. Chyba na aromat najbardziej chmielono Saphirem. Wbrew pozorom dobrze się to pije. Jest trochę zbyt pełne, zbyt pożywne jak na rasową, rześką apę, a mimo to znika ze szkła dość szybko. Fajne piwo z beznadziejnym wyglądem. (6,5/10)
Po craftowej serii weizenowego browaru Maisel wiadomo przynajmniej, że piwo będzie zrobione w sposób profesjonalny. Maisel & Friends Citrilla (ekstr. 13,6%, alk. 6%) to weizen IPA, w której goździk dominuje nad przyjemnymi akcentami cytrusów i żółtych owoców. Piwo jest wytrawne, mimo tych 6 voltów całkiem rześkie i szybko się je pije. Do najlepszych ma wprawdzie daleko, ale jest smaczne. (6,5/10)
Kupując Übersee Hopfen Japan (alk. 5,5%) z Insel Brauerei podejrzewałem, co się święci. Na szczęście jednak spodziewany po nazwie piwa chmiel Sorachi Ace występuje tutaj wprawdzie w postaci kokosowo-koperkowej, jednak dopiero po ogrzaniu zaczął mi się częściowo kojarzyć z ogórkami, a ponadto został dodany z wyczuciem, pozwalając ciasteczkowej bazie na zaistnienie. Aromat może się podobać, w smaku z kolei za mało się dzieje, jest pustawy. Pojawia się tylko trochę ziemistości w finiszu, no i piwo jest na granicy przegazowania. Mimo wszystko jest całkiem w porządku, skoro piwo szybko zniknęło ze szkła. (6/10)
Simco 3 (alk. 5%), ostatnie piwo z craftowej serii Riegele, którego mi brakowało do kolekcji, to piwo wzorcowe. Buchające prosto w twarz nachmielenie z nutami kwiatów, brzoskwini, moreli i mango, ciasteczkowa baza, miękkie odczucie w ustach, umiarkowana, krótka goryczka i wytrawny profil. Tak się to powinno robić. (7,5/10)
Welde Badisch Gose (alk, 4,6%) trafiło do mojego szkła w postaci lekko utlenionej, ale i tak ta miodowo-kolendrowo-cytrusowo-anyżowa mieszanka miałaby sens, szczególnie że lekka słoność wyszła tutaj całkiem efektownie, gdyby nie zdecydowanie zbyt niskie nasycenie. Ale potencjał to to piwo ma. (5/10)
Welde Bourbon Barrel Bock (alk. 6,6%) jest nie dość że leżakowany w beczce po bourbonie, kupażowany z piwem leżakowanym w beczkach po tequili oraz rumie, to jeszcze jest nachmielony na zimno nową falą i kosztuje w sklepie w Niemczech tyle samo co gose z Welde, czyli 3 euro. Jak widać, można. Mamy tutaj czysty sok z amerykańskiej dębiny, totalne uderzenie kokosowo-waniliowe, a dodatkowo odchmielowe wtręty ananasowe. Kokos i ananas? Oczywiście – pina colada! Z tym drinkiem to piwo mi się bardzo skojarzyło, szczególnie że sam jasny (!) koźlak pod tym wszystkim zaginął zupełnie. Nie szkodzi zresztą. Słodki aromat, słodki smak, uśmiech na ustach. To im się udało. (7,5/10)
Kilka wniosków z tego przeglądu: 1. Sorachi Ace jednak nie zawsze zrujnuje piwo na amen. 2. Niemcy rzadko bo rzadko, ale potrafią stworzyć świetną apę (Simco 3). 3. ohydny wygląd nie musi się przekładać na ohydny smak (Brło Pale Ale). 4. ‘drewniany’ leżak za 3 euro brutto w detalu nie jest niczym nadzwyczajnym.