Bretty w porterze czyli piwo które śmierdzi koniem
https://thebeervault.blogspot.com/2014/07/bretty-w-porterze-czyli-piwo-ktore.html
Brett to po niemiecku deska, ale w przypadku piwa nie oznacza to że w tanku leżakowym wylądowały wysłużone po bijatyce na remizowej dyskotece sztachety ani nawet podwędzone z tartaku wióry z deski sosnowej. Bretty to inaczej brettanomyces czyli rodzaj drożdży używany czasami w produkcji piwa oraz wina. W przypadku piwa są one często odpowiedzialne za kwaskowe, octowe, "wiejskie" nuty, kojarzące się niektórym z końską derką. Inaczej mówiąc, stanowią one o profilu aromatycznym belgijskich lambików, choć są i używane w produkcji niektórych flanders red ale'i oraz sporadycznie innych piw. Co ciekawe, odkryte zostały w 1904 roku przez pracownika Carlsberga, który zidentyfikował je jako sprawcę psucia się niektórych piw jego firmy. Takie życie – to co kiedyś było uważane za wadę w piwie, stało się celebrowanym w niektórych kręgach smakiem nabytym. Piwa fermentowane tym szczepem są bowiem nierzadko droższe od innych, a zarazem owiewa je aura elitarności. W holenderskim browarze Berghoeve sprawdzono jak uda się połączenie brettów z klasycznym angielskim porterem.
De Oale Piepe (alk. 5,5%) to limited edyszyn ‘old school porter met brett’, czyli jednak nie tak do końca old skul. W aromacie ton zdecydowanie nadaje znana z lambików kwaskowa, lekko octowa końska derka. Nie jest agresywna, ale na tyle wyraźna, że czyni całość dość rześką. Z początku ma w sobie pewną owocowość, ale już po paru minutach tak jedzie koniem jakbym znowu podpity jechał z bacą na kuligu. Serio żadne piwo jakie dotychczas piłem tak bardzo nie capiło koniem. Wyczuć można jednak również bazę słodową, wraz ze słodkimi nutami czekolady, słonością sosu sojowego (a może to jednak pot koński taki słony?) oraz nutami palonymi. Ciężko mi się przemóc żeby zrobić pierwszy łyk – przed oczami mam również nadpsutego oscypka, zyntycę,... mój organizm się wzbrania, ale szkoda by było, więc...
... więc czynię łyk i dochodzę do wniosku, że po pierwsze, nie jest źle. Ciężko się tutaj doszukać głębi, ale kwaskowość brettów ładnie łamie smak ciemnych słodów, w związku z czym piwo jest faktycznie rześkie. Nie tak bardzo rześkie jak lambik czy sour ale, ale zdecydowanie bardziej niż typowy porter. No i faktycznie w pierwszym momencie smakuje jak ciemnosłodowy lambik. Taki lambic porter. Druga sprawa, to ten koński smród. Nie wiem na czym to polega, ale staje się z czasem mniej mdlący, a bardziej intrygujący, do momentu aż zupełnie przestaje mdlić. Smak nabywany w czasie rzeczywistym? Zaczyna to na mnie działać i chętnie bym pokosztował więcej takich mocno brettowych klimatów nie będących jednocześnie typowymi lambikami/sourami. Zwłaszcza że w tym i koń się z czasem uspokaja i nie poci już tak bardzo. (7/10)
Tak jak piwa wędzone są kwestią miłości lub nienawiści, tak te brettowe to pod tym względem chyba wędzonki do kwadratu. Ja póki co jestem ich adeptem.
Wygląda jak wielki piwa. Szkoda, że nie można znaleźć tutaj, w Brazylii. Pozdrowienia.
OdpowiedzUsuń