Anderson Valley. Bear + deer = beer.
https://thebeervault.blogspot.com/2014/05/anderson-valley-bear-deer-beer.html
Nie wiem czy wstyd czy nie, ale jakimś trafem piwa ze stosunkowo łatwo w Polsce dostępnego, bardzo cenionego amerykańskiego browaru Anderson Valley na moich łamach jeszcze nie gościły. Czas najwyższy to nadrobić. Zwraca uwagę uniformistyczne wzornictwo etykiet, które w połączeniu z kapslami jednak dają efekt humorystyczny. Na kapslach bowiem firma chwali się że browar jest zasilany energią słoneczną, zaś na etykietach straszy ewidentny mutant, niedźwiedź któremu wyrosło jelenie poroże. Ech, ci zieloni. No ale bear + deer = beer, nieprawdaż? Browar jest zaliczany do pionierów amerykańskiego ‘craftu’, powstał w 1987 roku jako jeden z wówczas ponoć tylko 20 przybytków tego typu. Dla porównania, obecnie jest ich jakieś dwa i pół tysiąca. W polskich sklepach specjalistycznych zagościł już jakiś czas temu, obok takich amerykańskich browarów jak Anchor Brewing czy Flying Dog.
Poleeko Pale Ale (alk. 5,5%) to american pale ale, choć zapach wbrew oczekiwaniom wcale nie jest taki tropikalny. Grejpfrutowość jest słodka, typu różowego jak słusznie zauważono na kontrze, i miesza się z delikatną żywicą oraz silną kwiatowością pokroju kwiatu bzu. Do tego bardzo dojrzałe, słodkie owoce jagodowe gdzieś pomiędzy ostrężyną a borówką et voila – mamy bardzo słodki aromat który bardziej niż z tropikami może się kojarzyć z lasami Kalifornii. Fajnie że nawet APA może pachnieć oryginalnie. Wszystko się ładnie przekłada na smak, w którym co prawda moim zdaniem wspomniane nuty jagodowe mogłyby być jeszcze bardziej podbite, ale który za to w bardzo udany sposób łączy w sobie wysoką pijalność i brak przegięcia w którąkolwiek stronę z pełnią smaku i z miękkością poduszki z pierza w jedwabnej poszewce. Słodyczy jest odrobinka, ciało jest nieco pełniejsze niż w innych piwach tego stylu, a goryczka ograniczona w intensywności. Świetne piwo, grzech takie coś sprzedawać w małych butelkach. Wzorowa APA. (8/10)
Boont Amber Ale (alk. 5,8%) jest piwem o zdecydowanie słodowym profilu. Znaczy się, cytrusowe nuty chmielowe są jak najbardziej obecne, tak samo jak mocna goryczka, ale punkt ciężkości leży na bazie słodowej, która może nasuwać skojarzenia z piwami marcowymi, ale i czeskimi ‘półciemnymi’. Słodowość jest więc opiekana, ciut karmelowa i nasuwająca skojarzenia z suszem owocowym czy wręcz herbatą rooibos, a w ustach jest gęsta, słodka i przyjemnie się lepi. Tak, to piwo jest bardziej słodkie niż gorzkie, i mimo balansującego słodowość wytrawnego finiszu zdecydowanie nie jest dedykowane hop-headom. Mi bardzo smakowało. (7/10)
Hop Ottin IPA (alk. 7%) to piwo o statusie legendy, tymczasem w aromacie dzieje się mniej niż w Poleeko Pale Ale. Ot trochę grejpfruta, trochę kwiatków, trochę żywicy i trochę słodyczy. W smaku jest ciekawiej. Piwo jest dość pełne, ciut oleiste od chmielu, wyraźnie słodkawe i mocno gorzkie, choć bez przegięcia. Intensywne nachmielenie jest ładnie równoważone ciałem i słodyczą, a piwo punktuje tak jak dwa poprzednie miękkim uczuciem w ustach. Bardzo fajne. (7/10)
Barney Flats Oatmeal Stout (alk. 5,8%) to piwo którego aksamit czuć już w aromacie, łączącym gładkość likieru czekoladowego z wanilią, delikatnym kwiatowym chmielem i nutami czarnych oliwek oraz owsianki. W smaku jest równie, a może nawet bardziej aksamitnie, z mleczną czekoladą za którą wystaje wyraźna owsianka. Ciekawe, że mimo względnej pełni piwo jest dość rześkie, a to za sprawą kwaskowych nutek. Jest tutaj z drugiej strony również wyraźna słodycz, a goryczki za bardzo nie ma. Ponownie – bardzo fajne piwo. (7/10)
Heelch O’Hops to mocarz tego zestawienia, imperial IPA o woltażu 8,7%. Heelch w narzeczu używanym w rejonie umiejscowienia browaru znaczy po polskiemu „w pierony”, a w pierony jest tutaj chmieli Cascade, Chinook oraz Columbus. Nozdrza wypełnia mieszanina sosny i grejpfruta, bardziej różowego niż żółtego, na silnej, mocno ciasteczkowej bazie słodowej. Przebija marcepan przechodzący momentami w alkohol. Wyraźnie słodkawa część główna, grzejący finisz, goryczka zaskakująco stonowana. W ustach piwo jest gęste, nad wyraz oleiste. Mam wrażenia że oleistość tutaj tamuje nieco smak, który wypada mniej przebojowo od aromatu. Gęsty olej, tłustość... coś rzadko spotykanego, tyle że właśnie – pod tą nietypową teksturą smak się jednak gubi. Szkoda, bo tym samym piwo rozczarowuje. (6/10)
Poleeko Pale Ale to mistrzostwo, pozostałe piwa, poza imperial IPA są bardzo dobre, jednak nie czynią zadość famie browaru. Ale i tak jest to lata świetlne przed tym co zwyczajowo opuszcza podwoje przereklamowanego browaru Flying Doga.
Wprawdzie Poleeko Pale Ale nie miałem okazji spróbować ale taka Hop Ottin IPA to rzeczywiście jest lata świetlne, tyle, że za takimi piwami jak gonzo imperial porter, raging bitch czy horn dog. Oczywiście zaraz napiszesz, że porównuję jabłka i pomarańcze - zgadzam się to duże nadużycie podobnie jak stwierdzenia o wyższości browaru Anderson Valley na podstawie opisanych przez Ciebie piw.
OdpowiedzUsuńAkurat wymieniles 3 najlepsze FD jakie pilem :) Niemniej jednak, skoro po stronie AV mam 5 probek, a po stronie FD parenascie, to jakis oglad sytuacji chyba wolno mi miec?
OdpowiedzUsuń