Loading...

WFDP 2019 i rynkowi debiutanci

Jaki ma sens publikowanie relacji z festiwalu piwnego ponad pół roku po tym, kiedy miał miejsce? Poza wspominkowym chyba sensu jest w tym niewiele. Jednak zdecydowałem się na publikację takiej skróconej relacji długo po fakcie, ponieważ skoncentrowałem się na browarach, z którymi wcześniej nie miałem styczności bądź też styczność miała charakter śladowy, zaś owe podmioty jednak zasugują na wzmiankę na blogu, czy to w pozytywnym, czy też negatywnym sensie. Po drugie, na wzmiankę zasłużyli sobie organizatorzy wydarzenia. Lekcje wyciągnięte z edycji poprzednich pociągnęły za sobą powrót największego piwnego festiwalu tej części Europy na afisze również bardziej wymagających beer geeków. Co prawda mnie akurat festynowy charakter WFDP nigdy nie przeszkadzał, ba, widziałem w nim oświeżająca odtrutkę na miejscami zbyt nadąsaną atmosferę niektórych innych tego typu wydarzeń, tym razem jednak – o ile dobrze prześledziłem medialne reakcje – głosów krytyki nie było prawie wcale, i to z żadnej ze stron.

Mnie udało się nawiedzić festiwal w sobotę, nie przybić gwoździa i wrócić do domu tej samej nocy. Swoją drogą zastanawiam się, czy na przyszłość nie skracać moich festiwalowych eskapad do jednego dnia. Z powodów czasowych, zdrowotnych i finansowych. No bo fajnie jednak spędzić przynajmniej część weekendu z rodziną, wprawdzie wciąż czasami muszę pokazywać dowód zakupując piwo (ostatnio wczoraj), ale metrykalnie to jednak dobrze już zacząć uważać na skoki cukru we krwi, no i kieszenie nie są z gumy, zaś nawet jeśli na takim festiwalu za piwo nie płacę wcale bądź płacę symbolicznie, to pozostaje kwestia wyżywienia i noclegu.

Co mi się podobało – wyluzowana atmosfera, słoneczna pogoda, dziewczyna na stoisku Berheta, gustowny house puszczany przez DJa (szkoda że słyszalny jedynie w bezpośrednim sąsiedztwie jego stoiska), sporo piw.

Co mi się nie podobało – źle wypieczona bułka na stoisku Balkan Burgera (co piszę z żalem), fioletowe neony i pulsujące disco polo na stoisku Spiża (choć to w sumie lokalny foklor), sporo piw.

Co chyba nie znalazło zainteresowania wśród ludzi – dyskusje na scenie. Być może tak akurat trafiałem, może moje obserwacje są oparte na zbyt małej próbce, żeby można było z nich wysnuwać ogólne wnioski, ale plac przed sceną w trakcie dyskusji albo nie był specjalnie pełny albo ludzie siedzieli tam, bo po prostu było gdzie siedzieć, oddając się rozmowie i nie zwracając uwagi na dyskusje o podatkach i innych tematach okołopiwnych. Być może otoczka wokół piwa craftowego ulega powolnej erozji, a subkulturyzacja środowiska piwnego się w sobie zapada? Nie wiem, tak tylko gdybam.

Tyle tytułem wstępu, skupmy się jednak na wystawcach, bo to o nich ma w głównej mierze traktować ten wpis.

Na rozgrzewkę dosłownie garść piw dosłownie garści marek, które znałem już wcześniej. Kurła od Gorzkiej Prawdy (hehe, czaicie – kurła! Ale beka! Prawie jak na stand-upie!) to w głównej mierze połączenie czekolady z mango, bo dodana marakuja przewija się jeno śladowo w tle. Finisz wypadł moim zdaniem zbyt kwaskowo i to jest moment, w którym prawdopodobnie marakuja (wraz z palonym ziarnem) zamanifestowala się z kolei trochę zbyt wyraźnie (5/10). Szpunt Experimental Kiwi Tequila BA to piwo kwaśne i dzikie na ziemistą modłę, z nutami świeżej śliwki, białego grona i delikatnego kokosa oraz dobrze wkomponowanym kiwi. Ciut ogórkowe, ale dobre. No i beczka w ciekawy sposób się objawiła (6,5/10). Bardzo udany był szpuntowy Sunspot, jako połączenie gruszki i soczystego juicy fruit. Goryczka stonowana, za to rześkość wysoka. Bdb (7/10). Spodobał mi się bardzo saison Red Pepper Revenge od Brokreacji. Intensywne smakowo, biszkoptowo-bananowe piwo z pieprzem dobrze uzupełniającym pikantność fenoli (7/10).

Na zgnojenie zasłużył sobie angielski Cloudwater, którego Nelson Pils o nazwie Indulgently Crisp Experience (kooperacja z Modern Times) to mało intensywne piwo, w którym siarka, która w regularnym pilsie jescze by uszła, została wzmocniona przez dużą dawkę Nelson Sauvin, co dało efekt synergii, jakiego należy unikać. Nie smakowało mi wcale (3,5/10). Przy stoisku słowackiego Berheta nju ingland Britke polepszył swoją formę. Guma Turbo, juicy fruit, tropiki, soczystość – ciężko było mieć jakiekolwiek obiekcje (7/10). Apache (APA) to herbatka cytrusowa z lekkim karmelem, żywica, wytrawny finisz. W porządku (6/10).

Najlepszym piwem marki już wcześniej poznanej był zdecydowanie Ice Moloch od Golemów. Gęsty i kremowy, z konsystencją nadającą się do żucia, mocarnie słodowy, mocno pumperniklowy. Alkohol wbuja się szpilkami w podniebienie, ale nie wykręca gardła cierpkością. Słodycz czyni to piwo deserowym, ale nie ulepkowatym. Palona, esencjonalna bomba (7,5/10).

Poza tym chciałbym nadmienić, że Czarny Wdowiec od Piwoteki nie wykręca gardła goryczką jak te parę lat temu, co przy zachowaniu receptury uwiarygadnia twierdzenie, jakoby Atak Chmielu wcale nie stał się z czasem bardziej karmelowy i mniej gorzki, tylko podniebienia konsumentów zmieniły swoją wrażliwość wskutek sensorycznego natłoku. Aha, no i K vel Kryształ od Łańcuta z kranu to jest cudowne piwo. No ale to już chyba każdy wie.

Przechodzimy więc do browarów (stacjonarnych oraz kontraktowych), z którymi wcześniej nie miałem przyjemności. Było kilka miłych niespodzianek i kilka srogich rozczarowań.

Po pierwsze, Mermaid Brewing. Veritas to mięsiste ciałko, soczysty natłok cytrusów, trochę cebulki (w akceptowalnych ramach), charakterna goryczka i niespodziewana jak na takie ciało i (nieodczuwalną) moc pijalność oraz rześkość. Zdecydowanie jeden z najlepszych polskich nju inglandów (8/10). Oby następne piwa trzymały ten poziom.

Po drugie, Dobry Browar, który zaprezentował znaczny przekrój jakościowy. Lager to zbożowo-siarkowe paskudztwo z nikłą goryczką, gorsze od niejednego korpolagera (3/10). Pszenica jest mocno pikantna, goździkowa w ostry sposób, piwo wręcz kłuje w język. Nie jest może złe per se, ale jest to przeciwieństwo tego, co cenię w weizenach (4/10). Pils 14 (leżakowany ponoć przez 3,5 miesiąca) jest gładki, cielisty odpowiednio do ballingu, trawiasto-ziołowo-zbożowy. Przyciężkawy, a więc nie taki, jakie lubię (i nie taki jak Czternastka od Łańcuta), ale w porządku (6/10). Black IPA zadowoliła czekoladowo-żywicznym profilem i nieco zdziwiła dość stonowaną goryczką. Niemniej jednak dobre piwo (6,5/10). Największą niespodzianką, i to nie tylko w ramach tego browaru, ale i całego festiwalu, była New England IPA. Z dodatkiem szałwii i rumianku, przede wszystkim jednak na zasypie złożonym w całości ze słodu owsianego. Było to pierwsze bardzo dobre piwo bezglutenowe, z jakim miałem do czynienia, nadzieja dla chorych na celiaklię. Wskutek dodatku szałwii aromat odebrałem jako fest gruitowy, w smaku dodatkowo pojawiają się żółte tropiki od nowofalowych chmieli. Wbrew spodziewanej oleistości owsa piwo wyszło dość wytrawnie. Polecam bardzo (7/10). Jeszcze bardziej polecam Porter Cognac Martell BA. Drewno, ciemne grono i ogólnie ciemne owoce, porto, czekolada, śliwki, sporo koniakowych nut. Wyraźnie drewniane, kompleksowe, degustacyjne piwo. Świetna sprawa (7,5/10). Jako rzekłem, przekrojowo sobie Dobry Browar pojechał na dziko, ale za bezglutenową neipkę i porterka BA szanuję bardzo.

Po trzecie, browar Wilk. Zdecydowałem się na Pilsa i była to decyzja zła. Bezbarwny, trochę siarkowy, ciut owocowy wywar, bardziej kwaskowy niż gorzki. Ponownie craftowy pils na poziomie gorszego korpolagera (3/10). Mam nadzieję, że inne wyroby mają lepsze.

Po czwarte, browar Sady, czyli w pewnym sensie sukcesor browaru Setka. Pils Tey... pijalny, ale dość wodnisty, śladowo gorzki, trochę jabłkowy, na poziomie lepszego korpolagera (4,5/10). Griczi czyli Gejpfrut Liczi to berliner z różnymi nutami, przy czym te w nazwie nie chcą za bardzo się wybić. Jest jabłko, marchewka na modłę soczku Kubuś, kwaskowość, różany posmak i generalnie nieco radlerowy wydźwięk (4,5/10). Pszeniczne Jasne Tey to dominacja goździka, trochę pszenicy, trochę siarki i niemalże kompletna absencja owoców. Nie moje klimaty (4,5/10). Wiśniowy stout Samuraj dawał wiśniowymi pastylkami na gardło, mało z kolei dawał stoutem, no i był kwaskowy. Ech (4,5/10). Sytuację uratował RIS Obalator. Żartuję. Nie uratował niczego. Z jednej strony ciemny chleb, czekolada i paloność, z drugiej zielone jabłko i brak głębi. Słabe (4/10). Główną działalnością Sadów jest użyczanie mocy kontraktowcom Deer Bear, Minister, Kingpin i Moczybroda. To dobrze, bo w przeciwnym przypadku byłoby mi dla nich na obecną chwilę przykro.

Po piąte, Cześć, Brat! Powiązany z wrocławską i katowicką Kontynuacją. Dobre Owocowe Ale Kwaśne to piwo, w którym kwas od dodanej marakuji nie równoważy suchej, denerwującej goryczki, mango gdzieś się ukryło, a cytrusy plumkają w tle bez polotu (4,5/10). Za to Jedno i Do Domu to w końcu w pełni udany helles z Polski. Czyściutki, fest zbożowy, z wycofanym chmielem. Technicznie bez zarzutów, jakkolwiek nie jest to mój ulubiony styl piwny (6,5/10).

Po szóste, Stacja Małomice, z bardzo sympatycznym właścicielem/piwowarem, otoczką odnoszącą się do Dzikiego Zachodu a szczególnie tamtejszych kolei oraz nie do końca czytelną oprawą graficzną. West Coast Express oferuje cytusy oraz różany geraniol, trochę ciała i karmelu oraz raczej stonowaną goryczkę. West coast IPA to to nie jest, ale piwo jest smaczne (6,5/10). Rio Grande black IPA ma sporo nut czekoladowych, palonych i żywicznych, a do tego wytrawne ciało, zbyt krótki, urywający się finisz i zbyt podkreśloną kwaskowość (5,5/10). Indian Pacific jest cytrusowo-naftowe, wytrawne, średnio aromatyczne, ale za to fest gorzkie. W porządku (6/10). Union Pacific jest piwem wytrawnym, lekkim, grejpfrutowym, jednym słowem stylowym. Mogłoby być nieco bardziej aromatyczne, ale wypiłem ze smakiem (6,5/10).

No i co? Miałem zamiar popełnić krótki, treściwy wpis, tymczasem treściwy to on chyba jest, natomiast krótki to już nie do końca. Trudno. Z nowych marek będę śledził Mermaid, Małomice oraz Dobry Browar, natomiast w następnym roku do Wrocławia się planowo wybieram.

Tym nietypowym jak na czas i okoliczności wpisem kończę rok 2019 na blogu, życząc wszystkim czytającym te słowa wszelkiej pomyślności w roku następnym!

Wrocławski Festiwal Dobrego Piwa 2019 5475758580712656025

Prześlij komentarz

  1. Można liczyć na listę must have przed tegorocznym festiwalem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie ciężko, bo samemu od paru lat takich list nie robię i jadę na żywca. Po prostu po którymś festiwalu doszedłem do wniosku, że i tak lista mi się na miejscu rozjeżdża z rzeczywistością.

      Usuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)