Sześciopak polskiego craftu 256-259
https://thebeervault.blogspot.com/2024/11/szesciopak-polskiego-craftu-256-259-pinta-barrel-brewing-funky-fluid.html
Tym razem dominują w wielopaku ipy oraz apy – włączając do ich rozszerzonego uniwersum również te ciemne, są to dwie trzecie piw w tym przeglądzie. No, po ostatnim wielopaku zgłosiło się do mnie prawo równowagi i zdecydowałem się z nim nie kłócić.
Piwo mocno przeterminowane, a jakie smaczne! Funky Fluid Gray Lava (ekstr. 28%, alk. 12%) to Aardbeg BA peated RIS z dodatkiem tytoniu oraz szarej soli islandzkiej, której szarość i islandzkość z pewnością są wyjątkowo wyczuwalnymi elementami bukietu i wcale nie chodziło o sztuczne dodanie do nazwy kolejnych słów, tak żeby nazwa piwa przypominała zdanie wielokrotnie złożone, albo nazwę utworu metalkorowego z roku 2011. No ale nazwę pomijając, jest to piwo świetne. Pachnie torfem, ale nie jest nim przytłoczone. Prześwituje paloność i czekolada, w smaku pojawia się akcent słony, który się wzorowo łączy z torfem. Tytoniu nie wyczułem, finisz wraz z posmakiem z kolei przypomina trochę grzybowe umami, bardzo ciekawie to wyszło. Pełnia średnia, złożoność zadowalająca. Beczki nie czuć, jak to bywa w przypadku torfowej whisky. Świetne, szkoda więc, że tego piwa poza prywatnymi kolekcjami przynajmniej na chwilę obecną nigdzie nie uświadczycie. (7,5/10)
Znacie Browar Popiel? A wiecie, gdzie leżą Kurozwęki? No właśnie. A ja wiem, wskutek splotu okoliczności, który niemalże kosztował mnie utratę kawału błony śluzowej z dróg oddechowych. Otóż tamże jest sobie folwark ze stadniną koni. I właściciel tegoż folwarku ma w posiadaniu Browar Popiel. Mocno kibicuję takim przedsięwzięciom, wywołującym skojarzenia z Rzeczpospolitą Szlachecką, jednak z tym piwem to warto by się zastanowić; ewentualnie rozważyć batożenie parobka za nie odpowiedzialnego. Otóż Złoto Kurozwęk (ekstr. 12,5%, alk. 5,6%) to wyrób słaby. Słodka słodowość, ciut chmielu i drożdżowy kwasek. Ten ostatni jest zbyt wyraźny, a i spod spodu trochę jabłka prześwituje. Goryczka została zaskakująco podkreślona, choć jest za to sucha i ściągająca. Ten wyrób ma vibe piwa domowego, w którym temperatura fermentacji fluktuowała wraz ze zmieniającymi się warunkami otoczenia. Projekt Popiel robi sympatyczne wrażenie, ale piwo się niestety nie broni, przynajmniej to konkretne. (4/10)
No i kolejna neipka wybrakowana w wiadomy sposób. Damn you, brak goryczki! Delulu (ekstr. 16%, alk. 6,5%), dzieło wspólne Browarny oraz Hopito, to mocna limonka, świeże białe grono ze skórką oraz trochę agrestu. Profil aromatyczno-smakowy jest więc soczysty, ale zarazem ostry, zadziorny wręcz. To ratuje sprawę, no ale jednak nie w pełni. Jest dobre, a mogłoby być spokojnie lepsze, gdyby było mniej modne, ergo w finiszu bardziej piwnie zaakcentowane. (6,5/10)
No więc właśnie – lepiej już rachityczna goryczka od żadnej goryczki. Tak wiele może zmienić. Discovery Poland: Wrocław (alk. 7%) od Pinty jest tego dobrym przykładem. Na początku silne uderzenie kociego moczu, potem przejrzałe owoce tropikalne. Trochę ananasa, trochę melona, trochę mango. Soczyste piwo, może ciut zbyt słodkie, odznacza się jednak wysoką pijalnością mimo rachitycznej goryczki. Która jest rachityczna, ale ważne, że w ogóle jest. Bardzo dobre. (7/10)
Cold black IPA, która nie jest przytrzaśnięta chmielem. Lubię to, jako człowiek doceniający niuanse. Otóż taki Darkhouse od browaru Lubrow (ekstr. 15%, alk. 6%) fajnie zagaja nutami owoców leśnych oraz lukrecji, a przy okazji jest piwem mocno doinwestowanym goryczkowo, na przekór obowiązującym trendom. Również czekoladowość słodów daje swój występ, natomiast chmiele szumią w tle, ale w sposób niedookreślony – co jest zaletą! Biorąc pod uwagę skład, piwo powinno mocno dawać jasnym gronem, spalinami, czy też ananasem, jednak to niuanse pozachmielowe są mocniejsze, a mimo że niuansami jednak są, to ich zagęszczenie paradoksalnie nie prowadzi do odczucia pustki. No a wspomniana goryczka wszystko spaja. Kule bele, bardzo dobre! (7/10)
Dużo szumu o nic. Tak podsumowałbym Port Hard Bourbon BA (ekstr. 21%, alk. 10%) z Browaru Jedlinka w wersji butelkowej. Premiera z pompą, tymczasem już kilka tygodni po wypuszczeniu na rynek piw miało formę suboptymalną. Otóż utleniło się na modłę landrynkową, czyli w najgorszy możliwy sposób dla takiego ciemnego mocarza. W smaku jest jeszcze bardziej owocowe i cukierkowe niż w aromacie, z waniliowo-kokosowych nut bourbonowej beczki wyczułem niewiele. Posmak jest palono-kawowy, alko dobrze zamaskowane – finisz się udał. Pełnia z kolei jest średnia, przecinana nutami owocowymi. Poza finiszem powiedziałbym, że nic nie jest tutaj warte uwagi. (5/10)
Azot azotem, ale Nitro Cocoa Wheat Stout od Trzech Kumpli (ekstr. 17%, alk. 6,5%) wskutek nalewania na denko, jak Pan Piotr napisał na kontrze, nalewał mi się dość długo, gdyż ponieważ piana jednak objętościowo nie była dopasowana do półlitrowego szejkera, choć to drobny mankament. Piwo jest gładkie i dość delikatne, a zarazem smaczne. Czekoladowe nuty grają zgodnie ze oczekiwaniami główny ton, ale niespodziewanie silna jest też chlebowość, z gatunku przypieczonego spodu chleba pszennego. Właśnie, pszennego – dochodzi w tym piwie do synergii azotowego wysycenia oraz pszenicznej puszystości, więc jest to w sumie deser a la czekoladowa chmurka, tyle że bez nadmiernej słodyczy. Nie, że nieobecnej, bo piwo przy swojej delikatnej palonej kwaskowości jest jednak trochę słodkie, ale z umiarem. Generalnie smaczne. (6,5/10)
Do puszki siadłem z konkretnym postanowieniem – teraz to ja w końcu polubię te słodkie, bezgoryczkowe neipki. No, przynajmniej na czas tej konkretnej degustacji. I nawet polubię piwo od Nepo, browaru, z którym mi od dłuższego czasu nie jest po drodze. Crazy Lines #49 Easy Way Out (ekstr. 15,1%, alk. 6%) miało mi ułatwić sprawę, wszak kremowe chmiele Sabro i HBC 630 pasują do tego typu piwa. W aromacie jest gituwa – połączenie mandarynki i pomelo z kokosową kremowością nakłania ślinianki do pracy. Jest też ananas, a skoro kokos i ananas, to wiadomo – pina colada. Słodko się kojarzy i odpowiednio człowieka nastraja. Żar tropików i te de. Malibu. A nawet drzewne motywy HBC 630 tworzą sugestię rumu. Jest bardzo ciekawie. W smaku… zaczynają się schody. Takie ruchome. Do piekła. Słodycz w zasadzie pomijalna. Kremowości też nie ma. Jest za to niespodziewanie mocna jak na Nepo, ale zarazem sucha, łodygowa goryczka, która pasuje tutaj jak pięść do oka i niweczy resztę. Miała być karaibska finezja, wyszło coś topornego. To już może niech Nepo robi lepiej słodkie rzeczy. Aż się sam sobie dziwię, że to napisałem. (4/10)
Niekorzystne wrażenie spróbowałem zmyć puszką Crazy Lines #40 Iceberg (alk. 5,3%). Nazwa oczywiście kojarzy się z Titanikiem, ale jest to cold IPA na Citra oraz El Dorado. A wiecie, że zimno nie sprzyja intensywności aromatycznej? Jak coś jest zbyt zimne, to nie czujemy smaku – dlatego na ten przykład wódkę najlepiej jest wrzucić do zamrażarki przed konsumpcją, żeby nie mieć odruchu wymiotnego w trakcie spożywania. No. Tyle teorii, praktyka natomiast w przypadku tego konkretnego piwa stanowi, że określenie cold odnosi się tak do kwestii jego wyprodukowania, jak i właśnie właściwości aromatycznych, albowiem ta ipka ma nawet w formie niezmrożonej tyle smaku, ile regularna ipka w postaci silnie zmrożonej. A właściwie to Iceberg ma tego smaku nawet może mniej, bo intensywność pod tym względem może się równać z takim benchmarkiem wyrazistości smakowej, jak meksykańska Corona. Inaczej mówiąc – smaku oraz aromatu nie ma tutaj wiele. Trochę cytrusowych nutek (niemrawych), ciut jasnego słodu (ledwo ledwo) i tyle. Jest to kolejne mało słodkie piwo od Nepo, choć goryczką też raczej nie grzeszy. Właściwie to grzeszy jednym, mianowicie brakiem zdecydowania. Jest wodniste i niewyraziste, ergo całkowicie zbyteczne. (3/10)
Fanem żyta w piwie nie jestem właściwie wcale, a już szczególnie w piwach lekkich, niepotrzebnie przyciążanych przez oleistość tego zboża. W przypadku Dust, żytniej apy od Moon Larka (alk. 5,2%) przyznaję jednak, że żyto zrobiło robotę. Jako że bukiet tworzą w głównej mierze nowofalowe chmiele, to oleistość nie stanęła w poprzek rześkości, a za to żytnia pikantność stanęła w poprzek soczkowatości. Jest tutaj sporo mandarynki, jest brzoskwinia i jest mango. Żółto-pomarańczowy bukiet współgra z barwami na etykiecie, piwo nie jest zbytnio słodkie i ma swoją goryczkę, dopasowaną do stylu. Pijalność bardzo wysoka, moje zadowolenie analogicznie. Polecam bardzo. (7,5/10)
Nie spodziewałem się zbyt wiele, no i nie dostałem faktycznie zbyt wiele. Stoked, czyli kolejna neipka od Funky Fluid (ekstr. 16%, alk. 6,5%) to tropikalno-cukierkowe piwo. Nuty mango, anyżu, żółtych oraz pomarańczowych cytrusów przeplatają się, jest też lekka goryczka oraz mocno umiarkowana soczystość. Pijalne, ale i doskonale wymienialne piwo. Ergo – zbyteczne. (5,5/10)
Zdecydowanie lepiej Funky Fluid wyszedł west coast o nazwie Express Yourself (ekstr. 14%, alk. 6,4%). Grejpfrut, lekka nafta, pomelo, karambola oraz papaja z ziarnami, jak i subtelna a la miętowa ziołowość łączą się tutaj w ciekawy, choć niezbyt intensywny bukiet. W smaku piwo wręcz chyli się ku wodnistości, nie osiągając jej jednak na szczęście. No i goryczka jest jak na te czasy całkiem konkretna. Prawie jak w Urquellu, hehe. Świata z posad to piwo nie ruszy, ale jest smaczne. (6,5/10)
Szkoda mi było, że Nepo już nie gości na moich łamach w charakterze polecajki. Wtem! More Hops More Forest (ekstr. 15,1%, alk. 6,5%) to kolejne leśne piwo z dodatkiem świerku i sosny, ale w wersji west coast oraz z kremowym chmielem HBC630 (obok Azacci oraz Citry). No i już na wstępie potwierdzam – goryczka wyszła całkiem dosadnie, więc samookreślenie nie jest na wyrost. Leśność opracowana przez Nepo już do imentu wyszła świetnie jak zwykle. Niektórym może się kojarzyć w sposób mydlany, ale to już ich problem, a nie mój. Podszycie chmielowe to pomarańczowe cytrusy pokroju mandarynki, powiew żółtych owoców tropikalnych oraz drzewno-kokosowa kremowość HBC630. Bardzo fajnie się to wszystko zgrywa, a wspomniana goryczka udanie punktuje dzieło. Jestem zdziwiony, ale i zadowolony, że po bardzo długiej przerwie mogę Nepo zdecydowanie pochwalić. (7,5/10)
Sternik od Gryfusa (ekstr. 12%, alk. 4,5%) to zupełnie poprawne piwo, które jednak unaocznia, że w obecnej sytuacji poprawność po prostu nie wystarcza. Jest tutaj bardzo dużo kwiatu bzu, trochę gujawy, a na dodatek trochę grejpfrutowych nutek w posmaku. Mało goryczki, ale jest jednak dość wytrawnym piwem, nie ma tutaj zbędnej słodyczy. Jest jak najbardziej w porządku, ale to jedno z tych piw, które po prostu zupełnie nie zapadają w pamięć. (6/10)
Co innego Nevermore (alk. 5,6%), black IPA od Łańcuta, który na tych łamach już dawno nie gościł. Jest lekko palona, ciut czekoladowa baza słodowa oraz klasycznie cytrusowo-żywiczna nadbudowa. Goryczkę podkreślono, jednak nie przesterowano, stawiając na balans kompozycji. Ciało średnie, pijalność wysoka. Zdecydowanie polecam tę pozycję. (7/10)
Ach, ta równowaga w przyrodzie. Nevermore jest bardzo dobrą black ipką, Bling Bling December (ekstr. 12%, alk. 5%) z Pinty z kolei bardzo złą. Piwo wyszło siarkowe w opór, wpadające w starą dobrą kanalizę, spod której wyziera trochę popiołu oraz lżejsze żywiczno-cytrusowe doprawienie. Wytrawne, to trzeba przyznać; poza tym nic tutaj nie jest w porządku. Katastrofa. (3/10)
Powrót do Pinta Barrel Brewing, czyli Authority (alk. 7,5%). Polskie morele plus trzy kwartały w beczkach po Bourbonie dały piwo… mocno morelowe, mocniej owocowe niż dzikie w moim odczuciu. Posmak to wręcz napar z suszonych moreli. Jest też nutka a la korzenna, która może być wynikiem synergii beczki oraz pestek. Bardzo ciekawe, złożone, umiarkowanie kwaśne piwo. (7/10)
Pinta Barrel Brewing Iridesce (alk. 5,2%) to z kolei osiemnaście miesięcy w beczkach po winie oraz maceracja rabarbarem. Ten ostatni został mocno uwypuklony i świetnie się łączy z nutami dzikimi. Kwaśność ponownie umiarkowana, bardzo dobra pijalność, jest balans. Świetne piwo. (7,5/10)
O, dawno u mnie nie było Ziemi Obiecanej. Okno (ekstr. 16%, alk. 6%) silnie penetruje rejony mango, z obwolutą w postaci nut karamboli, mandarynki oraz pomarańczy. Ku finiszowi całość mocno przesuwa się w stronę cytrusów. Gładkie piwo, jak się spodziewałem, i nawet jakąś goryczkę ma. W porządku – jest na swój sposób generyczne, ale zarazem solidne i smaczne. (6,5/10)
O ile w jasnych lagerach lekka siarka bywa nawet pociągająca, o tyle Helles Lager (ekstr. 13,5%, alk. 5%) od browaru Żuławskiego ma jej po prostu zbyt dużo. Czuć w tej kolejności zapałki i dopiero potem trochę zboża. Smak już bardziej słodowy, aczkolwiek goryczkę doinwestowano bardziej, niż w konwencjonalnym hellesie – co jednak oczywiście nie jest zarzutem. W takiej formie było to piwo czekające na dopracowanie. (5,5/10)
Keen od Kingpina (alk., 4,7%) doczekał się wielu pochwał, czas więc na votum separatum. Fakt, że piwo jest przyjemnie cytrusowe oraz prawilnie gorzkie. Fakt jednak też, że przynajmniej moje, pite w Białej Małpie, było również nieco siarkowe, a poza tym wskutek mocnej nuty melonowej w finiszu kompozycja jako taka mi nie podeszła. Tak więc moim zdaniem średnie. (5/10)
Moon Lark ogarnia dobrze piwowarską klasykę, łącznie z tą mniej popularną. Goat (alk. 8,5%) to rauchdoppelbock na bardzo wysokim poziomie. Soczysta, świeżo uwędzona szynka pobudza ślinianki do działania, tym bardziej że jest tutaj w postaci lekko skarmelizowanej. Dymność częściowo kojarzy mi się z kadzidlanym vibem arabskich perfum, a aspekt jedzeniowy jest podkreślony sytą pełnią. Świetne piwo. (7,5/10)
Buonasera (alk. 6,2%) to jedno z gorszych piw Funky Fluid. West coast IPA, smakująca jak miodowa landryna z cytrusowym wtrętem. W smaku jest to zupełnie szczerze po prostu piwo miodowe. Bez słodyczy, ale z mocno podkreślonym, wulgarnym charakterem miodowego utlenienia. Żeby nie było – piłem je z kranu trzy miesiące po premierze. Fuj. (3,5/10)
Fajna to była premiera w katowickiej Białej Małpie. Wilczy Generał (alk. 6%) to APA, będąca wynikiem współdziałania Browaru Wilkowyje, Folgi oraz Nitroxu. Świeżo cytrusowe, wręcz cytrynowe piwo bez zbędnej słodyczy. Jest wręcz całkiem wytrawne, choć rozluźnione przez wtręty owoców tropikalnych. Goryczka mogła być nieco bardziej wyrazista, ale smacznie to wyszło. (6,5/10)
Dziewięć piw bym powtórzył, czyli nadal jesteśmy nieco powyżej średniej, która u mnie zwyczajowo wynosi 1/3. Chyba po prostu lepiej wybieram to, co piję.
Jeżeli uważasz moją twórczość za wartość dodaną i chcesz wesprzeć moją działalność publicystyczną, możesz postawić mi kawę:
buycoffee.to/thebeervault
buycoffee.to/thebeervault