Loading...

Warszawski Festiwal Piwa – kryzysu (jeszcze) nie widać


„Ostatni taniec na Titaniku?” – takie, pomyślane zapewne retorycznie, pytanie zadała mi pewna osoba, z którą rozmawiałem niedawno na WFP, przeciskając się z nią przez gąszcz osób, które wypełniły główne piętro VIP warszawskiego stadionu Legii do imentu. No i faktycznie – frekwencja wywołała opad kopary u niejednego uczestnika głównego festiwalu craftu w Polsce. Wszędzie pełno ludzi, kolejki wieczorami do większości stoisk – nawet ostatnie piętro, goszczące kontraktowców, było nabite festiwalowiczami. Co więcej, widząc tłumy na festiwalu już w zazwyczaj raczej spokojny czwartek, pomyślałem sobie, że to są ci, którzy na festiwal przyszli zamiast piątku czy soboty, licząc na spokój. Albo się pomyliłem, albo po prostu pozostało to bez wpływu na frekwencję w pozostałe, „gorętsze” dni, w które frekwencja dopisała jeszcze bardziej. Ten czwartek wyglądał mniej więcej tak, jak piątek i sobota na ostatnich, słabszych frekwencyjnie edycjach. Całościowo natomiast liczba uczestników imprezy nawiązała do trendu pre-pandemicznego.


Same browary były takim obrotem spraw mocno zaskoczone. Hurtownia Monsters, czy Piwne Podziemie ponoć skupywały własne kegi ze stołecznych multitapów, żeby mieć co lać w sobotę, a taki Maltgarden już w sobotnie popołudnie został tylko z jednym piwem na kranie. Skończyło się ono jeszcze przed wieczorem, więc panowie zwinęli manatki grubo przed końcem imprezy. To się nazywa sukces.

Skąd taka popularność festiwalu akurat w przeddzień kryzysu energetycznego? Nie mam pojęcia – można iść tropem mojego wspomnianego rozmówcy, widząc w tym wszystkim nowożytni, polski taniec na zgliszczach płonącego Rzymu. Można jednak również zaryzykować bardziej optymistyczny scenariusz – mianowicie, że ekonomiczna nawałnica, jaka ku nam zmierza, nie będzie jednak aż tak straszna, jak tego wszyscy oczekują. Pamiętajmy wszak, że większość zazwyczaj nie ma racji. Ostatecznie, dla porównania, w wyniku wojny gospodarka na Ukrainie skurczyła się o prawie 40%, a mimo to na terenach niezniszczonych wciąż żyją ludzie, działają przedsiębiorstwa, i w większości przetrwały nawet biznesy z branż do przeżycia niepotrzebnych, w tym z gastronomii.


Tak więc niezależnie od przyczyn dużego wzrostu zainteresowania festiwalem, gratuluję Pawłowi i reszcie ekipy organizatorskiej – sama popularność świadczy o tym, że robicie to dobrze.

Nie, żebym osobiście nie miał za co pochwalić. Jako zwolennik stoicyzmu, organicznego rozwoju i zasady głoszącej, że lepsze jest wrogiem dobrego, znajduję upodobanie w festiwalu, którego dopracowana formuła ulega z czasem tylko niewielkim zmianom. W przypadku tej edycji moje oko przykuły dwie modyfikacje. Jedną było przesunięcie stoisk wystawców na ostatnim piętrze pod ścianę. Zaowocowało to potrójnie: większą przestrzenią, większą ilością światła oraz – takie przynajmniej miałem wrażenie – lepszą cyrkulacją powietrza. Wieczorami robiło się wprawdzie lekko duszno, ale wydaje mi się, że dużo mniej, niż na poprzednich edycjach, mimo że ludzi było więcej i docierali również tłumnie do browarów na krańcowych pozycjach korytarza.


Drugą pozytywną zmianą było postawienie przy trybunach podajników z wodą, podobnych jak na tegorocznym OMBF. Myślałem, że apelowanie o rozważną i przemyślaną konsumpcję ze strony organizatorów było tylko teorią bez przełożenia na praktykę, i nawet planowałem ich za to zrugać, a tu proszę – pomyślano i o tym. Mam nadzieję, że takie podajniki staną się normą na festiwalach craftu w Polsce i że nie trzeba będzie już w poszukiwaniu czystej nealko zawracać gitarę chłopakom z Trzech Kumpli (których też ponownie chwalę za kran z darmową mineralką).

Negatywnym elementem było oficjalne szkło festiwalowe. A raczej jego pierwotny kształt. Ta abominacja z odzysku była, przynajmniej na wizualizacjach, bodaj najbrzydszą rzeczą wykonaną ze szkła, jaką moje niespełna 40-letnie oczy kiedykolwiek widziały. A możecie mi uwierzyć, że widziały wyjątkowo szkaradne szklane obiekty. To jest szkło, które sprawiłoby, że od razu instynktownie wzrokiem szukałbym kosza. No ale na szczęście się nie udało, wskutek czego kształt festiwalowego szkła był pospolity, ale nie kłujący w oko. No i dodatkowe szkło z cechą 0,1l było bardzo udane.


Poza tym w zasadzie chyba było tak, jak na wcześniejszych edycjach, ino tłumniej. I mam nadzieję, że na przekór wichrom historii 17-tysięczna frekwencja stanie się na WFP normą.

Słowo komentarza należy się jeszcze dostawcom żarła. Ania zakąsiła w chałwie z pistacjami przy strefie PSPD, smacznej, choć bardzo słodkiej, ja zamówiłem pyszną jak zwykle bułkę z matjasem na stoisku Sztuki Śledzia, które tym razem znajdowało się na głównym piętrze, a wspólnie nawiedziliśmy kilka razy Slovak Street Food ze słowackim żarłem. Kotlikowy gulasz dawał radę, bryndzowe haluszki były natomiast pyszne, smakiem usprawiedliwiając niemałą cenę (35zł). Swoją drogą, zastanawiam się, jaka przyszłość czeka food trucki, które co do zasady mają mniej wiernych fanów od browarów craftowych, w sytuacji, kiedy ceny rosną nieproporcjonalnie szybciej od płac.


Osobną kategorią są Gastrobaki wstawione pomiędzy stoiska piwne. Ktoś słusznie zauważył, że szyld z daleka wyglądał jak Gastrobąki, ja z kolei mam tylko tyle do dodania, że skoro głosi się coraz głośniej „You will eat ze bugz”, to ja chociażby z czystej przekory do ust tego nie wezmę.

Przejdźmy do skosztowanego płynnego dobra. Tym razem faktycznie dobra, bo mało co nie zasłużyło na dwie okejki.


Wpierw parter, czyli limbo festiwalowych debiutantów.

Moonlark
Collab z Pintą o nazwie Stay Here ostro wali spalinami i agrestem, jest rześki i gładki. Do pełni szczęścia zabrakło goryczki (6,5/10). APA Glow to ponownie za mało goryczki, a intensywność umiarkowana, jak to w apce. Cytrusy, żółte owoce. Ok (6/10). Paweł częstował też hard seltzerami, na bazie piwa i soków. Lepszych nie piłem – tyle że poprzeczka jest w moim wypadku zawieszona w okolicy podłogi, więc niewiele to mówi. Może znajdzie to swoich odbiorców w Polsce. W pewnym domu w Jaworzu nie znajdzie.


Piwex
Stoisko Mateusza staje się z każdym festiwalem coraz bardziej klimatyczne. Pinky Pils trochę mi dawał kukurydzą, mocniej kwiatkami, goryczka niska. Posmak lekko drożdżowy. Bez szału (4,5/10). Co innego Mr. Black, w niemodnym stylu foreign export stout. Wyraźnie palony z gorzką czekoladą, dość treściwy, ale nie słodki. Bdb (7/10). Jeśli oczekujemy po west coaście białych owoców, nafty, wytrawności oraz goryczki, to 8Bitter jest właśnie takim west coastem. Ja oczekuję (6,5/10). W old schoolowe klimaty uderzył też RIS The Gamer 2022 Bourbon BA. Dużo czekolady i nut bednarnianych, lekki kwasek i wytrawny wydźwięk (7/10).


Sarabanda
W Dry As A Bone przebijał mało przyjemny, suchy słód. Poza tym melon, zielone nutki, trochę owoców (5,5/10). FES o nazwie Black Celebration dostarczył jeszcze mniej – w zapachu paloność, gorzka czekolada i ciut wanilii, w miarę. W smaku niestety wanilia wypada mocno sernikowo, czego bardzo nie lubię. Gorzkie, ale i słodkie piwo, zbyt sernikowe (4,5/10).


Stara Szkoła
Perełka Podlasia miała klimatyczne stoisko, takie... podlaskie właśnie. Duży plus za pojemniki z ziołami i przyprawami, które można było powąchać i porównać, jak wypadły w gotowych piwach. Najmocniej swoje piętno odcisnęła wiązówka na piwie o nazwie Wiązówka (heh). Zapach sklepu zielarskiego i ziemi świeżo po deszczu, mocno trawiaste, lekko kwaskowe. Bardzo dobre (7/10). Kolendra ze Skórką Pomarańczy wyszła jak ciasteczka z kolendrą i cytrusowymi nutkami. Kremowe, rześkie, nieco mydlane wprawdzie, ale mnie ta cecha kolendry nie przeszkadza. Smaczne (6,5/10). Stara Stodoła to zakładowe piwo „zwykłe”, nie jest to jednak lager, tylko górniak. Dużo świeżej zbożowości, lekka goryczka, rześkie, lekko kwiatkowe. Czyli kölsch, bardzo dobry zresztą (7/10). Imbir z Kurkumą inaczej niż większość piw z dodatkiem imbiru nie jest przesadnie pikantny, a dzięki kurkumie w aromacie oraz smaku jest bardziej zaokrąglony. Świetne piwo (7,5/10). Najsłabiej wypadł Dzikus – pszeniczny górniak z brettami, których jednak było mało, trzon z kolei był nieco mdły, z dużą ilością żółtych nutek zbożowych jak w pszenicznych lagerach. Kwasku nie ma, zasadniczo jest to więc stołowe piwo z twistem, który wypadł jednak mało efektownie (5,5/10).


Przechodzimy na ostatnie piętro, piętro hurtowni (pomijając hurtownię Monsters, która wylądowała na piętrze głównym).

Maltgarden
Wyprzedali się z wszystkiego na wiele godzin przed końcem festiwalu, co świadczy o sukcesie. Ja dzięki uprzejmości Pana Przemka w czwartek uczestniczyłem w prowadzonym przez Łukasza masterclass, gdzie mogłem pokosztować słodowoogrodowych piw, warzonych obecnie w skali 4500hl rocznie. Najlepszy był helles. Just A Beer to słodowe, świeżutkie, „chrupkie” piwo, z lekką goryczką jak w hazy ipkach (7/10). Zaskakująco smacznie wypadł pastry sour Pool Party Extasy. Kokos, gujawa i marakuja, dość gładki, z kwaskiem dominującym nad stonowaną słodyczą (6,5/10). Eksperyment z „produktem chmielowym” spectrum, polegającym na przerabianiu samej lupuliny, bez zielonych elementów szyszki chmielowej, wypadł w połączeniu z maltgardenową awersją do goryczki mało przekonująco. Guys From Spectrum Street to piwo słodkie w aromacie i smaku, tropikalne, było wyzbyte jakichkolwiek kantów, które kontrowałyby słodką owocowość (5/10). 


Wyciągnięte z piwniczki starocie zestarzały się niestety źle. Funky Garden 6 Mexican Chocolate Cake pachniał jak murzynek z cynamonem, problemem było wątłe ciało, słaba siła smaku plus kwaskowość. W finiszu w końcu trochę pikantności, czekolady, ciemnego ciasta i wiśni (4/10). Tylko odrobinę lepszy był Gate No. 1 2021 Rum BA – w zapachu czekolada z melasą i agresywną rumową beczką; w smaku płaskie, bez głębi, mocno poszło w utlenienie typu sherry/polski miód pitny. Brak głębi był tutaj problemem (4,5/10). Na ostatek Łukasz rozlał wymrażarkę Middle Of Silence. Tak, jak mi wymrażany rauchbier od chłopaków smakował, tak tutaj nie jestem w stanie napisać niczego pozytywnego. Tak, jak w podstawce, dominuje sztuczny aromat fistaszkowy z czekoladą, napój jest oleisty i gęsty, trochę kwaskowy, ale, co ciekawe, stosunkowo mało słodki. Niemniej jednak pastry likier, ludzie na to lecą, ale ja wysiadam (3/10).


Tankbusters
Najlepiej ocenianym piwem na ich stoisku był RIS z Frontaala (faktycznie bardzo dobry), ale własna produkcja moim zdaniem była na zbieżnym poziomie. Book Of Hops było lekko limonkowe z nutką truskawkowych cukierków Alpenliebe od Straty. Gładziutkie, soczyste, nawet brak mocniejszej goryczki nie przeszkadzał (7/10). Równie soczysty i gładki, ale jeszcze lepszy był No Mercy – cytrusy, mango, trochę kiwi i nawet trochę goryczki (7,5/10)

Aha, beef jerky na Pastry Killerze mieli świetne, polecam.


Kingpin
Tutaj zawsze warto wpaść po najlepsze saisony w Polsce. Szkopuł w tym, że potem nie wiadomo gdzie się udać po coś, co by im dorównało. Ponownie na kranie wylądowała Burlesca, dziki, winny, kompleksowy majstersztyk (8,5/10), nowością natomiast była Mimica, drobnoperliście nasycona, mocno gronowa, soczyście zielonojabłkowa (nie aldehyd!), z zaskakującą słodyczą resztkową i drewnem w posmaku. Harmonia i głębia, wyśmienite piwo (8,5/10). Co najlepsze, obydwa, mocno różniące się piwa to ta sama podstawka, tyle że leżakowana w beczkach po innych polskich winach.


Brokreacja
Bro, czyli Best Smoked Schwarzbier to jedna z najlepszych wędzonek, jakie w Polsce powstały. Brawa za nieoczywisty, ale z drugiej strony kompletnie logiczny styl jako bazę – ciemne pieczywo, ciemne słody – to wszystko komponowało się pięknie z elegancką wędzonką, a do tego doszła świetna kremowość. Niesamowicie pijalne (8/10). Sexy Black Stocking z Belgią niewiele miało wspólnego (to ponoć belgian black IPA), miało za to trochę żywicy i owoców oraz nieco mineralny, trawiasty, gorzki finisz. Smaczne (6,5/10). Henola (sativa emmer witbier) to połączenie kwiatów, ziół, trawska oraz żółtych owoców na słodkawej bazie. Jako tako (5,5/10). Świetnie się zaprezentował The Knifemaker. Torf nie zdominował, a jedynie uzupełnił fajną słodowość barley łajna z karmelem i śliwką. Gładkie i ułożone, choć moc też czuć (7,5/10).


Golem
Uszanowanie za mocny nacisk na tradycyjne brytyjskie style. Born To Be Mild smakował tak, jak nazwa wskazuje. Orzechy, karmel i czekolada, lekkie i zwiewne, ale satysfakcjonujące smakowo, lekko kwaskowe, homeopatycznie gorzkie (7/10). Keter (imperial brown ale) był dość agresywny, ale i smakowity. Mocarna słodowość, orzechy, trochę czekolady, mocarne ciało bez znacznej słodyczy, głębia. Świetne (7,5/10). Jednowymiarowym, ale bardzo udanym piwem był american wheat z limonką pozostałą z produkcji bodajże meksykańskiego gose. Slawa jest kwaśnym, limonkowym, turborześkim pociskiem (7/10). A dla równowagi coś kompletnie nieudanego. Barley wine Necach dawał serem, aż się musiałem odwracać w trakcie wąchania. Szkoda, bo gęsta słodowość była bardzo obiecująca (3/10).


Dziki Wschód
Dwie skrajności, obydwie bardzo dobre: TJMMNW to czysty, rześki pils, z kwiatkami jako dodatkiem do świeżo skoszonej trawy i siana, w miarę gorzki (7/10). Borys Kuloodporny Coconut Choco Cake BA Dessert Edition #1 to płynne Bounty, nieprzesłodzone, lekko kwaskowe, wręcz ciut taniczne (7/10).


Rockmill
Ghost Flight, triple NEIPA uwarzona wespół z węgierskim Mad Scientistem, to koktajl z żółtych owoców tropikalnych plus całkiem wyraźny imbir. Brakuje niestety goryczki, natomiast jest to dobrze zrobione, soczyste piwo (6,5/10). Friend Or Foe (collab z ukraińskim Didko) to świetne połączenie ostrości torfu ze słodyczą oraz czekoladą w tle (7,5/10). Friend Or Foe Armagnac BA poszedł w inną stronę – torf mocno wycofany, czekolada wyszła na przód, doszły nutki opiekanego drewna i gronowego destylatu. Wyśmienite (8/10).

Hopito
Dawno już niczego nie piłem, ale That’s That trzyma poziom próbowanych dawno temu soczystych neipek od nich. Białe owoce, grejpfrut, ciut nafty i trochę kwiatów; gładkie, nieprzesłodzone, nawet jest goryczka. Bdb (7/10).


A na długi koniec main juice, czyli browary z głównego piętra.

Monsters
Pils Małego Się Nie Opłaca zgarnął wiele pochwał – mnie chmiel Styrian Wolf za bardzo jedzie kwiatkami, a w dodatku goryczka mogłaby być mocniejsza, choć ponoć właśnie niezbyt mogła (5,5/10). Pastry w wersji naturalnej mnie bardziej przekonało. Czuć Piniondz to Nutella plus zielone Prince Polo oraz marcepan w finiszu. Bardzo smaczny deser. Słodki, ale nie przesłodzony (7/10). Vinyl Slices – miąższowa pomarańcza, trochę grejpfruta i ananasa, ciut kokosa; bardzo soczyste, ale finisz w miarę wytrawny. Bdb (7/10). Uwarzony razem z Tomkiem z Piwnych Podróży 21 Black Edition był najlepszy. Megamocny świerk, ale i odchmielowa żywica, cytrusy, no i przede wszystkim fajna kremowość, współgrająca z czekoladą w tle. Świetnie zespolone wszystko (7,5/10). Ciemne słody w połączeniu ze świerkiem oferowało również Kill The Poor, tutaj jednak cielistość oraz kremowość nie były w stanie przykryć ostrości smaku (5,5/10).


Szałpiw
Duke Of Flanders Grand Cru to z pewnością jedno z najbardziej ekstremalnych piw na festiwalu. Ocet, klej, czerwone owoce, kwasek, ale i słodycz. Szczególnie połączenie agresywnej octowości ze słodyczą wyszło ciekawie. To się albo kocha albo nienawidzi. Dla mnie bdb (7/10). Bana Extreme łączyła ciemne nutki pokroju pumpernikla z winnością, a nawet czerwonym jabłkiem w tle. Piwo dość intensywne, nie przesłodzone, bardzo smaczne (7/10).


Pinta Barrel Brewing
Przed podejściem na stoisko żyłem w przekonaniu, że to jest obecnie najlepszy polski browar; wizyta na stanowisku utwierdziła mnie w tym mniemaniu. Najpierw rodzynek – Barrel Aged Helles. To piwo wyszło przekozacko, robi po prostu uroczo pierwotne wrażenie – czysty, słodowy profil hellesa wyśmienicie zespolony z wanilią od beczki plus kremowe odczucie w ustach. Jeden miesiąc w beczce to idealny czas dla tak subtelnego piwa. Cud miód! (8/10). W następnej kolejności dzikusy. Curiosity otwiera się wraz z ogrzaniem, lekka octowość, dzikie nutki, przefermentowane morele i w mniejszym stopniu brzoskwinie. Bardzo smaczny (7/10). Bank rozbił 3-letni Mystery, z jagodami zbieranymi na zboczach Błatniej, czyli nieopodal mojego miejsca zamieszkania. Piwo turbo soczyste, aż nieco gęste od jagód, kwaskowe, porzeczkowe, dzikie, ze – w przenośni – dosłownie kilkoma kroplami octu. Przefantastyczny dzikus (9/10).


No, a teraz jeszcze mocarze. Reputation to słodki, ale ułożony, nieprzesterowany w żadnym kierunku piwny likier czekoladowy z migdałami (8,5/10). Courage to ponownie piwny likier czekoladowy o imponującej głębi, gęsty i palony, infuzja skórką pomarańczy subtelna, ale robi różnicę (8,5/10). Patience to wzorzec dla piwa bourbonowego – kokosu od groma, wanilii i trochę, zagęszczony likier z gorzkiej czekolady, mięsiste wręcz piwo, ale absolutnie nie ulep (9/10). No i jeszcze Memory – kombinacja kawy, czekolady i dodanego z wyczuciem cynamonu; gęste i oleiste, delikatnie kokosowe, wanilia jest wręcz zespolona z kawą. Mega cieliste, z umiarkowaną słodyczą, w ogólnym wydźwięku raczej wytrawne (9/10).

No najlepsi są, i tyle. Ostatnimi czasy mocno obracam każdą złotówkę przed wydaniem, ale przy PBB nawet się zbytnio nie zastanawiam, bo wiem, że dostanę ekwiwalent jakościowy.


Lubrow
Po sąsiedzku z PBB pierwsze efekty programu barrel ejdżingu prezentował pomorski Lubrow. Bitte Ein Brett został prawie doszczętnie zdominowany przez końskie bretty, choć w smaku ciut słodowych nutek oryginalnego pilsa się ostało. Bardzo dzikie, ale nie kwaśne (7/10). Raspbretty było mocno kwaśne, mocno malinowe i tyle tego by było. No, jeszcze kapka wanilii. Jednowymiarowe (5/10). Potrójny wędzony koźlak Barn In Flames działa na zasadzie kontrastu, są tutaj nutki słodowe, karmelowe, klepkowe, dymne natomiast mało co. Podeszło mi jednak zdecydowanie (7/10). Blend No. 1 (połączenie RISa i barley wine) to pumpernikiel z waniliowym drewnem w zapachu, w smaku robi się bardziej winnie i śliwkowo, są też czereśnie z czekoladą. W tle cały czas unosi się zapach oraz smak bednarni. Świetne (7,5/10).


Dobry Browar
Zawitałem po Czarną Ipę z Gniezna i się nie rozczarowałem. Czekolada z żywicą i lekkimi cytrusami, subtelna paloność w tle. Lekko kwaskowa, wytrawna. Bdb polskie podejście do stylu. (7/10)

Cześć, Brat!
Tutaj zamoczyłem usta w dwóch kooperacjach z Opiwatele. Kolacja ze Śniadaniem to świetny imperialny stout owsiany – gęsty, omal śliski, piwna wersja czekoladowej owsianki; słodkawy, ale z finiszem mocno orzechowym a la brown ale, tyle że wytrawnym (7,5/10). Kolacja ze Śniadaniem Smoked Coffee to to samo, co powyżej, plus kawa z delikatną wędzonką. Dodatek wypadł jak świeżo palony, bez naleciałości kaparowo-paprykowych. Z drugiej strony kawa spłyciła podstawę, dominując ją zbyt bardzo. Bdb, ale podstawka jeszcze lepsza (7/10).

Browar Tarnobrzeg
Zamiast nowości polał się evergreen – Santa Rosa była w cudownej formie, pszeniczna, nieprzeładowana dodatkiem, a jednak świetnie uzupełniona o nuty dżemu różanego w finiszu. Archetypowo wiosenne piwo.


Browar Bury
Czarna IPA to dość pospolity i zazwyczaj efektowny konglomerat czekolady, żywicy i odchmielowych owoców, tutaj zabrakło mi jednak większej wyrazistości. (6/10)

Browar Markowy
Marcin Kwil poczęstował nas trzema piwami markowymi, które współtworzył. Wszystkie bardzo smaczne. Hoppy Pils Single Hop Talus to mniej więcej połączenie cytrusów i kwiatów z marihuaną oraz średnio mocną, grejpfrutową goryczką (7/10). Hoppy Sour Single Hop Talus to już bardziej agrest i cytryna, no i mocny, wyrazisty, rześki kwasek (7/10). Hoppy Grodzisz, który zrobił mi dzień na ostatniej edycji, wyraźnie się zmienił – spaliny wycofały się w tło, ich miejsce zajęło białe grono, z kolei odsłoniło się tym samym również więcej wędzonki (7/10).


Ukiel
Zaskakująco dobrze wyszedł Belgian Pale Ale – klasyczne połączenie żółtych owoców i elementów przyprawowych, fajnie pijalne (6,5/10). Gorzej w przypadku New Zealand Pale Ale, konglomeracie zboża łypiącego w kierunku kukurydzy, grona i niskiej wyrazistości (5/10).


Nieczajna
DDH Session Black IPA była chwalona, na mnie z kolei zrobiła zbyt wodniste wrażenie. Ciut czekoladowej słodowości, palone nutki, nachmielenie żywiczno owocowe. W smaku dodatkowo lekko kwaskowe (4,5/10). Nelson Pils za to był świeżutki, słodowo-nelsonowy, bardzo rześki (6,5/10).


Browar Biały
Tutaj się warzy konsekwentnie brytyjskie style wespół ze Spencerem, za co mają moje uznanie. Englishman 4 British Brown Ale to ciasteczka z orzechami laskowymi i bardzo subtelną owocową nutką. Stylowe, dobre (6,5/10). Englishman 3 India Export Porter oferuje połączenie ciasteczek z czekoladą i żywicznymi nutkami. Słodowość podkreślona, goryczka stonowana. Bardzo smaczne (7/10). Hitem jest Englishman 5 Export India Pale Ale. Jedna z najlepszych ipek na festiwalu. Żadna tam hazy, juicy, new england, czy nawet west coast. To jest czysty old school z mocarną słodowością do przeżuwania, ciasteczkami oszczędnie polanymi karmelem, no i kwiatowo-ziemistymi nutkami chmielu. Treściwe, mocarne piwo na starą albiońską modłę. Świetna sprawa (7,5/10).

Ziemia Obiecana
Ziemniaczki to fajny kremowy kokosik z ananasem, czyli pina colada, więcej niż trochę brzoskwini i duża soczystość. Jest świetne mimo lekkiego hop burnu (7,5/10). Bałtyk łączył mocną kokosową kremowość z koprowymi nutkami oraz ananasem. I tutaj był lekki hop burn, goryczki było mało, ale kremowością piwo wygrało wiele (7/10).


Artezan
Tutaj się działy bardzo ciekawe rzeczy. Na pierwszy ogień poszedł Chateau de Glace, czyli kwaśne, musujące, lekko octowe połączenie końskich brettów oraz winnej owocowości. W finiszu dochodzi trochę klepki i słodowych nutek, a z czasem wyłaniają się śliwki oraz skórkowe wiśnie. Świetne (7,5/10). It’s A Feature Hazelnuts & Vanilla było mocno waniliowe, orzechowość wchodziła w drewno, ale piwo było moim zdaniem trochę zbyt kwaskowe, no i był efekt sernika, którego to efektu nie lubię. Mało harmonii (5/10). Na przełamanie spróbowałem Zapraszam Do Baru, dość charakternej, bardzo smacznej ipki łączącej zielony grejpfrut z zieloną cebulką oraz przyjemną kremowością w smaku (7/10). Na koniec dowiedziałem się, że krwawnik to nie tylko rumuński horror z lat 90., ale i zioło. Autumn in Jomsborg zyskało dzięki niemu okołocynamonową korzenność, a w smaku nutki wiśni; ciemne słody są jednak cały czas obecne, w finiszu kremowe nuty dębiny stają się wyraźniejsze, no i całościowo jest to piwo raczej wytrawne jak na RISa w obecnych czasach. Bardzo udany eksperyment (7/10).


Widawa
Po pierwsze, Black Hierophany, bo czorne ipki należy promować. Ta tutaj to czekoladowe słody plus żywiczno cytrusowe nachmielenie wpadające wszak niestety w rejony melonowe. Trochę mało ciała jak na double bipkę. W porządku (6/10). Po drugie, 10th Anniversary Imperial Baltic Porter Bourbon BA. Mocno beczkowe, wanilia dominuje nad kokosem, są ciemne słody zahaczające lekko o paloność, jest trochę kawy i czekolady, ciemne owoce. Trochę mniej ciała, niż się spodziewałem, ale świetne piwo (7,5/10).


Maryensztadt
Trzeba było wypróbować piw leżakowanych w beczkach po winie rioja. I to był dobry wybór, bo to były jedne z najlepszych piw na festiwalu. Wild And Funky Brett American Farmhouse Rioja BA wyszło kwaskowo, z nutami grona oraz dzikimi wpadającymi lekko w ocet, trochę antonówki i gruszki; dobrze ułożone i zbalansowane mimo kwaskowości (7/10). Wild And Funky Oud Bruin Rioja BA to złożone, wyśmienite piwo. Waniliowo-wiśniowa treść uzupełniona jest o delikatną słodowość, jest lekka dzikość, ciut octu oraz stała obecność dębowej klepki, balansująca kwasek (8/10). W tej samej lidze gra Ice Rye RIS Rioja BA, piwo gładkie i świetnie ułożone, z nutami pumpernikla, mocno palonej kawy, z winnymi posmakami połączonymi z delikatną wanilią, no i powidłami śliwkowymi. Gęsty, oleisty wywar, słodki, ale nie przesłodzony, finiszujący w postaci pumperniklowych wafelków polanych karmelem, zamoczonych w kawie i pokrytych powidłami śliwkowymi. Tak, wiem, że z pumpernikla nie ma jak zrobić wafelków (8/10).


Palatum
Mason serwował między innymi styl, który częściej się trafia w formie udanej uwarzonej poza granicami Niemiec, niż w rejonie Kolonii. New World Keller Kölsch przekonał świeżą słodowością połączoną z kwiatkami oraz umiarkowaną goryczką (7/10). Captain Smoke był słodkawy, lekko palony, czekoladowy oraz oszczędnie wędzony i charakteryzował się dobrą pijalnością (6,5/10). Najlepsze ze spróbowanych piw był Catharina Sour MBC – dużo czarnej porzeczki, trochę rabarbaru, przy czym ten drugi w smaku jest bardziej intensywny. Soczyste, lekko pestkowe, bardzo rześkie. Świetna rzecz (7,5/10).


Nawet biorąc pod uwagę wybiórczość w kosztowaniu, dwie trzecie wypitych piw było co najmniej bardzo dobrych, co pod względem urobku smakowego stawia tę edycję na pierwszym miejscu z wszystkich dotychczasowych. Tym bardziej cieszę się więc na następną.

Warszawski Festiwal Piwa 2022 1689678363619804739

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)