Loading...

Sześciopak polskiego craftu 192-195


W przeddzień Warszawskiego Festiwalu Piwa, na który jutro się wybieram, na blogu ląduje kolejny wielopak. Dziewięć piw lanych, piętnaście z butelki – trend ku piwom z kranu na blogu być może staje się powoli uchwytny, a przynajmniej powinien, bo coraz częściej uskuteczniam pielgrzymki do wielokranów, żeby wyrobić sobie opinię o obecnym stanie polskiego craftu.


Bardzo jestem rad, kiedy polski browar bierze się za tak mało komercyjny, a przecież świetny styl, jak doppelbock. Jeszcze bardziej mnie cieszy, kiedy wlewa tego doppelbocka do beczek po bourbonie, bo nie od dziś wiadomo, że z wszystkich niemieckich styli to właśnie doppelbock najlepiej się z bourbonem łączy. A już w ogóle jest cymes, jak się mnie pytają, jak to swoje piwo mają po niemiecku nazwać, ale i kogóż innego mieliby się o to pytać, jak nie Niemca? Potion #22 to Five-Flavour-Fruit Dreifachbock Bourbon Barrel Aged (alk. 11,7%). I wyszedł on Brokreacji bardzo dobrze. Zespolenie nut karmelu, suszonych owoców, ciemnego pieczywa oraz delikatnej czekolady orzechowej z kokosowo-waniliową kremowością białej dębiny wyszło tak, jak tego oczekiwałem. Nieoczekiwanie lekko całość mąci jednak dodany cytryniec chiński, przecinając całość swoim kwaskiem. Po co on tu jest? Nie wiem. Bez niego byłoby jeszcze lepiej. Na szczęście jest i tak bardzo dobrze. (7/10)


West coast bardziej wytrawny i suchy, niż faktycznie turbo gorzki – jest to koncepcja jak najbardziej do przyjęcia. Takim piwem zagaił Browar ZakładowyOk Boomer (ekstr. 16%, alk. 7,3%) przy okazji ma dość szorstki, nie-soczkowy profil aromatyczno smakowy – limonka, karambola, kwiat bzu, nafta, trochę marakui – dzieje się na tym polu nieco agresywniej niż u konkurencji. Dodajemy do tego miksu wspomnianą już wytrawność i otrzymujemy bardzo smaczne piwo. (7/10)


Pink Guava Sour Ale
, kolejne owocowe piwo od Funky Fluid (alk. 3,8%), w zasadzie pomijając fakt, że piwnej natury w nim próżno szukać, jest bardzo fajnym napitkiem. Nie jadłem nigdy różowej guawy, natomiast tutaj czuć guawę jako taką oraz sporo różowego grejpfruta. Dodajmy do tego bardzo wysokie nasycenie sprawiające, że pszenica i owies pęcznieją w ustach niemalże jak po wsadzeniu sobie na język tabletki Plusssszu (czy jak się to ciulstwo nazywa), utrzymany w ryzach kwasek oraz zupełnie marginalną słodycz, no i daleko daleko w tle finiszu subtelne słodowe wtręty i otrzymujemy bardzo fajny, rześki trunek na lato. (7/10)


Szkoda, że nie działa już Fabrica RARa, cieszyński kontrakt odpowiedzialny ongiś za serię bardzo ciekawych piw z dodatkiem herbaty. No ale mamy Brokreację, której The Best Homebrewer Tea IPA (ekstr. 14%, alk. 6,3%) wprawdzie nie jest piwem nadmiernie ciekawym, ale za to bardzo smacznym. Piwo oberwało solidną dawką esencjonalnego, bergamotkowego earl greya, którą połączono z bukietem mocno naznaczonym gumą Turbo, brzoskwinią i morelą. Goryczka wypadła lekko tanicznie, ściągająco, co pasuje do herbacianego profilu, no i jest całkiem mocna. Bdb. (7/10)


Już dawno nie piłem ipki od Maltgardena, co nadrobiłem w postaci Red Carpet Stars (alk. 8,2%). Wybór okazał się nader trafny, między innymi dzięki mieszance chmielowej, łączącej wyraźną sabrową mandarynkę z pomarańczą, marakują oraz czerwoną porzeczką. Przekonałem się zarazem, że MG zachował swój ipkowy styl, charakteryzujący się nikłą goryczką, a zarazem jedwabistą fakturą i soczystością przy braku przesterowanej słodyczy gotowego produktu. W takiej formie nie potrafiłbym zjechać ipki, nawet przy niemalże zerowej goryczce – to jest świetne piwo. (7,5/10)

Belgian Blonde Ale z serii All Beers Matter od Brokreacji (ekstr. 16%, alk. 6,8%; zdjęcie zaginęło w akcji) wypadł lepiej, niż się tego spodziewałem – bo po belgijskich stylach warzonych poza Belgią i USA nie spodziewam się zwyczajowo zbyt wiele. Tutaj króluje ciasteczkowo-biszkoptowa słodowość, okraszona owocami z rejonu moreli i dojrzałego banana, rzuconymi w bukiet kwiatów, oraz nutami przyprawowymi, gdzieś na punkcie styku białego pieprzu oraz goździka. Początkowo nieco cierpka goryczka z czasem układa się, stanowiąc kontrapunkt do solidnej słodowości piwa. Bardzo dobre. (7/10)

Fraza o zgoleniu goryczki na kontrze brokreacyjnej neipki The Barber (ekstr. 15%, alk. 5,8%; zdjęcie również zaginęło w akcji) nie wylądowała tam bez kozery, bo w tym zakresie są tutaj pewne braki; wprawdzie intencjonalne, ale wciąż. Poza tym piwo jest dość soczyste, z nutami kwiatowymi, brzoskwiniowo-morelowymi, lekko pomarańczowymi. Generalne wrażenie jest jednak dość ugrzecznione, więc z mojego punktu widzenia można to było zrobić ciekawiej. (6/10)


W tyskim Wielokranie w końcu miałem sposobność zaznajomienia się z niektórymi pozycjami z oferty miejscowego kontraktowca Wilkowyje. Na pierwszy ogień poszedł porter bałtycki Wilk Anderski (ekstr. 24%, alk. 10%) i od razu zapunktował. Nad wyraz kakaowe piwo, trochę karmelowe, przewija się w nim również sporo czerwonych nutek owocowych, szczególnie kiedy jest mocniej schłodzone – nuty czereśniowe tworzą wraz z ciemnymi słodami efekt tortu schwarcwaldzkiego, który bardzo lubię, szczególnie w połączeniu z gładką fakturą i słodyczą. Zasadniczo piwo jest więc bardzo smaczne, przy czym mam pewne podejrzenia, że jest za nie w większej mierze odpowiedzialny kooperant, czyli Browar Anders. (7/10)


Moje podejrzenia powyżej opieram na tym, że drugie piwo Wilkowyj na kranach, tym razem warzone bez współudziału innego browaru, to straszny chłam. Big Sur (ekstr. 13,7%, alk. 5,4%) okazał się dla polskiego, ciasteczkowo-landrynowego nurtu ipek A.D. 2014 tym, czym Black Dynamite był dla filmów z gatunku blaxploitation – przerysowaniem, parodią, reductio ad absurdum. Z tą różnicą, że Black Dynamite to świetny film, a to tutaj? Z flachy nad jeziorem letnią porą człowiek by to może i wyduldał, ale tylko mając jako alternatywę przegrzanego, kartonowego Żywca w pijalni piwa 30 minut rowerem od namiotu. A tak, to zwyczajnie wstyd. (3/10)


Nepomucenowy
wkład w projekt Brew For Ukraine to uwarzona we współpracy z Volynskim Pivovarem apka Independence (ekstr. 13,5%, alk. 5%). Volynski przetestowałem na kilku przykładowych piwach w zeszłe wakacje w Odessie i tylko ciemne piwa zrobiły na mnie pozytywne wrażenie. Zgaduję jednak, że wpływ Wołyńskiego na ostateczny kształt Independence był raczej umowny. Samo piwo porusza się w obrębie triady grejpfrut – róża – jaśmin, z której wyodrębnia się również trochę trawy cytrynowej. Po modnemu piwo charakteryzuje częściowe owsiane zagęszczenie, niska goryczka oraz spora rześkość. Grzeczne, ułożone, smaczne piwo. (6,5/10)


Kingpin
potrafi oczarować leżakowanymi saisonami, najlepszymi w Polsce. Potrafi jednak również rozczarować ipkami. W Wielokranie Roisin (alk. 6,8%) w zaprezentowanej formie niestety dołował za sprawą siarkowości. Poza tym potencjał pewien był – cytrusy i tropiki (brzoskwinia, ananas) dobrze ze sobą grały, no i goryczka była w miarę podkreślona. No ale to nie wystarczyło, żeby zrobić z tego dobre piwo w takiej postaci. (5,5/10)


Zastanawiałem się niedawno w sklepie nad World Of IPA – Cold IPA od AleBrowaru (alk. 6%). Koniec końców wychyliłem szklanicę w tapie, acz ze sporymi trudnościami. Piwo nie dość, że jest trochę siarkowe, to co do zasady mało się w nim dzieje. Lekki cytrus, trochę ananasa, ale co do zasady wątłość w aromacie oraz smaku, a na domiar złego lekka goryczka. Siarkowy wodniak? Nie, dziękuję. (4/10)


Irish red ale
– styl piwny, który warto mieć w czci chociażby z pogardy dla Cromwella. Sęk w tym, że mało który reprezentant stylu potrafi wykrzesać ze mnie cokolwiek ponad wzruszenie ramion. Egzemplarz uwarzony w ramach serii Pinta Classics (ekstr. 14%, alk. 5,6%) też ma z tym problem, chociaż technicznie wszystko jest tutaj na swoim miejscu. Brązowa słodowość, pokrywająca spektrum od ciasteczek herbacianych przez karmel aż po subtelną orzechowość w finiszu. Owocowe, truskawkowe i wiśniowe nuty w tle, które dodają wycofanym, herbacianym akcentom chmielu dodatkowe czerwone oblicze. Balans słodkawo-gorzkawy, no i całkiem solidne ciałko. Wszystko na swoim miejscu, a ja nadal siedzę i na licu mym uśmiech się nie maluje. Czy można mieć w czci, a jednocześnie nie przepadać? Ależ jasne, że tak. (5,5/10)


Pale Ale
od Stu Mostów (alk. 5,1%) kupiłem u szwabskiego najeźdźcy w zasadzie tylko dlatego, że Pan Przemysław aka Piwna Nuta polecił je u siebie pomiędzy wrzutkami z kiepskimi rapsami, a ja sobie uzmysłowiłem, że tego podstawowego pejl ejla z Wrocławia to nie piłem chyba od premiery wiele wiele lat temu, a wówczas to mi wybitnie smakował. W obecnej formie piwo ma w sobie wszystko, czego potrzebuje – zielonego grejpfruta i limonkę, żywicę i naftę, karambolę, niską słodycz, w miarę podkreśloną goryczkę, brak soczkowości, wysoki współczynnik piwny i jest po prostu bardzo smaczne. Tak więc oba kciuki w górę! (7/10)


Blanche de Varsovie
 od Funky Fluid (ekstr. 12%, alk. 4,8%) egzemplifikuje zarazem dwie kwestie – po pierwsze, że w witbierze siarka w umiarkowanym stężeniu nie musi być niczym złym. Po drugie, że to żyjące dodatkami, w gruncie rzeczy mało skomplikowane piwo nie jest znowu tak łatwo zrobić dobrze. Ziarnistość kolendry wpada tutaj w mniej przyjemne rejony gorczycy, łańcuszkiem skojarzeń lądując w okolicy hamburgera z musztardą. Nie na to się pisałem, przy czym podkreślam, że to w mojej głowie ścieżki sensoryczne ułożyły się w akurat taki sposób. Nie ustrzeżono się również mydlanego aspektu kolendry, aczkolwiek w tym aspekcie co prawda najwidoczniej posiadam ten felerny gen, sprawiający, że kolendra daje mydłem, ale zarazem mi to nie przeszkadza. Nie ma tutaj z kolei nut białego grona, sprawiających, że te naprawdę udane witbiery są jednymi z moich ulubionych lekkich piw. Są zamiast tego nutki, które dopiero po wielu łykach skojarzyłem w końcu z Fruity Loops, czyli wielokolorowymi kółkami wśród płatków śniadaniowych, chyba najbardziej syntetycznej poczwary koncernu pana Kelogga. All in all I’m not impressed. (5/10)


Kolejna konkursowa warka Pinty, tym razem Zwycięska West Coast Double IPA (ekstr. 18%, alk. 8%) zebrała mieszane reakcje. W moim odczuciu piwo autorstwa Tomasza Sytego to kawał solidnego, oldskulowego piwa. Mocno pomarańczowe (i skórkowe w tym zakresie), dość grejpfrutowe, wyraźnie zielonocebulkowe, trochę żywiczne (szczególnie w finiszu), lekko słodkie i naprawdę mocno gorzkie. Proste, satysfakcjonujące, pijalne. Jestem zdecydowanie na tak. (7/10)


Jednym z ciekawszych młodych kontraktowców jest Piwex, dzieło Mateusza Małża. Cała otoczka graficzna wizualnie tonie tak bardzo w latach 80., że nie mogę tego nie szanować. A jeszcze bardziej szanuję za samo uwarzenie Alt-Beera (ekstr. 12,5%, alk. 5,5%), wszak altbiery to mój konik. Tego piweksowego otwarłem w ten sam dzień, w który przywieziona z Niemiec skrzynka jednego z moich ulubionych koncerniaków, czyli Frankenheim Alta, uszczupliła się o kolejną butelkę, tak więc miałem świeże tło do porównania. Aczkolwiek Frankenheim z tej konkretnej warki wyszedł niespodziewanie estrowo. Altbier od Piwexa również nie wystrzegł się nut owocowych, konkretnie z rejonu truskawki i dojrzałego czerwonego jabłka, blisko mu więc pod tym względem do wyspiarskich ejli. Prawilnie zagaja opiekaną, chlebową, choć tylko peryferyjnie orzechową bazą słodową oraz powiewem chmielu Hallertau Mittelfrüh. Jest też nieco słodszy od chyba każdego niemieckiego altbiera, jakiego piłem, no i brakuje mu większej intensywności smakowej, chociaż goryczkę ma całkiem dosadną. Dobre piwo, które można jeszcze dopracować. (6,5/10)

Złotą łopatą odkopałem opis wiekowego piwa, kupionego ongiś przez roztargnienie. Funky Fluid Birthday Barrel (ekstr. 30%, alk. 11%) to RIS leżakowany w beczkach po bourbonie, infuzowany cynamonem i wanilią. Dodatki są od razu wyczuwalne – wanilia daje całości budyniowy sznyt, a cynamon wprowadza klimaty piernikowe. Dodatkowo czuć czekoladowo-karmelową bazę i trochę marcepanu, z kolei beczka jest w całości obecna raczej szczątkowo. Piwo ma ciało, ma słodycz (acz ulepem nie jest), w tle przewija się trochę estrowych motywów, finisz jest lekko kwaskowy i wytrawny z nutką paloną. Nie jest to typowe pastry – nie jest przesłodzone, nie wieje też sztucznością, co może jednak być efektem oszczędnego dawkowania dodatków. Są jednak również problemy – brak głębi, cierpkość alkoholowa w finiszu, słaba obecność beczki, mało intensywna słodowość. Jak na takiego mocarza intensywność smakowa jednak rozczarowuje. (5/10)


Podstawowy Borys Kuloodporny (oraz jego wersja leżakowana) to klawe RIS-y. Wycieczki Dzikiego Wschodu w rejony infuzowanych dodatkami interpretacji stylu do mnie jednak nie trafiły. Tatanka Yotanka (ekstr. 28%, alk. 12,54%) ma w składzie syrop klonowy, jagodę kamczacką oraz wanilię, a ponadto był leżakowany w beczkach po Buffalo Trace. Pachnie świetnie, syropoklonowo, bourbonowo i jagodowo na miodową modłę. W smaku jest niestety gorzej. Zbyt kwaskowe jak na mój gust, być może przesadzono z dodatkiem jagód. Jest czekolada i lekka paloność w tle, trochę utlenionego na drewnie miodu pitnego a la sherry, no i w tle ciut aldehydu. Alko jest świetnie ukryte, natomiast ciało oraz głębia poddają się naporowi kwaskowości. Zapowiadało się świetnie, ale niestety wyszło rozczarowująco. (4,5/10)


W obliczu nie słabnącego zalewu przesterowanych alkoholowo, mętnych ipek docenić należy każdą udaną micro ipkę, a do takich należy Palatum Micro IPA (ekstr. 9%, alk. 3,6%). Cytrusowa, gorzka, prosta. Bez hop burnu, bardzo rześka, lekka, a zarazem intensywna. Dlaczego to nie może być bardziej popularnym trendem? Bo wtedy mielibyśmy się zbyt dobrze. Chyba dlatego. (7/10)


Kontrapunktem dla palatumowej mikro ipki jest Triple Citra od Funky Fluid. Ja wiem, że rynek zasysa tego typu wybałuszone parametrowo piwa, ale one nie mają większego sensu, jeśli intensywność smakowa jest na poziomie APA sprzed lat. Tutaj mamy głównie grejpfrut i limonkę, wyczuwalny owies, słabą goryczkę oraz lekką cierpkość alkoholową, co nie dziwi przy takich parametrach i tak niemrawym aromacie oraz smaku. Sensu w tym nie widzę. (4/10)


Kord
z Browaru Jan Olbracht (ekstr. 26%, alk. 12%) to chyba jedno z najbardziej ikonicznych piw polskiego craftu. W dodatku ten leżakowany w beczkach po bourbonie mariaż quadrupla z winem jęczmiennym (a przynajmniej zgodnie z tekstem sprzedażowym za taki mariaż chce uchodzić) za każdym razem smakuje tak samo wybornie. A przynajmniej za każdym razem, kiedy trafia do mojego szkła. Nie inaczej było z egzemplarzem zakupionym u niemieckiego ciemiężyciela. Bourbonowa beczka dała mu to, co najbardziej banalne, ale zarazem najlepsze, czyli wanilię oraz kokos, do tego mamy tutaj brązowy cukier, suszone owoce, daktyle, rodzynki, ciemne grono oraz lekką pieprzność. Piwo jest słodkawe, równoważone kwaskiem a la owocowym. Alkoholu trochę czuć przez nos, ale w szlachetnej postaci. To jest złożone, zbalansowane piwo, które, taką mam nadzieję, będzie jeszcze długo produkowane. (8/10)


Jedno z żelaznych praw wszechświata stanowi, że kiedy Pinta bierze się za wędzonkę, to nie ma lipy. Grand Prix Rauchmärzen (ekstr. 15%, alk. 6,3%) jest piwem o wiele lepszym niż wędzone marcowe Schlenkerli sprzedawane nie tak dawno temu u germańskiego szachraja. Piwo autorstwa Adama Spławskiego zagaja zalotnie wędzoną szynką obtoczoną boczkiem, zapachem zakopconej altany, obok której na pełnych obrotach działa wędzak, jest też trochę karmelu, lekka słodycz resztkowa oraz całkiem solidna goryczka. Dominacja goryczki nad słodyczą odróżnia to piwo od pierwowzoru – moim zdaniem in plus. Świetna rzecz. (7,5/10)


Kawa typu odstane fusy z przedwczoraj, trochę czekolady, ulotna żywica – jak na szumnie zapowiedziany american coffee stout, to mało się dzieje w tym Penerskim Ekspresso od Harpagana (ekstr. 13,7%, alk. 5,6%). Chmiel jest obecny głównie w całkiem mocnej goryczce, w posmaku całość zaczyna przypominać kawowe Merci, ale jest to ogółem mało intensywne, wręcz wodniste piwo. Pije się je jako tako, głównie dzięki wspomnianej, niezbyt powabnej kawie, ale stoutowej substancji jest tutaj mało. Takie wodniste nic. (4,5/10)

Tym razem wyszło po połowie – dwanaście piw z chęcią bym powtórzył. To bardzo dobry wynik! Na powtórkę raczej nie ma co liczyć.

recenzje 3319579401532240937

Prześlij komentarz

  1. "Prawilna" - czto z taboj!? Rusycyzmy ostatni demode. choć jako Niemiec możesz mieć zdanie odrębne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E, bez przesady. Spora część uchodźców na co dzień wciąż komunikuje się w ruskim, między innymi kobieta z Krzywego Rogu, która u nas nocowała - miałem jej z tego tytułu robić wyrzuty? ;) Świętszy od papieża nie mam zamiaru być.

      Usuń
    2. Ukraińcy ze wschodu często nie znają ukraińskiego. Sam się z tym spotkałem. Nie ma to nic wspólnego z naszą akceptacją dla rusycyzmów. Przyznaję, jestem patologicznym rusofobem. Świadomość zagrożenia dla naszej kultury i szerzej, bezpieczeństwa narodowego, ze strony wielkoruskiej ideologii jakoś mnie usprawiedliwia. Plus wstręt do smrodu,wszechobecnego w tym kraju. Poza tym nie lubię "wrzutek" z obcych języków do polszczyzny (słynne "dokładnie" też mnie denerwuje) Miałem kontakt, służbowy i prywatny, z Ukraińcami z Galicj. ŻADEN słowa po rosyjsku nie chciał powiedzieć ani usłyszeć....

      Usuń
  2. Mam pytanko do speca od altów, a nie mam gdzie napisać to tutaj w komentarzu. Zakochałem się w tym stylu, ale piłem tylko polskich przedstawicieli. I chciałem się zapytać czy np ostatni alt z redena przypomina w ogóle niemieckie klaski. Jest na rynku na tyle mało tych przedstawicieli stylu, że nie potrafię sobie wyrobić zdania, bo piłem tylko ze cztery razy w życiu. Myślisz, że jest jeszcze szansa, że np taki Schumacher Alt trzyma taki poziom jak w tym artykule: https://thebeervault.blogspot.com/2012/12/altbier-starcie-gigantow.html? Czy też już go zjadła komercja i będzie całkowicie wykastrowany i nie ma sensu jechać i próbować? Jest w ogóle opcja w Polsce zamówić jakiego dusseldorwskiego alta czy trzeba tam pojechać, żeby osobiście skosztować?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem w stanie się wypowiedzieć na temat alta z Redenu, bo go jeszcze nie piłem. Zgaduję jednak, że, podobnie jak wielu innych przedstawicieli stylu spoza Niemiec, może być lekko estrowy na modłę angielską. Z drugiej strony szczególnie Füchschen w zależności od warki też czasami trochę daje owockami, więc opis stylu wg BJCP swoje, a najbardziej zasłużone dla stylu browary swoje. Czy Schumacher Alt trzyma poziom? Jak najbardziej, piję klasyczne alty kilka razy do roku i o ile Uerige oraz Füchschen czasami szwankują jeśli chodzi o powtarzalność warek (raz miałem Uerige z potężnym diacetylem), tak Schlüssel i Schumacher cały czas smakują tak samo. Zmian receptur się nie spodziewam, z prostej przyczyny - altbiery (niestety) raczej są popularne głównie wśród starszych pokoleń, które źle odebrałyby zmiany. Rodzi to pytanie o przyszłość marek, które zaczęły lekko rozbudowywać swoje portfolio mając na oku młodszą klientelę, Schlüssel na przykład uwarzył pale ale. Odnośnie dostępności, to pomijając Diebelsa i gdzieniegdzie Frankenheima, alty są słabo dostępne na terenie samych Niemiec. Tych klasycznych w Polsce nigdy nie widziałem. Wiadomo, że świeżo nalane w browarze są w najlepszej formie, więc wycieczka do Dusseldorfu jest fajną opcją, ale w razie czego butelki też robią robotę. Jak bardzo ich chcesz, to ja będę za dwa tygodnie w Nadrenii, mogę Ci przywieźć. Maila do mnie znajdziesz w zakładce "O autorze" na samej górze strony.

      Usuń
    2. Dziękuję za odpowiedź. Napisałem na malina.

      Usuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)