Loading...

Migawki z Baltic Porter Day 2022


Nie wiem, czy znacie jakiś lepszy pomysł na spędzenie Baltic Porter Day od udania się w ancugu do Katowic, żeby w towarzystwie Tomka i Gosi z Piwnych Podróży udać się na obchód po uzbrojonych w portery bałtyckie kranach katowickich multitapów. Ja nie znam. Poniżej telegraficzny w założeniach, choć już nie w efektach zapis tego wieczoru oraz rozciągnięte w czasie preludium, które do niego doprowadziło.

1. Kontynuacja Katowice

Smutno się chodzi do knajpy, która robi wrażenie, jakby umarła, mimo że siłą rozpędu jeszcze ma otwarte. Gdyby nie my oraz pokaźna grupa z Katowickiego Projektu Piwnego, wnętrze knajpy ziałoby pustką. Szukając powodów dla zmierzchu tego niegdyś modnego lokalu, wskazałbym na kombinację niezbyt trafionej selekcji piw oraz nieco wyższych cen niż u konkurencji. Tego dnia jednak oferowano przynajmniej deskę czterech porterów bałtyckich:


Nook Wonderland
– strategicznie zły wybór na pierwsze piwo wieczora, bo dorównało mu jedynie ostatnie, kilka godzin później. Gęste i cieliste piwo o wzorowej głębi smakowej, wędzenie drewnem wiśniowym podkreśliło jego owocową stronę, uzupełniając ją o dyskretne akcenty drewna. Wiśnie w czekoladzie, z lekko palonym finiszem. Słodkie, ale i gorzkie. Wyśmienite. (8/10)

De Facto Porter Bałtycki – tutaj miałem wrażenie dość nachalnej sztuczności (choć pewnie to tylko wrażenie). Jakby nie było, kombinacja lekko waniliowego kakao w proszku z lekko cierpki, orzechowym finiszem na raczej wątłym ciele w ogóle mi nie podeszła. (4/10)

Hajer Imperial Porter Rum BA – kombinacja drewna oraz czerwonych i ciemnych owoców zaowocowała (nomen omen) skojarzeniami chylącymi się bardziej ku sherry niźli rumowi. Ostrość tego ostatniego jednak przebija gęstą powłokę czekoladową okraszoną podwyższoną palonością. Fajne piwo, choć po Nooku tutaj brakowało mi jednak głębi. (6,5/10)

Podgórz 652 m n.p.m. z Wiśniami – połączenie Mon Cherie z subtelnym wtrętem Cherry Coke w wersji wytrawnej, z czekoladowym, gorzkim finiszem. Smaczne. (6,5/10)


2. Absurdalna

W przeciwieństwie do Kontynuacji, w Absu było sporo ludzi, dołączyli w tym miejscu również państwo Chmielobrodzi. Swoje pewnie dla frekwencji zadziałało kranoprzejęcie Browaru Lubrow, choć obecnie tego typu wydarzenia przyciągają już znacznie mniej ludzi niż kiedyś. W związku z tym jednak można było poza opędzlowaniem kilku porterów bałtyckich również zaznajomić się aktualną formą browaru z dalekiej północy.


Lubrow #01 Wet Hop Książęcy Zula
– landrynka na owocach sadowych, trochę gruszki i trochę ziół. Mimo podkreślonej goryczki jest to jeden z tych przykładów, kiedy polskie lupuliny dały mdławy efekt końcowy. (4,5/10)

Lubrow Hop Feast Seven – śmierdziało jak u mnie w garażu, kiedy się w nim kot zlał. Plus marakuja i ananas. Mocna, ale nieprzyjemnie sucha goryczka. Nie było to dobre. (4/10)

Lubrow Lupuline Wine – pomysł na przepełniony chmielem barley wine jest spoko, gorzej z wykonaniem. Dużo gorzej. Mdły melon oraz przejrzały ananas rzucony na stoisko z durianem. Gorzko-cierpki, paracetamolowy finisz. Nie dość, że profil chmielowy mocno dyskusyjny, to alkohol na tyle oczywisty, że mnie otrząsnęło po przełknięciu. Mózgotrzepowe półciemne. (2,5/10)

Lubrow Zachmielacz – ciasteczkowo-karmelowa baza, ciut owocowego nachmielenia, brzoskwinia. Całkiem solidna ipka w stylu początków polskiego craftu. (6/10)

Lubrow RIS / Prune Barley Wine Blend – dość świąteczne klimaty wskutek dodania śliwek (częściowo lekko przypalonych, zeskrobanych z dna garnka); jest też karmel i czekolada, ale zasadniczo profil został zdominowany przez czerwone i ciemne owoce. W miarę cieliste, lekko słodkie piwo. Dobre. (6,5/10)

Lubrow I’m Not Pastry Blue – Princessa kokosowa w wersji piwnej. Dosłownie – wafelek czekoladowy doładowany kokosem. Doceniam, że tutaj ponoć nie ma żadnych aromatów i że nie jest to przesłodzone piwo, ale wciąż tylko dla fanów wyrobów cukierniczych. (4/10)

Lubrow I’m Not Pastry Red – bardzo mocno czuć tutaj aromatyczną kawę, i to nie w postaci kaparowo-paprykowej. Poza tym trochę czekolady i ciut wanilii. Nie jest to wzór złożoności, natomiast jest to bardzo przyjemne piwo. (7/10)

Zaścianki Nadziak – mocno goździkowy hefeweizen, mało owocowy. Trochę piwniczki, trochę biszkoptów. Średni. (5/10)



Przechodzimy do porterów bałtyckich, ale nie kończymy jeszcze z Lubrowem, albowiem chłopaki przywieźli keg z Imperial Baltic Porterem w wersji nieleżakowanej. Zakurzona gorzka czekolada, sporo śliwek, karmel, lekko podkreślona paloność. Najbliżej z bardziej znanych jest mu chyba do okocimskiego. Dobre piwo. (6,5/10)

Łąkomin Sus Scrofa – mocno miodowy sam w sobie, utlenienie poszło w ciekawym kierunku. Karmelowy, czekoladowy i gładki z lekko cierpkim finiszem oraz nieprzesadzoną głębią. Dobry. (6,5/10)

Łąkomin Sus Scrofa Mead BA – ciekawostka, bo mniej miodowy od podstawki. Zamiast tego mamy tutaj utlenienie typu sherry, typowe dla polskich miodów pitnych. Piwo jest gładsze od podstawki, z karmelem, czekoladą i odrobiną orzechów. Bardzo dobre. (7/10)


3. Biała Małpa

Jeśli na katowickiej mapie piwnej miałby się ostać tylko jeden multitap, to z pewnością byłaby to Biała Małpa. Obszerny lokal z fantastycznym ogródkiem i restauracją meksykańską po sąsiedzku jest tłumnie odwiedzany nie tylko przez birgiczków, ale i normalsów. Ani udało się stworzyć i rozbudować lokal o bardzo silnej marce. I po frekwencji tego wieczoru było to widać. Przejdźmy do porterów:


Pinta Imperator Bałtycki Hop Edition Enigma Nelson Sauvin
– Mieszanka chmieli, która z bezpłciowej neipki potrafi stworzyć rasowe piwo o wyrazistych kantach, zaaplikowana do portera bałtyckiego moim zdaniem poległa. Z jednej strony dominującym skojarzeniem były tutaj spaliny. W pewien sposób jest to zapach/smród kojarzący się z wakacjami i przemierzaniem płyty lotniska w drodze do samolotu (może więc tropical porter?), z drugiej w połączeniu ze szczątkową, ciemną, czekoladową słodowością moim zdaniem się gryzło. Dodajmy do tego mdłego melona oraz białe grono i otrzymujemy wyrób wyraziście gorzki, oraz zdecydowanie chaotyczny. No i wskutek przytrzaśnięcia chmielem odklejony od swojej bazowej natury. (5/10)

Pinta Portermass Cocoa Nibs, Vanilla & Cinnamon – sporo kakao oraz pumpernikla, średnie ciało. Miodowe nuty i czerwone, owocowe, wiśniowe akcenty. Wanilii i cynamonu nie wyczułem, szczerze mówiąc. Może to i dobrze. Smaczne piwo. (6,5/10)

Pohjala Honey Laku – bardzo miodowe, ale i bardzo piernikowe, korzenne piwo. Czekolada, korzenie, piernik w czekoladzie, lukrecja, ciemne owoce, finisz delikatnie kawowy. Gęste i głębokie. Świetny deser. (7,5/10)

Maryensztadt Ice Imperial Baltic Porter Bourbon BA – to piwo miało wedle wszelkich przesłanek zdominować wieczór jakościowo i tak zaiste było. Pumpernikiel, karmel, miód i przede wszystkim gęsta, esencjonalna gorzka czekolada – wszystko to pięknie zespolone z waniliową, lekko kokosową dębiną. Gęste, głębokie, wielowarstwowe piwo; słodkawe, ale z kontrującym, palonym finiszem. Rewelacja! (8,5/10)


Wieczór miał jeszcze trochę trwać i miałem się nad ranem przekonać, że kwas bursztynowy oraz alcorythm jednak nie chronią w pełni od konsekwencji takiej wzmożonej degustacji, ale niczego nie żałuję.



Preludium

Nie jest to jednak jeszcze koniec wpisu – swoistym preludium dla Baltic Porter Day stanowiły portery spożywane w przeciągu minionego roku (albo dwóch?), których opisy zbierały się i w końcu nadarzyła się okazja do publikacji. Będzie to przegląd od niedostępnej już międzynarodowej kooperacji po głośny ostatnio komesowy desant na Żabki.

Siren Call
(ekstr. 25%, alk. 10,5%) to owoc współpracy Brokreacji z utytułowanym greckim Seven Island Brewery z Korfu. Imperialny porter ‘śródziemnomorski’ został przeleżakowany w beczce po Jacku i Danielu, a jego odróżniającym składnikiem, czyniącym określenie śródziemnomorskości czymś więcej niż tylko marketingowym wytrychem, jest mahleb. Mahleb – co to jest, do jasnej ciasnej? Otóż jest to zmielona pestka pewnej odmiany wiśni, używana w formie przyprawy we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego. I tutaj leży pies pogrzebany, bowiem z początku mi to piwo mocno pachniało tonką. Pestkowa marcepanowość zmieszana z trawą żubrową tutaj rządzi, bardzo dobrze zespolona z kokosem od beczki. Tego ostatniego jest tutaj tak dużo, że piwo pachnie i smakuje podobnie do Bounty, tyle że właśnie w formie marcepanowej. Czekoladowe słody tworzą podbudowę, nuty ciemnych owoców uzupełniają tło, a kwaskowość piwa przecina jego słodycz oraz ciało, po czym następuje lekko podkreślona goryczka w waniliowym finiszu. Jestem pod wrażeniem, bo po pierwsze, dodatek został dobrany z zamysłem i efektownie w tym piwie zaistniał, po drugie, całość jest elegancko skomponowana, zbalansowana i w pełni satysfakcjonująca. Kunsztowne piwo. (7,5/10)

Jubileuszowe portery Widawy zwykle były godne okazji – głębokie, kompleksowe, degustacyjne, świetne. Poniżej pewnego poziomu Wojtek nigdy nie zszedł i nie zrobił tego również z okazji ósmej edycji. 8th Anniversary Imperial Smoked Baltic Porter (alk. 10,5%) nie do końca nawiązuje jakościowo do poprzednich odsłon serii, pozostając wciąż jednak bardzo dobrym piwem. Takim, które żyje subtelnością, która przekłada się na dość intensywny bukiet bez wyraźnej dominanty. Śliwka w czekoladzie, trochę bourbonowo-beczkowych nut prosto z bednarni, trochę karmelu, trochę dębinowej wanilii, trochę dymu. Przy tym smak jest bardziej wyrazisty od aromatu, z wyraźną dymioną śliwką, czekoladowo-palonym finiszem, gęstym ciałem oraz bourbonowymi nutkami, które jako jedyne pozostają na umiarkowanym poziomie intensywności aromatu, fungując w tle jako wspomagacz. Jako rzekłem – bywało (jeszcze) lepiej, ale wstydu Wojtek absolutnie nie narobił. (7/10)

Zawsze się trochę wzdrygam przed torfowymi porterami (i stoutami), ale Ivara od Trzech Kumpli (ekstr. 26%, alk. 10,4%) nie ma jak nie polecić. Piwo woni asfaltem, ale nie jest kompletnie zdominowane torfem, co pozwala złożonej słodowości na bardziej wyraziste zaistnienie. Piwo jest gęste, czekoladowe, podszyte mokrą klepką i nutami ciemnych owoców. Paloność a la spopielone wafelki świetnie je punktuje, lekkie alkoholowe grzanie jest jak najbardziej na miejscu, słodycz z kolei idzie w parze z ułożeniem oraz odpowiednią głębią. Degustacyjne, klasowe piwo. (7,5/10)


Ależ było emocji, kiedy Amber wypuścił na rynek Woodside, swojego imperialnego portera z dodatkiem łusek kakaowca oraz palonych płatków dębowych. Rejwach był głównie dlatego, że piwo pojawiło się bodajże tylko w sieci Płazów, gdzie schodziło po 9 zeta za sztukę i było ponoć błyskawicznie wykupywane. No ja tam nie wiem, ujrzałem dwie butelki na półce w jaworzańskiej filii zielonej korporacji, kiedy akurat odbierałem przesyłkę z workami do odkurzacza, czy jakoś tak. Problemów z zakupem w każdym razie nie było, a rzecz miała miejsce ponad tydzień od kumulacji hajpu. Anyway, skupmy się na piwie. Woodside (ekstr. 26%, alk. 10,5%) to takie spore „i to ma być to?” Piwo jest dość cieliste, słodkawe oraz cierpkie. Podstawę tworzy przypieczony spód od chleba, owinięty w drewniany parkiet, peryferyjnie wyczuwam czekoladę oraz śliwki, a także trochę słodkich suszonych owoców pokroju rodzynek oraz daktyli. Problem jest z płatkami dębowymi, które dały wspomniany efekt parkietu, którego nie lubię i który jest częstą przypadłością piwsk z dodatkiem płatków w miejsce prawilnego leżakowania w beczkach. Rezultat jest nieco rozklekotany i mimo bardzo przyjaznej jak na tego typu piwo ceny nie czuję się usatysfakcjonowany. Średniawa. (5/10)


Nie pamiętam, kiedy ostatnio piłem piwo od Doctor Brew, ale darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda. Przy czym Amarone Baltic Porter (ekstr. 24%) dostałem w prezencie od przyjaciół, a nie od browaru. Jakkolwiek by było, piwo jest bardzo smaczne. Wyczułem wyraziste czerwone wino, tarninę, aronię, ciemne grono oraz granat. Piwo zdecydowanie jest po stronie ciemno/czerwono-owocowej. Podszycie z kolei stanowią gorzka czekolada oraz paloność. Smakowo jest lekko goryczkowe, ale i lekko cierpkawe, co nasuwa skojarzenia z taninami w skórkach wiśni. Bardzo smaczny wywar. (7/10)

Piekarnia Piwa
rzadko kiedy wypuszcza premiery, ale kiedy ma to miejsce, to są one zazwyczaj dopracowane. No. 24 Imperial Baltic Porter (ekstr. 24%, alk. 10%) ma ciałko, ma nuty śliwek w karmelu, prażonego ziarna, ciemnego pieczywa, a na dodatek można w piwie wyczuć delikatne nutki winne. Bardzo dobry, naprawdę solidnie wykonany porter bałtycki. (7/10)

Na takim samy, czyli wysokim poziomie wyszła kooperacja Chmielobrodego z browarem Dwóch Braci (R.I.P.). Chmielobrody Baltic Porter (alk. 9,6%) przekonuje dużą dawką śliwek (w tym wędzonych) i mniejszą wiśni, czekoladą oraz karmelem. Całkiem solidne ciało jest wspomagane lekką słodyczą, którą kontruje delikatny śliwkowy kwasek. Na dodatek w finiszu jest trochę drewnianych nutek od wędzonki. Bardzo smaczne. (7/10)


Latający Jeleń od browaru Kazimierz to jeden z lepszych oraz tańszych porterów bałtyckich w polskim crafcie. Latający Jeleń Bourbon BA (ekstr. 25%) niestety zupełnie nie spełnił moich oczekiwań. Otóż baza czekoladowo-śliwkowo-ciemnogronowa jest atakowana przez cierpki, gryzący alkohol. Bimbrowatość wraz z aldehydem octowym niszczy jakikolwiek potencjał tego piwa, szczególnie że finisz jest nie tylko cierpki, ale wręcz kwaśnawy. No i palony, ale to tak na marginesie. Beczki z kolei nie wyczułem wcale. Nieudane. (3/10)


Z puszczy wyszedł, i bardzo dobrze, że tak się stało. Porter z Puszczy autorstwa Waszczukowe (ekstr. 23%, alk. 10%) to jedna z najbardziej klasycznych pozycji w tym przeglądzie. Śliwki w karmelu, sporo czekolady, odrobina wiśni oraz orzechów włoskich – jak z książki. Piwo jest dobrze ułożone, no i charakteryzuje się słodko-kwaskowym balansem. Bardzo dobrze wykonany standard. (7/10)


Na 175-lecie Browaru Zamkowego Cieszyn na rynku pojawił się okazjonalny zestaw wywarów starzonych w beczkach po bourbonie, zawierający jedno piwo, które miało potencjał na bycie opus magnum browaru, oraz drugie, które odebrano w wielu miejscach internetów jako wypadek przy pracy. Jak to czasami bywa, "rzeczywistość okazała się być daleka od prawdy".
Porter Bałtycki Barrel Aged (ekstr. 28%, alk. 12,2%) łączy cechy portera bałtyckiego, czyli głównie czekoladową słodowość wspomaganą dyskretną w tym przypadku śliwką, z waniliową, lekko opiekaną klepką. Zastanawiająca jest przesadzona moim zdaniem kwaskowość, która nie tyle kontruje słodycz piwa (ta swoją drogą jest minimalna), ile drażni, przy okazji spłaszczając piwo smakowo w znacznym stopniu i ujmując jego oczekiwanej oraz wyłuszczonej na kontrze kompleksowości. Cierpki, kwaśny, płaski, prosty, mało ekscytujący wywar z, co trzeba przyznać, doskonale ukrytym alkoholem. (4,5/10)


Siedem złotych za mocarza z nutką drewna to niby nie dużo – pod warunkiem, że jest smaczny. Komes Porter Bałtycki Bourbon Oak (ekstr. 21%, alk. 9%) punktuje brakiem efektu przeskalowania – w amberowym drewniaku czułem efekt ssania parkietu, tutaj z kolei nie. Wpływ bourbonu na charakter beczkowości oceniam na nikły, wręcz żodyn. Wpływ drewna na całość jest odczuwalny, ale subtelny. Mokra dębina, ciut przypieczona, odległe tchnienie wanilii (bardziej w posmaku niż w aromacie), efemeryczna orzechowość. Wpływ piwa podstawowego na całokształt jest jednak jeszcze mniej wyraźny – i tutaj leży pies pogrzebany. Ciut karmelu, ciut ciut lukrecji, ciut ciut ciut śliwki. Piwo jest puste smakowo, wyzbyte głębi, smakuje jak zabrązowione ciemnym słodem wypłuczyny z drewnianej beczki. Wobec czego nawet teoretycznie niska cena jest w moich oczach niewarta wydatku. (4,5/10)

Jedenaście porterów z kija, a na dodatek tyle samo (częściowo zaległych) butelek. Polskie czarne złoto potrafi wprawdzie srogo rozczarować, ale za to jak prawie żaden inny piwny styl ma potencjał oczarować. Polecam polowanie na Wonderland z browaru Nook oraz szczególnie na Ice Imperial Baltic Porter Bourbon BA z browaru Maryensztadt. Baltic Porter Day udał się wzorowo (choć zdecydowanie bardziej dzięki towarzystwu niż piwu) i już się cieszę na następny!

recenzje 2643214636864315784

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)