Konserwowanie polskiego craftu 23
https://thebeervault.blogspot.com/2021/06/konserwowanie-polskiego-craftu-23.html
Back to Hopito w sporej mierze. Poza tym pierwsze puszki Harpagana w moim szkle, a na dokładkę Gwarek. Jedziemy.
Przegląd rozpoczynamy od Hopito, którego dawno tutaj nie było, więc nadrabiam, i to aż pięciopakiem. Puzzle Motel (ekstr. 15%, alk. 5,7%) to niepozornie wyglądające piwo o niepozornym podtytule (Citra Pale Ale), które jest jednak warte swojej ceny. Wprawdzie tutaj w końcu, po dłuższej przerwie w piwie wyczułem cebulę, ale nawet ona pasuje do całokształtu. Poza tym grejpfrut, marakuja, trochę mango, no i soczystość. Jednakże soczystość nie oznacza tutaj soczkowości, a poza tym piwo mimo swojej owsiankowej zawiesistości jest jednak rześkie, nie ma zbędnej słodyczy, a na dodatek w finiszu dopakowano je naprawdę mocną, grejpfrutową goryczką, tak więc znika ze szkła pronto, pronto. Bardzo dobre, w punkt. (7/10)
Pełniejszym, a zarazem bardziej łagodnym, stonowanym piwem jest hopitowe Last Stop (ekstr. 19%, alk. 7,8%). No i, co ciekawe, mimo uzupełnienia Citry przez chmiel Cashmere bardziej cytrusowym, zaś mniej tropikalnym. Mango i marakuja z Puzzle Motel ustąpiły w tym piwie miejsca nutom gumy juicy fruit, cytrusowość ogniskuje się wokół tandemu cytryna i limonka, zaś dobitnie swoją obecność chmiel Cashmere zaznacza w melonowym finiszu, wchodzącym subtelnie w rejony zielonego jabłka. Melonowy aspekt przytępia nieco potencjalne ostre kanty, które piwo tego typu powinno jednak mieć. O pardon – jeden z tychże kantów się ostał (w przeciwieństwie do mocno stonowanej goryczki), mianowicie hop burn. Którego żadne piwo w moich oczach mieć nie powinno. To wchodzi dużo wolniej niż poprzednie i swojej ceny warte nie jest. (5,5/10)
I dalej Hopito, tym razem Check My Flow (ekstr. 16%, alk. 6%), które jest wytworem bez zarzutów, a zarazem przykładem piwa, na którym chmiel Sabro nie odcisnął swojego piętna. Znaczy się, kopru nie ma tutaj na pewno, kokosa to można sobie ewentualnie wmówić, ale trzeba być wobec siebie bardzo przekonującym. Tym soczystym, gładkim piwem rządzą jednak żółte owoce tropikalne pokroju brzoskwini, marakui oraz ananasa, zaś subtelne cytrusy przełamują ten wektor, uzdatniając piwo rześkością. Słodycz jest lekka, goryczka podkreślona. I cóż, że jest to w zasadzie w pełni generyczny wywar, łudząco podobny do wielu innych? Właśnie – i cóż z tego, skoro jest bardzo smaczny? (7/10)
Kolejna post-nowofalowa ipka od Hopito to Whatever Forever (ekstr. 15%, alk. 6%). Wyczułem w głównej mierze kokos z pomarańczą, pomelo i grejpfrutem, z lekką domieszką białego grona szabrowanego u somsiada kuzyna jakieś 25 lat temu. Piwo jest zagęszczone, w miarę soczyste, niemniej jednak hopburn jest na tyle dokuczliwy, że jednoznacznie pozytywna nota znajduje się poza zasięgiem. Podkreślona goryczka jest jasnym punktem, generyczność w zasadzie nie ma wpływu na nic, ale ogólne wykonanie (zwłaszcza hopburn) plasuje piwo poniżej średniej stylowej dla tego typu piw w Polsce. (5,5/10)
A żeby przekładaniec hopitowy pod względem jakości był kompletny, na koniec najlepsze piwo z pięciopaku, czyli Game Changer (ekstr. 19%, alk. 7,8%). Piwo gorzkie, a zarazem gładkie i soczyste. Pomarańcze, brzoskwinia, gorzki grejpfrut, marmolada morelowa. Przy całej swojej owocowej treściwości oraz soczystości pozostaje piwem rześkim, i to przy tych nielichych przecież parametrach. I to jest właśnie Hopito, jak je zapamiętałem z pierwszych edycji puszkowych. Świetne. (7,5/10)
Hopito wyszło więc w kratkę. A Harpagan? Otóż Harpagan wyszedł w dechę. Kazuar Chichotliwy (ekstr. 16,5%, alk. 6,3%) to jedna z tych neipek, które udowadniają, że nawet w tych oklepanych i omal przewarzonych na śmierć rejonach można stworzyć coś, co sprawi, że człowiek poczuje się błogo. Połączenie marakui, grejpfruta, agrestu i białego grona jest dyskretnie podszyte nutką, której chyba najbliżej do drzewa cedrowego. Do tego mamy gładkość, soczystość oraz podkreśloną goryczkę. Czuć, że chmiele dały piwu wszystko, co tylko mogły dać, Kazuar jest nimi wprost przeszyty. Super! (8/10)
Niemalże na tym samym poziomie operuje harpaganowy Moloch Magmowy (ekstr. 16,5%, alk. 6,3%). Tutaj nachmielenie penetruje zielone rejony – jest więc zielony grejpfrut, limonka, agrest, no i mocny, niedojrzały melon. Melonowość w piwach odbieram zwyczajowo jako mdłą, tutaj jednak chyba z uwagi na resztę niezwykle żywych nut odchmielowych jest to pasujący do reszty zawodnik. Piwo jest rześkie, soczyste i świetnie pijalne. Czapki z głów. (7,5/10)
A na koniec przeglądu Gwarek z piwem o dziwo mało udanym. Endemit (ekstr. 16%, alk. 6,5%) w zapachu jeszcze daje radę, choć jest trochę zbyt słodki. Dużo pomarańczowych cytrusów, trochę mango, marakuja, kiwi i trochę spalin w tle. Dominuje kiwi, są jednak obecne również dyskretne nutki białego grona. Smak jest zaskakująco pusty, intensywność aromatu nie przekłada się na siłę smaku. Spodziewałem się zaznanego w Harpaganach powyżej efektu przeszycia chmielowego (okej, może zbyt ambitny benchmark wybrałem), tymczasem tutaj miast soczystości jest wytrawność, co byłoby jak najbardziej w porządku, jednak przy tak wodnistej treści piwo smakuje w zasadzie jak przysmaczona od niechcenia, gorzka woda. (en)dammit! (4,5/10)
Tak, jak na Hopito się cieszyłem, tak do Harpagana podszedłem bez przekonania. I mimo że część piw tego pierwszego mnie w pełni usatysfakcjonowała, to Harpagan wychodzi z tego przeglądu w pełni obronną ręką.