Loading...

Browary Morawskiej Wołoszczyzny


Jednym z wybijających się elementów topografii wschodniej Europy jest Łuk Karpat. Zaczyna się w południowo-zachodniej Rumunii, tuż przy granicy z Serbią i biegnie łukiem (duh) w poprzek Rumunii, oddzielając Wołoszczyznę i Mołdawię od Siedmiogrodu. Dalej ociera się od zachodnią Ukrainę, rozlewa się na Słowację, biegnąc zarazem na pograniczu polsko-słowackim, po czym wpada do wschodnich Moraw, gdzie w końcu zanika. Spośród wszystkich wędrówek ludów, które miały miejsce w tym rejonie świata, najciekawsza wydaje mi się wędrówka Wołochów. Inaczej niż inne ludy – chociażby Chorwaci i Serbowie, którzy w kierunku Bałkanów wyruszyły z terenów obecnej południowej Polski i wschodnich Niemiec – Wołosi wędrowali na północ, a nie na południe. 


Kim byli Wołosi? Był to bałkański lud pasterski, który zamieszkiwał obecną Rumunię południową oraz południowe Karpaty. W linii prostej są protoplastami dzisiejszego narodu Rumunów. Część z nich przemieszczała się wzdłuż Łuku Karpat, osiedlając się w terenach górskich i prowadząc pasterskie życie. W naszych górach osiedlono ich dla strzeżenia granic państwa oraz zagospodarowania terenów górskich, w których polska ludność nie potrafiła się odnaleźć. A teraz zgadnijcie, kto wobec tego poza Rumunami jest potomkami Wołochów? Właśnie, nasi Górale. W polskim języku przetrwało zresztą kilka słów pochodzenia rumuńskiego, jak szałas czy grań, zaś sporo nazw geograficznych w polskich górach bierze się od tego języka – Łapsze, Magura, Istebna, Zawoja, czy też Beskid (Pod-bes-kidzie!).


Ich napływ, który miarowo postępował wzdłuż całego Łuku Karpat, był niezwykle intrygujący z dwóch powodów. Po pierwsze, byli ludem prawosławnym, co było pewnym novum na terenach zamieszkałych przez ludy zachodniosłowiańskie – Polaków, Czechów i Słowaków. Po drugie, byli ludem romańskojęzycznym, co było novum w zasadzie wszędzie, gdzie się pojawili poza Siedmiogrodem, Wołoszczyzną oraz Mołdawią. Z czasem się jednak językowo zeslawizowali oraz zmienili wyznanie, głównie na katolickie. Przetrwały jednak stroje oraz muzyka. Pokrewieństwo góralsko-wołoskie objawiło mi się po raz pierwszy, kiedy w 2014 roku, w trakcie przefantastycznego wyjazdu do Rumunii, miałem okazję zwiedzić rumuński Maramureș.

Jako rzekłem, osadnictwo wołoskie postępowało wzdłuż całego Łuku Karpat, sięgając ich zachodniego krańca, który leży na terenie Moraw i nosi nazwę Morawskiej Wołoszczyzny. Tutaj wśród pozarumuńskich ziem osiedlonych przez Wołochów najbardziej przetrwała – poza muzyką oraz strojami, no i po części kuchnią (popularna we wschodnich Morawach valašská kyselica to bardzo fajny, mięsny kapuśniaczek) – ich pierwotna tożsamość. Kraina ma wiele miejscowości o wołoskim rodowodzie (chociażby Wołoskie Międzyrzecze, całkiem spore jak na Czechy), a miejscowa ludność pielęgnuje w sobie przynajmniej po części poczucie pewnej odrębności. Odrębności, która zarazem zakłada pewną, wykraczającą poza granice państwowe wspólnotę – jeśli chociażby spojrzymy na rycinę przedstawiającą Morawskiego Wołocha z Broumova, wykonaną pod koniec XVIII wieku, to przed oczami mamy słowackiego Janosika. 

W lokalnym dialekcie przetrwało sporo słów rumuńskich odnoszących się do pasterstwa, architektura wiejskich terenów regionu ma cechy podobne tej widzianej w północnej Rumunii, szczególnie w zakresie drewnianych kościółków oraz domków. Z kolei bogato zdobione, drewniane bramy, które są popularne w północnej Rumunii, częściej się zdarzają na terenie Spiszu czy Podhala niż we wschodnich Morawach.

Częściej niż na Spiszu czy Podhalu, czy też właściwie na terenie całego Łuku Karpat, w Morawskiej Wołoszczyźnie można z kolei napotkać browary. Trzy z nich w tym wpisie przedstawię. 


Valašský Pivovar Kozlovice
mieści się w dawnych zabudowaniach kancelarii komorniczej z 1822 roku. Wjeżdżając na wybrukowany plac otoczony niskimi, ciągnącymi się, otynkowanymi na biało ścianami oraz murami z gołego kamienia, pokrytymi falującym gontem, ma się wrażenie parkowania przy dawnej stajni jakiegoś wołoskiego księcia. Bardzo klimatyczne miejsce. Wnętrze gospody ma piwniczny sznyt mimo usytuowania na parterze – kamienna posadzka i łukowe, ceglane sklepienia robią swoje. Co prawda nowoczesna muzyka radiowa mało pasuje do otoczenia, ale za to kute elementy wystroju oraz emblematy C.K. Hostinec wywieszone na ścianach nadrabiają tę małą niedogodność. Jest rustykalnie, ale bez cepeliady.


Aż by się chciało coś zjeść, ale kuchnia tutaj niestety ma fajrant na dwie godziny przed zamknięciem lokalu, więc trzeba było się zadowolić piwem, podawanym przez bardzo miłą, leciwą kelnerkę.

Do niedawna właściciele posiadali również Městský Pivovar Štramberk, który wszak jakiś czas temu zmienił właściciela i przestał być browarem. Część piw podawanych w Štramberku kilka lat temu była warzonych właśnie w Kozlovicach. Miały w trakcie mojej wizyty fatalną wadę – były popielniczkowe, miały fatalny posmak popiołu, mimo że nie były to piwa palone. Z problemem uporano się, więc obecnie piwa warzone w Kozlovicach nie są takie złe.


Kozlovice Kozlovjan 13°
– słodowe, ciut masła, nieznaczne wtręty tostów posmarowanych toffi, lekka goryczka. Niezłe czeskie marcowe. (6/10)
Kozlovice Turista 10° – wodniste, lekkie piwo. Słodowe z nieznacznym chmielowym wtrętem. Delikatna nutka piwniczna, nikła goryczka. Średnie na jeża, ale pić się da. (5/10)
Valašský Vojvoda – słodowy i półpełny pils, fajna słodycz resztkowa, lekkie żatcowe wtręty chmielowe, ciut masełka oraz piwnicy. Goryczka może i mogła być mocniejsza, ale wywar nadrabia pijalnością. Piwo na cały wieczór. Bdb. (7/10)


Kozlovice Trubač
– myślałem, że jest to piwo o tożsamej nazwie, przeniesione z byłego już browaru w Štramberku, tymczasem podczas gdy w Štramberku był to pils, w Kozlovicach jest to APA. Okropna, choć i tak lepsza od tego syfu, który piłem w Štramberku. Czerwone karmelki, motywy szmatkowe, marchewkowy DMS w dużych dawkach, piwo wręcz pachnie jak sok marchewkowy. Słodkawe, prawie bez goryczki. Słabe. (3/10)
Kozlovický Fojt – dużo skórki chlebowej i kawy zbożowej, lekka paloność, ciut karmelu, kandyzowany cukier. Gładkie, wręcz trochę kremowe, słodycz lekka, goryczka lekka do średniej. Lekkie wtręty owocowe. Balans i pijalność. Smaczne tmave. (6,5/10)


Do Kozlovic warto wpaść dla klimatu, pilsa i być może jedzenia. Ale jeśli ktoś szuka piwowarskiej perełki w regionie, powinien się udać trochę bardziej na południe.

Wkraczając na tereny Morawskiej Wołoszczyzny, sporo ludzi kieruje się szlakiem na Łysą Górę. Rzecz jasna warto wziąć ze sobą prowiant, włączając w to płynny chleb, jednak po takiej wędrówce fajnie jest spocząć w jednym z minibrowarów, których w okolicy jest kilka. Najbliższy góry, czyli Beskydsky Pivovarek, niestety obecnie na niewiele się nadaje, można jednak kopsnąć się kawałek dalej, do młodego browaru Ogar.


No i wyobraźcie sobie taką czeską wioskę położoną między górami, w której z radiowęzła nagle leci jakiś Karel Omajngott, po czym konferansjerka o tembrze głosu osoby ledwo wybudzonej / mocno skacowanej / zdecydowanej się powiesić oznajmia, że jacyś bywalcy z jakiegoś pensjonatu mają się gdzieś tam po coś zgłosić, TO WAŻNE. Otóż w takim miejscu działa sobie browar Ogar.


Przybytek usytuowany jest w miejscowości Kunčice pod Ondřejníkem, pośrodku zielonych wzgórz, a ściślej dokładnie pomiędzy dwoma z nich – Nořičí oraz Ondřejníkem, który jest pięknie widoczny z poziomu tarasu lokalu. Przy dobrej pogodzie wokół szczytu latają paralotniarze, a piwosze – w sporej mierze rodziny z dziećmi, ale nie zabrakło też patusów z pitbullem – raczą się na tarasowym patio w kształcie litery L wyśmienitymi piwami z Ogara. 


Wnętrze to pomieszczenie z barem i obite drewnem, przytulne pomieszczenie jadalne, w którym za szkłem można podziwiać warzelnię. Śmieszniej by było rzecz jasna, gdyby piwowar był nieogarem, tutaj jednak zarówno piwowar, jak i kucharz ogarniają wszystko akuratnie.

Rosół ze wsadem bardzo mi smakował, a stek jagnięcy za 32zł okazał się zarówno cenową, jak i smakową niespodzianką – nie wiem, w którym browarze w Czechach zjadłem tak smacznie i tak stosunkowo niedrogo. Co jeszcze ważniejsze – piwa były bez zarzutów. Wszystkie!
Ogar 11° to fest chlebowy, ziołowo-chmielowy, średnio gorzki pils. Masełka jest tu tyle, co w Urquellu, czyli da się je wyczuć, ale nie narzuca się. Piwo wchodzi jak masełko, którego ma mało (7/10).
Ogar 12° jest bardzo podobny – chleb, zioła i pijalność to słowa klucze. Masełka tym razem nie wyczułem wcale, w odróżnieniu od kapki dopasowanej siarki oraz ciut większej dawki słodyczy resztkowej (7/10). 


Ogar American Wheat
to pszeniczna lekkość i gładkość, wyraziste cytrusy, trochę róży i geranium, lekka goryczka i silna rześkość. Bardzo dobre (7/10). 
Ogar IPA podtrzymała klimat wyjątkowej pijalności, była mocno gorzka z balansującym ciałkiem chlebowym. Słodkie tropiki, cytrusy, róża, anyż – trafia do mnie ten bukiet. Ponownie bdb (7/10). 
Chwilowo na kranie zabrakło Ogar Summer Ale, którego wobec tego wziąłem na wynos w litrowej petce. Cytrusowo-melonowy profil, lekkość, aromatyczność, wycofana goryczka. Nie przepadam za melonowymi nutami w piwie, ale tutaj to wyszło dobrze. Smaczne piwo (6,5/10). 
Najlepszym był z kolei pity na miejscu Ogar Milk Stout. Nie przepadam za tym stylem, ale im się udało z niego wykrzesać smakowe maksimum. Czekolada mleczna, trochę kawy z mlekiem, prażone ziarno i delikatne wtręty jagodowe. Do tego aksamitna gładkość i akuratnie odmierzona, absolutnie nieprzesadzona słodycz. Świetne, idealnie zbalansowane, ekstremalnie pijalne piwo (7,5/10).


Dawno nie spotkałem się w minibrowarze z tak wysokim, a zarazem równym poziomem piw. Wszystkie można brać w ciemno, zaś piękne okoliczności przyrody oraz bardzo smaczne jedzenie są idealnym bonusem. Na razie browar Ogar wydaje się najlepszym tego typu przybytkiem na Morawskiej Wołoszczyźnie. Polecam w opór.


No, najlepszym... a może jednym z dwóch najlepszych?

Innego dnia bowiem zrobiliśmy sobie wycieczkę na Przełęcz Pustevny, korzystając z dwumiesięcznego zniesienia opłat na szereg obiektów kulturalnych i widokowych na terenie kraju morawsko-śląskiego. Rzecz jasna Przełęcz płatna nie jest (choć z uwagi na istniejące opłaty za wejście na teren Tatrzańskiego Parku Narodowego nie jest to niestety oczywistość), ale od jakiegoś czasu na jej szczycie znajduje się płatna kładka w koronach drzew


Co prawda podejrzewałem, że po pięknym widoku na Tatry z bliska z tego typu kładki w słowackim Ždiarze nie zrobi na mnie ponadprzeciętnego wrażenia, ale w tych kładkach oraz wieżach widokowych nie chodzi o to, żeby widok był lepszy od poprzedniego. Wystarczy, żeby był inny i ciekawy. Ten na Pustevnej był. 


Widok z jednej strony na północ, na miejscowości Kopřivnice i Příbor, w kierunku Opawy i Ostrawy. Z drugiej na okoliczne szczyty. Być może ten drugi widok, górsko-panoramiczny, nie jest tak efektowny, jak ten widziany z wierchu Błatniej, ale i tak jest fajnie. Bardzo polecam!


Smagający lica wiatr oraz rzadkie górskie powietrze czynią człowieka głodnym. Nikt się pewnie nie zdziwi, że to nie kładka na Pustevnej była głównym celem wycieczki. No dobra, dla Ani i dzieciaków była, ale nie dla mnie. Przewijamy więc pół godziny do przodu i znajdujemy się przed Rožnovským Pivovarem.


Na zwiedzenie miejscowości niestety zabrakło czasu, ale browar zrobił na mnie tak wielkie wrażenie, że z miłą chęcią tutaj wrócę. Stanowi idealny przykład górskiego, położonego nad rzeczką, leciwego przemysłowego browaru z sąsiedzką hospudką w bryle budynku.

Stare, otynkowane na żółto zabudowania z kominem przypominają stylem trochę Kynšperský Pivovar (z którym rozprawię się innym razem), przy czym całe otoczenie jest o niebo przyjemniejsze niż zapadłe Kynšperk nad Ohří. Browar swój rok ufundowania datuje na 1712, ale został gruntownie przebudowany w 1870 roku. W trakcie swojej historii przeszedł przez ręce wielu wpływowych ludzi, przy czym nie wiedzieć czemu obecnie szczyci się epizodem, w którym władał nim jeden z Rothshildów. Znacjonalizowany w 1948 roku, został wybebeszony, sprzęt wywieziono do Přerova, zaś ostatnie piwo uwarzono w nim w 1949 roku. Prawowici właściciele odzyskali swoją posiadłość dopiero w 1994 roku, zaś w 2010 roku wznowiono produkcję piwa, stawiając przy okazji na piwne łaźnie, które stanowią dość częstą atrakcję na mapie czeskich browarów.


Pokaźna kubatura zabudowań browaru nie do końca oddaje jego moce i wynika bardziej z działalności hotelarskiej niż czegokolwiek innego. Browar warzy w zakresie 1500-2000 hektolitrów rocznie, co nie jest dużą liczbą jak na Czechy. Zresztą sama miedziana warzelnia stojąca w pivovarskiej hospudce z boku browaru mówi raczej, że mamy do czynienia z de facto browarem restauracyjnym. Także leżakownia widoczna przez przeszklenie sali jadalnej wyszynku nie imponuje gabarytami.


Ale właśnie to mnie między innymi urzekło w tym miejscu – jest spore, poprzemysłowe, a jednak przytulne oraz sąsiedzkie. Tak, to kolejny czeski browar z sąsiedzką atmosferą. Cały wyszynk to de facto jedno pomieszczenie z barem, wspomnianym przeszkleniem i leżakownią, warzelnią oraz zaledwie czterema ławami dla gości. W porządku, zaraz obok znajduje się jeszcze jedno pomieszczenie, o zupełnie innym klimacie i z dodatkowym barem. To pomieszczenie jednak jest już cukierniczo-hotelowe i klimatem zupełnie oddalone od tego, jak powinien wyglądać wyszynk. A pivovarska hospudka to właśnie takie miejsce, do którego wchodzi się z bananem na twarzy, takie jest przytulne i... po prostu piwne.


Piwniczka wyłożona cegłami, z grubo ciosanymi wspornikami z drewna i pięknie wyeksponowaną warzelnią oraz malowidłami ściennymi to w zasadzie wymarzone miejsce do kosztowania lokalnych piw. Z rozmów wywnioskowałem, że oprócz nas stołowali się tutaj sami lokalsi, co przekłada się na wspomnianą sąsiedzką atmosferę. Obsługująca nas Cyganka była bardzo miła, a jedzenie pierwszorzędne – bryndzowe hałuszki klasa, sosik do frytek zamiast tatarskiego tatarski paprykowy, zaś mocne 8,5/10 za kuchnię dostają ode mnie za sam fakt małego golonka w menu. No bo ja uwielbiam golono, ale takie normalne, duże, to jest zabójstwo dla mojego organizmu. A tak, to było w sam raz. Szczególnie że i cenowo wypadało niemalże proporcjonalnie względem dużego. Cymesik.


Cymesikiem były też miejscowe piwa. Może nie wszystkie, ale dwa wyróżniły się tak mocno, że trafiły do moich minibrowarowych czeskich topków.
Rožnovské Radhošť 12° – świeże, słodowe piwo z oszczędnie dodanym chmielem żateckim. Goryczka prawie zupełnie wytłumiona, ale świeżutki, chrupki słodek daje radę. Dobre piwo. (6,5/10)
Rožnovský mALEk 12° – jak to czeska APA z minibrowaru, jest to piwo wyraźnie różane, ocierające się o liście kaffiru. Średnio aromatyczne, średnio gorzkie, z nutą diacetylu oraz cytrusami. Średnie. (5/10)
Rožnovské Žerotín 12° – hefeweizen o dominującej nucie gruszki z goździkiem. W smaku jeszcze więcej goździka niż w aromacie, trochę słodowe, goryczka podkreślona względem średniej stylistycznej. Niezłe. (6/10)


Rožnovské Čert 12°
– spieczony chleb, z którego wyłania się palone ziarno, trochę włoskich orzechów i czekolady. Gładkie, wysoce pijalne, słodycz resztkowa minimalna, goryczka podkreślona. Dość wytrawne tmave, bardzo smaczne. (7/10)
Rožnovské Rožnov 13° – pierwsza gwiazda browaru. Przefajny wzmocniony pils, bez diacetylu i wad wszelakich. Ino chlebowy słód i ziołowy żatec. Chmiel mocno podkreślony, silna ziołowa goryczka. Pijalność pierwszorzędna, jest zresztą mniej pełny niż ekstrakt daje przypuścić. Wyśmienity. (8/10)
Rožnovské Rothschild 13° – druga gwiazda browaru, mimo brzydkiej nazwy. Słodowe, lekko chlebowe polotmave z nieznacznym wtrętem suszonych owoców i subtelnym, eleganckim orzechem. Przy całej słodowości czuć jednak obecność żateckiego chmielu, goryczkę też zresztą podkreślono, uzyskując kombinację, którą w polotmavych uwielbiam, choć rzadko na nią trafiam. Obrazowo więc jest to lekko przyciemniony pils. Z subtelną piwniczką. Wyśmienite. (8/10)


Teraz już wiem, że to nie są czcze słowa: „Kdo se Rožnovského piva napije, tomu se do žil zdraví a síla nalije.”

Polecam gorąco wycieczkę do Morawskiej Wołoszczyzny. Piękne widoki, edukacja kulturowa, a przy okazji można zahaczyć o dwa wyśmienite browary, będące piwowarskimi perłami wschodnich Moraw.

Valassky Pivovar Kozlovice 2572020074051924726

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)