Konserwowanie polskiego craftu 8
https://thebeervault.blogspot.com/2020/10/konserwowanie-polskiego-craftu-8.html
Zawężenie zakupowanych przeze mnie puszek do kilku marek (Pinta, Hopito, Nepomucen, Funky Fluid, Maltgarden, Stu Mostów) podyktowane jest coraz większą ostrożnością w rozstawaniu się z pieniądzem fiducjarnym, ale i względnie małą podażą na polskim rynku craftowym puszek innych marek. Dziki Wschód, omawiany w poprzednich wpisach, jest dobrym wyborem puszkowym spoza grona najbardziej nośnych marek, a w tym zestawieniu pochyliłem się nad nieznanym mi wcześniej, przykuwającym wzrok kolorowymi etykietami kontraktowcem Gwarek. Zacznijmy jednak od starszych stażem wyjadaczy.
W dobie hejzi ipek, które potrafią być rozczarowująco wodniste, Nepomucen serwuje rynkowi „ultra session Hazy IPA” Sparrow o parametrach w zakresie light (ekstr. 9,9%, alk. 3%), która jest wystarczająco intensywna, żeby cieszyć, a zarazem wystarczająco mało alkoholowa, żeby nie szumiało w głowie. Co dla niektórych może być jednak wadą, no ale trudno. Miks marynowanej cytryny, grejpfruta, mango, kiwi, winnego grona i nut cytrusowego zielska (może werbena?) jest efektowny, wyzbyty częstych w bardzo lekkich piwach nut brzeczki, dość gładki i rześki. Słodyczy tutaj raczej nie ma, goryczka jest lekko podkreślona, a całość znika ze szkła w okamgnieniu. Be de be. (7/10)
Nepomucen potrafi sobie dobrać do współpracy utalentowane osoby, czego owocem Open Craft #1 (ekstr. 12%, alk. 4,8%), uwarzony we współpracy z Oskarem Mancinim z Browaru Domowego Norax. Postawiono na chmiele z południowej półkuli, czego efektem miks białego grona czy wręcz białego wina, nut różanych przechodzących w anyż, lekkiego pomelo, nutki melona miodowego oraz ananasa. Świetne, rześkie piwo na lato. (7,5/10)
Z określeniem utalentowany byłbym z kolei w przypadku Profesji ostrożny (aczkolwiek Nurek to fantastyczny doppelbock), niemniej jednak Nepomucen we współpracy z właśnie tym browarem wypuścił na rynek kolejną świetną puszkę. Sour Trip (ekstr. 14%, alk. 5,5%) jest czymś nieoczywistym, czyli mocniejszym ekstraktowo kwasem, który mimo to nie jest przyciężkawy ani słodki. Główne skrzypce gra tutaj marakuja, brzoskwinia funguje w tle jako uzupełnienie, zaś widniejącego w składzie perfumowego yuzu na szczęście w ogóle nie wyczułem. Mimo dodania laktozy piwo jest mocno kwaśne, z czym zlewa się jego piekąca pikantność. Do silnej kwaśności dochodzi marakujowa soczystość, co skutkuje wzorowo rześką pozycją w portfolio Nepomucena. Świetna rzecz. (7,5/10)
Do lżejszych odsłon serii pintowych Collabów zalicza się Collab Pinta Łańcut (ekstr. 15%, alk. 6,5%). Zarazem jest pod względem aromatu jedną z ciekawszych. Zgodnie z kontrą limonkowo-kokosowy Sabro ładnie został wkomponowany w całość, uzupełnioną nutami sorbetu cytrynowego, ananasa, grejpfruta, a nawet cedru. W smaku nie ma kremowości ani wyraźnej soczystości, jest za to cytrusowa rześkość, dość smukłe ciało, no i wyraźnie podkreślona, choć i trochę sucha, cierpkawa goryczka. Ostatni element moim zdaniem nie wypadł przekonująco. Dobre piwo, ale daleko mu do najlepszych z tej serii. (6,5/10)
Pamiętając nieudany Collab Pinty z Funky Fluid, podejrzewałem wbrew entuzjastycznym recenzjom krążącym po necie, że Collab Pinta x Trzech Kumpli przy takich parametrach (ekstr. 20%, alk. 9,8%) będzie jednak na podobnie rozczarowującym poziomie. I nie myliłem się. Kompozycja aromatyczno-smakowa dostarcza – dominujący soczysty, dojrzały (nie mdły!) melon, pomarańcza, świeży agrest, ciut nafty oraz karamboli, a w finiszu garść trawy. Zgodnie z parametrami jednak piwo jest wytrawne (i gorzkie), mocno rozgrzewające, ale również nieco cierpkie od dosadnej dawki alko. Wolno przez to wchodzi i nie daje przesadnie wiele przyjemności. (5,5/10)
Nawet jak na standardy soczystości modnych hejzi ipek, Fuzzy od Funky Fluid (ekstr. 15,5%, alk. 6%) pachnie wyjątkowo soczyście. Miks mango, pomelo, ananasa, lekkiej nafty, mandarynki i ulotnej brzoskwini, a także mocno wyczuwalnej owsiankowości jest gustowny, apetyczny i po prawdzie, to zrobiłem kilka solidnych łyków jeszcze zanim się mocniej skupiłem na aromacie – tak bardzo zapach nakłania do picia. Smak z kolei okazuje się mniej intensywny, niż aromat daje przypuścić. Zagęszczona płatkami konsystencja tworzy przeciwwagę dla podkreślonej goryczki, w miejsce właściwie szczątkowej słodyczy. Niestety, w tle czai się hopburn, który po wypiciu połowy szklanki nabiera lekko irytującej formy. Zadatków było więc sporo, ale ostateczny wynik jest poniżej oczekiwań. (6/10)
Imperialne berliner weisse z dodatkiem moszczu grona odmiany chardonnay, chmielone na zimno Nelson Sauvin? To brzmi co najmniej ciekawie, a już na pewno ciekawiej niż kolejne wybuchające owocowe pastry para-piwa. Sour Grapes Chardonnay od Funky Fluid (ekstr. 15,5%, alk. 6,4%) wycisnęło wszystko z elementów składowych, co się dało. Świeżość białego grona, rześką, podkreśloną kwaśność, cytrynowe i delikatnie jogurtowe motywy od lactobacillusa oraz nuty chmielu Nelson Sauvin, które tutaj gładko przechodzą od białego grona przez marakuję po dieslową siarkowość. Wszystkiego jest dużo, ciałka też jest niemało, ale wskutek silnej kwaśności piwo pozostało rześkie. Świetna sztuka, czekam na więcej odsłon serii! (7,5/10)
Wygląd jest piętą achillesową Blurry od Funky Fluid (ekstr. 15,5%, alk. 6,2%). Mogłoby się wręcz nazywać Muddy, jest bowiem jednym z gorzej prezentujących się polskich nju inglandów. Wygląd nadrabia jednak zapachem oraz nietuzinkowym smakiem. Natłok kokosa jest tutaj godny uwagi. Z kokosa wyłania się trochę waniliowych nut, zaś unisono grają ananasowe motywy chmielowe, a bardziej w tle również grejpfrut. Jeśli to opisowo wygląda trochę na piwną, soczystą pina coladę, to bardzo dobrze, bo właśnie z tym mi się skojarzyło. Szczególnie że tekstura jest dość kremowa, no i o w miarę podkreślonej goryczce nie zapomniano. Gdyby nie hop burn oraz wygląd (ten ostatni nie wpływa jednak na ocenę), to byłbym wniebowzięty. W sumie to prawie jestem. (8/10)
Kontraktowiec Gwarek postanowił chyba wejść na rynek mętnych ipek z podobnym przytupem jak Hopito. No dobra, Hopito zaczęło od niezbyt udanych piw po to, żeby pierwszymi puszkami uderzyć w wysokie „c”, podczas gdy Gwarek funkcjonował sobie od ponad roku gdzieś tam na peryferiach rynku, po czym wbił do Nepomucena i kazał sobie te nowoczesne ipki zapuszkować oraz opatrzyć kolorowymi, fajnymi, wyróżniającymi się etykietami. Mgły Tropików (ekstr. 12%, alk. 4,8%) mogą się średnio spodobać tym, którzy konfrontację z podkreśloną goryczką kończą z płaczem w ramionach swoich konkubin, mimo że producent oznaczył siłę goryczki na 2/5, czyli na tak zwane „tak se”. Jej grejpfrutowy charakter współgra z grejpfrutowo-pomelowym trzonem piwa, łypiącym wszakże również w kierunku przejrzałego melona oraz duriana. Rześkie, wytrawne piwo robi smak na więcej. Bardzo udany puszkowy debiut. (7/10)
Mgły Tropików zrobiły więc smak na więcej, zaś Teoria Mętności (ekstr. 15,1%, alk. 6%) faktycznie więcej dostarczyła. I nawet chmiel Sabro temu nie zaszkodził, co więcej, w otoczeniu Azzacca, Citra, Simcoe i Columbusa wypadł wręcz zgrabnie. Mięsiste pomelo, bergamotka plus zielenina (czyli de facto nuty pokrewne herbacie earl grey), mandarynka, ananas, kokosokoper oraz trochę żywicy – wyszło całkiem soczyście i ciekawie. Piwo szybko wchodzi, dysponuje lekko podkreśloną goryczką oraz ledwo wyczuwalnym hop burnem, który nie waży na całości. Oby Gwarek potrafił utrzymać ten poziom na dłużej, bo piwo wyszło świetne. (7,5/10)
Dipki obecnie robi się raczej tak, żeby nie było czuć ich wagi i żeby za sprawą soczkowatości wchodziły szybko, jak normalne ipki. Pod tym względem trochę oldskulowo wypadła Art37 DDH DIPA Sabro Galaxy El Dorado (alk. 8%), dzieło Stu Mostów we współpracy z Maltgardenem. W przeciwieństwie do piw konkurencji piwo jest dość pełne, wręcz nieco mięsiste, konkretne – i wyszło mu to na dobre. Dużo tutaj pomarańczy, jej kandyzowanej skórki, moreli, jest papaja, trochę kokosu w tle, natomiast sabrowy koper gładko przechodzi w przyjemny anyż. Słodkawe piwo z umiarkowaną goryczką, dzięki ciału oraz lekkiej kremowości jednak szyte na miarę. Wyśmienite. (8/10)
Wysokojakościowy zestaw, którego uśredniony poziom pozwala wyprzeć ze świadomości fakt, że na sklepowy zakup polskiej ipkowej puszki trzeba obecnie wysupłać już zwykle kilkanaście złotych. Co swoją drogą stanowi pewną przesłankę odnośnie do rzeczywistej inflacji w Polsce. Pamiętajcie – CPI is a lie.