Sześciopak polskiego craftu 147-150
https://thebeervault.blogspot.com/2020/04/szesciopak-polskiego-craftu-147-150.html
No to jedziemy z tym koksem. Po raz pierwszy od dawna publikuję wielopak w momencie, kiedy następny wielopak jeszcze nie jest gotowy – takie miałem w ciągu ostatniego roku lagi. Czyszczenie backloga jest więc niewątpliwą korzyścią obecnego lockdownu. Szkoda, że chyba jedyną.
Zaczynamy od jednego z chłopców do bicia polskiego craftu, czyli kontraktowca Brewery Hills. Przezornie zakupiłem najlepiej oceniane piwo, bo jednak wolę nie żałować zakupu niż pastwić się nad partaczem, nawet jeśli część osób w to nie wierzy. Mosaic DDH NEIPA (ekstr. 16%, alk. 6,4%) to świeże, fajnie skomponowane piwo. Dużo grejpfruta i pomarańczy, ciut żywicy, żelkowa inkarnacja cytrusów, trochę mango i moreli, delikatne klimaty antonówkowo-melonowe. Piwo ma trochę ciała, jest soczyste, ma też słodycz. Jest wprawdzie nieprzesadnie gorzkie, ale akurat na tyle, żeby wspomnianą słodycz zbalansować. Zupełnie szczerze – jest smaczne. No i świetny design puszek. (6,5/10)
Książkowy pils winien być lekki, rześki i aromatyczny. Tyczy się to tak klasycznego pilsa, jak i amerykańskiego. W przypadku american pilsnera od Craft Kingdom o nazwie Hop Fortune (alk. 5%) nie mamy niestety do czynienia z takim gagatkiem. Aromat jest granulatowy, ziołowy i cytrusowy. Goryczka jest mocna. Wchodzi nieźle. W zasadzie wszystko gra poza rześkością – tej subiektywnie przeciwdziała zbyt wyczuwalne odczucie pełni. Jest okej, ale mogło być zdecydowanie lepiej. (6/10)
Lepiej do tematu podszedł Maryensztadt. Hoptime American Pilsner (ekstr. 13%, alk. 5,4%) poszedł po całości w zielone motywy. Granulat, zioła, wręcz nuta mięty – fajnie. Czysty profil, mocna goryczka, świeżość – w tym piwie wszystko jest mało skomplikowane, ale za to intensywne i prosto w twarz, tak jak ma być. Bardzo dobre. (7/10)
Fajnie, że raz na jakiś czas można trafić na polskiego weizenbocka, nawet jeśli jest to koźlak pszeniczny z dodatkiem owocowym. Weizenbock Nectarine (alk. 6,3%) z Browaru Stu Mostów daje po zmysłach goździkiem, gałką, pieczonym bananem i tytułową nektarynką, która jednak jest wyraźniejsza w smaku niż w aromacie. W smaku przewijają się również przyciemnione nutki słodowe, piwo ma wzmocnione ciało, a finisz jest gorzko-cierpkawy. Cierpkość oraz zbyt mocno podkreślona goryczka (jak na pszenicę), niezbyt dobrze wkomponowana w estrowo-fenolowy bukiet słodowość i koniec końców mimo dodatku nektarynki zbyt wytłumione w smaku owoce sprawiają, że piwo robi na mnie nieco rozklekotane wrażenie. (5,5/10)
Pintowski projekt Beskidy chyba nie do końca wypalił. Piwa warzone lokalnie w Beskidach ciężko w tych Beskidach dostać, w odróżnieniu od wielu miejsc w reszcie kraju – co piszę jako człowiek w Beskidach mieszkający. Same piwa zresztą też nie są na chwilę obecną udane. Przeprzyprawiony ciemniak, lekko kukurydziany pils czy też Pszeniczne na sucharach (ekstr. 13%, alk. 6%). Piwo wyszło mocno drożdżowo, mocno przyprawowo, z ostrymi nutami gałki muszkatołowej oraz goździka. Jest obecna delikatna słodowość oraz nieco mniej delikatna siarkowość. Jest trochę cytrusowego kwasku, natomiast nuty owocowe jako takie są tutaj mocno wytłumione. Czyli w zasadzie wszystko wyszło tak, żeby nie trafić w mój gust weizenowy. No cóż. (4,5/10)
Po serii nad wyraz udanych nju inglandów AleBrowar dał nura do piwnicy. Takiej stęchłej, pełnej mikrobów. Derby Girl (ekstr. 16%, alk. 5,5%), wheat NEIPA, jest przeszyta na wylot brudnym, ziemistym, wodokolońskim, drożdżowym funkiem, którego tutaj z pewnością miało nie być. Poza tym jest trochę cytrusów i karamboli, ale to niezaplanowane naleciałości grają w pierwszym szeregu. Goryczka jest rachityczna, kwaskowość mocniejsza. Czy więc jako funky neipa piwo zdałoby egzamin? Też nie. Jest niedobre. Tak po prostu. (3/10)
Drudzy pionierzy polskiego craftu poczynają sobie o niebo lepiej. Hazy Disco Pamplona (ekstr. 20%, alk. 7%) to na chwilę obecną jedna z najbardziej dosadnych ipek od Pinty. Moc cytrusów białych, żółtych i pomarańczowych, papaja, ciut nafty, trochę mango, więcej ananasa, soczystość jak ta lala, ale i konkretne ciało, no i doskonale dopasowana, mocno podkreślona goryczka, która pokazuje niejednemu west coastowi jego miejsce w drugim czy nawet trzecim szeregu. Piwo zagęszczone, gładkie, rześkie, aromatyczne, intensywne. Super! (8/10)
Wrężel z okazji swojej pierwszej pięciolatki oraz emisji akcji obdarował mnie baterią swoich piw. Odważnie, biorąc pod uwagę, że ta marka trafiła na moją czarną listę bodajże trzy lata temu. No ale sprawdźmy, jak tam się sprawy obecnie mają.
Cardinal (ekstr. 15,5%, alk. 5,8%) zagaja interesującym połączeniem cytrusów z jabłkami i gruszkami oraz delikatniejszymi wtrętami żółtych owoców. Gładkie w smaku, raczej gorzkie jak na polskiego vermonta. Fajne. Byłoby wręcz bardzo fajne, gdyby nie delikatne niedogazowane. (6,5/10)
O niedogazowaniu nie sposób mówić w przypadku Mangove (ekstr. 12%, alk. 4,1%), piwo jest jak na pszenicę przystało nagazowane dość dosadnie. Generalnie jest zresztą efektowne i dosadne, jako że połaczenie mango z weizenowymi bananami często wypada atrakcyjnie. Do układanki dodajemy ciut balansującego owocowość goździka, subtelną słodowość w posmaku oraz rześki smak i otrzymujemy bardzo udane piwo. (7/10)
Zupełnie nie rozumiałbym z kolei wysłania do recenzji Ricera (ekstr. 14%, alk. 6%) w takiej formie. Użyłem trybu warunkowego, bo po otrzymaniu w zeszłym roku od Piwojada okropnego Muffina już nic mnie nie zaskoczy. Ricer to ryżowa DDH IPA. Tyle że w takiej formie to samookreślenie stylistyczne nijak ma się do wrażeń z picia: mamy tutaj siarkę i landrynkę, trochę kwiatów oraz mocno podkreśloną goryczkę. Ta ostatnia jest zawieszona w próżni, albowiem nawet łącznie z wadami siła aromatu i smaku ustępuje amerykańskiemu Millerowi. I nie jest to hiperbola, w rzeczy samej Ricer z otrzymanej butelki smakuje jak mocno gorzka, lekko niedogazowana, siarkowa, landrynkowa woda. To jest sromota absolutna. (2/10)
Zbalansowanym, niezłym piwem jest z kolei vanilla milk stout Milk Me (ekstr. 16,5%, alk. 6%). Tytułowej wanilii jest tutaj na szczęście niezbyt wiele. Jest za to czekolada, są nutki palone, jest zabielona kawa vel efekt cappuccino, nie ma nadmiernej słodyczy i jest pijalność. Mogę się przyczepić do pustawego, szybko urywającego się finiszu, ale jest to niezła pozycja. Trzeba też pamiętać, że nie jest to mój ulubiony styl. (6/10)
Najciekawszym piwem z przesyłki wydawał się Wrężel Tropical Wild Bowmore BA (ekstr. 19,1%, alk. 8,5%). Piwo torfowo-brettowe w moim przypadku powoduje na poziomie konceptualnym lekkie wykrzywienie kącików ust, no ale wyszło faktycznie ciekawie. Bretty prosto w twarz, o dziwo świetnie przegryzione z torfem, którego intensywność jest umiarkowana – a przynajmniej delikatniejsza od przyjemnej drewnianej klepki uszlachetniającej całość. Człon „tropical” jest raczej umowny – ananasa i pomarańcze czuć ledwo w postaci niuansów. W aromacie piwo jest swoją drogą zniuansowane i zintegrowane właśnie. W smaku jest bardziej bezpośrednie i dosadne. Jakby koń zarył zadem w ziemię pełną pleśni i torfu. Nasycenie jest nikłe, goryczka zaś mocna i cierpka. Nie smakowało mi specjalnie to intensywne, niecodzienne piwo, ale je doceniam, bo jest dobrze wykonane i wyraziste. Ktoś inny na podstawie opisu mógłby się skusić. (5,5/10)
Co prawda Wrężel wciąż nie zachwyca, ale ma w swoim portfolio piwa warte uwagi. Czyli zaliczono wzrost jakościowy, co cieszy. Tym samym wracamy do inwestycji własnych w polski krafcik.
Mój ulubiony producent piw leśnych Nepomucen znowu wszedł do boru, tym razem wespół z Funky Fluid. Forest In The Fog (ekstr. 16,5%, alk. 6,5%) to leśna neipka. Po zrobieniu pierwszego niucha jeszcze przed spojrzeniem na skład piwa dostałem po twarzy witką świerku poprzetykaną oszczędnie borówkami. Jeżyny stają się wyraźniejsze dopiero w posmaku, zaś chmiel uzupełnia tło nutami iglakowymi, ale i owocowymi, przy czym te ostatnie mają raczej żółte zabarwienie. W smaku piwo jest lekko kwaskowe, gładkie, iglakowe, śladowo melonowe w finiszu. Mniej intensywne niż w zapachu, za co odejmuję pół punktu. Ale i tak dobra sztuka. (6,5/10)
Wprawdzie brokreacyjne Potiony są bardzo drogie, ale przynajmniej zazwyczaj dostarczają. Potion #9, czyli Coconut Hazelut Date Syrup Imperial Brown Ale Bourbon BA (alk. 10,2%) to w aromacie bardzo silne daktyle, silny kokos, ciut mokrego drewna i subtelne orzechy. W smaku z kolei to kokos jest najbardziej wyraźny, co wywołuje skojarzenia z Bounty, ale i z chmielem Sorachi Ace. Finisz jest przesunięty ku orzechom, a i beczka ma w nim swój udział. Tutaj skojarzenie to lody waniliowo-orzechowe. Można wprawdzie stwierdzić, że dodatki całkowicie zasłoniły bazę (chociaż orzechy ją z drugiej strony trochę wzmocniły), ale jest to fajnie złożone piwo ze słodyczą akuratnie kontrowaną goryczką w finiszu, tak więc jestem bardzo ukontentowany. (7/10)
Czy nepomucenowe Pijże (ekstr. 13,5%, alk. 4,4%) zasłużenie wygrał tytuł Kraft Roku 2019? Tego się nigdy nie dowiem, albowiem w moim szkle wylądowała dopiero któraś z kolei warka tego specyfiku. Głeboko wierzę jednak, że piwo medalowe było dużo lepsze. To w mojej szklance raczej nie wywołałoby we mnie chęci powtórzenia komuś jego nazwy w charakterze polecenia. Czuć białe cytrusy, trochę kwiatu bzu, trochę grona, a także żywicy, ale i zastanawiającą, brudną, oddrożdżową ziemistość. Intensywność smakowa jest jak na piwo reklamowane szyldem DDH najwyżej umiarkowana, zaś goryczka wprawdzie odczuwalna (to plus), ale i nieco sucha. Spodziewałem się piwa, które wychylę w trzy-cztery hausty, tymczasem męczyłem się z nim prawie godzinę. Szczególnie zważywszy na zwyżkową formę Nepomucena, wyszło rozczarowanie. (4,5/10)
Czy AleBrowar w kategorii brązowej nawiąże jakościowo do nju inglandowych ddh petard sprzed ponad roku? Brown New England DDH DIPA Cascade Chinook (ekstr. 20%, alk. 7%) to bardzo udana kompozycja. Ciasteczka, brązowy cukier i cola z jednej strony, anyż oraz korzenność, sosnowa żywica i zioła z drugiej. Bardzo fajnie, że pozwolono słodom na zaistnienie nie tylko na papierze. Fajnie też, że nieco pod prąd postawiono na chmielenie wyzbyte mocniejszego uderzenia owoców i cytrusów. Piwo jest słodkawe, pełnawe i wprawdzie nieco mocniejsza goryczka by mu nie zaszkodziła, a wręcz przeciwnie, niemniej jednak jest to bardzo smaczny trunek. Nie na poziomie najlepszych jaśniejszych dokonań browaru z tej serii, niemniej jednak jestem bardzo zadowolony z zakupu. (7/10)
Zwyczajowo jestem sceptycznie nastawiony do prób hefeweizenowych ze strony craftu, bo koncerny zawiadujące bawarskimi browarami weizenowymi robią to po prostu zwyczajowo lepiej, no a cenowo i tak nie ma jak z nimi konkurować. Hefeweizen od Funky Fluid o nazwie Sandy (ekstr. 12%, alk. 4,8%; świetna nazwa na ten styl, swoją drogą) z kolei jak najbardziej ma sens. Względna lekkość ciała w połączeniu z podkreślonymi cytrusami zapewnia mu niezbędną rześkość, goździkowo-waniliowy bukiet uzupełniony nutami gruszkowo-bananowymi sensowną treść, która ku finiszowi robi się jednoznacznie fenolowa, zaś lekka, piwniczna siarka swoisty tankowy sznyt, który wyodrębnia te bardzo dobre weizeny od masy mniej dobrych. Jestem bardzo na tak. (7/10)
Czasami warto spróbować marki, która nie zapadła człowiekowi pozytywnie w pamięć, a nuż coś się zmieniło na lepsze. No ale czasami jednak nie warto wcale. Wracając od teściów na kilka dni przed zadekretowaną blokadą polskiego craftu i polskiego biznesu ogółem zajechaliśmy do browaru Krajcar w Żywcu. Hamburger zbyt suchy, prażone dobre, zaś piwo – AIPA o nazwie Kolonialne (alk. 6%) – nawet nie przeciętne. Słodka, słodowa ipka z nikłym aromatem słodkich żółtych owoców ale i konserwowej kukurydzy. Irytująco słodka, muląca, mdła. Idealne piwo do odstraszenia człowieka od skosztowania reszty oferty browaru. (4/10)
W poszukiwaniu rasowego west coasta trafiłem na Spring od Funky Fluid (ekstr. 15,5%, alk. 6,8%). Gdybym był złośliwy, to stwierdziłbym, że mogłoby się nazywać Spring Onion, bo cebulką wydymką właśnie pachnie. A że jestem złośliwy, to tak właśnie stwierdzę. Zielone cebulstwo nie jest jednak jedynym zieloństwem wyczuwalnym przez nos. Jest granulat, z którego wyłania się lekko konopna ziołowość, jest w końcu zielony grejpfrut i trochę siarki. W smaku Spring jest dość wytrawny, rześki, no i faktycznie gorzki, bez efektu zdzierania gardła. Bardzo fajne piwo. (7/10)
Słodka IPA? No bez przesady. Słodko-kwaśna IPA? Okej, spróbujmy. Hazy Disco Athens (ekstr. 15%, alk. 5,4%) ma wśród składników puree z moreli i marakui, wanilię, laktozę oraz kokos. W aromacie dominuje przecier z moreli, marakuja trzyma się w tle, mocniejsze od tej ostatniej jest z kolei mango, co daje nam sok multiwitaminowy. A raczej dawałoby, gdyby nie przysypana cukrem pudrem wanilia oraz koper, którego ja tutaj czuję zamiast kokosu. Ja wiem, że są to aromaty pokrewne, ale żeby koper zamiast kokosu? Albo coś w tym piwie jest nie tak albo w mojej głowie. W smaku ostre chmielowe nutki są zmieszane ze wspomnianą laktozowością a la cukier puder, której nie trawię nawet w milk stoutach, gdzie jest przynajmniej kontrowana ciemnymi słodami. Tutaj puder narzuca mi się zdecydowanie za bardzo. Faktycznie jest to słodko-kwaskowe piwo, goryczki niemalże nie ma. No i jest bardziej słodkie niż kwaskowe. Mam wrażenie obcowania z zapuszkowanym chaosem. Tak, jak Hazy Disco Pamplona jest jedną z najlepszych polskich ipek, tak wersja Athens jedną z najgorszych. (4/10)
Jak na tym tle wypada Hazy Disco Original (ekstr. 15%, alk. 5,8%)? Mniej więcej pośrodku. W aromacie rządzi moc totalnie przejrzałych owoców tropikalnych. Gnilny ananas i nadpsute pomarańcze zmiksowane są z nieświeżym melonem i kapką nafty. W smaku raczej oszczędne na odcinku goryczkowym, ale za to intensywne, soczyste i gładkie. Przyczepiam się kwestii gustu – melonowe nutki od jakiegoś czasu warunkują nienajlepszą dyspozycję bardzo przeze mnie jeszcze niedawno lubianego Ataku Chmielu. Te same nutki przeszkadzają mi i w Hazy Disco Original. Jeśli ktoś lubi, to może sięgać bez obaw. Dla mnie jest „tylko” w porządku. (6/10)
Pozostając jeszcze chwilę przy Pincie – o milk stoutach wspomniałem, że przeszkadza mi w nich laktozowa pudrowość. Tymczasem w pintowym milk stoucie o nazwie Black February (ekstr. 12%, alk. 3,8%) nie ma tego problemu. Piwo jest słodkawe, ale nie przesłodzone, bardzo gładkie, delikatne pod względem goryczki, ale jednak kontrująco wytrawne w finiszu. Mleczna czekolada, odrobina kawy z mlekiem, delikatne estry i odczuwalna paloność hacząca o popielniczkę. Naprawdę dobre, sesyjne piwo. (6,5/10)
Orange Carrot IPA (ekstr. 15%, alk. 6%) – czy taki dziwoląg miał prawo się udać? Ano miał i Hajerowi faktycznie się udał. Bierze się to prawdopodobnie z tego, że marchewka w zasadzie ma pewne cechy wspólne z mango i jak się do układanki doda chmiele, to ja osobiście bardziej mango tutaj czuję niż marchewkę. Dodatkowo wyraźna pomarańcza i grejpfrut i mamy coś na kształt multiwitaminy. W smaku soczkowe wrażenie jest jeszcze większe, ale i nie kompletne – jako kontra funguje tutaj niemodna, wytrawna, pestkowo-grejpfrutowa, mocna goryczka. Fajne piwo, choć owocowość robi na mnie nieco perfumowane wrażenie. Tak czy inaczej eksperyment, który warto poznać. (6,5/10)
Richtig gorzka ipka w naszych czasach? Nepomucen udowadnia, że da się. Taupo (ekstr. 15,1%, alk. 5,7%) to nowozelandzki single hop na chmielu Nelson Sauvin. Modelowy przykład użycia tego chmielu, z nutami białego grona, agrestu oraz marakui, a przy tym tylko subtelnie spalinowy. Goryczka ma pazur i atakuje gardło rozpieszczone njuinglandową delikatnością, ale Taupo ma też trochę słodyczy resztkowej, dzięki czemu ciężko mówić o braku balansu. Świetna, klasyczna IPA o wysokiej pijalności. (7,5/10)
Skoro jedną trzecią piw z tego przeglądu uważam za wartą powtórki, to wracamy do rozkładu ocen z ostatnich lat. Zdecydowanie warto polować na Hazy Disco Pamplonę (jak się znowu ukaże), jak zwykle na brokreacyjny Potion oraz Taupo od Nepomucena (szkoda, że już niekoniecznie na Weźże), za smakowo udane wyłamanie się z szeregu atencja należy się także brązowej imperialnej ipce od AleBrowaru oraz marchewkowej ipie od Hajera. Z rzeczy prostszych warto zwrócić uwagę na amerykańskiego pilsa z Maryensztadtu, mangową pszenicę od Wrężela oraz weizena i west coasta od Funky Fluid.