Loading...

Sześciopak polskiego craftu 103

Herbaciana IPA ze Szpunta, podwójna IPA z browaru Łańcut, dwa kolejne piwa ze stacjonarnego browaru Waszczukowe oraz dwa wywary z hi-endowego browaru Stu Mostów. Zestaw wygląda obiecująco, ale rzeczywistość okazała się bezlitosna wobec oczekiwań.

Jak wygląda Ruda Maruda (ekstr. 19%, alk. 8,3%) po stacjonarnym liftingu? Jeden z flagowych produktów browaru Waszczukowe wypada w miarę przekonująco. Wyczuwalna przez nos gęsta, ciasteczkowo-karmelowa i opiekana słodowość w połączeniu z całkiem dosadnym, owocowo-cytrusowym nachmieleniem jest uzupełniona o wtręty czerwonych owoców oraz herbaty z hibiskusem. Zgaduję, że końcowy efekt tak mniej więcej miał wyglądać, a raczej smakować. Ciało na średnim poziomie, słodycz lekka, za to goryczkę mocno podkreślono, choć i jest ona nieco sucha, cierpka. Piwo jest całkiem pożywne, niezłe. (6/10)

‘Pear session india pale ale’, czyli Figlarna Bożena z browaru Waszczukowe (ekstr. 12,5%, alk. 4,2%), tytułową gruszką daje tylko w bardzo ograniczonym zakresie, choć i tak większym niż nowofalowymi chmielami. Co więc w tym piwie można wyczuć? W zasadzie to mało co. Trochę wymienionych rzeczy, trochę ciasteczek i w zasadzie tyle. Jest to więc piwo smakowo i aromatycznie puste. Doskwiera ten fakt tym bardziej w świetle dość mocnej goryczki oraz raczej przyciężkawego wrażenia jakie robi, co wydaje się być rezultatem płytkiego odfermentowania oraz słodu żytniego w zasypie. Odbija się to rzecz jasna na sesyjności, której piwo nie posiada wcale. Nie mam tego piwa za co polecić. (4/10)

Łańcutowy Shwagger (ekstr. 19,2%, alk. 8,5%) próbuje przekonać sporą dawką przejrzałych, wręcz już trochę gnilnych tropików w aromacie. Coś a la sałatka owocowa z przewodnią rolą melona oraz białego grona i poboczną obecnością pomelo, której miskę wyciągacie z lodówki zza sterty kiełbas dwa tygodnie po domówce. Wbrew aspektowi przejrzałości jednak jako całość aromat jest w porządku. Smak jest wprawdzie mocno podobny do aromatu, jednak proporcje są jeszcze bardziej przechylone na korzyść melona oraz innych białych owoców, a ze względu na to piwo jest niestety mdłe. Silna goryczka niczego nie zmienia, a wręcz robi wrażenie odklejonej od – fakt – mocno chmielowej, ale i mało atrakcyjnej reszty. Niezbyt udane piwo moim zdaniem. (4,5/10)

Przykładem nie do końca udanego połączenia piwa z herbatą jest Tianajpa (ekstr. 15%, alk. 6%) od Szpunta. Dodaną herbatą jest w wypadku tego piwa oolong, co niewiele mówi, jako że oolong to po prostu częściowo utleniona herbata, będąca stadium pośrednim między zieloną i czarną, a jej odmian jest wiele. Opiszę więc, co w tym piwie wyczułem – motywy liściaste/zieloną herbatę (nie znam się na herbatach, tak mi się skojarzyło), jabłko, brzoskwinię oraz kwiatki (najbliższe jaśminowi). Bukiet jest atrakcyjny, problem jednak w tym, że smak jest zupełnie niemrawy, brakuje mu siły, co szczególnie drażni w połączeniu ze wzmocnionym, a przez to jednocześnie pustym ciałem. To piwo ma więc nośnik, ale nie ma on specjalnie czego nieść. Dopiero w finiszu, wyraźnie herbacianym, lekko pikantnym, delikatnie ściągającym, robi się przyjemnie. Eksperyment wart jest dopracowania. (5,5/10)

Jedna z moich ulubionych serii wydawniczych w polskim crafcie, seria owocowych berlinerów z Browaru Stu Mostów, doczekała się nowej odsłony. Blueberry Berliner Weisse (ekstr. 9%, alk. 3,5%) jest jednak dużo gorszy od swoich poprzedników. Silne lacto o proweniencji jogurtowej robi robotę, ale borówek jest tutaj tyle, co kot napłakał, o soczystości nie ma mowy. Ich miejsce zostało zajęte przez nadmiernie moim zdaniem wyeksponowane nuty zbożowe. Bardzo lubię w berlinerach delikatne pszeniczne nutki w finiszu, tutaj pod tym względem przesadzono. W smaku jest tylko lekko kwaskowo i mocno wodniście, co jest najgorszą możliwą kombinacją. Owocowość jest jeszcze bardziej wytłumiona niż w aromacie, pierwszy akord jest w zasadzie kompletnie pusty, a finisz to nutki zboża delikatnie okraszone lacto. Pokolorowana na czerwono, delikatnie zakwaszona gazowana woda. W takiej formie to piwo nie ma najmniejszego sensu. (3/10)

Okazją dla zrehabilitowania się za beznadziejnego borówkowego berlinera był dla Browaru Stu Mostów Salamander Oatmeal Chocolate Milk Stout Nitro (ekstr. 17%, alk. 5,7%). ‘Guinnessowego’ efektu kaskadowego wprawdzie nie udało mi się uzyskać, ale piana faktycznie była gęsta, ubita i trwała. Słodki zapach zabielonej kakaowej owsianki z wtrętami mlecznymi i prażonym ziarnem błyskawicznie pobudził ślinianki do działania. Piwo jest gładkie, słodkawe, ale nie przesłodzone, z odpowiednią (czyt. umiarkowaną) goryczkową kontrą, posmakiem mlecznej czekolady i prażonego ziarna, bardzo sesyjne. Robi wrażenie szytego na miarę – proporcje poszczególnych składników wzbudzają moją aprobatę. Świetne! (7,5/10)

Browar Stu Mostów pokazał się więc zarówno z najgorszej, jak i z najlepszej strony, Szpunt wypadł tym razem trochę niewyraźnie, Łańcut rozczarował, a Waszczukowe zagrało średnio na jeża. Z tego zestawu bez dwóch zdań polecam jedynie nitro stouta z Wrocławia.
recenzje 4362096395141694064

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)