Powrót do Thornbridge Hall
https://thebeervault.blogspot.com/2017/01/powrot-do-thornbridge-hall.html
Pomijając The Kernel, najwyżej przeze mnie dotychczas ocenianym browarem z Wysp Brytyjskich pozostaje Thornbridge. Nie jest to typowy browar nowofalowy. Brak mu krzykliwego wzornictwa, rewolucyjnej otoczki, agresywnego marketingu. Ze swoim stonowanym wzornictwem etykiet, z nieodłącznym posągiem Flory, drukowanych na planie tarczy, wreszcie z jego nazwą jest to browar, który pomijając same piwa może trafić pod względem zewnętrznej estetyki również do człowieka rozsmakowanego w minionych formach ekspresji. A przy tym gatunkowo nie stroni od nowej fali, tyle właśnie, że wbija ją w otoczkę odwołującą się do tradycji. Aż dziw, że to właśnie w tym browarze zaczynał swoją karierę zawodową jeden z brewdogów. Samookreślenie browaru jako miejsca, w którym pracują pasjonaci, oddani sztuce przez duże S, tej prawdziwej, zakorzenionej w dawniejszych czasach, jest zapewne naciągane, ale muszę przyznać, że lubię być zwodzony w ten sposób. Albo inaczej – jeśli „prawda to dobrze opowiedziana fikcja”, to mi to pasuje.
Crackendale (alk. 5,2%), single hop na Citrze, to właściwie piwo, które pachnie i smakuje tylko i wyłącznie chmielem Citra właśnie. Mocno cytrusowo, cytrynowo, z nutami grejpfruta i pomelo, z czystym profilem mąconym tylko dalekim tchnieniem zapalczanej siarki, i słodami, których rola została sprowadzona do bycia nośnikiem dla nut chmielowych. Skoro już ustaliliśmy sobie, że jest to piwo nie tyle może prymitywne, co prymitywistyczne, to ustalmy jeszcze, jakie robi wrażenie. Na mnie robi wrażenie bardzo dopracowane. Piwo jest aromatyczne, dobrze zbalansowane, najwyżej średnio gorzkie i nadzwyczaj rześkie. Ode mnie oba kciuki w górę. (7,5/10)
Baedeca’s Well (alk. 5,3%) jest dymionym porterem. Oznacza to jednak tylko tyle, że wśród równorzędnych nut znaleźć w nim można również torf, który niespodziewanie dobrze komponuje się z orzechami, a te z kolei już zupełnie spodziewanie świetnie grają z gorzką czekoladą, do której dołączają jeszcze nuty ciemnych owoców. Piwo jest tak dobrze skomponowane, że człowiek miejscami sobie życzy, żeby miało jeszcze więcej ciała, taki ma potencjał. A w obecnej formie jest zarówno eleganckie jak i sesyjne. Jest bogate, urzekająco czekoladowe i dymione z dużym wyczuciem. (8/10)
Klasowym piwem jest również Huck (alk. 7,4%). Jest to imperialna IPA, która pachnie w zasadzie jak sok z grejpfruta, z bardzo subtelną nutką nafty. Niezwykle soczyste piwo, w którym słody ponownie służą głównie jako nośnik dla nut chmielowych, dając jednak piwu również subtelną słodycz, która udanie kontruje mocną goryczkę. Piwo jest tak mocno cytrusowe i rześkie, że ciężko jest się domyśleć jego ciężaru, ergo jest zdradliwie szybko pijalne. No i jest jeszcze punkt przypieczętowujący klasę tego piwa – oblatowy, opłatkowy akcent w posmaku. Nie, nie zagryzałem go opłatkiem. Super! (8/10)
Valravn (alk. 8,8%) to głos w debacie o sensowności imperialnych wersji piw lżejszych. I jest to głos pozytywny. Z podstawowego Ravena najbardziej zapamiętałem urzekające nuty jeżynowe – i one w Valravenie uległy znacznemu wzmocnieniu, stając de facto w centrum. Bardzo dobrze się przy nich prezentują nuty gorzkiej pomarańczy, subtelna trawa cytrynowa, gorzka czekolada i nienachalna żywica. Nowością jest z pewnością nuta diesla (tak, to Nelson) oraz pewien rodzaj ziołowości proweniencji, ekhem, koperkowej. Tak, obecność Sorachi Ace jest odczuwalna, choć nie narzuca się tak, żeby zniweczyć w jakikolwiek sposób przyjemność z picia tego piwa. Bo jest to black IPA bardzo oryginalna, z mięciutkim odczuciem w ustach, słodkawa, średnio gorzka, z częściowo mineralnym posmakiem, bardzo aromatyczna i niebanalna. Gdyby nie ten zakazany chmiel, to byłoby jeszcze lepiej, może nawet tak samo dobrze jak w wersji podstawowej. (7,5/10)
I Love You Will U Marry Me (alk. 4,5%) wizerunkowo odbiega od linii Thornbridge, na etykiecie widnieje bowiem modernistyczny most zawieszony między budynkami w Sheffield, a piwo jest deklaratywnie głosem poparcia dla S1 Artspace, w ramach którego w tym mieście grupa hipsterów może udawać artystów, produkując m.in. kartonowe wycinanki na poziomie wczesnych przedszkolaków, czyli sztukę przez duże „Q”. Niechybnie to kret w browarze sprawuje pieczę nad otoczką tego piwa. Nie chcę nawet myśleć inaczej. W każdym razie piwo to blond ale z dodatkiem truskawek i laktozy. W zapachu powstaje wnet skojarzenie z ‘naszym’ Strawberry Berliner Weisse, tyle że mocarne truskawki w tym wypadku nie zalatują kwaskowo, a bardziej słodko. Efekt mącą delikatne wtręty zbożowe, są one jednak na tyle niewyraźne, a to słodkawe piwo jednak i tak bardziej kwaskowe niż słodkie, a nader wszystko gładkie, że mamy tutaj do czynienia z dziełem niedocenionym. Można to nazwać karmą, odpłatą losu za wspieranie producentów bohomazów. Tak czy owak, bardzo smaczne piwo. (7/10)
Cocoa Wonderland (alk. 6,8%) jest porterem czekoladowym. Faktycznie jest mocno czekoladowy (bardziej w stylu mlecznej niż gorzkiej czekolady), lekko karmelowy, mało palony, a ponadto bombonierkowy, i to niestety w tym starym, polskim sensie z lat 90-ych. Podbita, raczej zbożowa goryczka przeciwdziała mdłości i punktuje piwo wytrawnym akcentem. Generalnie jednak ani mi nie odpowiada ten rodzaj taniej czekoladowości ani tak sucha goryczka. To akurat średnio wyszło. (5/10)
Płatki z beczki po bourbonie dały Eldonowi (alk. 8%) tylko delikatną nutę beczkową. Poza tym rządzi w tym RIS-ie esencjonalna, gorzka czekolada, której wytrawność jest dodatkowo uwypuklona przez nuty świeżo zaparzonej kawy. Akcent waniliowy od drewna trafia na efemeryczną ziołowość i bardzo umiarkowane palenie. Ciało jest jak na gatunek nieprzesadnie pełne, za to miękkość i ułożenie wręcz wzorowe. Piwo szybko staje się kremowe w ustach, a krem z RIS-a, to jest już coś. Kolejne wyśmienite piwo Thornbridge. (8/10)
Na deser zostawiłem sobie Imperial Raspberry Stout (alk. 10%), uwarzony w kooperacji ze szwedzkim St. Eriks. Aromat jest prosty a zarazem przebogaty. Tak ładnego, pestkowego, kwaskowego, lekko słodkiego zapachu malin nie zaznałem jeszcze nigdy w żadnym w piwie, a że jest tutaj dodatkowo podszyty subtelną elegancką czekoladą, to jest to jedno z najlepiej pachnących piw, z jakimi miałem przyjemność. Smak nie jest tak mocno malinowy jak aromat, ale za to jest tymi malinami przeszyty na wskroś. Nie są one zupełnie dominujące, ale są wszędzie – od początku aż po finisz. Baza jest zdecydowanie RIS-owa – jest gorzka czekolada, lukrecja, paloność, lekko popiołowy i nieco suchy, ściągający finisz. Z jednej strony maliny dają piwu pewną dozę wytrawnego kwasku, z drugiej konsystencja jest lekko kremowa. A nie muszę chyba podkreślać, że krem czekoladowo malinowy to jest coś? Mimo wyraźnej obecności malin, czuć więc nadal, że jest to RIS, piwo z odpowiednią wagą. Jestem pod wielkim wrażeniem. (8,5/10)
Jest więc Thornbridge Hall browarem klasowym, jednym z moich ulubionych. W porównaniu do innych zachodnich browarów o tej renomie wypadają też cenowo całkiem ciekawie, więc nic tylko brać i degustować.