Loading...

Krótki wpis o Śląskim Festiwalu Piwa, nowej miejscówce katowickiej Kontynuacji oraz nowym, specyficznym kontraktowcu.

Czy katowicki rynek to odpowiednie miejsce na imprezę piwną? Zdecydowanie tak. Jeśli pogoda nie zawiedzie. Ta nie zawiodła, więc Śląski Festiwal Piwa odbył się w dużo fajniejszym otoczeniu od magazynowo-industrialnych klimatów, towarzyszących Silesia Beer Fest. Jeśli jednak pogoda by nie dopisała, a z nieba lunęła nieprzerwana struga deszczu, to wnioski byłyby przeciwne. Dalej – czy komponowanie dostawców w ten sposób, żeby zarówno craftofile jak i zwykli piwosze mieli czego się napić, ma sens? Moim zdaniem jak najbardziej. Bawią mnie, choć raczej nie w sensie pozytywnym, głosy krytykujące brak elitarnego charakteru festiwalu. Jeśli komuś w piwie jest za mało elitaryzmu, to może powinien się przerzucić na Rolexy. Kredyt zawsze może wziąć. Kolejne pytanie – czy scena z muzyką na żywo to dobry pomysł na takim wydarzeniu? Mi nie przeszkadzała, mimo że nic co ze sceny dosięgło moich uszu nie uznałbym za warte słuchania. Ale nagłośnienie pozwalało na swobodną rozmowę w trakcie trwania koncertów, więc nie widzę problemu. Idziemy dalej – czy na festiwalu piwnym musi być co najmniej 50 wystawców oraz 300 premier, żeby można było mówić o festiwalu udanym? W moim odczuciu twierdząco na takie pytanie mogą odpowiedzieć w zasadzie tylko ci, którzy jadą na taki festiwal bez znajomych, nie chcą nikogo poznać, nie lubią dużych skupisk ludzi i ich jedynym celem jest zaliczenie jak największej ilości nowości. Festiwal to przede wszystkim miejsce do poimprezowania i socjalizacji temu towarzyszącej. No i jeśli tak jak na Śląskim Festiwalu Piwa przy okazji można smacznie i różnorodnie zjeść (strefa food trucków była wystarczająco rozbudowana) i dobrze się napić (wystawców craftu nie było specjalnie wielu, ale obecna liczba wystarczyła), to nie widzę powodu do narzekania. Pewnie, może toi toiów było za mało, może sprzedawca pizzy z jednego food trucka miał spojrzenie człowieka, który na przerwach stoi z boku, więc pozuje na mizantropa, może kiepskiego piwa też było nieprzesadnie mało, ale hej – jak się wie czego szukać, jak się tak jak ja w gruncie rzeczy lubi bardziej ludyczne imprezy i jak się ma odpowiednie towarzystwo, to ciężko na tę imprezę narzekać.

Na katowicki rynek udało mi się wpaść dopiero w sobotę, toteż i ominęło mnie najlepsze ponoć piwo festiwalu, czyli flanders red ale z chorzowskiego Redenu, ale i tak żniwa smakowe uważam za udane. Na stoisku Browariatu wychyliłem kubek Partizan Stout (alk. 8,3%), który został mi zaprezentowany jako piwo tak czarne, że na ulicach w USA policja do niego strzela. I coś w tym jest, piwo było totalnie palone, wręcz spalone, z popiołową goryczką i poprzedzającą ją paloną kwaśnością. Pełne ciało i dosadna dawka ciemnej czekolady wygładzały mały mankament, czyli nutki aldehydu przewijające się w tle (7/10). Na stoisku Golema wziałem kubek Hopken! Hopken!, lekkie, może trochę wodniste piwo, cytrusowe, umiarkowanie gorzkie. Funkcjonalne (6/10). Swoje stoisko miała również Brokreacja. The Dancer miał sporo kolendry, miał również sporo ciała, co czyniło go jednak w moim odczuciu zbyt gęstym jak na witbiera, miał też swoją porcję siarki, która fajnie wypadłaby w lagerze, tutaj jednak nie do końca. Niezłe piwo, ale wymaga dopracowania (6/10). A jakie było najlepsze piwo, jakie wypiłem na festiwalu? Mocna Góra z Piekarni Piwa, o której napisałem już wcześniej.

Korzystając z okazji, nawiedziliśmy nowo otwarte podwoje przeniesionej katowickiej Kontynuacji, która z marszu dostałą od nas wszelkie możliwe okejki. Cała ściana od strony ulicy to jedna wielka witryna, miejsca jest dużo, pomieszczenia są dość szerokie, ogródek we wnętrzu, otoczony kamienicznymi cegłami, wywołał we mnie ciepłe wspomnienia z wizyty w brewpubie Taglaura w Tbilisi, ciepłe barwy wnętrza zaś zachęcały do dłuższej posiadówy. Pod względem wizualnym nowa Kontynuacja bije wszystkie inne multitapy w Polsce, których progi przekroczyłem.

Krótko o skosztowanych piwach – Piwojad Himbeerweizen miał mnie oczarować, a wyszło jak zwykle. Kwaskowo-słodki syrop malinowy w zapachu, tak samo w smaku. Zbyt zawiesiste piwo, przegrywa z kretesem z rześką wytrawnością pokrewnego stylistycznie Strawberry Berliner Weisse z Browaru Stu Mostów (4,5/10). Fryz z browaru Roch (ekstr. 16,5%, alk. 6%) z kolei nie rozczarował ani trochę. W aromacie melon, cytrusy i żywica, słody są odczuwalne dopiero w smaku. Niespodziewana kwaskowość byłaby być może przynajmniej częściowo dyskwalifikująca, ale frapująco dobrze łączyła się z natłokiem cieszących zmysły nut chmielowych. To było świetne (7,5/10).

Okazję do pub crawlingu wykorzystaliśmy również do nawiedzenia Absurdalnej. Pinta Kloning smakował chyba tak jak miał smakować, czyli melasą, syropem klonowym, słodko,… moim zdaniem jest mdły. Ani smakował (4,5/10). Primator Springl (ekstr. 12%, alk. 4,5%) z kolei jest Primatorem, którego u mnie we wsi nie ma, więc ciekaw byłem tego pilsa chmielonego mokrą szyszką. No i nie. Masło, siarka i metal, a do tego trochę chmielu żateckiego w tle oraz umiarkowana goryczka. Tak się tego nie powinno robić (3/10).

A na koniec kwestia nowego browaru kontraktowego, o którym mowa w tytule tego wpisu. Otóż niedaleko mojego miejsca zamieszkania, w Tychach, mieszczą się dwa browary. No, ściślej to jeden działający – wszyscy wiemy o którym mowa – oraz jeden, który jest browarem byłym. Ten drugi to Browar Obywatelski, w którym produkcja piwa odbywała się w latach 1897 – 1997. Kilka lat po zakończeniu działalności browarniczej, teren został wykupiony przez inwestora, który odtąd próbuje z większym bądź mniejszym sukcesem wynajmować byłe pomieszczenia browaru. Wjechałem autem na teren byłego browaru kilka lat temu. Po przekroczeniu bramy sunęliśmy wolno po kocich łbach wzdłuż ciekawych, ale mocno zaniedbanych ceglanych budynków, mijając dokładnie dwa biznesy. Restaurację Romantica oraz tyski chapter Hell’s Angels. Aha, żeby się dostać do restauracji, trzeba było przejechać obok tego drugiego biznesu. To dopiero romantyczne. 

Ale ja nie o tym. Kwestia jest bowiem taka, że browar już nie funkcjonuje jako browar, nie warzy się w tym miejscu piwa. Mimo to właściciel przybytku, spółka Browar Obywatelski S.A., rozpoczęła sprzedaż piwa Tichauer, z nazwą, etykietami i stroną internetową, odnoszącymi się bezpośrednio do tego już nieistniejącego Browaru Obywatelskiego. Produkcja odbywa się kontraktowo, i to na terenie Czech. Gdzie dokładnie? Nie wiem, szef ponoć zakazał mówić. Po tym jednak co wypiłem, a raczej po paru łykach zutylizowałem na Śląskim Festiwalu Piwa – Tichauer Lager (ekstr. 11%, alk. 5,2%) to sporo nut szmatki, trochę słodu i przebłyski chmielowe, mocno nieudany czeski pils (3/10) – pokuszę się o strzał, że to Rohozec, bowiem w niedalekiej czeskiej okolicy to właśnie Skalaki często mają podobny profil i poziom wykonania. Tak więc, spółka która ma w posiadaniu dawny Browar Obywatelski sprzedaje pod jego nazwą badziew produkowany w Czechach. Czyli mamy sytuację, w której historia jest wykorzystywana do sprzedawania niezwiązanego zupełnie z tą ziemią produktu. Każdemu zostawię to do oceny własnej.

Śląski Festiwal Piwa 6321121240022813538

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)