Morze zacieru
https://thebeervault.blogspot.com/2016/02/morze-zacieru.html
Maschsee to mały zalew położony na południe od Hannoveru, nad którym miejscowi odpoczywają, piją piwo, grają w hokeja, rzucają frisbee, chodzą na spacery i udają na inne sposoby, że Niemcy mają przed sobą świetlaną przyszłość. A skoro tak, to dla mikrobrowaru z Hannoveru nazwa Mashsee (mash to po angielsku zacier) wydawałą się idealna. Mashsee to dziwny browar. Ufundowany został przez piwowara, który chciał warzyć pod własną marką oraz degustatora, który chciał otworzyć sklep z piwem. Wybudowali więc instalację warzelną o wybiciu 1,5hl, otwarli sklep, w którym testowe warki są polewane, a to, co się przyjmie u lokalsów, zostaje również butelkowane. Tak więc...
Trainingslager (ekstr. 13%, alk. 5,5%) miał być niby tym zwyczajnym piwem, które można użyć po to żeby przekonać niezdecydowanych do nowej fali. Tego typu piwa często bywają nijakie, a tymczasem Trainingslager ma wyrazistą chmielową nadbudowę, uplasowaną pomiędzy kwiatami a żywicą, z grejpfrutową nutą ocierającą się o liczi. Jesli dodamy do tego czysty lagerowy profil i trzymające się w tle jasne słody, to otrzymujemy umiarkowanie gorzkie, dobrze pijalne piwo, z którym nie ma nudy. Bardzo udane. (7/10)
Uwarzony wspólnie z Hanscraftem witbier Very White Pornstar (alk. 4,7%) jest jasny jak włosy Krystal Steal, a przy tym zdominowany przez kardamon, a nie przez kolendrę jak większość witów. Kiedy ta druga daje o sobie znać wespół ze skórkami cytrusów (oprócz pomarańczy równiez cytryny), piwo dostaje nieco mydlanego wydźwięku. To jednak w aromacie, bo w smaku specyficzna mieszanka przyprawowa już jest przyjemna. No i przede wszystkim piwo jest zarazem bardzo aromatyczne jak i bardzo rześkie, a lekko kwaskowy smak ma przeciwwagę w postaci nut aromatycznych, tworzących iluzję słodyczy. Jedynym felerem z mojego punktu widzenia jest lekkie przegazowanie. Mikroskopijnym felerem, nie ważącym na całości. (7/10)
16% ekstraktu i 6,1% alkoholu? I to ma być porter bałtycki? Mashsee uważa że tak, wskutek czego w ten sposób zidentyfikował styl swojego Hafensängera. Lepiej się nie śmiać, biorąc pod uwagę że porter bałtycki robiony tradycyjnie przez Carlsberga we Szwecji jest woltażowo jeszcze lżejszy (a świetnie smakuje). Ten od Mashsee porusza się w słodowym konglomeracie karmelu, lukrecji, nut palonych i delikatnej kawy. Bardzo mało jest czekolady, wręcz powiedziałbym że jej tutaj nie ma, pojawiają się natomiast nutki owocowe, które od mocnej śliwki ale i wiśni sięgają również w tereny bardziej odchmielowe – przy czym finisz jest lekko mineralno-ziemisty, a więc zdecydowanie angielski. Nie powiem, jest ciekawie. Na tyle ciekawie, że taka kompozycja słodów z pewnością posłużyłaby jako baza do stworzenia czegoś bardziej mocarnego. Bo lekko kwaskowy, słodowy smak tego piwa zapewnia szybką pijalność na niekorzyść głębi. Tej ostatniej praktycznie nie ma, kremowa tekstura próbuje coś tam podreparować, ale bezskutecznie. Jestem jednak pewien że gdyby podnieść balling do 22, a niechby i „tylko” 20, to mogłaby z tego wyjść niezła petarda. W obecnej formie jest to takie szybkie piwo do picia, które ma pretensje do bycia czymś bardziej ambitnym, ale mu to nie wychodzi. Stoi w rozkroku i nie przekonuje ani w jedną, ani w druga stronę. (5/10)
Jeśli Trainingslager to najlepsze piwo Mashsee, to na przeciwnym biegunie znajduje się Xoco (alk. 6,2%), jasny ejl z dodatkiem ziaren kakaowca. Jest z nim cała kupa problemów. Po pierwsze, dominanta kwaskowej, kurzowej drożdżowości, która podcina piwo. Po drugie nuty kakao które są ni w pięć, ni w dziewięć, i je dobijają. Po trzecie, przegazowanie. Po czwarte, cierpkość w finiszu. Aha, jakieś marginalne, kwiatowe nutki chmielowe też się w nim znalazły, ale są właśnie kwiatkiem do uwalonego błotem kożucha. Niedobre. (3/10)
Ciężko wyrokować po takim przeglądzie. Jedno piwo słabe, jedno średnie, dwa bardzo dobre, z czego jednak jedno zostało uwarzone w kooperacji. Mogę rzec przynajmniej tyle, że mnie jeszcze do siebie nie zniechęcili, więc pewnie kupię coś z następnych warek.