Loading...

Rok 2016 w polskim crafcie. Początek walki buldogów pod dywanem.

Pierwotnie miał to być klasyczny wpis podsumowujący dorobek rodzimych browarów w minionym roku. Później zmieniłem koncepcję. Nie tak dawno odpowiedziałem imć Jerry'emu na kilka pytań dotyczących minionego roku w polskim crafcie. Pomyślałem sobie więc, że niczym mistrz autocytatów W. Łysiak, zacytuję na moim blogu sam siebie, rozszerzając jednak pewne kwestie, które u Jurka z braku miejsca tylko zaznaczyłem. I tak koncepcja jednak upadłą, postanowiłem bowiem skupić się w moim podsumowaniu na moich osobistych odczuciach wobec rodzimego rynku craftowego, czy też sceny craftowej jako takiej.

Rok 2016 miał być wedle prognoz przede wszystkim rokiem weryfikacji rynkowej. Miał być rokiem bankructw partaczy i rokiem okrzepnięć na rynku przodowników craftu. Spodziewana weryfikacja rynku dla niewprawionego oka nie nadeszła, ale jednak jest w drodze, co za chwilę postaram się objaśnić.

Czy był to rok dla polskiego craftu dobry? Myślę, że tak. Wprawdzie średni poziom piw pozostał w moich oczach na tym samym poziomie - średnia ocen za miniony rok u mnie to 5,99 - a i trzeba wziąć pod uwagę, że przy zakupach byłem już bardziej wybiórczy niż rok wcześniej - ale za to na rynku ukazało się sporo prawdziwych perełek. Zwiększyła się również ilość podmiotów, które w przeważającej mierze wypuszczają prawie same jakościowe piwa. Artezan to niezmiennie klasa światowa, Pracownia Piwa utrzymała poziom. Cieszy złapanie zakrętu przez Pintę, która odnotowała najlepszy dotychczas rok w swoim istnieniu. Pozytywne jest dołączenie do browarów klasowych nowicjuszy - Piekarni Piwa, browaru Łańcut, Browaru Zakładowego oraz Rocha - choć w ostatnim przypadku nie wiadomo jeszcze, czy uda się utrzymać jakość po zmianie piwowara. Ukazało się mnóstwo świetnych piw. Zarówno klasycznych, jak witbier oraz AIPA z Piekarni Piwa czy też 4 Latka oraz ASAP od Artezanów, jak i takich z umiejętnie dobranymi dodatkami, jak Kaszmir z Fabrica RARa, Kwassiflora z Beer Bros, Kingpin Afficionado, Koguto z Pracowni, bądź Strawberry Berliner Weisse ze Stu Mostów, moim zdaniem najlepszy debiut w polskim crafcie 2016 roku.

Rozczarowaniem był niski poziom krajowych RIS-ów, częste zjawisko przepasteryzowania piw butelkowych, efektywnie psujące ich smak, oraz wysyp niewiele wartych kontraktowców. Być może takie twory jak Dwie Brody, Gentleman, Beer Story czy Rebelia mają jakiś ukryty, dla mnie zupełnie nieoczywisty komercyjny sens, ale sensu estetycznego przynajmniej w moich oczach nie mają wcale.

Mam wrażenie, że wprawdzie wachlarz solidnych marek uległ powiększeniu, ale w stosunku do ogółu podmiotów warzących odnotować można stagnację. W 2016 roku pojawiło się na rynku wiele marek, które póki co niczego godnego pochwały nie pokazały. Mimo braku spektakularnych bankructw, przesycenie rynkowe widać gołym okiem. Będąc - tak jak ja - zaangażowanym w rynek również od strony finansowej, w tym wypadku dystrybucyjnej, widać to jeszcze wyraźniej. Mnożą się piwa, które zalegają w hurtowniach i wyprzedawane są za ułamek swojej pierwotnej ceny, i są to piwa czasami naprawdę wysokojakościowe. Browary i kontraktowcy, szczególnie świeżynki na rynku, wysyłają swoje zapytania ofertowe w formie maili, w których czasami ciężko nie wyczuć pewnej dozy desperacji. Ergo - rynek jeszcze nie przeprowadził weryfikacji w sposób widoczny dla ogółu, ale weryfikacja jest już w drodze. Spokojnie.

Oznacza to również jedno. Czasy craftowego El Dorado - o ile kiedykolwiek w Polsce istniały - skończyły się. Na crafcie obecnie jest bardzo trudno zarobić poważniejsze pieniądze, jeśli się nie ma już ugruntowanej pozycji na rynku. Odbiorców przybywa w wolniejszym tempie niż piwa, podmiotów warzących, sklepów i pubów na rynku. Każdy chętny do wypróbowania swoich sił na tym coraz trudniejszym i perspektywicznie niezbyt dochodowym rynku powinien to sobie gruntownie przemyśleć.

Obecne przesycenie prowadzi też do patologii. Między innymi mają miejsce wiadome perypetie przodowników craftu z różnymi kontrolami. Do tych głośniejszych z pewnością należały kontrole wybranych browarów przez IJHARS, a ostatnio - już bardziej lokalnie - kontrola w katowickich sklepach craftowych, prowadzących również sprzedaż wysyłkową, która ostatecznie doprowadziła do zamknięcia jednego z nich. Jeśli kiedykolwiek zdarzy się wam usłyszeć o tego rodzaju inspekcjach, to musicie wiedzieć, że urzędnik to istota z natury raczej leniwa, która stroni od tworzenia sobie dodatkowej pracy. Nie oznacza to, że fakt kontroli jest równoznaczny z działaniem osób postronnych, ale przynajmniej część takich kontroli jest z donosu. A nie donosi zazwyczaj pan Wiesiek z sąsiedniej klatki schodowej, który chce w ten sposób odreagować postępujący proces łysienia, tylko konkurencja. Ta konkurencja, której niby "nie ma", bo "wszyscy grają do jednej bramki", "wrogiem są tylko koncerny", a tak w ogóle to "polski craft to jedna rodzina". No więc właśnie - jedna rodzina być może, ale taka, w której ojciec chleje i bije resztę domowników, matka ćpa i kradnie dzieciom kieszonkowe, dzieci gardzą rodzicami i sobą nawzajem, a czas spędzają na biciu się i drobnych rozbojach. Czyli rodzina, ale ewidentnie dysfunkcyjna.

Korzystanie z państwowego aparatu przemocy to jednak tylko jeden aspekt patologii w polskim crafcie. Do innych można zaliczyć chociażby podkradanie sobie miejsc na festiwalach, podkradanie dystrybucji importów, czy też tworzenie się koterii, które w sposób robiący zorganizowane wrażenie przypuszczają fale ataków na konkretne podmioty warzące czy dystrybuujące. Kwestia istnienia koterii czy też 'syndykatów' (wiem, śmiesznie to słowo brzmi w tym kontekście) jest też symptomatyczna. Jak być może wiecie, żeby jako zawodowy muzyk otrzymywać zlecenia, trzeba 'bywać' w showbiznesie, chodzić na rauty, podlizywać się różnym osobom. Podobne stosunki zaczynają się niestety rozpowszechniać i w polskim crafcie. Wiele rzeczy jest załatwianych po znajomości, zakulisowo, ze szkodą dla tych, którzy na salonach craftu nie bywają.

Jest jeszcze kwestia płatnych recenzji, o której się już jakiś czas temu obszernie wypowiedziałem. Nie mam przy tym nawet specjalnego żalu do podmiotów, które decydują się na zlecanie takowych. Miejsca na rynku jest coraz mniej, coraz trudniej jest na rynek wejść. Nie mam jednak zrozumienia dla osób, uprawiających reklamę pod płaszczykiem recenzji, tak samo jak nie mam zrozumienia dla osób szkalujących konkretny podmiot wbrew swoim odczuciom, dla osiągnięcia korzyści finansowej.

Innym chwytem poniżej pasa jest czarny PR. Mają miejsce podjazdy między hurtownikami, którzy potrafią siebie nawzajem oczerniać wyssanymi z palca plotkami. Nie tak dawno pewna osoba podszyła się pod przedstawiciela pewnego browaru i rozsyłała z fałszywą tożsamością idiotyczne, bardzo szkodliwe dla tego browaru treści. Czarny PR ma zresztą wiele oblicz. Weźmy na przykład usilne wmawianie małemu importerowi koneksji koncernowych. Brzmi absurdalnie? Ale ma ponoć miejsce. A plotek tego typu cyrkuluje w branży naprawdę sporo. Głupich plotek, które powinny być rozwiewane przez osoby zainteresowane w rozmowie na cztery oczy z bohaterami tych plotek. Kłopot w tym, że wybrane powiązania towarzyskie i finansowe sprzyjają często utrzymywaniu takich plotek przy życiu.

Tak czy inaczej, krojenie rynku w sposób zakulisowy, obejmujący chwyty poniżej pasa ma miejsce. Mam informacyjny dostęp tylko do jakiejś części syfu, który się coraz bardziej roztacza i jestem tym wszystkim coraz bardziej rozczarowany.

I to jest chyba największy minus minionego roku. Szumnie głoszona jedność polskiego craftu okazała się być fikcją. Za często upudrowaną fasadą toczy się walka buldogów pod dywanem. Wszystko rozbija się rzecz jasna o pieniądze, ale i o brak elementarnych zasad. Jest to odwrotność tego, co postulowałem kilka lat temu w którymś felietonie. Zauważyłem wówczas, że w środowisku jest za dużo potocznego kizi-mizi, nie ma peer pressure, piwowarzy boją się krytykować nawzajem swoją twórczość. Postulowałem wówczas bardziej krytyczne, ale i przede wszystkim rzeczowe i otwarte podejście wewnątrz środowiska. To, co się stało z polskim craftem w minionym roku, wszystkie te pożałowania godne praktyki, są zaś ukryte, godne ubolewania, i nie mają niczego wspólnego z rzeczowością.

Jeśli ktoś będzie chciał ode mnie jednak usłyszeć konkrety, to musi się obejść smakiem, bo nie upubliczniam rozmów prywatnych, jeśli jestem proszony o dyskrecję. Zwracam jednak uwagę na sam problem, który istnieje i narasta. A jeśli ktoś jest dociekliwy - większość wymienionych zjawisk ma swój rodowód w bardzo konkretnych powiązaniach finansowych, co oznacza, że stosując starą, dobra zasadę "follow the money", można wyjaśnić wiele z tego, co się w polskim crafcie dzieje.

Przykre jest też to, że kiedy myślę o minionym roku w polskim crafcie, to nasuwa mi się jako pierwsze skojarzenie właśnie to wzajemne kopanie się pod stołem. Nie fantastyczne piwa, które zadebiutowały na rynku, nie dodatnia forma wielu podmiotów warzących, nie coraz lepsza dystrybucja, wskutek której crafty można już kupić nawet w zwykłych sklepach osiedlowych, tylko właśnie coraz bardziej niezdrowe stosunki panujące wewnątrz sceny, która docelowo zajmuje się przede wszystkim dostarczaniem ludziom przyjemności. No i zarabianiem z tego pieniędzy, rzecz jasna. Ktoś może stwierdzić, że jest to naturalne. Że po krótkim okresie burzliwego rozwoju kierowanego młodzieńczym zapałem, przychodzi dorosłe życie. Dorosłe życie nie powinno jednak oznaczać postępującegoupadku zasad.

Jestem pesymistą, więc prognozuję na rozpoczęty 2017 rok intensyfikację problemu, a ponadto bankructwo kilku podmiotów warzących, i to niestety niekoniecznie podyktowane jakością produktów. Wymienione patologie to znaki czasów, które nadchodzą. Była hossa, wytworzyła się bańka, obecnie mamy nerwówę przedkryzysową. Jak bańka pęknie, to będzie sporo płaczu, o zgrzytaniu zębów nie wspominając.

Obym okazał się fałszywym prorokiem.

rok 2016 6746391883634629425

Prześlij komentarz

  1. No trochę to faktycznie pesymistycznie brzmi. nawet z pozycji zwykłego konsumenta/piwowara/pasjonata daje się zauważyć symptomy patologii w rodzinie. Zwykle konkurencja działa na korzyść klientów, mam nadzieję, że u nas w tej branży nie stanie się odwrotnie. Ja tam sobie i tak uwarzę w razie czego dobrego Ris-a, ale żal mi tych wszystkich hipsterów i innych pasjonatów, którzy wsiąkli na całego ;-D (taki dżołk).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj nie ma co zadziałać na korzyść klientów, bo z cen się już specjalnie zejść faktycznie nie da, a dostępność jest już i tak dobra.

      Usuń
    2. Miałem na myśli głównie jakość :D Tą zawsze można poprawić.

      Usuń
  2. Dobry i potrzebny tekst (sam chciałem napisać coś podobnego), ale obawiam się - podobnie jak Ty - że będzie tylko gorzej, im ciaśniej na rynku będzie się robić.

    I też wspomniałem niedawno o tym, że według mnie polskie RISy prezentują zwykle poziom zdecydowanie niższy, niż bym oczekiwał, i mało nie zostałem zjedzony przez towarzystwo :D

    OdpowiedzUsuń
  3. przy takim nastroju moze nastapic ostudzenie nastrojow zakladajacych nowe kontrakty. Znacznie bezpieczniej (dla tych co maja wiecej $$) bedzie zaczac od brew-pubu albo brew-restauracji i wtedy cala koteria idzie na bok

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dodatkowo sensu nabiera postepowanie takiego DrBrew i Kraftwerk przez duze kanaly dystrybucji, ktory postawil na konsumenta niewtajemniczonego ze swoja oferta. taki konsmument pie z ciekwosci albo dlatego ze lubi, nie do konca potrzebuje fejsowego fejmu i hajpu

      Usuń
    2. Kontrakty nadal będą powstawać, bo to jest stosunkowo niewielka inwestycja. Jak rynek nie chwyci, to trudno - zamknie się biznes z małymi stratami. Co ciekawe, ten model biznesowy będzie zapewne przeciwdziałał powrotowi rynku do równowagi, bo będzie dopompowywał powietrze do balona.

      Usuń
  4. Najbardziej trzeźwe podsumowanie roku jakie widziałem. Fragment o katowickim sklepie - wreszcie ktoś na to zwrócił uwagę. Szanuję i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. A co powiesz o patologii sztucznego windowania cen ?

    Patrz. Imperium prumum 2....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A najlepsze jest to, że te ceny windują hurtownie i sklepy, które nie tak dawno obrażali się za takie praktyki na Ciechana.

      Usuń
    2. Ciechana ? O czyms nie slyszalem ?

      Usuń
    3. Kormoran ponoć piwo sprzedał w normalnej cenie, wina leży po stronie pośredników. Rozumiem jednak, że w niektórych przypadkach sytuacja finansowa hurtowni i sklepów specjalistycznych wręcz zmusza je do takich praktyk, więc nie mam o to zbytnio pretensji. Inaczej sprawa się ma w przypadku Makro. Myślę, że jeśli w przyszłym roku Kormoran zrezygnuje z dostaw Prunum do tej sieci, to sporo na tym ugra wizerunkowo.

      Usuń
    4. Ale serio ? Do tych hurtowni i sklepow trafilo tak niewiele butelek. Sytuacja finansowa zmusila do takich zydowskich praktyk ? Niech trafi do hurtowni/sklepu karton czy dwa. Czy to im az tak pomoze ze przetrwaja ?

      Usuń
    5. Jak balansujesz przez dłuższy czas na granicy wypłacalności, to się chwytasz czego się da. Nie usprawiedliwiam tego, ale też nie potrafię (w tego typu konkretnych przypadkach) do końca potępić.

      Usuń
    6. Nie ogarniam tego. Ciemny lud i tak kupi...

      Usuń
  6. Przecież cały ten opisywany mechanizm jest stary jak świat. Za jeden rodzaj biznesu bierze się za duża ilość osób, część całkowitych ignorantów i powstaje za dużo - kebabów, sushi, pizzerii, burgerowni, kanapkowni, aptek, sklepów monopolowych, multitatpów, wreszcie browarów. Rynek się przesyca i zaczyna rządzić, wcale nie jakość, ale cena, układy, doza szczęścia.Pojawiają się też zachowania nieetyczne, bo część ludzi po prostu taka jest, walcząc o przetrwanie, goniąc za pieniędzmi. Jeśli piwa craftowe zalegają w hurtowniach i browarach, a wiem że tak jest, jeśli niektóre browary żeby się ratować jeżdżą na dosłownie każdy festiwal i jarmark, żeby spuścić towar po kosztach, jeśli multitapy, szczególnie w Warszawie są już niemal na każdym rogu, to co jest? Zjadanie własnego ogona. Na pewno będzie też płacz i zgrzytanie zębów. Przetrwają tylko Ci z kasą odłożoną na przetrwanie i pewnie większość tych z prawdziwie ugruntowaną marką i jakością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodałbym do wyliczanki na końcu jeszcze tych z bardzo ogarniętym marketingiem. Tak patrząc po tym, jakie piwa zalegają w hurtowniach, bo są to często niestety ugruntowane marki.

      Usuń
  7. Dawno nie pisałem, ale też polski rynek piwny na tyle mnie znudził, że przestałem czytać blogi, nawet tak ciekawe jak Twój. Bez obawy - piwo żłopię dalej, ale wybieram z kilku najlepszych i sprawdzonych browarów. Może coś przeoczę, ale nie odnotowuję znaczących strat finansowych :). A do wtrącenia się skłonił mnie Twój opis "konkurencji" na rynku piwa. Jak wiesz, działam w szeroko pojętym krafcie i w życiu nie oddałbym bardziej precyzyjnie stosunków panujących w mojej branży. Więc może następny felieton powinien odnieść się szerzej do naszych cech narodowych i ich wpływu na biznes?!

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrze, że ktoś takie sprawy porusza. Są sztandary i wielkie słowa, slogany o rewolucji, ale jest też zakulisowość. Piszę jako anonim, jako mały człowiek, ale podzielę się moim postanowieniem noworocznym - nie piję polskiego kraftu. Powodów mam kilka. I chciałbym jeszcze o przykładzie Browaru Rebelia. Byłem w tamtym roku na kilka dni w Kotlinie Kłodzkiej i tam piwa Rebelii pojawiają się w niektórych knajpach jako regionalne. Pomijając jakość tych produktów sama idea jest całkiem ok. Przyjemnie jest zamówić sobie smażony ser i popić red ale'm. Więc może niech robią porządnie i solidne nudne angielskie style i do knajp. Ja to propaguje jako klient. Zaznaczam, że nie jestem związany z jakąkolwiek firmą czy instytucją. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *propaguje=propsuję

      Usuń
    2. Nie należy potępiać w czambuł całej sceny, tam przecież pracuje masa uczciwych ludzi, zarabiających w ten sposób na chleb dla swoich rodzin.

      Usuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)