Loading...

Konserwowanie polskiego craftu 42


Cóż to mi się zawieruszyło wśród szkiców wpisów – paczka konserw średniej świeżości. To znaczy – pite były świeżo, niemniej jednak sam szkic wpisu trochę już zdążył obleźć pajęczyną. Nic to – dopracowując kolejną relację, wrzucam na blog przegląd ze spiżarki.


W pintowym Chill Roomie (ekstr. 20%, alk. 7,5%), kolejnej odsłonie serii Pinta Vibes, mocno woni gnilnymi tropikami pokroju papai, trochę zieloną cebulką, mocno dojrzałym mango oraz przejrzałym ananasem. Taka nieświeża sałatka owocowa ma jeden plus, a jest nim wyrazistość. Ta tyczy się jednak samego profilu, bo szczególnie w smaku piwo z pewnością nie należy do najbardziej intensywnych ipek, z jakimi miałem przyjemność. Jest gęste, gładkie, dość soczyste i mało gorzkie, ale właśnie – brakuje smakowej mocy, która dałaby mu ten oczekiwany vibe. (6/10)


Feelin’ Good
z tej samej serii Pinty (ekstr. 16,5%, alk. 6,5%) wypadł na szczęście bardziej przekonująco. Ale i tak nie do końca – otóż już dawno w konkretnym piwie nie brakowało mi goryczki tak bardzo, jak w tym. Po prostu to piwo się wręcz o nią prosi. Grejpfrutowo-limonkowe, lekko kwiatowe klimaty uzupełnione ananasem, kiwi oraz subtelnymi czerwonymi nutkami trafiają na wyraźną soczystość, która wręcz wymusza branie łyku po łyku. No i tylko tej kropki nad „i” brakuje. Zwyczajowo ipki Pinty są całkiem gorzkie na tle konkurencji, tutaj z kolei zrobiono piwo ugrzecznione. Bardzo dobre, a zarazem ciut rozczarowujące względem swojego potencjału. (7/10)


Bałtyk w puszce? Czemu nie? Port z browaru Cztery Ściany (alk. 10%) wypadł w miarę zadowalająco. Sporo w nim nut karmelu i czekolady, zdominowanych jednak przez orzechy włoskie, jest trochę rodzynek i ciut suszonych fig. Ciało zostało skromnie doinwestowane jak na styl, goryczka równoważy słodycz, zarówno jednej jak i drugiej jest tutaj z kolei niewiele. Wskutek podkreślonych nut orzechów oraz suszonych owoców jest to ten rodzaj portera bałtyckiego, który ma bardziej brązową niż czarną barwę smaku i łypie w stronę doppelbocka. Co absolutnie nie jest wadą; jeno więcej głębi by się przydało. (6/10)


Wprawdzie Cascade jest raczej mało efektownym chmielem, przynajmniej na tle amerykańskiego chmielarstwa ostatniego półwiecza, ale Pinta wycisnęła zeń w Well Done Cascade (ekstr. 12%, alk. 5%) wszystko, co się tylko dało wycisnąć. Piwo jest klarowną, mega prostą, rześką apą. Grejpfrutową, ciut skórkowo-limonkową, wchodzącą w ziołowość oraz kwiaty (jaśmin), subtelnie zielonocebulkową. Piwo jest czyste, szybkie w piciu i gorzkie. Bardzo dobre. (7/10)


Pozostając jeszcze chwilę przy Pincie, Kwas Ypsilon (ekstr. 12%, alk. 4%) z jednej strony charakteryzuje się słodkim zapachem, z drugiej w smaku już słodki nie jest. Najbardziej z dodanych soków odczuwalne są ananas i marakuja (w tej kolejności), brzoskwinia z kolei mniej i raczej w finiszu. Kokos i wanilia jak najbardziej się przewijają, za sprawa czego pojawia się skojarzenie z pina coladą. W smaku lekkie i rześkie i w sumie aż sam się sobie dziwię, ale z odrobiną laktozy byłoby chyba jeszcze lepsze (sic!). (6/10)


Pięknie. Słońce powoli wybija złotą godzinę, ptaszki ćwierkają, pociechy bawią się na ogrodzie, troski zawodowe pozostawione za bramą wjazdową. Aż by się człowiek napił takiego lagerka na nowozelandzkich chmielach. Limonkowego, białogronowego, z nutką róży oraz mandarynkowej herbatki. Swell od Trzech Kumpli (alk. 4,9%) jest właśnie takim lagerem, czystym i wytrawnym, oszczędnie gorzkim oraz całkiem rześkim. Jednak nie tak rześkim i pijalnym, jak tego oczekiwałem. Całkiem solidna sztuka, ot co. (6/10)


Cieszy mini renesans czornych ipek w Polsce, jednak znalezienie czegoś rzeczywiście wartego uwagi w tym stylu nie należy niestety do najłatwiejszych zadań. Nie to, żeby te piwa były złe, ale często im czegoś brakuje. Weźmy taki Cold Crash od Palatum (ekstr. 16,6%, alk. 6,8%). Ogółem w porządku, ale mało intensywne w smaku. Głównie cytrusy, sporo czekolady ze skórką pomarańczy, przewijają się również lekkie nutki palone. Niezbyt asertywne, raczej grzeczne piwo. Jest nieźle, spodziewałem się więcej. (6/10)


Była sobie kiedyś piosenka Ich Bin Always Ultra. No więc Our New IPA Needs No Introduction od Trzech Kumpli (alk. 9%) to właśnie ponoć Ultra West Coast IPA. 3K są co do zasady always ultra pod względem jakościowym, ale akurat w piwie, które dostało takie określenie, pełno rzeczy się nie zgadza. Profil chmielowy fajny – sporo pomarańczy, grejpfruta i żywicy, trochę mango – ale siły to nie ma. Smak jest trochę bardziej asertywny, ale tylko w pierwszym akordzie. To znaczy, w finiszu jest już mocno ekspresyjny, ale niestety na wulgarną modłę – mało smaku, pustawy finisz oraz wysokie alko przy mocnym odfermentowaniu daje nieprzyjemnie cierpki wydźwięk, który przy faktycznie mocnej goryczce dominuje większą część odbioru tego wyrobu. No nie, to nie pykło. (4/10)

Poza ultrasem od 3K, który mnie rozczarował, nic ewidentnie słabego w tym przeglądzie nie wylądowało. Niemniej jednak zdziwiło mnie, że najbardziej podeszło mi piwo, po którym spodziewałem się najmniej, czyli Well Done Cascade. Bywa i tak.

recenzje 8778785344117655721

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)