Loading...

Sześciopak polskiego craftu 184-187


Tym razem wielopak jest napakowany niemalże wyłącznie piwami pitymi z katowickich kranów w Białej Małpie, Absurdalnej oraz Browariacie. Tylko cztery piwa, czyli jedna szósta zestawu, są w wersji butelkowej. Jako że piwo z kranu uchodzi za lepsze (często po prostu świeższe), zaciekawiło mnie, czy miało to wpływ na średnią ocen z takiej selekcji? Sprawdźmy to.


Solidność marki potwierdza kontraktowiec Tankbusters. All My Heroes Are Dead (ekstr. 14%, alk. 4,4%) to bardzo przyjemna, gładka ipka z wyraźną owsiankowością oraz sporą dawką mango i brzoskwini, uzupełnionych o morele i pomarańcze. Lekka owsiana zawiesistość nie anuluje rześkości, zaś umiarkowana goryczka punktuje to bardzo udane piwo, które powinno się nadawać między innymi na lato oraz na kaca. (7/10)


Miało być świetne i tak wyszło. 1000% Normy od Browaru Zakładowego (ekstr. 24%, alk. 9,9%) to gęsta, deserowa black ipka, która pod względem głębi i potencjału degustacyjnego może się równać z imperialnymi stoutami oraz porterami bałtyckimi. Piwo jest żywiczne od chmielu, ciut melonowe, a przy tym bardzo cieliste, przypominając bazą słodową połączenie lodów czekoladowych oraz kawowych. Kremowe, słodko-gorzkie, rozgrzewające. Świetne piwo! (7,5/10)

Dawno już nie piłem niczego od Czarnej Owcy, ale kiedy tylko zobaczyłem Ciemny Typ z pompy (ekstr. 14%, alk. 5%), to sięgnąłem bez wahania. I dobrze zrobiłem. Pompa dała temu stoutowi oczekiwanej gładkości, która dodatkowo eksponuje dominujące nutki kakao podszyte akcentami palonego ziarna. Kontrapunktem dla słodowości są tutaj nieco herbaciane nutki od chmielu, a ja nie mam na co narzekać – bardzo dobrze się to piło. (7/10)


Kolejnym piwem z pompy była Noc Na Polanie, dzieło browaru Przełom (alk. 5,1%). Niby coffee milk stout, tymczasem kawy jest tutaj bardzo mało. Może to i dobrze, bo te jej szczątki, które wyczułem, przypominają wypłukane, suche wióry, a nie porządną kawę z porządnej palarni. Poza tym jest tutaj trochę czekolady, dominuje jednak karmel. Mało intensywne, do zapomnienia. Tyle dobrze, że azotowa gładkość dzięki pompie sprawia, że pije się je w miarę żwawo. (5/10)


Nie mogę się podpisać pod peanami na rzecz Szpajzy, hejzi ipki od Hajera (alk. 5,7%). Owszem, ananasowe i grejpfrutowe nutki dobrze tu funkcjonują, ale raz, że piwo jest tak mocno owsiane, że aż na swój specyficzny sposób niemalże mleczne, dwa, że cierpka, granulatowa goryczka niekoniecznie wyszła optymalnie. Piło się to nieźle wbrew mojemu narzekaniu, ale creme de la creme to nie jest. (6/10)

Kooperacja Rockmilla oraz Hopito o nazwie Rock The Hop (alk. 4,8%) to całkiem smaczna sztuka. Session ipka mocno dająca po nozdrzach białymi cytrusami, szczególnie grejpfrutem, uzupełnionym o nutki melona, liczi i innych białych owoców. Nie jest to typowa modna ipka, bo goryczkę wyraźnie podkreślono, a poza tym nie jest soczkowa, ani nawet na dobrą sprawę soczysta. Dobre piwo. (6,5/10)


Ucieszyłem się, widząc w podbeskidzkim tapie Środek na kranie Rabczański Pils z Podgórza (alk. 4,5%), tymczasem na dobrą sprawę niestety nic tutaj nie pykło. Z fajnych rzeczy można jedynie wymienić chlebowy posmak. Zrozumiałbym ideę słodowego lagera bez znaczącej prezencji chmielowej (pomijając lekko-średnią goryczkę), gdyby efekt był dopracowany. To piwo jednak tak mocno dawało po nozdrzach kukurydzą z puszki, że ciężko się je piło. A szkoda. (3,5/10)


Cosmic IPA
od Green Head (alk. 6,8%) punktuje u mnie całkiem zgrabnie podkreśloną, prawilnie ipkową goryczką. W kwestii aromatyczno-smakowej jest nieco gorzej, albowiem plejada cytrusów nie jest specjalnie intensywna, a w dodatku zmieszana z czymś, co określiłbym jako zwietrzałe zioła trzymane w starym suknie. Niemniej jednak dzięki dominującej doznania goryczce żwawo się to piło, choć nie jest to piwo, które bym powtórzył. (6/10)


Stouty ostrygowe to taki trochę gimmick wśród piw – kto jadł ostrygi, ten wie, że jest to coś bardziej ciekawego niż faktycznie smacznego, zaś koszt nawet tych tańszych powodowałby wystrzelenie kosztu wyrazistego pod względem morskim oyster stouta w kosmos, więc jest to dodatek, który często ląduje w piwie w objętości, uzasadniającej określenie „pro forma”. No i taki Silvery z Funky Fluid (ekstr. 18%, alk. 7%) to oyster stout, w którym owa mityczna mineralność morska w zasadzie gdzieś tam jest wyczuwalna w postaci lekko ziemistej nuty, ale w stoutach nie-ostrygowych taki akcent też się całkiem często przewija. To jednak nie oznacza, że piwo jest złe, czy nawet rozczarowujące. Wprost przeciwnie. Powiedziałbym wręcz, że jest to pierwszy stout od FF od dawna, któremu nie mam niczego do zarzucenia. Wyraziście palony, mocno czekoladowy, delikatnie marcepanowy, wyraźnie gorzki, a zarazem dość gładki. W miarę gęsty, degustacyjny, przyjemnie słodowy. Bardzo dobry. (7/10)


Kawa z ipką to dobry pomysł. Już raz się Brokreacji ta sztuczka udała, więc czemużby nie spróbować drugi raz? Seed Of Maya (ekstr. 14%, alk. 5,8%) dzięki kawie jest wyjątkowo aromatycznym piwem na tle większości ipek, nawet tych de-de-ha. Połączenie przecieru morelowego, melona i delikatnych, pomarańczo-podobnych cytrusów z całkiem ostro pachnącą kawą, nie kojarzącą się z żadnymi warzywami czy bobem, ale raczej z orzechami i ciemnymi owocami pokroju jeżyn, a szczególnie czarnej porzeczki, dało fajnie pijalne piwo z akuratną goryczką, które nota bene dodało swoje do tego, że w oczekiwaniu na przyjazd uchodźców w nasze progi miałem kłopot, żeby zasnąć. Bdb. (7/10)


Kolejny rzut piw z nowego Redena przyniósł nam Witbiera (alk. 5,5%), który mocno przypomniał mi Dioblinę z Piekarni Piwa z pierwszych warek. A był to moim zdaniem najlepszy witbier w wykonaniu polskiego craftu. Tak więc Reden Witbier jest fajnie siarkowy. Podkreślam, że siarkowy w fajny sposób, smakuje po prostu jak piwo prosto z tanka, bardzo świeżo. Pszeniczna puszystość jest w nim sparowana z mocarną goryczką – nie tylko jak na styl, ale ogółem w świetle obowiązujących trendów. Bardziej cytrusowe niż kolendrowe, mega rześkie. Świetne piwo. (7,5/10)


Pochwalić z kolei nie jestem w stanie Piany Szamana (alk. 4,5%). Nie ze względu na uchybienia natury technicznej, tylko kompozycję chmielową. Ten amerykański lager pachnie i smakuje jak herbatka z melonem i opuncją, uzupełniona o lżejsze nuty truskawki oraz liczi. Jest w miarę wytrawne i w miarę gorzkie, natomiast wskutek raczej mdłego profilu chmielowego nie wyszło porywająco. (5,5/10)


Dobrze z kolei wypadł Mango Fruit Ale (alk. 5,6%). Piwo wzorowane ponoć na Tango z Mango z nieodżałowanej Pracowni Piwa, toteż i ma to, czym się Tango ongiś odznaczało. Czyli siarkowość oraz hop burn. Poza tym rzecz jasna jest zdominowane przez soczyste mango, ale tutaj mój gust się trochę rozjechał z piwem – użyta odmiana owocu jest moim zdaniem przesadnie marchewkowa. Poza tym jest git, mimo że siermiężnie. (6,5/10)


Odtworzenia jednej ze wczesnych historii polskiego craftu podjął się Marcin Chmielarz, warząc w browarze Palatum swojego Altbiera (alk. 5,2%), który dekadę temu debiutował na rynku w wykonaniu browaru Jabłonowo. W zapachu piwo przekonuje dosadną słodowością wkraczającą w rejony orzechów laskowych, ale narzucają się również peryferyjne nutki kojarzące się z truskawkami. Smakowo nie wylepia ust jak najlepsze alty, ale jest fajnie pijalny, z goryczką lekką do średniej. Smaczne piwo. (6,5/10)


Bojan
ma w swojej historii szereg świetnych piw. Żartowałem. Dobrze wspominam bodajże drugą warkę Black IPA i chyba Portera Bałtyckiego. I tyle. Ten korowód porażek doznał ostatnio wzbogacenia o Koźlaka Wędzonego (ekstr. 16%, alk. 6,5%). Piwo wali masłem aż przykro, jest podszyte nutami kojarzącymi się z zupą warzywną z grzybami oraz hojnym dodatkiem kalafiora, natomiast wędzonki jest tutaj symboliczna ilość. Przypomina nieco susz świąteczny i jest całkiem przyjemna per se. Kłopot w tym, że są jej rachityczne ilości, no i absolutnie nie są w stanie przykryć wad tego piwa. W takiej postaci mogło ono powstać w najbardziej podrzędnym czeskim browarze restauracyjnym, jak ten w Hukvaldach. Wadliwe, bezpłciowe łajno. (3/10)


Gwiazdą pewnego wieczoru w Browariacie był Kosmodrom z browaru Reden (ekstr. 26%, alk. 10%), wędzony RIS leżakowany w kazamatach Browariatu przez 5 lat i odszpuntowany na specjalną okazję. Piwo czekoladowe, delikatnie, ale wielowymiarowo wędzone. Nuty oscypkowo-ogniskowe oraz wędzono-śliwkowe przekształcają się w nim we wrażenie obcowania z piwem BA, bo koniec końców mózg rejestruje pierwotne nuty drewna, które dały mu wędzoność. Jest oszczędnie nasycone i zdecydowanie degustacyjne. Ciężko by było nie być pod wrażeniem. (8/10)


Ciężko byłoby z kolei być pod wrażeniem Fabryki Zapałek od Artezana (alk. 6%) z kranu. Swoją drogą piwo miało ponoć już trochę na karku, więc może nie powinna dziwić jego suboptymalna forma, ale mimo wszystko żółtych owoców w miodzie naznaczonych lekkim funkiem się nie spodziewałem. Tego typu delikatne zakażenie potrafi postawić na nogi niejedno utlenione piwo, ale w tym przypadku sztuczka się nie udała. Dobrze, że wbrew nazwie z kolei nie było siarkowe. (4,5/10)


Bywa tak, że skaczę w paszczę lwa i zamawiam jakiegoś dosłodzonego owocowego sałerka. Bywa bowiem i tak, że mi taki sałerek jednak smakuje w konkretnej sytuacji. No i niestety nie mogę tego napisać o Pink Passion od hurtowników Magic Road (ekstr. 18%, alk. 7%). Czuć w nim było bardziej guawę niż marakuję, ale raz, że kwasku nie było w nim prawie cale, dwa, że mimo owocowego trzonu nie było kompletnie soczyste, trzy, że krótki suchy finisz pozostawiał po sobie jedynie miejsce na wzruszenie ramion. (4,5/10)


No dobra, skoro nie pykło z sałerkiem, to może neipka? Just A Dream, także z Magic Road (ekstr. 14%, alk. 5,7%), dysponuje tak wątłą, efemeryczną cytrusowością, że aż w posmaku w ustach robi się chlebowo od słodów. W neipce. Let that sink in. W dziwny sposób zamanifestowały się też dodatki do zasypu – miałem bowiem skojarzenia z pościelą prosto z krochmalu. No i goryczka nie ratuje tutaj niczego, jest bowiem nowomodnie stonowana. Opis wygląda gorzej, niż faktycznie całościowo to piwo odebrałem – pozostaje jednak pytanie, po co na rynku taki słabeusz? (4,5/10)


Miło raz na jakiś czas wrócić do suskiego Such A Beer. Such A Dexter (ekstr. 17%, alk. 7%) reprezentuje mało populary, a przecież bardzo przyjemny styl foreign extra stout. Reprezentuje ten styl godnie. Jest średnio cielisty i mocno gorzki, a przy tym wyraziście palony. Nuty czekoladowe pojawiają się w nim dopiero na dalszym planie. Bardzo smaczny, wytrawny oldskul. (7/10)


Braggot to kolejny rzadki styl, ale Big Game Four od kontraktowca Wrężel (ekstr. 24,5%, alk. 13,7%) to kiepski jego przedstawiciel. No chyba, że grupą docelową są fanatycy współczynnika Spejsona, bo to piwo daje naprawdę wiele woltów za niewielkie pieniądze. I dodatkowo już w zapachu manifestuje swoją ordynarną spejsonowatość – miks nut miodowych, propolisowych, kwiatowych i jasnosłodowych wpisuje się w profil typowego polskiego piwa miodowego, tyle że skonstruowanego na bazie ultra strong lagera. Big Game Four wprawdzie jest górniakiem, ale w tym przypadku taksonomia pada pod nawałem oczywistych skojarzeń. Te skojarzenia ciągną się dalej w smaku, czego kulminacją było otrzepanie się niczym po kielonku wódy, kiedy poczyniłem pierwszy łyk. Piwo ma rzadką konsystencję, stąd i nachalna obecność alkoholu w ordynarnym, cierpkim finiszu. Brak bardziej substancjalnej słodyczy byłby atutem, ale tylko gdyby reszta fungowała – a nie funguje. Kwiatwowa miodowość w smaku staje się wręcz mydlana, piwo nie dysponuje ani głębią, ani złożonością i wskutek wysokiego alko (czy, po wrężelowemu, kopyta) niepopartego absolutnie żadnym argumentem, pije się je jakby za karę. Chamski mózgotrzep. (2/10)


Browarem, do którego co jakiś czas wracam, nie mając ku temu właściwie kompletnie żadnych powodów, jest Incognito. Właściwie to chyba powinienem być zadowolony, że wiem, czego się po nich spodziewać, albowiem jakość wyrobów wydaje się być stała. Stale niezadowalająca. Out Of Africa (ekstr. 15%, alk. 6%) to niby tropical IPA, tymczasem prominentna jasna słodowość sugeruje, że chmieli tutaj jednak pożałowano. Są owszem, ulotne cytrusy, czy odległe tchnienie owocowe z rejonu opuncji, ale ogółem jest to lekko słodowe, wodniste piwo wyzbyte sensu. (4/10)


Podoba mi się ostatni zwrot w kierunku czornych ipek, których przez jakiś czas na rynku było śmiesznie mało. Rumpia z Browaru Zaścianki (ekstr. 16%, alk. 5,8%) to wyjątkowo udany przykład sięgnięcia po ten styl. Cytrusowe i żywiczne piwo z komponentą korzenną uzupełnione jest o delikatne czekoladowe podszycie. Goryczkę prawilnie doinwestowano, tak więc i do pijalności nie mam zastrzeżeń. Świetne piwo. (7,5/10)


Sternik
od szczecińskiego Gryfusa (ekstr. 12%, alk. 4,5%) przynależy do niestety mało licznej podkategorii mętnych ipek, które nie czochrają beretu, a zamiast tego da się ich wchłonąć kilka z rzędu. Niskie parametry nie oznaczają jednak wodnistości – piwo zresztą wskutek sowitej dawki płatków owsianych ma odczuwalną pełnię. Owsiankowość jako taką czuć też w smaku, natomiast trzon aromatyczno-smakowy piwa to konglomerat cytrusów oraz tropików wpadających nieznacznie w rejony dieslowo-gronowe. Bardzo smaczne. (7/10)

Po podliczeniu ocen wychodzi, że spośród dwudziestu piw z kranu w tym wpisie powtórzyłbym osiem, czyli wynik to 40% – pokrewny temu, jaki mi uśredniony wychodzi w przypadku piw puszkowanych oraz butelkowych. Czyli jednak polski krafcik constans. Natomiast podkreślę na koniec, że moim zdaniem warto szczególnie polować na 1000% Normy (Browar Zakładowy), Witbier z Redenu oraz Rumpię z browaru Zaścianki.

recenzje 7185763440310256188

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)