Wyjdź już z tego Kabinetu
https://thebeervault.blogspot.com/2020/05/wyjdz-juz-z-tego-kabinetu.html
Mało jaki browar darzę takim sentymentem, jak Kabinet. Raz, że jest to pionier serbskiego craftu, a Serbia jest klawa, dwa, że pięć lat temu w drodze na festiwal w Gucy zajechaliśmy do Nemenikuce i po znalezieniu browaru (miejscowi nawet nie mieli pojęcia o tym, że mają we wsi browar) wpadliśmy bez zapowiedzi, zaś główny piwowar znalazł dla nas w trakcie zacierania czas, żeby nas oprowadzić, opowiedzieć o browarze i poczęstować piwem z tanka. Wówczas butelkowane wyroby Kabinetu miały średni odbiór, co po skosztowaniu piw z tanka oraz świeżych butelek zakupionych na miejscu, zwaliłem na karb złego przechowania przez hurtowników i detalistów vel badylarzy pierońskich. Mało tego, Supernova pita z tanka pozostaje po dziś dzień jedną z lepszych ipek, z którymi miałem przyjemność obcować. Tym bardziej ucieszyłem się, kiedy ujrzałem w ofercie katowickiego Bierlandu całą baterię z kabinetu. Zakupiłem więc wszystkie nieznane mi piwa, żeby zaznajomić się z obecną formą browaru.
Schatzi (ekstr. 12%, alk. 5,2%) nie miał być ekscytujący, ale mógł być przynajmniej poprawny, jako rasowy helles. Otóż jest to maksymalnie zbożowe piwo z nikłą goryczką, czyste, ale i miodowe. Miodowość jest tutaj ewidentnie efektem utlenienia, i to na półtora roku przed datą ważności. A szkoda. (4,5/10)
Koakoa (ekstr. 17,7%, alk. 8%) intensywnie daje po nozdrzach mandarynkami z puszki, puszkowanym ananasem, trochę również żywicą. W smaku skórkowa cytrusowość gładko przechodzi w goryczkę, słodyczy z kolei nie ma zbyt wiele. Bardzo dobra IPA, która dodatkowo zyskałaby na zwiększeniu intensywności smaku. (7/10)
W przyprawowym Wanna Be Lee? (alk. 5,3%) dodany imbir o dziwo nie objawia się perfumowo, mydlanie, ani nawet zbytnio korzennie, kojarzy się za to z cytrusami, co się dobrze komponuje z ziołowymi nutami chmielu. Taki świeżo starty korzeń. Piwo jest lekkie, rześkie, średnio aromatyczne, z lekko podkreśloną goryczką. Niezłe. (6/10)
Czy połączenie lactobacillusa, czerwonego pieprzu i ananasa może dać efekt w postaci wyraźnych nut soku z czarnej porzeczki z dodatkiem waniliowo-wiśniowego tytoniu fajkowego? Być może jest to jasne jak bąbelki na ściankach mojego źle umytego szkła, być może nie. Tak się jednak sprawy mają w piwie o nazwie Carnival (ekstr. 10,4%, alk. 4%). Jest średnio kwaśne, bardzo rześkie, aromatyczne i owocowe, choć w zupełnie inny sposób niż chciałby tego opis na kontretykiecie. Niezłe. (6/10)
Miał wyjść belgijski blond, wyszedł w zasadzie kompot. Plavo (ekstr. 16,5%, alk. 6,2%) wprawdzie jest delikatnie goździkowe, lecz trzon bukietu stanowi połączenie jabłek i gruszek z białym winem domowym. Brakuje mi tutaj pazura, czy choćby subtelnego przełamania mdłej w gruncie rzeczy owocowości. Średnie. (5/10)
Piwem równie owocowym, ale jednak dużo bardziej udanym, jest Wheat Me Up (ekstr. 12,1%, alk. 5,3%). Przecier jabłkowo-brzoskwiniowy zmiksowany z puszkowanym ananasem, przełamany goździkiem. Bukiet fajnie przegryziony, a smak bardzo rześki, lekko kwaskowy. Posmak Bobo Fruta z delikatnymi przyprawowymi akcentami i podkreśloną goryczką dla przełamania. Tutaj oprócz ewidentnej owocowości mamy pazura i pijalność. Jestem bardzo na tak, mimo że dodatek kolendry i skóki pomarańczy nie objawił się zanadto w realu. (7/10)
Imperialna IPA w wersji raczej wytrawnej – tak w skrócie można podsumować To The Moon And Back (ekstr. 17,3%, alk. 7,6%). W aromacie wyraźna trawa cytrynowa, esencjonalny ananas, trochę nut na styku między cytrusami a ziołami. W smaku dość intensywne, mocno gorzkie, z umiarkowaną słodyczą resztkową. Smaczne. (6,5/10)
No proszę. Myślałem, że każdy ‘cannabeer’ to szajs przeokrutny, a tymczasem Rufaro (ekstr. 13%, alk. 5,2%) nie jest zły. Przede wszystkim dlatego, że konopia tutaj nie przypomina zepsutego hajnekena, tylko niezły towar, o bukiecie lekko miętowym. Nie wiem też, jakich drożdży tutaj użyto, ale owocowość najbardziej kojarzy mi się z bananami, które się nieźle z quasi gruitowym trzonem piwa komponują. Ocena zostaje zaniżona przez przegazowanie, ale generalnie jest nieźle. (6/10)
I jedziemy dalej z marihuanen. Wspólne dzieło Kabinetu i rosyjskiego Rewortu nosi nazwę Skazi Mne Svoju Tajnu, czyli Pokaż mi swoją tajemnicę (ekstr. 16,8%, alk. 6,3%). Tą tajemnicą według składu jest połączenie zielska z białą czekoladą. Moim zdaniem tajemnicą jest z jednej strony niespodziewany, lekki, acz przyjemny funk oraz brak rzeczonej białej czekolady w aromacie oraz smaku. Można sobie ją co najwyżej wmówić w finiszu. Poza tym dość silna ziołowość, ale nie tak ewidentnie konopna jak w Rufaro powyżej, kojarzy się bardziej z połączeniem geranium z zapachem typowym dla saunarium. W smaku piwo jest lekko kwaskowe, lekko słodkawe, z przyjemnie piołunową goryczką, która uwydatnia gruitowy charakter tego wywaru. Mam wrażenie, że piwo wyszło nie do końca zgodnie z zamysłem, ale końcowy efekt uważam za w pełni zadowalający. (7/10)
Kabinet Porter (ekstr. 15,5%, alk. 6,2%) łączy klimaty ciemnosłodowe z owocami. Czekolada, prażone zboże, ale i sporo rodzynek, rozwijających się w bardziej świeże, ale i przefermentowane, gronowo-winne nuty. Lekko słodkawe, dobrze pijalne piwo. Naprawdę dobre. (6,5/10)
Na koniec poszła największa butelka. You Happy Me Happy (ekstr. 18,7%, alk. 8%) na netach występuje jako tripel, jest to jednak w istocie hybrydowe piwo napakowane masą przypraw i ziół. W zapachu jest gruitowo – specyficzna melisowa mentolowość, liść laurowy, jest jednak również pomarańcza oraz wrażenie obcowania z piwną wersją cukierków alpejskich. W smaku dochodzą nuty słodowe, lekko czekoladowe wręcz, a w posmaku ziołowa goryczka jest przepleciona anyżem. Piwo ma balans, czyli jest słodkawe, ale wspomniana ziołowa goryczka stanowi akuratną przeciwwagę. Jak to bywa z ziołowymi produktami, albo się daną mieszankę kocha albo jej nie trawi. Mnie bardzo zasmakowało. (7/10)
Reasumując – jest solidnie. Żadne piwo nie zwala z nóg, ale i mało które naprawdę rozczarowuje, a znalazło się też kilka bardzo udanych wywarów w tym zestawieniu. Nie jest to może najlepsza serbska marka craftowa, ale można po nią sięgać bez większych obaw. Za jakiś czas chętnie znowu spróbuję, co tam na serbskiej prowincji upichcili.