Loading...

Konserwacja polskiego craftu

A może by tak traktować nabierający rozpędu trend puszkowania wśród polskich craftowców jako optymistyczny prognostyk? Metaforycznie można wszak puszkowanie traktować jako wyraz chęci przetrwania czasów tumultu w bezpieczniejszej formie. Jakby nie było, moda na puszki bardzo mnie cieszy, bo i lżejsze, i do mojej witrynowej lodóweczki można je wstawiać po dwie na sztorc, no i jeszcze w razie wypadu do pobliskiego lasu plecak obładowany puszkami nie ciąży i nie brzęczy tak, jak wypełniony szklanym farszem. Trend jest na chwilę obecną na tyle odczuwalny, że po ostatnim przeglądzie polskich konserw postanowiłem wyodrębnić od Sześciopaków polskiego craftu serię puszkową, której niniejszy wpis jest pierwszą, choć w zasadzie już drugą odsłoną.

Nepomucen połączył siły ze Squawk Brewing z Manchesteru i wypuścił na rynek podwójną ipkę Snipe (ekstr. 18%, alk. 7%). Wprawdzie nie jestem fanem chmielu Sabro i wprawdzie dał on piwu sznyt wcale niespecjalnie kokosowo melonowo koperkowy, a zamiast tego kojarzący mi się trochę z pastą do zębów, nie jest to jednak skojarzenie nieprzyjemne, czy nawet problematyczne w jakimkolwiek stopniu. Szczególnie, że to gładkie piwo, w którym umiarkowana (w obecnym, ponowoczesnym ujęciu) soczystość przechodzi w podkreśloną goryczkę, zaś pomijając Sabro, aromat i smak to sam cymes w postaci wgryzienia się w miąższ pomarańczy, mandarynki, mango, białego grona oraz pomelo. Piwo znika żwawo ze szkła i jest zdecydowanie warte swojej ceny. Brać! (7,5/10)

Birbant również zaczął konserwację po swojemu. Jakkolwiek mnie ten producent nigdy, poza początkami w śp. Hauście, nie zachwycał, tak ostatnie dwa stouty uważam za bardzo udane piwa, które z chęcią bym powtórzył. Odnośnie puszek, to w przypadku nowej odsłony Sensei sprawa jest o tyle osobliwa, że kilka lat temu, kiedy to piwo debiutowało, a mnie woń chmielu Sorachi Ace zazwyczaj tak niemożebnie wyprowadzała z równowagi, jak inne osoby doprowadza do szewskiej pasji świeża kolendra, jednak wówczas ten akurat single hop mi zasmakował. Obecnie już nie jestem wielkim przeciwnikiem Sraczi, a tu klops, bo Sensei Hazy IPA (ekstr. 15,5%, alk. 6%) to piwo nieudane. Sorachowy koperek pojawia się na dobre dopiero w smaku, jest wówczas całkiem wyraźny, ale nie przeszkadza, flankowany przez nuty cytrusów oraz melona. Problemem jest to, że piwo w takiej konstelacji ma wprawdzie zupełnie nie odpychający, ale zarazem dość mdły bukiet, uzupełniony swoją drogą o landrynę. Charakteryzuje się również niską intensywnością aromatyczno-smakową, a na domiar złego jest niedogazowane. Zagęszczona woda z mdłym profilem aromatycznym? Nie sposób wydać rekomendację. (4/10)

W inne tony uderza DDH imperial hazy IPA o nazwie Atomic (ekstr. 19%, alk. 7,8%). Tutaj nasycenie gra, czyli jest umiarkowane, dopasowane do sporej słodyczy i pełni tego piwa. Lekko cierpka goryczka jest obecna na tyle, że piwo jest prawie zbalansowane. Nie jest to bomba aromatyczna, ale jest przyjemnie. Przy czym nuty gumy juicy fruit zmiksowane z melonem i pomarańczą kojarzą się z żelkami i balansują na granicy rejonów mdławych. Nie jest to z całą pewnością polska puszkowa ekstraklasa. Za mało soczyste, bukiet mało porywający, brak efektu orzeźwienia, intensywność niezbyt okazała. Szereg problemów nie oznacza jednak, że jest to kolejna wtopa. Jest to piwo niezłe, tyle że wypada blado przy konkurencji. (6/10)

Najlepiej mógł wyjść w takiej sytuacji Hopsbant DDH (ekstr. 15,5%, alk. 6%). Niestety jednak – cytrusowe nuty chmielu Citra są tutaj zmieszane z irytującym melonem w finiszu. To jest akurat kwestia indywidualnych preferencji, komuś innemu takie połączenie może pasować. Gorzej, że to błotniste z wyglądu piwo jest wybrakowane, mało intensywne w smaku, nie jest soczyste, zaś goryczka mimo umiarkowanej siły jest irytująco cierpka. Nie mógłbym tego wyrobu polecić. (4,5/10)

Twierdzenie, że etykiety puszek, w której wylądowała seria ipek Nevermind z Maryensztadtu, mogłyby stworzyć małe dzieci albo żul na kacu, nosi znamiona prawdopodobieństwa, niemniej jednak przecież żul na kacu albo małe dziecko potrafi stworzyć coś prostego, czym można się cieszyć, zupełnie wyrzucając poza nawias instynkt litości. No i te etykiety co prawda są bardzo proste, ale moim zdaniem ładnie się prezentują. Co do zawartości – Nevermind vol. 2 (ekstr. 18%, alk. 7,8%) pachnie jak puree z brzoskwini, mango i marakui zmieszane z sokiem pomarańczowym i odrobiną soku jabłkowego. Piwo jest ekstremalnie owocowe, treściwe, punktowane goryczką o natężeniu lekkim do średniego. Jedyną uwagę mam odnośnie nieco mniejszej soczystości smaku niż aromat każe podejrzewać, ale nie jest to istotny mankament. To piwo polecam. (7/10)

Nevermind vol. 5 (ekstr. 18%, alk. 7,2%) ma już zupełnie inny profil aromatyczno smakowy. Też tropikalny, ale w mniejszym stopniu i zdecydowanie na mniej soczystą modłę. Papaja, dojrzałe jabłko, przejrzały melon, morela, a z cytrusów ewentualnie trochę różowego grejpfruta. Do tego dochodzi żywica, wyczuwalna podbudowa słodowa, no i niestety ziemistość, która w aromacie zlewa się częściowo w jedno z żywicą, w smaku jednak przeszkadza, stanowiąc wyodrębnioną, dość intensywną przeszkadzajkę. Poza tym brakuje piwu intensywności, aczkolwiek na odcinku goryczkowym można z całą pewnością stwierdzić, że nie jest to kastrat. Generalnie jednak sporo poniżej oczekiwań. (5,5/10)

Sporo, oj sporo powyżej oczekiwań wypadła z kolei na chwilę obecną ostatnia odsłona serii. Srebrna puszka z napisem Nevermind vol. 6 (ekstr. 18%, alk. 7,6%) kryje w sobie cymes, relegujący na tylne siedzenie zdecydowaną większość krajowych ipek, które powstały w ciągu ostatniej dekady. Rześkie, intensywne, świeże i soczyste cytrusy nadają tutaj ton, przy czym dominującym skojarzeniem jest limonka, za którą kroczy pomelo. Cebulkowość na szczęscie wchodzi gładko w tropikalno-gnilne klimaty duriana i doskonale gra ze spalinowymi akcentami chmieli z południowej półkuli. Z duriana jednocześnie wyrasta skojarzenie z sałatką z mocno przejrzałych owoców tropikalnych z dodatkiem gruszki. Fantastycznie soczyste, intensywne a zarazem rześkie piwo z silną (!) goryczką. Piękne. (8,5/10)

Generalnie omijam piwa z „pastry” w nazwie, skanując półki w sklepie specjalistycznym. Ba, nie dość że omijam, to odwracam wzrok z grymasem dyzgustu na twarzy. Ale skoro Funky Fluid, skoro pastry owocowe, skoro w puszce, skoro tyle dobrego się na temat tego piwa pisze – zaryzykowałem. Pierwsza odsłona serii, czyli Gelato Passionfruit, Mango, Nectarine & Lime (ekstr. 19,1%, alk. 5,6%), została mocno zdominowana przez limonkę. Dobrze się stało, bo jej kwaśność, rześkość i ocierające się w specyficzny sposób o ziołowość nuty aromatyczne stoją w kontrze do słodyczy tego piwa, która zresztą wcale nie jest przesadzona. Na drugim miejscu pod względem siły jest marakuja, i tak mocno przytrzaśnięta limonką, zaś nektarynka, a co dopiero mango, to nuty głęboko w tle, których możnaby nawet nie zauważyć, a przynajmniej nie na tyle, żeby je świadomie wyodrębnić. Laktozy, jak można wywnioskować po ekstrakcie początkowym, wylądowało tutaj multum, choć i tak smak jest bardziej kwaśny niż słodki. Za to ciałka to piwo trochę ma, ale znowuż – kontrowanego kwaskiem. Problem w tym, że to piwo jest oddalone od „piwowości” rozumianej nawet w sposób bardzo luźny. Smakuje jak radler zmieszany dodatkowo z sokiem, dzięki czemu zyskało na soczystości i kwaśności, oddalając się jednocześnie od istoty piwa jako takiego. Czuć w nim niemalże wyłącznie owoce, pochodzenia dosłownie owocowego rzecz jasna, a nie wyczarowane z klasycznych składników piwowarskich. No dobrze, a czy jest smaczne? W mojej ocenie smakuje nieźle i z pewnością w upalny letni dzień dobrze by orzeźwiało. Ale w zachwyt nad nim nie wpadłem. Świeży wyciskany sok z dodanych owoców byłby po prostu lepszy, a jednocześnie nie rościłby sobie do niczego pretensji. Gelato to mimikra soku, tyle że z alkoholem. (6/10)

Przegląd nie wypadł średnio tak pozytywnie jak ostatni, ale dominacja Nevermind vol. 6 nie tyle nad resztą piw z przeglądu, co nad absolutną większością dorobku polskiego craftu, jest tak wyraźna, że opłacało się nawet te kilka razy dokonać niefortunnego wyboru zakupowego, żeby w końcu trafić na taką perełkę.

recenzje 6816285960818933503

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)