Loading...

Sześciopak polskiego craftu 143-146

Wygląda na to, że moja pogoń za polskim craftem znajdzie za niedługo swój koniec nie z przyczyny przyrostu mocy twórczej czy nagłego nadmiaru wolnego czasu, a z tego prostego, smutnego powodu, że w związku z coronakryzysem i czasowo tożsamym kryzysem rynkowym, wszystko się powoli zwija, a i ja robię zakupy dużo bardziej rozważnie – nie wiadomo wszak, co przyszłość przyniesie. Zdecydowałem się jednak twardo ciosać skałę, też po to, żeby mieć nadal odskocznię od codziennych hiobowych wieści. No i Wam też się przyda kanał treści, na którym wszystko właściwie pozostanie takie, jak dotychczas.

Zaczynamy od piwa nealko. Mini Maxi IPA od Pinty (alk. 0,5%) została mi polecona jako jeszcze lepsza pozycja od bezalkoholowej ipki Miłosławia, aczkolwiek nie podpiszę się pod takim werdyktem. Dominuje jednak wrażenie picia odsłodzonej i odgęszczonej, świeżo nachmielonej brzeczki. Na siłę można się w bukiecie doszukiwać cytrusów, moim zdaniem jednak czuć czysty granulat ledwo co wrzucony do kadzi. Przy czym piwo jest bardzo rześkie, brzeczkowość niekoniecznie kojarzy się z trocinami i słomą, a i lekko podkreślona goryczka jest obecna. Niezłe, ale Miłosław jest bogatszy w smaku i brzeczkowość jest w nim dużo lepiej przykryta. (6/10)

Przechodzimy do mocnych zawodników kawowych. Coffee To Go w wersji z dodatkiem Fazenda da Lagoa, owsiany kawowy stout od Maltgardena (ekstr. 16%, alk. 5,8%), to nie w kij dmuchał. Aromat jest gęsty i ciemny jak w RISie. Kawowe ziarna lekko naznaczone owocami, kawowe lody w waflu, kawowo-czekoladowy likier. W smaku jest gładkie, wróć – gładziutkie, kawowe, umiarkowanie cieliste (boć i to nie jest przecież RIS), nie fasolkowe, no i bardzo pijalne. Finisz jest lekko gorzkawy z paloną nutą, ale brakuje mu (na szczęście) kwasowości. Mimo gładkości jest ogółem wytrawne, pijalnością wręcz wbrew parametrom ma naturę zbliżoną do dry stouta. Wyśmienite! (8/10)

Inną filozofię urzeczywistnia kawowy foreign extra stout Black Market od Funky Fluid (alk. 7,2%). Świeżo zmielona kawa, lody kawowe, ciemna czekolada i wafle to sprawy mocno pokrewne, natomiast Czarny Rynek ma sporo ciała, jest wręcz piwem nieco oleistym, więc naturą jest bardziej zbliżony do lżejszego RISa tam, gdzie Coffee To Go łypie w kierunku wytrawnego stouta. Intensywne, konkretne, pożywne, bardzo dobre piwo. (7/10)

Genever (alk. 3,5%) to kolejny wyrób Nepomucena, mający imitować napój niepiwny. O ile skórkowość cytrusowa jest tutaj dość znaczna, wręcz dominująca, o tyle jałowcowość przynależy do sfery homeopatii, zaś mimo dodania kilku inych przypraw ciężko mówić o kompleksowości, więc moim zdaniem projekt gin & tonic się nie udał. Piwo jest mocno kwaśne i bardzo rześkie, wskutek czego jako łącznik między radlerem a prostym kwasem ujdzie w tłoku. (5,5/10)

Póki co Pinta Beskidy Pils (ekstr. 12%, alk. 5%) nie dołącza niestety do ekstraklasy polskich pilsów. Mocno chlebowy pils z ziołowymi nutami i fajną, miękką, ziołową goryczką ma w sobie spory potencjał, ale zbyt wysoki poziom żółtych, kukurydzianych nut stanął na przeszkodzie lepszej ocenie. (6/10)

Sztuczka pilsowa udała się z kolei Piekarni Piwa, która zagaiła Srebrną Legendą (ekstr. 12,5%, alk. 5%). Chlebowo-ciasteczkowa baza, a do tego obfite nachmielenie kulminujące w miękkiej, średnio mocnej, przyjemnie ziołowej goryczce. Jest rześkość, nie ma za to żadnych niechcianych wtrętów. Bardzo dobrze wykonany klasyk. (7/10)

Pierwsze piwo browaru Ułan, które trafiło do mojego szkła, od razu wysoko zapunktowało. Hazy APA o nazwie Sierżant (alk. 5%) jest napakowane ciekawie skomponowanymi nutami chmielowymi – silnymi cytrusami, ananasem, papają, trochę kocim moczem oraz muśnięciem kwiatowo-anyżowym w finiszu. Soczyste i rześkie piwo z umiarkowaną goryczką. Świetne! (7,5/10)

Pierwsze spotkanie z sympatycznym browarem Such A Beer można uznać za całkiem udane. Such A Albert (alk. 5%) to granulat, herbaciane nuty i trochę melona. W smaku narzucają się podkreślone owocowe nutki oraz sucha goryczka. Fajne piwo – niezbyt absorbujące, a jednak nie wodniste. (6,5/10)

Oho. „Pilzner kraftowy”, „wyprodukowano dla”, ale „nasz piwowar” i „miejski browar”, „każdy etap ważenia”, etykieta stylizowana na tradycyjną – wszelkie znaki na ziemi i niebie vel opakowaniu wskazują na jakąś marketingową, parabrowarową wydmuszkę. Tymczasem Tarnogórskie Pils Kraftowy (ekstr. 12%, alk. 5%) to dzieło tworzone w Browarze Jana dla „browaru restauracyjnego” 10 Stopni w Tarnowskich Górach, należącego do Tarnogórskie Beverage Company Sp. z o.o., która to firmuje markę Tarnogórski Rzemieślniczy Browar Miejski. Rzemieślniczość i regionalność, którymi epatuje strona internetowa marki (bo przecież nie browaru) to damy negocjowalnego afektu. No i to „wyprodukowano na bazie wody tarnogórskiej” na etykiecie – nie chcę mi się wierzyć, że ją specjalnie wysyłają do Zawiercia, gdzie urzęduje Browar Jana, aczkolwiek określenie "na bazie" jest w sumie interpretacyjnie pojemne niczym homeopatia. No dobra, ale co w tym piwie czuć? Trochę zboża, trochę nutek owocowych, ulotne chmiele i podkreśloną, fakt, ale i nieco suchą goryczkę. No i jeszcze swąd robienia klientów końcowych w balona. Nie do końca stylowy pils, ale i nie najgorszy. Przegrywa w cuglach z faktycznie (pod)tarnogórskim browarem Piekarnia Piwa i jego Srebrną Legendą. Pod względem marketingowym z kolei jest czystym łajnem. (4,5/10)

Zakładowa Wolna Sobota (ekstr. 16%, alk. 6%) bucha soczystym grejpfrutem wspomaganym melonem i karambolą oraz subtelną żywicą. Ujmą na honorze jest z kolei pałętający się w tle kiszony ogór. Ogólna intensywność smakowa piwa jest niska jak na neipkę, soczystość występuje tylko na odcinku aromatu, finisz z kolei jest półwytrawny. Nic tu nie porywa, a i jest wadliwe. Para poszła w gwizdek. A szkoda. (4/10)

Brovca z butli różnie wychodzi, Brovca z kranu to inna historia. Amerykański stout Onyks (alk. 6,4%) to prominencja gorzkiej czekolady, prażonego ziarna, lodów czekoladowych oraz ociekającej żywicą sosny. Zgodnie ze swoimi podniesionymi parametrami jest intensywne smakowo, a niejako wbrew tym parametrom charakteryzuje się bardzo wysoką pijalnością, jest sesyjne w cholerę. Propsuję. (7/10)

Psycho Sour od kontraktowców Hopick (alk. 5,2%) to bardzo gładki owocowy, soczkowo-miąższowy kwas. Wyczuwalna jest przewaga mango nad ananasem, natomiast na odcinku kwaśności postawiono na przystępność kosztem ekspresji. Stworzono tym samym piwo, które z jednej strony jest sesyjne, z drugiej jednak nie do końca wyraziste. Ogółem w porządku, ale nic więcej. (6/10)

Galaxy Black IPA z Browaru Jana (ekstr. 14,5%, alk. 6,1%) jest argumentem za tym, żeby chmielu Galaxy w obecnym kształcie nie używać do single hopów. Po kilku niuchach potrafiłem odmieniać melona przez wszystkie przypadki, jest go tutaj bowiem pełen zakres, od dojrzałego, przez niedojrzały aż po twardy miąższ graniczący ze skórką. A na dodatek trochę spalinowych nut w tle. W połączeniu z niemal całkowitą absencją goryczki otrzymujemy modelowo mdłe piwo. (4/10)

Nepomucen robi obok AleBrowaru i Funky Fluid obecnie neipki najbardziej przypominające głośne marki z zachodu, częstokroć przebijając te zagraniczne jakościowo. Szosa (ekstr. 18%, alk. 7,1%) pachnie żywicą, ananasem, pomarańczą, brzoskwinią, mango i trochę granulatem, jest piwem lekko gęstawym, soczystym, niezbyt słodkim, z umiarkowaną goryczką, która jednak wystarczy żeby dodatkowo ożywić to piwo. Mimo swego ciała jest całkiem rześkie i bez dwóch zdań pijalne, a soczkowość nie wypiera w nim piwności w niebyt. Świetne! (7,5/10)

A skoro już o Funky Fluid była mowa, to możemy się i nad nimi na chwilkę pochylić. Twice As Nice (alk. 7,6%) to gęstawe, cieliste, mocno owocowe piwo. Sok chmielowy, wręcz chmielowy olej. Dużo przejrzałych tropików, trochę mango czy grejpfruta, garść brzoskwini, subtelny melon. Baza jest fajna, niestety jednak odnotowałem efekt hop burn, co mi zawsze przeszkadza i w efekcie obniża notę. (6/10)

Co innego Funky Fluid Apricot Wheat (alk. 3,8%), które odebrałem jako piwo wycyzelowane. Esencja morelowej pulpy na miękkiej pszenicznej bazie, która jest tutaj nośnikiem owocowego orzeźwienia. Pulpa lekko zagęszcza ciało, a delikatny kwasek niweluje ewentualny efekt przyciężałości. Świetna pozycja. (7,5/10)

Lepsza od funkyfluidowego Catharina Sour (ekstr. 12%, alk. 4,6%), po którym spodziewałem się więcej, co jednak absolutnie nie znaczy, że tego piwa nie polecam. Dominacja marakui i podszycie mango to treść główna tego lekko puszystego, średnio kwaśnego piwa. Rześkości nie sposób mu odmówić, jak i dosadności i pewnej uporczywości (kwas utrzymuje się w gardle). Nie jest to wprawdzie poziom aromatyczności i rześkości pintowego Kwasu Xy, ale jest to bardzo dobry wywar. (7/10)

Skoro o pintowych kwasach już mowa, to pochylmy się nad Kwasem Omikron (ekstr. 13,1%, alk. 5,4%). Borówkowe skojarzenia mnożą się z każdym niuchem. Fioletowe Fornetti (R.I.P., never forgetti), ciasto z borówkami, borówkowy jogurt, wreszcie świeży, kwaśny sok z borówek. Fajnie, nawet bardzo. A co przeszkadza mi w tym piwie? Lekka, acz wyczuwalnie cierpka goryczka, zbyt dużo ciała i zbyt mało kwasku żeby równoważyć to ostatnie. Piwo muli, choć nie powinno. Szkoda. Ale bardzo ładnie pachnie. (4,5/10)

Nie jestem fanem tonki. Z jednej strony korzenna natura tej przyprawy może być całkiem umiejętnie uwypuklona w piwach ciemnych. W przypadku, kiedy eksperyment się jednak nie powiedzie, dominującym skojarzeniem tonkowym jest w przypadku mojej osoby rumianek. A rumianku nie cierpię. No i w piwie Coś Na Wieczór? kontraktowca Cześć Brat! (alk. 4%) to rumianek bierze górę. Rumianek z laktozą, wszak jest to milk stout. Kwiatowa piernikowość to rzecz osobliwa, pustawy finisz z kolei drażni brakiem treści. Mocna gładkość podkreśla obecność laktozy, z kolei płatków dębowych w zasadzie nie wyczułem, chyba że wpływają na cierpkość finiszu. Niektórym może zasmakować, ale dla mnie to piwo jest bałaganem. (4/10)

Przechodzimy do Browaru Stu Mostów. Salamander NE Pale Ale Citra Amarillo (alk. 4,5%) to świeżutkie i aromatyczne piwo. Białe cytrusy pokroju grejpfruta, a także karambola oraz subtelny melon są łamane słodszym pomarańczowym akcentem. Rześkość jest wzorowa, brawa też za brak hop burnu. Ale nie wszystko tutaj gra. Szybko urywający się smak, skutkujący pustym, omal bezgoryczkowym finiszem to kropla dziegciu w świetnie zapowiadającej się całości. Niestety. (5,5/10)

Dużo lepiej za to wypadł Salamander NEIPA Citra Comet Galaxy (alk. 6,2%). Tutaj konglmerat cytrusów (ponownie głównie grejpfruta), marakui i mango oddziałuje na zmysły od początku do końca, piwo w pełni zadowala rześkością, no i jest jak na polską neipkę zaskakująco wytrawne w finiszu. Rześka bomba aromatyczna. Świetne piwo. (7,5/10)

Jak się nie robi nju inglandów, to mi zademonstrował Moczybroda. Rastafarianin (alk. 5,5%) z butelki to w zasadzie głównie moczka zbożowa. Trochę nachmielone zmoczone zboże. Jest trochę landrynki i granulatu, ale to mokre zboże dominuje. Piszę to zupełnie, jakby landrynka i granulat były w piwie pożądane. A przecież nie są. No ale zawsze to lepiej niż moczka zbożowa saute. Chyba. (3,5/10)

Jakby tego było mało, to swoim Wit Me Baby One More Time (alk. 4,2%) Moczybroda utwierdza mnie w przekonaniu, że nie powinien swoich piw butelkować tam, gdzie ma to obecnie miejsce. Otóż należę do ludzi, którzy wprawdzie świeżą kolendrę kojarzą z mydłem, a zarazem do tego mikrozbioru wśród nich, którzy to skojarzenie lubią. Ale w tym piwie mydlaność jest przesadzona, pachnie jak mydło cytrusowe, o proweniencji bardziej pomarańczowej niż grejpfrutowej. Z tejże skrajnej mydlaności wyłania się cukierkolandryna, która nadaje z kolei ton w poza tym wodnistym smaku. Woda z mydlano-pomarańczową landryną. W miarę rześka woda. Tak jak np. chorwacki lagerokoncerniak, Ożulsko chociażby. Też jest w miarę rześki. I też zasługuje na taką notę. (3,5/10)

Kiedy na rynek wychodzi nowe piwo Trzech Kumpli, to wiadomo, że będzie dopracowane. NZ triple IPA o nazwie Tohunga (ekstr. 22%, alk. 8,3%) to potwierdzenie reguły. Połączenie kiwi z pomarańczą, mango, karambolą i limonką jest rześkie, niwelując w pewnej mierze ciężar tego piwa. Ciężar z kolei w pewien sposób niweluje brak mocniej podkreślonej goryczki, co daje ciekawy trójkąt niwelujący. Generalnie wprawdzie więc czuć ten ciężar, ale w miarę żwawo się Tohungę mimo tego ciężaru pije. Fajnie. A nawet bardzo fajnie. (7/10)

Kawowy stout Maltgardena, morelowa pszenica od Funky Fluid oraz mętne jasne bomby chmielowe autorstwa browarów Nepomucen, Ułan oraz Stu Mostów jakościowo zdominowały ten przegląd. Za niedługo na blogu wyląduje kolejny wielopak, a potem... zobaczymy.

recenzje 2373516035175813560

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)