Perypetie Wielkiej Niedźwiedzicy
https://thebeervault.blogspot.com/2014/04/perypetie-wielkiej-niedzwiedzicy.html
Jak wiadomo, zimą misie śpią. Nie śpią tylko te misie o których gorączkowo rozprawiają kierowcy przez swoje CB radia. Oj nie, one nie śpią nigdy. Nie śpi również bieszczadzka Wielka Niedźwiedzica. O browarze Ursa Maior ostatnimi czasy było głośno bardziej ze względu na nieco zbyt naturszczykowe podejście do kontaktów z klientem ze strony administratora profilu fejsbukowego oraz głównej piwowarki niż na dobrą jakość piwa. Rzecz w tym że wielu osobom Ursy trafiły się ostatnimi czasy mocno wadliwe, a głosy krytyki zostały ‘zmasakrowane’ retortami pokroju ‘nie smakuje ci to nie kupuj, a tak w ogóle to się nie znasz, weź chopie puć se na kurs sensoryczny a tak w ogóle to nasze piwa cuchną bo mamy super leczniczą wodę’. Jak tylko kontrargumentacja zeszła na poziom wody, przed oczami stanęła mi butelka wody leczniczej Zuber, której gnojowaty aromat jest w stanie rozłożyć na łopatki największego twardziela. Tyle że ja w sumie problemów z piwami Ursy dotychczas nie miałem, a poza Bombiną Blues wszystkie mi smakowały. Zmieniło się to za sprawą serii piw chmielonych jednym rodzajem lupuliny.
Ursa Blonde Cascade Single Hop (ekstr. 10%, alk. 3,8%) to piwo które miałem okazję poniuchać jeszcze zanim je otwarłem. Przebywając akurat w sklepie specjalistycznym i oglądając tęsknym wzrokiem piwa z browaru Rogue na które mnie jeszcze długo nie będzie stać, usłyszałem wrzask i pęknięcie szkła, po czym po pomieszczeniu rozniosła się woń słodkiej kukurydzy. A to się rozbiła butelka świeżo zakupionego przez jakiegoś nieszczęśnika Blonde Cascade. I tak zakupiłem również butelkę, głównie po to żeby móc zgrywać męczennika. I faktycznie, w aromacie odrobina słodu, liczi od chmielu oraz słodka kukurydza w ilości która nawet dla mnie jest mocno przesadzona. Wraz z ogrzaniem kukurydza dominuje absolutnie i piwo, nazywając rzeczy po imieniu, śmierdzi. Podobnie źle jest w smaku, w którym króluje pustka. Ja wiem że to jest desitka, ma być piwem lekkim, no ale bez jaj. Skoro podczas picia czuję jedynie lekką kukurydzę i gdzieś daleko w tle mglistą chmielowość, a całość się kończy niemrawą goryczką, to coś jest mocno nie tak. To piwo w takiej formie jest odpowiednikiem szczochowatego eurolagera, tyle że w cenie kraft. Przykre. (3/10)
Ursa Blond Palisade Single Hop ma oczywiście te same parametry co Blond Cascade, natomiast dimetylosiarczku w nim na szczęście nie uświadczyłem. Szczerze mówiąc to w ogóle mało w nim wyczułem. W aromacie delikatna słodowość typu ciasteczkowo landrynkowego oraz nuty mango i kwiatów. Wszystko jednak bardzo delikatne, za bardzo. W smaku słodowość staje się bardziej landrynkowa, natomiast chmiel dość wyraźnie zmienia swój profil. Kojarzy mi się z wodą po kwiatkach, dodatkowo przefiltrowaną przez warstwę ziemi, trochę również z old spice’em czy innymi tanimi perfumami. Jest to agresywna kwiatowość, która do mnie kompletnie nie trafia. Na domiar złego piwo jest równie wodniste co Blond Cascade, a goryczka jest typu pikantnego i zostawia język najeżony lekką cierpkością kojarzącą się z sensacją jaką pozostawia po sobie słodzik. Nie są to wady produkcyjne, a raczej specyfika chmielu. Tyle że do mnie to nie trafia. Fajnie że tym razem bez kukurydzy, ale not my cup of tea. (4,5/10)
I chciałem już rzucić tym błockiem za sprawą interneciów w stronę Uherec Mineralnych, kiedy mi się napatoczył Ursa Renegat (alk. 6%), czyli black IPA. Wdzięczny styl, ciemno-leśny. Tyle że nie jest to black IPA chłoszcząca twarz bezlitośnie witką sosnową, a piwo stonowane, choć przez to pijalne. Przyjemne nuty żywiczne kojarzące się z lasem iglastym balansowane są karmelowo-palonymi, choć i jasnymi słodami. Z gardłem obchodzi się piwo za sprawą raczej lekkiej goryczki równie oszczędnie, co oznacza, że hop-headzi będą zawiedzeni. Ja lubię również delikatne, pijalne piwa, więc jestem kontent. (7/10)
Nowo odkryty niedźwiedzicowy optymizm prysnął jednak z mojej jaźni po spotkaniu z najnowszym piwem Ursy, czyli Eskulapem (alk. 4,5%). Otóż sweet stout sweet stoutem, piwo jest dość pełne, a zarazem wyraźnie słodkie. Czemu jednak nasycenie jest praktycznie nieobecne? I czemu piana syczy jak żmija i znika dosłownie jak piana na coli? Serio tak żałosnej piany w piwie nie wiem czy kiedykolwiek uświadczyłem. Piwo ma wyraźną nutę słodkiej czekolady, szczyptę ziarna, bardziej prażonego niż palonego, oraz nieprzyjemną, gryzącą nutę. Coś jakby mydło, ale o potencjale gryzienia chloru, z czasem przyszła mi na myśl również guma. A jak guma to pewnikiem jakiś związek siarkowy. Może warzono na wspomnianym Zuberze? Nie wiem, nie jest to aż tak istotne, istotne jest że z Ursy w świat pojechało słabe piwo. Niedogazowane, z gryzącym aromatem oraz smakiem. Z jednej strony ugrzecznione i płaskie, z drugiej zadziorne w mocno denerwujący sposób. (4/10)
Mam nadzieję że Niedźwiedzica się ogarnie, bo część ubiegłorocznych wypustów (Dobra Karma czy Megaloman) była naprawdę smaczna. Być może Renegat jest zapowiedzią zmian na lepsze, choć Eskulap ponownie zaniża poziom.
Piłem z tych wszystkich tylko Eskulapa. Jak dla mnie dziwne piwo -bo to prawdziwy słodki mleczny stout. Fakt ze bez gazu całkowicie. Ale przyjemny w odbiorze. Połowę wypiłem samą -polowę zagryzając mocno pikantnymi czipsami-i ta druga połowa podeszła Genialnie-słodycz piwa i mocna pikantnośc-świetne połączenie. Gdybym miał wypić 2 butelki Eskulapa -chyba byłoby mi ciężko...
OdpowiedzUsuńjaviki
4 za Eskulapa to chyba przesada! 0,4 byłoby dość. Rozważałem wejście na drogę sądową z powództwa o niekorzystne rozporządzanie mieniem. Doszedłem jednak do wniosku, że za 3,50 żaden sąd ich nie skarze (pół Eskulapa udało mi się wypić). Od tej pory na widok piwa z URSY poczuję węża w kieszeni. Szkoda fajnej inicjatywy. Początki były więcej niż obiecujące... (mnie nawet Bombina smakowała - chyba jestem spragniony portera po prostu)
OdpowiedzUsuńWidzę że Eskulap tak polaryzuje, że moja ocena wypada jednak salomonowo ;)
OdpowiedzUsuń