Loading...

Libertyn na martwym kucyku

Dzięki Piwiarni Żywieckiej w specjalistycznych sklepach piwnych w Polsce ma miejsce ostatnimi czasy istny wysyp ciekawych importowanych piw. Szkocki BrewDog zaczął być w nich obecny nie tylko swoim żelaznym repertuarem, ale również piwami spoza ścisłego kanonu. Takimi dwoma piwami są amerykańskie w stylu, różniące się jednak znacznie od siebie Dead Pony Club oraz Libertine Black Ale. Pierwsze to lekki i sesyjny w założeniach amerykański pale ale, drugi natomiast to black IPA. Czy są warte swojej ceny?

Dead Pony Club dostał swoją nazwę w wyniku plebiscytu wśród czytelników strony internetowej BrewDoga. Z czterech proponowanych przez ekipę browaru nazw wygrała właśnie ta. Patrząc na etykietę wydaje się, że macherzy z browaru liczyli na inny wynik, całkiem zgrabny tym razem opis odwołuje się bowiem do motocykli. A tutaj martwy kucyk. Cóż, ponoć przynajmniej „kopie jak muł”.

Piwo ma jedyne 3,8% alkoholu, jest amerykańskim vel kalifornijskim pale ale, i mówiąc szczerze, nie spodziewałem się po nim wiele. Ot taki szybki, aromatyczny, mocno chmielowy browarek, który nie zapadnie na dłużej w pamięci. Ale ale, zapach jest tak fantastyczny, że nawet mnie jako osobę w miarę doświadczoną z piwami napchanymi tropikalnymi chmielami (tutaj kombinacja Simcoe, Citra oraz HBC) wnet przeniosło w błogostan. Cóż za fantastyczna kompozycja! Marakuja, mango, cytrusy oraz brzoskwinia, wszystko tak atrakcyjnie dobrane, że czapki z głów! Przy takim aromacie chciałoby się jednak, żeby piwo było konkretniej odczuwalne na języku, tymczasem taki los – nie jest to IPA, tylko APA, a co za tym idzie, faktura jest wodnisto-wytrawna, ciężko tu wyczuć elementy słodowe. Przy czym piwo spełnia swoją funkcję wzorowo – jest lekkie, orzeźwiające i bardzo aromatyczne. Nie jest też przesadnie gorzkie, co przy tak wątłej bazie słodowej było ze strony piwowara trafnym wyborem. Nadal jednak pod względem wrażenia jakie piwo wywiera jest przepaść między aromatem a smakiem. (Ocena: 7/10)

Libertine Black Ale (alk. 7,2%) to black IPA, w którym słodowe nuty stoutowe mają być dopełnione uderzeniem hojnej dawki chmielu Simcoe. Tutaj już o zgrabności opisu nie może być mowy. Otóż Libertyn to „dwudziestojednowieczna chmielowa k**wa... Mroczny Rycerz pośród bladych kanalii ... nigdy nie zapomnij, że jesteś członkiem szeregu poszukiwaczy prawdy, marzycieli i wojowników... elity ludzi poza prawem ... biegnij ku anarchii... niechaj ostry, gorzki finisz rozerwie cię aż po cycki ... ta suka gryzie.” Gimbaza foreva.

Zapach wynagradza jednak durnotę etykiety. Żywica oraz igły sosnowe w kawie, no i ostrężyny w czekoladzie. Słodycz owocowa świetnie się uzupełnia z ostrawą leśnością oraz umiarkowaną głębią ciemnych słodów. Smakowo jest takie jakie być powinno – kremowe, musujące, delikatnie palone, z ciemnosłodowym początkiem i gorzką (acz nie przytłaczającą), chmielono-paloną końcówką. Nie jest to specjalnie złożone piwo, ale nad wyraz przyjemne. (Ocena: 7,5/10)

recenzje 6677307747138702448

Prześlij komentarz

  1. Odpowiedzi
    1. Faktycznie, sam sobie na pytanie nie odpowiedziałem. Kupiłem piwa w Marii, więc z tego co pamiętam 5,5 za DPC i niecałe 10 za LBA można jak najbardziej dać.

      Usuń
  2. Jak widzę ceny nie są zbytnio wysokie, także ja także polecam te dwa piwka. Wracając do piw z BrewDoga. Zawsze jak mam możliwość to wybieram się do Manchesteru do ich firmowego lokalu. Ostatnio miałem okazję napić się Cocoa Psycho (mega piwo!), JackHammer ,Dogfight,Zeitgeist oraz opisanego tu Dead Pony Club. Boże! przypomniał mi się Paradox Jura. To piwo jest fantastyczne! Powiem że po paru piwkach można dostać zawrotu głowy nie tylko po cenach piw.... ;-)

    OdpowiedzUsuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)