Sześciopak polskiego craftu 264-267
https://thebeervault.blogspot.com/2024/12/szesciopak-polskiego-craftu-264-267.html
Ponownie jasne ipki stanowią zaledwie jedną trzecią zawartości wielopaka, równoważone między innymi aż dwoma saisonami z winnych beczek, RISami, dzikusami, bitterem, a nawet india export porterem. Swój bardzo udany debiut w wielopaku odnotowuje krakowski browar Dwie Wieże, który polecam swoją drogą odwiedzić.
Kategoria: piwa pszeniczne. Krakowski browar Dwie Wieże (polecam w tym miejscu raz jeszcze urokliwy taproom przy browarze na krakowskich przedmieściach) wraz ze swoim Obwarzankiem (ekstr. 12%, alk. 5%) poszedł w kierunku ultra-bananowym. Banan, biszkopty oraz trochę gumy balonowej – fenolowe akcenty muszkatołowo-goździkowe zostały relegowane na tylne siedzenie, inaczej niż u większości obecnej konkurencji. Piwo jest co prawda lekko zawiesiste, ale świeże i mimo owej zawiesistości bardzo rześkie. Wchodzi w trzy miga. Bdb! (7/10)
Zostajemy przy browarze Dwie Wieże, który ma naprawdę bogate portfolio piw leżakowanych w drewnianych beczkach. Winowajca (ekstr. 13%, alk. 6,3%) to saison starzony przez pięć miesięcy w beczkach po winie z winiarni Koniusza. Chwyt emulujący beczkowe poczynania Kingpina, jakościowo na tym samym, bardzo wysokim poziomie. Waniliowe drewno, biały pieprz i siano wchodzące w zawiniętą w kwiaty śliwkę mirabelkę, białe grono, niedojrzały agrest i skórzano-gronowe bretty, a to wszystko przy stonowanym, musującym nasyceniu oraz sesyjnej, wiejskiej wytrawności. Dzikość piwa po pierwsze nie jest jednowymiarowa, zaś po drugie – stanowi jeden z wielu elementów bukietu, nie dominujący, ale dodający piwu kompleksowości. Wszystko tutaj pasuje – piwo jest złożone i dzikie, ale wielowymiarowe. Jest intensywne smakowo, a zarazem nie atakuje zmysłów kwasem, czy ostrością. Wchodzi szybko, pozostając zarazem wyrobem degustacyjnym. Super! (8/10)
Dwie Wieże Tennessee (ekstr. 24%, alk. 11%) to jeden z na pewno ponad pięciu risów BA, które były dostępne w festiwalowym sklepiku browaru Dwie Wieże. Wybór padł na tę konkretną wersję z uwagi na ładną etykietę; bo jako antyfan destylatów jako takich po prostu nie wiem, czego się spodziewać po beczce po whiskey Chattanooga. A dostałem coś pysznego. W aromacie. Piwo pachnie gęstym konglomeratem ciemnej czekolady, karmelu oraz toffi, okraszonym wanilią, jeżyną oraz mocno dojrzałą czereśnią. W smaku rządzi drewniana taniczność oraz skórkowo-owocowa cierpkość, co odbywa się na niekorzyść odczucia pełni oraz głębi. Nie ma tutaj słodyczy, za co uznanie, bo piwo jest dalekie od pastry abominacji, ale nie jest to RIS, jakiego oczekiwałem. Plus za dobrze ukryty alkohol i ładny aromat, minus za brak konkretniejszej pełni i głębi. (5/10)
Kolejne z serii zwycięskich piw Pinty to Zwycięskie Hazy Pale Ale (ekstr. 12%, alk. 4,5%) według receptury Filipa Guilherme. Piwo proste, uczciwe i dość efektowne, jak na to, czym jest. A jest właśnie prostym orzeźwiaczem. Zdecydowanie cytrusowym z prominentną rolą grejpfruta, lekko drzewnym, gdzieś tam w tle pałęta się coś na kształt melona, choć na równi z nieznacznymi motywami siarkowymi. Goryczki jest tyle, co kot napłakał, ale słodyczy na szczęście też. Ten szczegół czyni to niezbyt intensywne smakowo piwo wprawdzie nie mniej rześkim, ale jeszcze mniej zapadającym w pamięć. Być może takie intencje przyświecały autorowi oraz/lub wykonawcom, niemniej jednak w związku z powyższym piwo nie wybija się ponad uczciwą poprawność. (5,5/10)
Polityka w piwie, ale na pół gwizdka. Jeżeli ktoś nie jest wtajemniczony, to nie skojarzy, że Seven-Mile Boots od Nepo (ekstr. 19%, alk. 7%) jest częścią kampanii mającej wspierać kobiety, a także wszelkie „niebinarne” osoby w obrębie branży piwnej. Jakby nie było, ta „imperial” NEIPA wyszła faktycznie dość kobieco, z owocowo-cukierkowym aromatem, soczkowatością oraz brakiem substancjalnej goryczki. Skojarzenia obejmują przejrzały grejpfrut (szczególnie zielony), kwiaty, a nawet czerwone owoce jagodowe. Technicznie bez wad, sybarystycznie bez zalet. Słodka, soczkowata ipka, jakich jest wiele. Niestety. (4,5/10)
Faktycznie vintage vel old school, czy ściema? Można spróbować, jeżeli cena nie jest wygórowana Crazy Lines #50 od Nepo (alk. 6,7%) ma właśnie nazwę Vintage i deklaratywnie jest west coast ipką. No i, jak się okazuje, nie tylko deklaratywnie, ale faktycznie. Staroświecka (jak na obecne czasy) kompozycja chmieli Citra, Mosaic i Simcoe daje piwu ten oldskulowy, cytrusowy, lekko leśny, trochę naftowy sznyt, niekojarzący się z żółtymi owocami tropikalnymi, słodycz resztkowa natomiast jest obecna, ale w ramach zdrowego rozsądku. No i zadbano o kontrę – jest goryczka, asertywna, lekko (ale w przyjemny sposób) ściągająca, pozostająca na dłuższą chwilę w gardle. Bardzo fajnie to wyszło. (7/10)
W teorii neipka w wersji oat cream powinna być jeszcze bardziej mdła od takiej zwykłej. Monstera (ekstr. 18%, alk. 6,8%), twór Monsters oraz Czterech Ścian, zadaje kłam takiemu rozumowaniu. Piwo jest soczyste i gładkie, ale po pierwsze, nie jest przesłodzone, a po drugie, finisz określiłbym wręcz mianem w miarę wytrawnego. Nawet goryczkę ma. No i połączenie soczystych pomarańczowych cytrusów ze skórkami oraz komponentą ziołową oraz ciut spalinową również jest dalekie od typowej neipkowej multiwitaminy. Bardzo smaczne piwo. (7/10)
Jako prosty chłopak ze wsi uważam, że pils to powinien być czeski albo niemiecki, ale przyznaję, smakował mi Ripper, west coast pils od Kingpina (ekstr. 11,5%, alk. 5%). Mamy tutaj czysty profil oraz w sporej mierze nuty zielone, ziołowe, drzewne, trawiaste. Grejpfrut też się w piwie przewija, natomiast paradoksalnie mimo oldskulowo-ipkowej kompozycji chmielowej (Citra, Simcoe, Mosaic) nowofalowość jako taka w piwie się nie narzuca. Intensywność nachmielenia też jest raczej stonowana, ale i tutaj nie widzę problemu, wręcz przeciwnie. Goryczka podkreślona, przyjemna, nie skupia na sobie uwagi, ale zaznacza swoją obecność. Wbrew nazwie to piwo nie jest rozpruwaczem; to jest w miarę charakterne, przyjemne piwo codzienne. (6,5/10)
Dziewczyny na wrotkach to jeden z elementów opisu widniejącego na kontrze Miami Lagera (ekstr. 11%, alk. 4,6%) od Innych Beczek. No i w sumie… to jest taki bardzo prosty, dobrze wchodzący, nie absorbujący zmysłów, nie będący wyzwaniem dla podniebienia, lekki i dość rześki lager o nowofalowym zabarwieniu. Trochę kwiatowy, ciut może cytrusowy z domieszką niedoprecyzowanych żółtych owoców tropikalnych w tle. Można narzekać, że wodnisty, można docenić za połączenie nowofalowości z dużym potencjałem komercyjnym, można też po prostu wypić i się nad nim nie rozwadniać. Wszak – he, he – sam w sobie jest wystarczająco wodnisty. Ale tak na dobrą sprawę nic mnie w nim nie odrzuca, a i nawet nie żałuję kupna małej puszki. Jest więc w mojej ocenie ponadprzeciętny, jeżeli nawet nie o wiele. Solidne, mało wyraziste piwo. (6/10)
Z informacji, jakie dostałem bezpośrednio od browaru Trzech Kumpli, jestem w stanie uknuć fatalistyczną narrację – otóż piwa z serii „Full” zasadniczo mają jednorazowość wpisaną w swoją ideę; nie będą więc wchodziły do stałej oferty. W związku z powyższym trzeba je kupować zawczasu, tym bardziej że zwykle są full udane. Exemplum Full Amarillo (ekstr. 15%, alk. 5,4%). Bardzo soczysty wywar, stylowa barwa aromatu oraz smaku odzwierciedla w nim barwę etykiety – jest więc zielono. Zielony grejpfrut, karambola, papaja, trochę kwiatów, ciut mango – zielono-żółty tropikalny melanż. Bardzo gładka i soczysta ipka, która zarazem nie jest przesłodzona; ba, nawet jakąś goryczkę ma. Pijalność pierwsza klasa. Zdecydowanie udane piwo. (7,5/10)
Za takie letnie wieczory to ja dziękuję. Letnie Wieczory (ekstr. 13%, alk. 5,6%) to piwo z browaru Za Miastem, które wali ciastem, heh. Nic na to nie poradzę – miała być australijska hazy IPA, natomiast spory natłok nut ciasta drożdżowego przekierował piwo w rejony bliższe niemieckim kellerbierom. W smaku w końcu trochę chmielu prześwituje, ale wciąż niewiele – jabłko, melon, trochę grona – jasne, zielone przebłyski. Goryczka wypadła średnio intensywnie, czyli całkiem wyraźnie jak na styl, poza tym jednak piwo jest mętne, gęstawe, a przy tym na pewno nie soczyste, a już w ogóle nie na owocowo-chmielową modłę. Rześkie nie jest, słodkawe też nie, za to jest przymulające, męczące, zbyteczne. (4/10)
Na Zakaukaziu, tak w Gruzji, jak w Armenii, popularny jest słodycz, który wygląda jak „warkocz” połączonych nicią orzechów, otoczonych żelatynowaną formą moszczu owocowego. Kord Pinot Noir BA (alk. 12%) to piękne piwo, będące swoistą transkrypcją tegoż słodycza (w Gruzji występującego pod nazwą czurczella) w wersji z moszczu winogronowego. W piwie czuć istny natłok suszonych owoców w skarmelizowanym moszczu gronowym, a wszystko dodatkowo wrzucone do dębowej beczki i stąd przesiąknięte wanilią. Do tego, w ramach kontry, zmysły cieszy wyraźna, ale nie dominująca korzenność z rejonu wina grzanego – goździk, kardamon, cynamon; finisz lekko naznaczony pieprzem. Odrobinę kwaskowe, mocno złożone, degustacyjne piwo. Najlepsze dotychczas piwo z serii Kord? Owszem. (8/10)
Przechodzimy do przeglądu z tegorocznego Pinta Party, jako że pojawiło się na tej świetnej imprezie sporo ciekawych piw; ciekawych nie znaczy oczywiście, że z automatu dobrych.
Problemy z filtracją oraz mało komercyjny styl czynią Bloke From The Royal Oak (alk. 6%), india export portera od Monsters, piwem raczej jednorazowym (acz nadzieję warto mieć), a szkoda – bo piwo jest jednym z najlepszych w dorobku Janka. Porter jest czekoladowy i lekko prażony, a w finiszu trochę kawowy, przy tym wszystkim również lekko lukrecjowy, wchodzący dyskretnie w rejony jasnego sosu sojowego. Po stronie chmielowej jest żywiczny i trochę cytrusowy z delikatnymi białymi owocami. A wszystko jest spojone kremową teksturą, średnio mocną goryczką oraz zdradliwą pijalnością. Wyśmienite piwo, które później w różnych okolicznościach piłem z kranu jeszcze kilka razy. (8/10)
Sauvignon (alk. 6%) – stylowo nazwana ipka na Nelson Sauvin od Ziemi Obiecanej w moim odczuciu ani nie odtworzyła tytułowego wina, ani nie poszła w ostre, spalinowe nutki częste u piw na tym chmielu. To znaczy – białe grono owszem, jak najbardziej jest tutaj obecne, ale w formie łagodnej; via kremowość całość wchodzi wręcz w rejony, mogące się wtórnie kojarzyć z kokosem, przy czym rzecz jest flankowana żółto-pomarańczowymi klimatami cytrusowo-tropikalnymi. Bardzo udane piwo, mimo lekkiego hop burnu oraz odbiegającej od oczekiwań naturze. (7/10)
Memory (alk. 11%) jest moim zdaniem jednym z najlepszych piw od Pinta Barrel Brewing. Głęboki, gęsty, cielisty likier czekoladowy uzupełniony o stale obecną, jednak nienarzucającą się nadmiernie kawę. Dębowe laktony od beczki mocno zaznaczają swoją obecność, wspomagane dodatkiem kokosa, jest więc wyraźnie kokosowo, a pikantny cynamon łamie całość, wprowadzając intrygujący element. Słodkawe jest, ale absolutnie nie przesłodzone. Wyśmienite. (8,5/10)
Przechodzimy do kwasów z Pinta Barrel Brewing, a konkretnie do serii Enology. Wersja Enology Sauvignier Gris (alk. 7,5%) macerowała się przez pięć miesięcy w beczce z tytułowego szczepu gronem. Rezultat jest mocno owocowy – żółte owoce sadowe z wtrętami cytrusowymi, lekka dzikość, subtelne, a zarazem wyraźnie obecne drewno, morela, gruszka, trochę agrestu. Bardzo wyważone piwo z nienadmiernym kwaskiem, dzikie z umiarem, no i niesamowicie pijalne. Znowuż – highlight wśród pintowych kwasów. (8,5/10)
Pinta Barrel Brewing Enology Regent (alk. 7,5%) to pokazanie wpływu winogron odmiany Regent na kwaśne, dzikie piwo. Po pięciu miesiącach wspólnego leżakowania rezultat jest bardziej dziki niż wersja Sauvigner Gris. Na przód wysuwa się końska, skórzana, spocona dzikość przechodząca w gumę, z kolei bardziej w tle trzymają się czerwone, leśne, oscylujące między ostrężyną, owocem granatu a czerwonym winem nuty dodanego winogrona. Piwo jest bardzo wyraziste, dość kwaskowe i wyśmienite. (8/10)
Fajnie, że black IPA powróciła na salony, fajnie też, że Pion (ekstr. 13,5%, alk. 6,2%) od Czterech Ścian to taka udana (session) black IPA. Odnośnie ciemnych nut, to w moim odczuciu dominuje w niej nie czekolada, tylko lukrecja, i to dość wyraźnie. Nachmielenie po klasycznej linii, cytrusowo-żywiczne, z kolei sesyjność nie oznacza bezpłciowości – zadbano o całkiem dosadną goryczkę. Bardzo smaczne. (7/10)
Wariacje na temat grodziskiego rozumiem, ale make it make sense – bo Black Peated A La Grodziskiego (alk. 3%) od Pinty nie rozumiem. Wędzonkę czuć tutaj bardzo słabo – wydaje się być zagłuszana przez elementy karmelowo-kawowe oraz melanoidynowe, które same w sobie też intensywnością nie grzeszą, więc nie dają specjalnie niczego w zamian. Piwo wodniste, całkiem rześkie – co jest jedynym plusem – no i torfu bym bez sugestii w nazwie być może nie wyczuł wcale. Przekombinowanie trafia na subtelność. Rezultatem jest nijakość. (5/10)
Och Zimo, Kiedy się Skończysz? (ekstr. 27%, alk. 10%), collab Pinty i Cloudwatera, uwarzony u tych drugich, to imperialny porter bałtycki. Jak wiadomo, Wielka Brytania bezpośredniego dostępu do Bałtyku nie ma, więc być może z uwagi na ten stan rzeczy piwo wyszło wybrakowane. Mocny karmel, bardzo mocna śliwka, przejrzała czereśnia, kandyzowane cukierki, dużo melasy i cukru muscovado – to jest takie ciemno-cukrowe piwo zasadniczo. Motywów ciemniejszych, czekoladowych, nie wspominając o chociażby śladowej paloności w zasadzie brak, w dodatku piwo jest słodkie, bez kontry. Meh. (4,5/10)
Pinta Discovery Poland w wersji Poznań (alk. 7%) to na chwilę obecną chyba najsłabsze piwo z serii. Bukiet oscyluje wokół przejrzałych owoców tropikalnych z domieszką cebuli, więc sam w sobie już nie przekonuje. Szkopuł w tym, że piwo dodatkowo jest mocno cierpkie, odczuwalnie alkoholowe, co psuje odbiór dość konkretnie. Finisz cierpki i wykręcający, frapująco koegzystujący z dla odmiany mdłą nutką melonową. Niedobre. (3,5/10)
Na koniec przeglądu wpadamy do krakowskiego Multi Qlti, bezsprzecznie jednej z najfajniejszych, najbardziej klimatycznych miejscówek w Krakowie do sączenia craftów za dnia.
Kingpinowe eksperymenty z piwami leżakowanymi w beczkach po winie to bez wyjątku czysta przyjemność. Nie inaczej się sprawy mają z piwem o nazwie Fanfara (ekstr. 11,5%, alk. 5,7%), saisonem BA z dodatkiem liści limonki kaffir. Jak to często bywa z tym dalekowschodnim dodatkiem, rozwinął się w piwie w nuty wywołujące skojarzenia różane – wyczuwam na równi bułgarski różany dżem, jak i same kwiaty. Saison jako taki też jest obecny – jest trochę siana oraz białego pieprzu. Wszystko jest podszyte delikatną winną kwaskowością i zaokrąglone drewnianą nutką w finiszu. Głębokie i degustacyjne piwo, jak zwykle topka od Marka. (7,5/10)
Z dwojga złego już wolę, kiedy piwa są określane mianem „double”, kiedy mają niskie parametry. Bo piw „double” o prawilnie podkręconych parametrach raczej unikam. Witchcraft (ekstr. 18%, alk. 7%) to „double” black IPA od hurtowni Monsters, tutaj we współpracy z Prolog9. Piwo jest gładkie i na swój sposób łagodne, a zarazem dość intensywne smakowo. Ważne – na odcinku goryczkowym jest niespecjalnie wygadane, ale i słodyczy ma mało. Pełno tutaj czekolady, trochę lukrecji, trochę żywicy, a w finiszu nawet pojawia się zwykle nielubiany przeze mnie melon, który w tej konstelacji dla odmiany niczego tutaj nie psuje. Bardzo fajne piwo. (7/10)
Nitro bitter – szanuję za wybór stylu, a za piwo w sumie nawet też. Paleta (ekstr. 12%, alk. 4,8%), dzieło Przetwórni Chmielu, to piwo z jednej strony wyczuwalnie siarkowe, z drugiej ciasteczkowe okraszone lekkim karmelem, w dalszej kolejności również jabłkowo-estrowe z plumkającymi w tle kwiatowymi nutkami. Goryczka umiarkowana, sesyjność podwyższona. Smakuje jak w Anglii, dobre piwo. (6,5/10)
Czternaście piw z tego przeglądu poleciłbym bez zastrzeżeń, co czyni go najbardziej optymistycznym wielopakiem w dziejach tego bloga. Jednakże rzut okiem na następny, już gotowy wielopak unaocznia, że się jednak nie zestarzałem, a nawet jeżeli jednak tak, to nie zapomniałem starodawnej sztuki zrzędzenia. Stej tjund.
Jeżeli uważasz moją twórczość za wartość dodaną i chcesz wesprzeć moją działalność publicystyczną, możesz postawić mi kawę:
buycoffee.to/thebeervault
buycoffee.to/thebeervault