Sześciopak polskiego craftu 268-271
https://thebeervault.blogspot.com/2024/10/szesciopak-polskiego-craftu-268-271-artezan-funky-fluid-alebrowar-kord.html
Jakkolwiek ostatnimi czasy mogłem odnieść wrażenie, że albo poziom rodzimego craftu wzrósł, albo udoskonaliłem mój mechanizm doboru, tak poniższy przegląd releguje temat właśnie do sfery tylko wrażeń. Choć nie ma też tragedii.
Kolejna próba z polskimi chmielami okazała się nad wyraz udana. Fancy od Artezana (ekstr. 15%, alk. 6%) prezentuje typową dla polskich odmian lupuliny sadowość owocową, czyli głównie jabłko, trochę gruszki oraz białej porzeczki, w finiszu z kolei trochę melonowego ananasa, z którego znany jest chmiel Książęcy. Takiego właśnie nie typowego ananasa, tylko melonowego, jeżeli potraficie sobie to wyobrazić. Trochę kwiatków też jest. No i tak – tego rodzaju profil w zasadzie nie trafia w mój gust, a mimo to piwo mi zaskakująco smakuje. Zaskakująco, czyli bardzo. W tym braku wymuskania, w tej swojskiej przaśności odnajduję bowiem coś intrygującego, a przyjemność picia jest wzmagana przez wysoką rześkość tego przy okazji dość soczystego piwa. (7/10)
Pozostajemy przy Artezanie, skaczemy do multitapu i zamawiamy Captain Obvious (ekstr. 15,8%, alk. 6,5%). Niby jest to west coast IPA, ale jest podejrzanie mętna, choć przy tym wytrawna, a zarazem soczysta. Modern WCIPA? Może. Goryczka jest wystarczająca jak na hazy (nie jak na west coasta), a piwo jest ogółem bardzo pijalne. Wyczułem pomarańcze, mięsiste, miąższowe, razem z albedo, trochę papai, ciut melona, który tutaj nie wadzi. Jako west coast piwo ma swoje braki, ale jako piwo poza klasyfikacją jest świetne. (7,5/10)
Belgian Witbier – przeczytałem na etykiecie i piwo wylądowało w koszyku. Cóż z tego, że Inne Beczki, akurat witek to taki styl, który w postaci perspektywicznej w wymiarze komercyjnym potrafi być bardzo smaczny – vide Hoegaarden. Dopiero w domu doczytałem, że w składzie Five Oranges (ekstr. 12%, alk. 4,5%) poza kolendrą i skórkami pomarańczy oraz cytryny wylądował również sok pomarańczowy, oraz naturalny aromat pomarańczowy. No cóż – wbrew pozorom to nie waży na sprawie, w piwie bowiem głównie czuć kolendrę, a cytrusowość jest tylko ciut mocniej podbita niż u konkurencji. Spodziewałem się mechanicznej, tfu, syntetycznej pomarańczy, ale na dobrą sprawę jej tutaj nie czuć wcale, wbrew nazwie. W ogóle mało tutaj czuć, bo związki lotne z pasma kolendrowego ulatniają się dość żwawo w niebyt, zostawiając po sobie lekko zabarwioną wodę o posmaku kolendrowo-białogronowym, przy czym ten ostatni element śladowo wpada w mydlaność. Znaczy się – ja wiem, że witbier to nie jest intensywny smakowo styl, ale biorąc wspomniany koncernowy Hoegaarden za benchmark stylu, to Five Oranges jest co najmniej dwa razy bardziej wodniste. A czy jest rześkie? W miarę, i to jest sprawa, która to piwo jeszcze jako tako ratuje. Ale przy istniejących alternatywach nie warto sobie nim moim zdaniem organizmu obciążać. (5,5/10)
Sarabanda kolejna odsłona. Ponownie mi czegoś brakuje. Elani (alk. 6,5%) to hazy ipka na chmielach Citra oraz Elani. W bukiecie wyczułem owoce cytrusowe, gujawę, kwiaty idące w stronę geranium oraz ciut ananasa, przy czym najbardziej przekonująco wypadła pomarańcza wraz ze skórką. Goryczkę ukształtowano w miarę wyraźnie, a przy okazji cierpkawo, ale na całkiem przyjemny sposób. Pijalne piwo, poprawne, nawet gorzkie, ale brakuje mu rześkości, wskutek czego wchodzi wolniej, niż powinno. Solidne, ot co. (6/10)
„Łagodność, orzeźwienie, świt, przyjemność, słodycz, miękkość w typie sour. Biały puch na skórce brzoskwini. Sok z winogron spływa po nadgarstku”. Przyznaję, że całkiem zgrabne są opisy piw w wykonaniu Innych Beczek. Zgrabne i przystosowane do grupy docelowej, którą w przypadku tego browaru nie są birgiczki. I właśnie dlatego jest to jeden z najlepiej zarabiających polskich browarów nowofalowych. Inne Beczki Peachy (ekstr. 8%, alk. 2,8%) to jeden z dwóch berliner weisse z serii Nolo. Spodziewałem się zachowawczego berlinera bez kantów i takim on jest. Polaryzujących nutek lacto nie uświadczyłem; uświadczyłem brzoskwini w typie kwaśnych żelek z dodatkiem połączenia agrestowo-białogronowego, wyczuwalną, ale trzymaną w ryzach kwaśność oraz silny potencjał orzeźwiający. Można się przyczepić do nieco sztucznego aromatu brzoskwiniowego, generalnie jednak jest to dobrze wykonany kwas z tak zwanym mass appeal – w Innych Beczkach myślą trochę jak w koncernach, co nie jest zarzutem, a raczej docenieniem ogarnięcia biznesowego. No i poza tym jest to naprawdę niezłe piwo. Absolutnie nie wyrafinowane, ale i takim nie ma być. (6/10)
Inne Beczki Rasp (ekstr. 8%, alk. 2,8%) to rewers do powyższego awersu. „Kwasota, soczystość, soul&sour, chropowatość, faktura, ostrość. Korale i girlandy lata. Barwne ślady na palcach. Czerwona porzeczka budzi z letargu cierpkością”. Wykształceni ponad intelekt ćwierćinteligenci z wielkich ośrodków lubią to. I sypną kasą; szczególnie że i tutaj w sumie nie jest to zły wybór w kontekście samej zawartości butelki. Czerwona porzeczka rządzi – również przypominając nieco pastylkową, syntetyczną wiśnię, ale nie na tyle wulgarnie, żeby piwo kojarzyło się z nurtem pastry. Pomijając, że i tutaj jest kwas i nie ma słodyczy. W porównaniu do Peachy jednak aromat jest bardziej naturalny, piwo jest poza tym lekko chropowate. Przy tym jest jednak również rześkie, niemęczące, no i bardzo dobrze wchodzi. Niezłe, naprawdę. (6/10)
Doppelbock z Wędzoną Śliwką (alk. 7,9%) – ależ ja szanuję za tak niekomercyjny, a zarazem mający smakowy potencjał wybór stylu. No i potencjał został zrealizowany, przez co szanuję Browar Nowomiejski podwójnie. Mamy tutaj konkretną, karmelową, skórkowo-chlebową słodowość, z której wyłania się śliwka odsłodowa, przechodząca w śliwkę właściwą. Piwo jest lekko wędzone, lekko słodkie, akuratnie kontrowane goryczką oraz delikatną, finezyjną wręcz, alkoholową cierpkością. No i to jest, że tak powiem, piwo typu posiłkowego – pijalne i jadalne zarazem. Bdb. (7/10)
Sweat Tea Smoker (ekstr. 15%, alk. 7%) jest jednym z najbardziej odpychająco nazwanym piwem, z jakim miałem do czynienia. Jednocześnie ma potencjał – piwo Starkrafta bazuje na uwarzonym wspólnie z Harpaganem rauchbocku, którego przepoczwarzono w wędzonego grafa z dodatkiem wędzonej herbaty lapsang. No i co my tutaj mamy – mocno suszone, lekko podwędzane jabłko w płatkach plus dająca lekkim dymem liściasta herbata. W smaku kwaskowe jabłko staje się odczuwalnie wyraźniej wędzone, a finisz jest lekko naznaczony taninami. Nacisk jest przesunięty na kwasek, słodycz oraz dym. Nie jest to wzór dobrze zespolonego, harmonijnego piwa, nadaje się do oszlifowania, ale może stanowić obiecującą bazę, no i jest ciekawe. (5,5/10)
Od kiedy Kraftwerk został wykupiony bądź skonsolidował się z oryginalnie stacjonującym w ukraińskim Charkowie browarem Remeslo, piwa sygnowane tą drugą marką można wyhaczyć w różnych gastro miejscówkach na Śląsku. Remeslo Weizen (alk. 4,3%) zamówiłem sobie do polibacyjnej zapiekanki na katowickiej Mariackiej i jest to w sumie niezłe piwo. Mocno bananowe, trochę goździkowe oraz trochę kolendrowe, gdzie ta ostatnia przyprawa na Ukrainie czasami w weizenach ląduje. Piwo bardziej korzenne niż rześkie sensu stricto, ale jako rzekłem – niezłe. (6/10)
Kolejne podejście do Nepo i zarazem niezbyt udane. Crazy Lines #51 Hops & More (alk. 5,9%) to sesyjna hazy ipka na Phantasmie ze skórek grona szczepu Sauvignon Blanc. Jeżeli ktoś jeszcze nie wie – Phantasm to pozyskana z owoców substancja, która wbrew pozorom nie smakuje jak źródłowe grono, tylko idzie w stronę tropikalną. Tutaj mamy moc pomelo, kandyzowanej pomarańczy, marakui oraz lekki herbaciany sznyt. W smaku niestety… mało smaku. W dodatku goryczka rachityczna. Komercyjne, ugrzecznione podejście do tematu ipki, w którym aromat przekonuje, reszta niestety już nie. (5,5/10)
Wyjątkowo udany showcase nowej odmiany chmielu. HBC 1019 (alk. 6%), tak nazwane piwo od Ziemi Obiecanej, łączy soczystą cytrusowość z domieszką tropików bardziej popularnych odmian chmielu z laktonowym charakterem takich chmieli, jak Sabro czy HBC 630. Silnie wyczuwalny w piwie jest kokos łypiący w kierunku drewna, ale również soczysta, mocno zestowa pomarańcza. Na dokładkę ciut ananasa i otrzymujemy karaibskie klimaty. Co ważne, piwo nie jest przesłodzone, a nawet ma jakąś tam goryczkę. No i jest gładkie, choć subtelny hopburn się przypałętał – i mimo tego ostatniego efekt jest wciąż świetny. (7,5/10)
Raz na jakiś czas i Moon Larkowi zdarzy się wtopa. Mirage (ekstr. 14%, alk. 5,1%) oferuje denerwujący profil aromatyczny, skupiony wokół gnijących owoców tropikalnych, cebuli i duriana, z pomniejszą domieszką cytrusową. Przy tym wszystkim zabrakło mocniej zaakcentowanej goryczki, która ożywiłaby trochę ten śmietnik. No nie, takie coś to nie. (4/10)
Faktycznie bueno! Cocoa coffee imperial stout od Birbanta o nazwie Bueno (ekstr. 30%, alk. 11,5%) jest wprawdzie delikatnie winny i lekko gryzący w finiszu, poza tym jednak udany. No i nieprzeładowany dodatkami. Kawa jest obecna z umiarem (i nie jest fasolowa), czekolada typu pralinkowego łączy się z bazą oraz nutami palonymi, nutki wanilii zaokrąglają całość, a na odcinku smakowym zadbano o słodko-wytrawny balans. Dobre. (6,5/10)
Stara Szkoła Zimowe (ekstr. 18% alk. 7,5%) ma za podstawę belgijskiego dubbela, i to czuć – ciasteczka oraz karmelizowane banany i morele, jak i śliwki stanowią tutaj podstawę. Pieprzność fenolowa doznała wzmocnienia wskutek dodania świątecznych przypraw, spośród których najbardziej oczywiste są goździki i cynamon, w mniejszym stopniu kardamon oraz imbir, a skórki cytrusowe są wręcz pomijalne. Całość nie jest słodka, mimo że w zakresie aromatu jest zdecydowanie świąteczna. W myśl dotychczasowych piw Starej Szkoły jest to wprawdzie piwo na tle reszty dorobku najbardziej naznaczone dodatkami, ale nie przytłoczono dobrze dobranej stylistycznie podstawki. Piwo wyszło wprawdzie trochę cierpkie, a bukiet w takich proporcjach nie wstrzelił się w mój gust, ale z pewnością znajdzie zwolenników. (5,5/10)
Stara Szkoła Kolendra (ekstr. 12%, alk. 4%) już jakiś czas temu zagościła w moim szkle i do poprawy widziałem intensywność smakową piwa. W tej warce to już bangla, korzenność ziaren kolendry oraz delikatny wpływ skórki pomarańczy synergicznie robią tutaj za aromatyczno-smakową podstawę, a tło uzupełniane jest aromatami żółtego jabłka oraz kwiecistej łąki. Bardzo rześkie piwo, bardzo smaczne. (7/10)
Stara Szkoła Czarny Bez (ekstr. 11,5%, alk. 4,1%) pachnie tak, jak tego oczekiwałem – czyli pachnie wiosną. Kwiecistą łąką z przewodnią rolą czarnego bzu, który zgodnie z opisem na etykiecie ma nieco agrestową naturę zahaczającą o liczi, ale i wprowadza trochę klimatów czarnej porzeczki. Bazą jest piwo pszeniczne – znowuż zgodnie z opisem nieco gruszkowe w swojej naturze, choć i fenol tu się pałęta, ożywiając całość, która bez tego mogłaby być odrobinę mdła. Jako dopełnienie łąkowych wrażeń przewija się tutaj ciut ziołowości, która mnie się trochę skojarzyła z rozmarynem. To piwo przyjemnie nastraja na nadejście tej lepszej pory roku. Bardzo smaczne. (7/10)
Session IPA z alko powyżej 6%? Nie lubię, kiedy określenia są rozwadniane w takim stopniu, że zatracają jakiekolwiek znaczenie. Stripped (ekstr. 14%, alk. 6,1%) od Sarabandy to całkiem oryginalna pozycja – dość winne, gronowe, trochę antonówkowe i agrestowe piwo. Hallertau Blanc dominuje, Trident pozostał głęboko w tle. W smaku też jest mocno winne, niczym kupaż tropikalno-przecierowej neipki z białym półwytrawnym winem. Brzmi fajnie, jest z tym piwem jednak szereg problemów. Jest mało soczyste, ma mało aromatu i smaku, plus trzeba się nastawić na wytrawny, ale i cierpki, ściągający finisz. W odbiorze jest podobne do brut IPA, ergo dla mnie mało przyjemne. (4/10)
Nie chciałem przesadzać z alko, więc zamówiłem Low Entrance (ekstr. 8%, alk. 2,4%), „low calory IPA” od Funky Fluid. Wszak micro IPA to wdzięczny temat, stanowiący idealny pomost między piwami nonalko oraz regularnymi ipkami. To tutaj jednak wyszło skrajnie mdłe z rachitycznymi nutami kwiatu bzu i cytrynki. Zero goryczki, mało smaku. Niemalże woda w zasadzie, tyle że w cenie premium. Jako rzekłem, micro IPA to wdzięczny temat, co jednak nie znaczy, że się na nim nie da kompletnie rozłożyć. (3/10)
Fun fact – ponoć Alexander Himburg, Niemiec współodpowiedzialny za oryginalnego Herr Axolotla uwarzonego pierwotnie jako kooperacja między AleBrowarem a jego BrauKunstKellerem, osiągnął jakiś czas temu stan czwartej gęstości, uznał się za reinkarnację Axolotla i wybył do brazylijskiej dżungli, jak słyszałem. Anyway, Herr Axolotl Sabro HBC 472 (alk. 3,5%) to bardzo dobry, mandarynkowy, kokosowy, lekko waniliowy berliner. Kwaskowy i nachmielony na aromat, bardzo rześki i generalnie bez zarzutów. Wywołuje wspomnienia Hoptartu ze Stu Mostów, od którego ma rzecz jasna odmienny profil chmielowy. Bdb. (7/10)
To jest ciekawe, jak mocno Kord Tempranillo Red Wine BA (alk. 12%) różni się od wersji Pinot Noir BA, która wylądowała w poprzednim wielopaku. Piwo jest mocno korzenne, wręcz korzenno-ziołowe, gdzieś na styku między piernikiem a gruitem. Wyczułem sporo rozgrzewających, korzennych przypraw, kojarzących się ze Świętami. Jest też wyraźny karmel, są alpejsko-ziołowe, quasi gruitowe akcenty, jest w końcu przebijający się, ale ułożony i szlachetny alkohol. Drewno z beczki z kolei jako takie plumka sobie w tle, zaznaczając swoją obecność de facto dopiero w posmaku. Piwo jest słodkie, ale nie przesłodzone, rozgrzewające, wyważone. Bardzo smaczne. (7/10)
Ach, czas na coroczne Grodziskie Piwobraniowe. Wersja z 2024 roku (alk. 3,1%) powtarza pewien schemat z edycji zeszłorocznej, mianowicie dodatki – w tym roku kardamon oraz owoce jałowca – przykryły subtelną, jak to w grodziszu, wędzonkę. Z drugiej strony ta dominacja aromatyczno-smakowa nie oznacza, że nuty dodatków są silnie obecne same w sobie; piwo jest wciąż na tyle subtelne, że nawet lekką, niewadzącą zapałkę można wyczuć. Subtelne i rześkie, śladowo wędzone, mocniej korzenne piwo. Generalnie smaczne. (6,5/10)
Coast Line (ekstr. 15%, alk. 6%) to kolejna ipka w marketowej serii Pinty Beer Club. East coast IPA, znaczy, że baza słodowa jest mocniej podkreślona, no i niektórym się pewnie będzie kojarzyła z karmelem. Na odcinku chmielenia żywica, cytrusy, ale i melon, za którym nie przepadam. Goryczka? Całkiem, całkiem. Mimo to nie powtórzyłbym piwa – jest zbyt przysadziste, żeby nie rzec, że przymulające. (5,5/10)
Zawsze się krzywię, widząc niechlujność w piśmie. The Fortune Tammer (ekstr. 27,1%, alk. 10,5%) miał się zapewne nazywać The Fortune Tamer, ale nie zadbano o to. Wątpię, żeby to Pinta za tym stała, prędzej bułgarscy kooperanci z Sofia Electric Brewing. Tak czy owak, krzywo to wygląda. Porter bałtycki z dodatkiem fig oraz wanilii – to brzmi ciekawiej, niż wyszło w rzeczywistości. Aromat jest mocno owocowy, ze śliwkami, kandyzowanymi wiśniami oraz figami okraszonymi wanilią, oraz nutami tytoniu. Baza czekoladowa jest obecna, ale funguje w tle. W smaku narzuca się mocna słodycz, która byłaby na miejscu w piwie typu pastry, ale nie w porterze bałtyckim. Drugim narzucającym się elementem jest wanilia, która z czasem zaczyna dominować, owocując efektem sernikowo-parkietowym, za którym nie przepadam. Słodycz przy braku głębi staje się dość szybko męcząca, natłok wanilii też nie polepsza sprawy. No trudno. (4,5/10)
Maniac Lunatic (ekstr. 20%, alk. 8%) to kolejna DDH ipka od Tankbustersów, kolejna udana resztą, tym razem w kooperacji z fińskim, choć personalnie portugalskim Salama Brewing. Piwo bardzo soczyste, z nutami cytrusów, mango, papai, truskawki, pomelo oraz zielonym wtrętem. Goryczka jakaś jest, a pijalność znacznie przekracza to, co z niebagatelnych parametrów można wywnioskować. Bardzo dobre piwo. (7/10)
Dziewięć piw bym polecił, czyli powracamy pod tym względem w ugruntowane historycznym doświadczeniem proporcje 1:3. No, prawie. Z kolei pośród ipek, które wylądowały w tym przeglądzie, poleciłbym zaledwie 40%, co mi trochę daje do myślenia.
Jeżeli uważasz moją twórczość za wartość dodaną i chcesz wesprzeć moją działalność publicystyczną, możesz postawić mi kawę:
buycoffee.to/thebeervault
buycoffee.to/thebeervault