Loading...

Sześciopak polskiego craftu 220-223


Długo się tutaj nic nie działo, ale natłok wydarzeń oraz innych zainteresowań spowodował tymczasową flautę. Wiem, jak to bywa z zapowiadanymi powrotami (kończą się na jednym strzale), więc niczego nie zapowiadam, tylko publikuję lekko zaległy przegląd polskiego craftu w starym dobrym stylu.


Mniej więcej rok temu bestia się na chwilę nażarła – niemiecki ciemiężyciel stwierdził najwidoczniej, że wystarczająco wielu badylarzy rozwalcował przez ostatnie kilka lat, więc może skasować ofertę craftu u siebie. Jednym z ostatnich odprysków był wówczas Pełen Luz z Browaru Za Miastem (ekstr. 16%, alk. 6,5%), black IPA o klasycznych parametrach i klasycznym składzie, bez nowomodnych hejzi konformizmów. Paloność ciemnych słodów lekko przebija przez chmielową powłokę, która jest w głównej mierze żywiczna i ziołowa. W smaku słody dodają trochę lukrecji, a w finiszu pojawia się cytrusowy akcent odchmielowy. Nie jest to zbyt intensywne smakowo piwo, a mimo braku słodyczki również nie czochra gardła oldskulową goryczą (jest mniej odczuwalna niż w pitym wcześniej Urquellu). Jest ugrzecznione, jak większość piw z tego browaru, jakie piłem. Co nie znaczy, że jest złe – ba, jest zrobione bardzo dobrze, Za Miastem chyba po prostu stawia na większą przystępność i szerszą grupę docelową. Smaczne. (6,5/10)


Wprawdzie Walking Distance, NZ west coast ipka od Artezana (ekstr. 16,2%, alk. 7%) to drugie piwo pite przeze mnie z rzędu od tych pionierów polskiego craftu, które jest mocno doinwestowane nutami melonowymi, całościowo jednak nie wyszło mdlłe. Rzecz w tym, że chmiele Waimea oraz Riwaka dały mu ostry profil nowozelandzki, w którym jest sporo nut limonki, grejpfruta, no i przede wszystkim spalin. Dodajmy do tego naprawdę mocną, pozostającą goryczkę i już widać, że tutaj określenie „west coast” nie jest na wyrost (chociaż cóż takiego szczególnego znajduje się na zachodnim wybrzeżu Nowej Zelandii?), a wspomniany melon paradoksalnie mimo byciu najsilniejszą nutą w tym miksie, nie kastruje piwa. Trochę jednak denerwuje, więc punkt odejmuję. (6/10)


Ponieważ jestem romantykiem, to poza jajkami kupiłem na ostatniej prostej polskiego craftu u niemieckiego okupanta przecenioną o połowę butelkę Jungle Fruits Guava & Passionfruit od Moczybrody (ekstr. 18%, alk. 7%). Niestety – kobieta oświadczyła, że mam sobie te wynalazki sam pić, ona pije tylko zwykłe lagery. Musiałem się wobec tego rozstać z puszką Urquella i samemu wypić tę Moczymordę. Pczątkowo pachnie mocno marakują z lekko duszącą nutką gjuawy oraz ciasteczkowo laktozowym tłem. Po kilku chwilach całość się zlewa w skojarzenie z podłużnymi ultrakwaśnymi żelkami z cukrową posypką. Za Chiny nie pamiętam, jak się nazywały, ale to piwo pachnie dokładnie jak te żelki. I smakuje też tak samo, aczkolwiek mniej kwaśnie i zdecydowanie mniej słodko. Laktoza ma tutaj balansować resztę – wyszła nieco pudrowo-cukrowo pod względem smaku, nie dając jednak słodyczą per se. Żelkowość oznacza ni mniej ni więcej, że całość wypada mocno sztucznie, niezależnie od tego, czy tutaj coś z ampułki wylądowało, czy nie. Ogółem więc, mimo braku zaklejającej słodyczy, po każdym łyku kąciki moich ust wyginały się w dół w umiarkowanym dyzguście. (3/10)


Sporo czasu minęło od mojej wizyty w nowosądeckim browarze Trzy Korony, tymczasem dostałem od ciotki koźlaka z tego zakładu. Kicarz (ekstr. 16,5%, alk. 6,7%) to bardzo klasyczny, dobrze wykonany reprezentant stylu. Chleb w karmelu okraszony subtelnym orzechem jest tutaj zdominowany w aromacie natłokiem słodkich, suszonych owoców pokroju rodzynek i fig, w finiszu z kolei wyraźniejsze robią się podpiekane słody. Piwo nie charakteryzuje się taką pełnią i intensywnością smakową, jakiej oczekiwałem, kompozycyjnie jednak jest jak najbardziej warte uwagi. Smaczne. (6,5/10)


Aromat bardzo gęsty; smak jednak mniej. Tak można podsumować Traubo od browaru Nook (ekstr. 30%, alk. 10,3%), RISa leżakowanego w beczkach po winie rioja. W zapachu mariaż czekolady, paloności, dobrze wkomponowanej dębiny oraz czerwonych owoców. Nuty winne przeplatane są wiśniowymi oraz jeżynowymi, a nawet aronią. Piwo przy całej swojej mocy jest bardzo dobrze ułożone, w smaku alkohol nie narzuca się w żadnej chwili. Tutaj z jednej strony piwo zagaja cielisto-żytnią oleistością, z drugiej subtelną tanicznością i odrobinę mniej subtelnym kwaskiem, które przełamują ciałko – stąd pisałem, że w smaku ta gęstość zapachu nie do końca jest obecna. Piwo jest lekko pumperniklowe oraz całkiem wyraźnie palone, a wanilia od beczki delikatnie łypie w nieco orzechowym finiszu w kierunku toffi. Bardzo dobry, niesłodki stout imperialny, mocno złożony. (7/10)


Browaru Waszczukowe też już dawno nie było na tych łamach. Niestety forma, w jakiej mi się zamanifestowała mętna brunatna ciecz o nazwie Porter z Puszczy (ekstr. 23%, alk. 10%) zrobiła złą reklamę. Piwo robi chaotyczne wrażenie, z nutami landrynkowymi przeszytymi suszoną morelą oraz truskawką, z lekkim karmelem, śliwką i mocno wycofaną czekoladą. Ciała nie ma za bardzo, a piwo jest lekko cierpkie, co przekierowuje skojarzenia przynajmniej w lekkim stopniu w stronę bimbru. To jest kiepskie piwo. (3,5/10)


Zgłaszam niezgodność zawartości z nazwą – Complete (ektr. 22%, alk. 9,4%), triple IPA od Moon Larka, powinna się bowiem nazywać Incomplete. Jest to pełne i słodkie piwo, cierpiące mocno na brak goryczkowej kontry. Jest esencjonalne, przepełnione nutami ostrych cytrusów, przede wszystkim pomelo wraz z albedo oraz żółtymi owocami na uzupełnienie. O ile kompozycja bukietu jest całkiem powabna, o tyle smakowo nic tutaj nie gra. Główna część jest zamulająco słodka, finisz z kolei w sporej mierze wyzbyty goryczki, której obecność mogłaby maskować alkoholową cierpkość, której z kolei nie uniknięto. Słabo. (4/10)


Hybryda lagera z saisonem? Lagerfarm (ekstr. 10%, alk. 4,5%), wspólne dzieło Kingpina i Freigeista, to połączenie subtelnej jasnej słodowości z delikatną przyprawowością na styku goździka i białego pieprzu. Rześkie, lekko puszyste, ciut cytrynkowe w ziołowy sposób (w stylu melissy bądź werbeny). Fajnie wchodzi. Mało intensywne, niezłe piwo. (6/10)


Mało powstaje schwarzbierów; szkoda, bo to wdzięczny styl, jak udowadniają Cztery Ściany. Nów (ekstr. 12,5%, alk. 5%) to wytrawny, lekko palony schwarzbier z nutami kawy zbożowej, lekką cykoriową goryczką oraz sporym natłokiem nut przypalonej skórki od chleba. Elementy cukrowe bardziej się tutaj kojarzą z brązowym cukrem, niż z karmelem. Słodycz pozostawiono na niskim poziomie, a wytrawność piwa łypie w kierunku dry stouta, co zapewnia mu sporą pijalność. Bardzo smaczne. (7/10)


Podanie za pomocą angielskiej pompy dało piwu spodziewaną gładkość, ale mnie azotowanie ciężkich piw zazwyczaj nie przekonuje – tymczasem Abordaż (alk. 9,2%), bałtycki porter z Browaru Sady, to dobre piwo! Pumpernikiel polany karmelem, umiarkowanie solidna cielistość przy wytłumionej słodyczy, całkiem wyraźna goryczka, wytrawny finisz przełamujący ciało. Nie jest to z całą pewnością topowy polski porter bałtycki, ale skoro Browar Sady zrobił w końcu smaczne piwo, to żaden browar nie może się już usprawiedliwiać, że tego nie potrafi. (6,5/10)


Nie ma w tym finezji, ale za to jest wyrazistość. Gordito (alk. 6,8%) od Kingpina, czyli ipka z chmielami Mosaic i Talus, przeszyta jest mocno gryzącym aromatem chmielowym, łączącym skórkowo-limonkową cytrusowość z geranium, nutami żywicy oraz umiarkowaną obecnością żółtych owoców. Finisz jest wytrawny – goryczka jest w miarę wyraźna, a przy tym sucha i zalegająca. Grubo ciosane piwo. W porządku. (6/10)


Z reguły preferuję pilsy chmielone na modłę czeską oraz niemiecką, uważając nowofalowe pilsy za czasami smaczne, ale jednak zasadniczo upośledzone w porównaniu z gatunkową klasyką. No chyba, że ten nowofalowy pils smakuje tak, jak Pinta Hoppy Pils Citra (alk. 5%). Tyle że właśnie – jest tutaj Citra, piwo jest trochę cytrusowe, ale właśnie tylko trochę. Poza tym – świeża, „chrupka” słodowość, zielone nutki chmielowe, podbita goryczka oraz lekki piwniczny, tankowy sznyt walący świeżością po zmysłach. Pyszne! (8/10)


Pinta Barrel Brewing Transition
(alk. 14%) to imperialny stout leżakowany przez 26 miesięcy w beczkach po Willett Bourbon, z dodatkiem wiśni, ziaren kakaowca oraz wanilii. Z szufli tabliczek gorzkiej czekolady wrzuconej do drenianej, woniącej wanilią beczki, wystają nieśmiało nuty Mon Cherie w zapachu. W smaku jest na odwrót, to kwaśność wiśni dyryguje wszystkim, łącząc się via wanilia z raczej niemrawo obecną czekoladą, zaś beczka jest zupełnie w tle. Efekt końcowy jest niespójny – spory rozdźwięk między aromatem a smakiem w innych okolicznościach byłby do wytłumaczenia. Tutaj kwaśność jest zbyt mocna i odklejona od reszty – inkorporacja czerwonych owoców do ciemnego ciężkiego piwa w moich doświadczeniach jest jeszcze trudniejsza niż inkorporacja kawy. Tutaj przy całej cielistości oraz w zasadzie głębi, wiśnie pociągnęły za sobą brak finezji w ostatecznym rozliczeniu. Na domiar złego w tle czają się motywy jabłkowo-bejcowe, których obecność nigdy nie pomogła żadnemu piwu. Reasumując ta kooperacja z duńskim To Ol wyszła zdecydowanie poniżej oczekiwań. Niedopracowana. (4,5/10)


Immersion
(alk. 13%), również od PBB, zaczyna się znacznie lepiej. Wędzona śliwka z zacięciem bacówkowo-oscypkowym łączy się z waniliowym drewnem oraz cynamonem w feerię skojarzeń. Wnętrze zabytkowego, starego kościółka, kadzidło, suszone kwiaty, karmelowo-korzenne ciasteczka. W smaku gęste i oleiste, zarazem słodkie, kwaskowe – ale bez przesadzonego aspektu jak w Interlude – w finiszu troche gorzkie, rozgrzewające. Pestkowy charakter śliwek walczy o prymat z cynamonem, dodającym całości dyskretnej pikantności, z kolei wędzone aspekty są subtelne, a zarazem mocno wplecione w drewniane tło. Kompozycja jest nieoczywista, a zarazem daleka od dysharmonii. Wraz z ogrzaniem wspomagane wanilią drewno po bourbonach George Dickel i Willet zaokrągla całość coraz mocniej laktonowo-kokosową otuliną. Wyśmienite piwo. (8/10)


Kolejnym piwem od Pinta Barrel Brewing, leżakowanym w beczkach po George Dickel, ale i Pedro Jimenez oraz Rittenhouse Rye, jest Grandeur (alk. 13%). Pumpernikiel miesza się tutaj z likierem czekoladowym, podczas gdy w tle harcują omal doppelbockowe ciemne owoce. Szczególnie śliwka jest mocno wyczuwalna w tym imperialnym porterze, ale również kandyzowana aronia oraz czereśnia. W smaku piwo jest gęste i oleiste, słodkie, ale przełamane lekkim kwaskiem. Ciemna słodowość ku finiszowi dominuje, dając budyniem karmelowym, przypiekaną białą dębiną, likierem czekoladowym, a koniec końców również kawą w wersji mokka. Głębia znaczna, obejmująca wiele warstw, spośród których mnie chyba najbardziej urzekło połączenie ciemnych owoców odsłodowych z winnością PX w kombinacji z kawą w finiszu. Przepyszne piwo. (8,5/10)


Skoro już przy Pinta Barrel Brewing jesteśmy – Hive (alk. 13%) to braggot starzony przez bite dwa lata w beczkach po bourbonie Willett. Na pierwszy niuch pachnie jak kwiatowy miód z całkiem dosadną dawką klepkowej, waniliowej beczki. Na drugim planie wyczułem trochę niedojrzałego orzecha laskowego, wchodzącego w bardziej owocowe rejony pokrewne sherry. Smakowo piwo jest oszczędnie słodkie jak na braggota, słodycz jest zresztą kontrowana delikatnym kwaskiem. Miód jako taki nie narzuca się, jest dobrze wtopiony w opiekaną dębową klepkę, która dominuje szczególnie w posmaku, finiszując na styku między orzechami a lukrecją. Cała gadanina o dominacji jednak na dobrą sprawę może brzmieć mylnie, nie jest to bowiem piwo intensywne smakowo. Owszem, ciała trochę ma, alkohol jest – poza efektem grzania przełyku – świetnie schowany, natomiast brakuje intensywności oraz głębi. Mimo niebagatelnego woltażu jest to taki easy drinking braggot, całkiem solidny, ale raczej niezapadający mocniej w pamięć. (6/10)


Direction
(alk. 13%) jest tym samym piwem co powyżej, tyle że dodatkowo infuzowanym wanilią, kokosem oraz borówkami. Dodatki wypadły różnie, sumarycznie jednak in minus. Po kolei: Kokos wtopił się w tło, dołączając do białej dębiny, która jednak niestety względem podstawki funguje zdecydowanie bardziej w tle. Nie jestem fanem owocowych dodatków w piwach ciemnych, jednak akurat w braggocie nie muszą być czymś złym. Borówki uzupełniły kwiatową miodowość piwa w sposób organiczny i są dodatkiem in plus. Wanilia z kolei jest in minus, bo mimo że nie ma jej zbyt dużo, to jednak powstał efekt sernika, którego to efektu nie lubię. Na domiar złego z czasem wanilia sprawia, że wspomniana borówka funguje coraz gorzej, wzmacniając efekt ciastowy wskutek ciągu skojarzeń. Ciemniejsze, orzechowe czy też lukrecjowe nuty z podstawki tutaj z kolei zostały zepchnięte głęboko w tło, choć z drugiej strony z czasem pojawia się nutka pokrewna amigdalinie, więc są skojarzenia z marcepanem oraz pestkami moreli. Sumarycznie więc, o ile Hive to moim zdaniem płaskie piwo, o tyle Direction jeszcze badziej idzie w kierunku wzruszenia ramionami. Przeciętne. (5/10)


Kwasy z PBB to zwyczajowo klasa sama w sobie. Enology (alk. 7,5%) to sześciomiesięczny dzikus leżakowany dodatkowo przez pięć miesięcy z winogronem szczepu Johanniter. Nutki dzikie wyznaczają ton, nie zabierając jednak pola pozostałym nutom. Biała winność unosi się w smaku, zahaczając o jabłko antonówkę oraz skórkę świeżej śliwki, której kwaskowa cierpkość początkowo mocno daje po zmysłach, by po lekkim ogrzaniu trochę się ułożyć. Odnośnie grzania, to w tym wypadku lekko podbitą zawartość alkoholu czuć, co jednak w niczym nie przeszkadza – piwo tym samym zyskuje na randze, odcinając się od typowych kwaskowych orzeźwiaczy. Finisz odkrywa delikatną pieprzność, idącą świetnie w parze z subtelnym waniliowym sznytem. To jest materiał na pogłębioną degustację. (8/10)


Stouter, czyli kupaż stouta i portera, w przypadku Perception (alk. 12%) w wersjach imperialnych. Leżakowanych w przedziale od 22 do 32 miesięcy w beczkach po Willett, Heaven Hill oraz Rittenhouse Rye. Piwo ma dość ostry zapach, oparty o paloność połączoną ostrymi nutami żytniej whisky. Na uwagę zwraca gęsta melasowość oraz sos sojowy, natomiast ze zwyczajowego w przypadku leżaków na post-bourbonowych beczkach melanżu kokosowo-waniliowego początkowo obecna jest w zasadzie tylko druga komponenta; dopiero po lekkim ogrzaniu następuje efekt Bounty, ale akurat wanilina i laktony dębowe nie są w tym piwie dominantami. Na poziomie aromatu nie przekonuje to do końca, na poziomie smaku już tak. Piwo jest gęste niemalże jak syrop, przy czym słodycz – jak na tak mocarne ciało – jest trzymana w ryzach. Pojawiają się wyraźne nuty lukrecji, przepalanego cukru, słodzonego espresso, ciemnej czekolady oraz skórzanej tapicerki. Również wielbiciele cygar powinni tutaj znaleźć coś dla siebie. Piwo jest tak gęste, że aż trochę kusi, żeby wrzucić coś długiego do środka i sprawdzić, czy nie będzie stało na sztorc. Mogłoby nie ustać, bo jest jednak też dość ostre w smaku. Piwo, nie to długie coś. Choć w sumie to nie wiem. Nie jest to topka ciężkich piw z PBB, ale z całą pewnością bardzo dobre piwo. (7/10)


Wracamy do lżejszych piw wraz ze zwykłym Pilsem ze Stu Mostów (alk. 5%), który smakowo kryje większość piw w tym przeglądzie czapką. Piękny jest to pilsik, wzorowo pijalny, wyraźnie zbożowy z równie wyraźną kwiatowo-ziołową nadbudową łypiącą w kierunku trawy cytrynowej. Słodycz jest umiarkowana, goryczka lekko podkreślona, suchawa. Przypomina wyważone pilsy z Badenii pokroju Waldhausa czy Tannenzäpfle, tyle że jest ciut słodszy. Rewelacyjne piwo. (8/10)


Staram się polubić katowicki Star Kraft, ale utrudniają mi tę sztukę, jak tylko mogą. Clock Work Orange to wodniste, bezgoryczkowe piwo ze strzępami słodowości w finiszu. Poza tym jedzie mocno oranżiną i tymi pseudo soczkami pomarańczowymi, które dekady temu były w obiegu w małych białych kartonikach z rurką. Niedobre. (3,5/10)


Próba numer dwa w temacie Star Kraft tym razem nazywa się Jupiter Space Mars. Sporo tutaj biszkoptów i krakersów, ale fenol w smaku ustępuje skojarzeniom ze zmywaczem do paznokci oraz klejem, po czym na scenę wkracza nuta bananowa. Z dodatków może trochę czuć jałowca, zielska szczerze mówiąc nie wyczułem. Źle zrobiony belg ze ściągającym finiszem. (3,5/10)


Inny browar, jakościowo podobnie – Gryzmoły z Browaru Sady (alk. 7%) to przyciężkawa ipka z aromatem gnilnych owoców wchodzącym w rejony duriana, pomarańczy, brzoskwini, gujawy oraz jabłka. Bukiet jest niezbyt atrakcyjny, z drugiej strony piwo jest mało intensywne – czyli mogło być jeszcze gorzej. Wchodzi bardzo wolno i jest generalnie kiepskie. (4/10)


Na koniec Spiżowe Jasne – którego wcześniej, w ramach tekstu wspominkowego, nie miałem jak skosztować. Bar Spiża przy Staromiejskiej w Katowicach w międzyczasie się otworzył, więc skorzystałem ze sposobności. No i wbrew oczekiwaniom nie było dramatu. Spiżowe Jasne to coś pokroju lekko miodowego hellesa, ciut słodowego, z lekką słodyczą resztkową, niemalże wyzbyty goryczki. Jest to wprawdzie wodniste i nijakie piwo, ale da się je pić. A to już znacznie więcej, niż się spodziewałem. (4,5/10)

Tyle na dziś. Z powyższego przeglądu dziewięć piw uznałbym za warte powtórzenia, czyli wyszło lekko powyżej średniej – ale trzeba mieć na uwadze, że średnią zawyżył Pinta Barrel Brewing.


slider 5820911942843534517

Prześlij komentarz

  1. Przeczytane z zapartym tchem, zwłaszcza gdy weszła PBB. Podzielam zdanie o przestrzelonym Transition i wybitnych Grandeur i Immersion. Tylko mój odbiór braggotów był inny - Hive smakował mi bardzo, a Direction jeszcze bardziej.

    Pils ze Stu Mostów też zrobił na mnie dość niedawno zaskakująco wielkie wrażenie (pamiętałem go z początków browaru jako pilsa dość przeciętnego).

    Pisz, nie zwalniaj, bo masz czytelników. Szczerze mówiąc według mnie nikt w polskim necie nie pisze o piwie tak dobrze jak Ty - zarówno jeśli chodzi o styl, jak i o gust (z którym nierzadko się rozjeżdżam, ale który jest jak oddech świeżego, oldskulowego powietrza w pastry czasach).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa! Wrclw Pils na debiucie browaru (tylko kiedy to było?) faktycznie był przeciętny. Obecnie pilsy stawiam ponad ipki, więc cieszy mnie ten kierunek rozwoju browaru. Chodzę własnymi ścieżkami i nie zamierzam w kwestii piwa zbaczać z trajektorii wyznaczonej przez starą szkołę ;)

      Usuń
  2. Też bardzo tęskniłem, wciąż mój ulubiony blog piwny i drugi ulubiony blog podróżniczy.

    OdpowiedzUsuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)