Loading...

Konserwowanie polskiego craftu 50


W tym przeglądzie znalazła się tylko jedna typowa, „klasyczna” neipka. Jest coraz łatwiej znaleźć piwa w innym stylu, bądź przynajmniej trochę podrasowane, jak w przypadku Nepomucena, w puszkach. To pozytywny rozwój sytuacji.


Czasami sobie myślę, że jestem jedynym człowiekiem doceniającym ciemniejsze słody w ipce, no ale skoro jeszcze czasami wychodzą na rynek takie piwa, jak Amarillo Goes Red od Pinty (ekstr. 16,5%, alk. 7%), to znaczy, że jest nas więcej, być może nawet kilkanaście osób. Samo piwo wyszło dość staroszkołowo za sprawą podkreślonej (raczej suchej) goryczki oraz umiarkowanej siły przebicia chmieli. Poza cytrusami zwraca uwagę kwiatowość piwa, rozwijająca się w kierunku poziomki oraz subtelna ziemistość z nutką żywiczną, a to wszystko na tostowo-opiekanej i ciasteczkowej podstawie słodowej. Bardzo porządne piwo dla antyfanów hejzi ipek. (7/10)


Raczej stronię od efekciarskich piw, ale jednak zaciekawiła mnie seria Thingów z browaru Nepomucen. Trzy owsiane ipki z dodatkami, ale dozowanymi z rozwagą, z myślą o efekcie końcowym, a przynajmniej takim założeniem się podzielono ze światem – zaryzykowałem więc. The Cocoa Thing (ekstr. 18%, alk. 6,4%) jest, tak jak i reszta, chmielony Sabro oraz HBC 472, co daje mu nuty kokosowe, śmietankowe, drzewne, a w smaku również mandarynkowe. Z czasem dodatkowo wyłaniają się nutki zgoła nieoczekiwane, jak choćby świeży ogórek, nic tutaj jednak nie robi wrażenia nie na miejscu. Dodane ziarna kakaowca połączyły się z selekcją chmieli w sposób harmonijny. Ich czekoladowa ziarnistość (bo nie jest to czekolada sensu stricto) stała się w połączeniu z lekko dębinowymi nutami chmieli w ciekawy sposób orzechowa; nie jest też w żadnym wypadku nachalna, stanowiąc jeden z wielu elementów bukietu. Również dobór chmieli względem kremowego zasypu jest bardzo udany – kremowość trafia na kremowość. Całość jest stonowana i elegancka, ale właśnie chyba nieco zbyt stonowana. Piwo jest złożone i ciekawe, ale zarazem niezbyt wyraziste, nie do końca funkcjonuje więc jako ipka, ani jako piwny deser. Jest solidnym piwem gdzieś pomiędzy. Z jednej strony ciekawa koncepcja, z drugiej nie wiedząca do końca, czym ma być. (6/10)


Ten sam miks nut śmietankowo-kokosowych i drzewno-waniliowych, a także mandarynkowych jest również siłą rzeczy obecny w The Coconut Thing (ekstr. 18%, alk. 6,4%). Poziom wzmocnienia nut kokosowych przez dodane kokosowe chipsy oceniam na w zasadzie zerowy. Efekt na tym poziomie udałoby się pewnie uzyskać samymi chmielami Sabro i HBC 472, co jest jednak z drugiej strony dobrą wiadomością – do piwa raczej nie dodano żadnych aromatów. Piwo jest podobnie subtelne, jak The Cocoa Thing, tyle że mniej złożone. Tam, gdzie ziarna kakaowca dodawały harmonijnej kompleksowości, tutaj nie ma niczego, choć z drugiej strony pojawiły się dodatkowe owocowe nuty – przecieru z bananów i moreli. Goryczki w zasadzie nie ma, słodycz jednak jest. Rezultat jest więc nieco mdły i mnie nie przekonuje. (5,5/10)


Z całej serii The Coffee Thing (ekstr. 18%, alk. 6,4%) zdecydowanie najbardziej woni swoim tytułowym dodatkiem, chmiele z kolei są w nim najbardziej wytłumione. I, co ciekawe, mimo że Brazylia Colibri z palarni KawePale wyszła w tym piwie jednak nieco kaparowo, to z czasem jednak głównym skojarzeniem stają się orzechy. W połączeniu z gładkością piwa i dyskretnymi, kremowymi nutami chmieli w tle daje to elegancki, bardzo smaczny koktajl. Mam też wrażenie, że w tym piwie goryczka jest wprawdzie mocno stonowana, ale i tak najbardziej wyraźna z trzech piw z serii; być może między innymi dzięki cierpkości kawy. Na pewno w ostatecznym rozrachunku w tym piwie nie narzuca się słodycz, jest najbardziej zbalansowane. Bardzo przyjemny wywar. (7/10)


Przeczytałem ostatnio u jednego z ciekawszych autorów książek kulturowo-psychologicznych, że „Spectator sports are homoeroticism incarnate. Stop watching men play with balls.” Nie wiem, czy do końca utożsamiłbym się z tymi słowami, ale na pewno jest to elegancko sformułowana myśl. Na pewno się z nią nie zgadzają Tankbusters, których Hall Of Fame (ekstr. 14%, alk. 5%) to oda do dorosłych chłopów, parających się wrzucaniem dużej piłki do dziurawej siatki powieszonej nad posadzką. Puszka swoje musiała przeleżeć w mikołowskim Bocianie, skoro finały NBA były w połowie 2022 roku, a odkryłem ją dopiero na początku stycznia – niemniej jednak zestarzała się jak na DDH Pale Ale wyjątkowo dobrze. Tylko dalekie tchnienie miodu pozwala powiązać piwo z odleglejszą datą produkcyjną. Bukiet nadal jest wyraźny, oscylujący wokół białych oraz pomarańczowych cytrusów. Na jedno kopyto, ale efektownie. Goryczki nie ma za bardzo, ale i nie spodziewałem się jej. Lekkie utlenienie ciut zaniża ocenę, ale jak na starsze pale ale, to Tankbustersi pokazują, że nawet z takiej sytuacji potrafią wyjść obronną ręką. (6,5/10)


Pils na podwójnej dekokcji – będzie mi się to jeszcze jakiś czas kojarzyło z nieodżałowanym Browarem Pałacowym (R.I.P.), tymczasem Browar Stu Mostów zrobił Double Decoction Pilsnera (alk. 4,9%) we współpracy z browarem Donzoko na chmielu Triumph. Wyszło z tego piwo nieoczywiste, bo poza czystym profilem słodowym pełno w nim nut z rejonu trawy cytrynowej oraz skórki pomarańczy, co w ostatecznym rozrachunku przypomina trochę witbiera. Piwo szybko wchodzi i sprawia przyjemność mimo stonowanej goryczki. Proste, smaczne piwo. (6,5/10)


Seria Nitro Classic Ales od pomorskiego Lubrowa ma przenieść vibe angielskiego pubu do domowych pieleszy za sprawą azotowania piwa. English Porter (ekstr. 12,5%, alk. 4,8%) nalewa się z fajną, drobnoperlista pianą (wiem, umyj szkło) i pachnie, jak to z piwami azotowanymi bywa, w nieco przytłumiony sposób. Nuty ziemi, herbatników, wiśni i delikatnej paloności są tutaj wyraźniejsze od spodziewanej czekolady, która plumka sobie niemrawo w tle. Nie, żeby to było złe – jest po prostu osobliwe. Azotowa gładkość współgra z subtelną oleistością płatków owsianych, a za pomocą słodu żytniego lekko podbito pełnię. Pijalność się zgadza – to jest do picia w większych ilościach. Piwo jest wprawdzie mało wyraziste, no i w posmaku lekko metaliczne, ale wchodzi naprawdę nieźle. (6/10)


Sarabanda
zdążyła zaskarbić sobie serce niejednego birgiczka. Mojego się nie udało przekonać. Dałem im kolejną szansę, tym bardziej że black IPA na Simcoe i Citrze zapowiadała się klasycznie. I takową się prawie okazała, bo Back In Black (ekstr. 14%, alk. 6%) ma czekoladowe podszycie chylące się ku paloności, oraz nadbudowę żywiczną, lżej cytrusową, a w finiszu wytrawne nutki ciemnych słodów wchodzą w delikatną ziemistość. Intensywność smaku jest umiarkowana, co plasuje piwo w kategorii bardziej sesyjnej (acz zdradliwej), niemniej jednak w tej całej układance brakuje jednego ważnego elementu, mianowicie goryczki. Jest mocno umiarkowana, tymczasem nie jest to przecież hazy DDH niewiadomoco, a przynajmniej tak tego piwa nie oznakowano. Powinno mieć więc siłę przebicia, której mu brakuje. (5,5/10)

Biorąc pod uwagę szalejące ceny, z powyższych piw uznałbym do powtórzenia jedynie Amarillo Goes Red oraz The Coffee Thing.

recenzje 7737162074426220221

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)