Konserwowanie polskiego craftu 35
https://thebeervault.blogspot.com/2022/02/konserwowanie-polskiego-craftu-35.html
Czy mętne ipki mogą się znudzić? Pewnie tak, ale ja stoję na stanowisku, że jak coś jest wtórne, a zarazem świetnie wykonane, to narzekać nie mam zamiaru. Wybitny przykład znajduje się w niniejszym zestawieniu.
Seria Brokreacja x Medicine wjeżdża na blog. Z jednej strony nie są to zupełnie nowe piwa, tylko reinterpretacje istniejących, z drugiej ponoć receptury poddano lekkim modyfikacjom, no i całość uwarzono w innym browarze. Zobaczmy więc. Terrestial (ekstr. 16%, alk. 7%) w porównaniu do Butchera z ośmiopaku kauflandowego niedawno, wypada faktycznie inaczej. Niestety. W miejsce żywicy i cytrusów wskoczyły jabłka (sic!) oraz melon, zaś mocna goryczka pierwowzoru gdzieś wyparowała, w zamian za co słodycz przejęła palmę pierwszeństwa w smaku. Pozostały jedynie słodowe przebłyski, które jednak również są mniej wyraźne. Pomijając powyższe, piwo smakowo jest pustawe. Coś tu ewidentnie nie pykło – albo majstrowanie przy recepturze, albo wykonanie na nowym sprzęcie. Wchodzi jak eurolager. Słabe. (4/10)
Przechodzimy do Celestial (ekstr. 16%, alk. 6,4%), wzorowanym na The Alchemist. O ile już pierwowzór moim zdaniem nie jest ponadprzeciętnym piwem, o tyle ta wersja jest jeszcze słabsza. Mało wyrazista, tak jak oryginał tropikalna bez wybijającej się nuty, którą byłbym w stanie uchwycić, no i ponownie, jak Terrestial, z zastanawiającą obecnością nutek jabłkowych. Goryczka jest taka jak w pierwowzorze, więc silniej odczuwalna niż w Terrestial, ale całość jest po prostu doskonale średnia. Tak właśnie – nie zła, ale średnia. (5/10)
W takiej sytuacji honor Brokreacji mógł już tylko uratować Infernal (ektr. 16%, alk. 6,7%). I udało mu się! Zresztą tego się spodziewałem – piłem Infernala na premierze książki Jurka w BroPubie i to jest to, czego oczekuję od black ipki. Przyjemne, podkreślone nachmielenie proweniencji cytrusowo-żywicznej, słodowe nutki czekoladowe lekko zahaczające o paloność, gładkość oraz mocną goryczkę. Nie piłem The Minera już szmat czasu, więc nie wiem, jak wypadłby w porównaniu, ale to piwo jest zdecydowanie świetną, prawilnie gorzką black ipką. (7,5/10)
Do grona lidlowskich zdrajców badylarzy dołączył Harpagan. Czy warto było? Już nieco błotnisty wygląd Wilkora Oporowego (ekstr. 19,1%, alk. 7,1%) wydaje się świadczyć przeciw temu. Spośród chmieli na przód wysunęła się Strata ze swoim truskawkowym aromatem, uzupełnionym przez melona i słabsze nuty ananasa oraz mandarynki. Co do zasady bukiet jest dość mdły, nie jest to też przesadnie aromatyczne piwo. W smaku dochodzi wprawdzie brak soczkowości (ale i soczystości) oraz słodyczy, czemu dorównuje jednak brak substancjalnej goryczki. Wskutek powyższego piwo przepływa przez gardło bez oporu (zupełnie wbrew jego nazwie) i absolutnie bez żadnego sensu. Jest mdłe i nudne, a stąd i nawet nie przeciętne. (4,5/10)
Juicy Trap #5 siadł mi w poprzednim przeglądzie bardzo, czas więc na Juicy Trap #6 (ekstr. 18%, alk. 7,9%). Piwne Podziemie ponownie zaserwowało klasową neipkę, tym razem dając bukiet złożony z nut przecieru brzoskwiniowego, gumy juicy fruit, ananasa, kiwi, mandarynki, a także delikatnej nafty i jeszcze bardziej subtelnej żywicy. Co prawda soczystość w tym akurat przypadku oznacza brak konkretnej goryczki, ale i piwo nie jest słodkie, więc nie ma braku balansu. Bardzo dobre. (7/10)
Pozostajemy przy Piwnym Podziemiu, ale we współpracy z Tankbusters; a właściwie to na odwrót. Hack’n’Slash (ekstr. 16%, alk. 7,4%) próbuje udowodnić, że piwo może być hazy, a zarazem west coast, ale w moim odczuciu nie udało się tego osiągnąć. Owszem, piwo jest mętnawe, ale przy tym mało soczyste. Owszem, jest wytrawne, ale przy tym rozczarowująco mało gorzkie. Odnośnie bukietu, to inne wrażenie robiło pite z kija w Białej Małpie, a inne z puszki. Lane było dla mnie zbyt spalinowe, kombinacja Nelson Sauvin oraz Mosaika zbyt mocno dała mi po zmysłach, mimo że w zasadzie lubię takie klimaty. Problem w tym, że przynajmniej było wyraziście, czego o wersji puszkowej już nie potrafię napisać. Nadal są obecne spaliny/diesel/nafta, ale mniej intensywnie. W zwolnione tym samym miejsce nie weszło jednak za bardzo nic innego. Ot, trochę agrestu i grejpfruta, akcenty migdałowo-marcepanowe, a poza tym pustka. Gdyby przynajmniej goryczka była rasowa, ale o tym już pisałem – nie jest. To jest zaskakująco wodniste, słabe piwo. (4/10)
Kolejną odsłonę serii Meet Our Friends chłopaki z browaru Nepomucen uwarzyli wspólnie z Chorwatami ze Zmajska Pivara. All Inclusive (ekstr. 19%, alk. 7,9%) nosi znamię chmielu Sabro, więc po odbezpieczeniu zawleczki w kuchni zaczęło walić koprem jak w warzywniaku. Piwo jest poza tym cytrusowe oraz kwiatowe, przy czym najbliżej mu do róży, a stąd już niedaleka droga do geranium. Talus przy okazji podbija specyfikę Sabro i koniec końców przekierowuje piwo na pola bardziej kokosowe, niż koprowe. Kolejną prominentną komponentą zapachowo-smakową jest tutaj mandarynka, której jest naprawdę sporo. Z kolei kwestia żółtych owoców tropikalnych, zwyczajowo górujących w tego rodzaju ipkach, została ustawiona na absolutne minimum. Wskutek tego mimo tylko lekko podkreślonej goryczki to piwo nie smakuje jak soczek. I dobrze. Bardzo dobrze. (7/10)
Cyk, odbezpieczenie, głęboki wdech, są spaliny! Nie będzie soczku! Rzut okiem na kontrę i potwierdzenie – jest Nelson Sauvin, ponoć bardzo świeży. I tak właśnie smakuje Hazy Discovery Berlin (ekstr. 20%, alk. 8,5%), do którego Pinta dokooptowała w ramach współpracy polsko-niemiecki Fuerst Wiacek. Nelsona jest tutaj, jako rzekłem, całkiem sporo, co daje nuty diesla, białego grona i agrestu. Jest też sporo limonki, stanowiącej pomost z cytrusową Citrą, a na dodatek ciut żywicznych klimatów od Simcoe. Wspomniana limonka stanowi też o charakterze goryczki, wywołującej skojarzenia ze skórką tego cytrusa. Goryczka jest w tym piwie notabene całkiem mocna i ładnie się uzupełnia z gładką, kremową teksturą. Co do zasady jest to więc w moim odczuciu piwo kompletne – gładkie i gorzkie, chmielowe i owocowe, ale nie soczkowe. Takie mętne ipki to ja mogę pić. (8/10)
Tak więc Hazy Disco Berlin udowadnia, że może i na przekór chciałbym sobie pohejtować neipki dla zasady, ale jakość na takim poziomie wytrąca mi oręż z dłoni. Chciałbym tak częściej.