Epitafium dla polskiego lata 2017
https://thebeervault.blogspot.com/2017/10/epitafium-dla-polskiego-lata-2017.html
Jedną z wielu letnich kooperacji Nepomucena był uwarzony wespół z SzałemPiw Jan Gryst (ekstr. 11,3%, alk. 4,7%), sour ale z dodatkiem agrestu oraz wiśni. Wizualnie dominuje ta druga, aromatycznie zaś ten pierwszy. Ostre agrestowe nutki bez problemu pokazują delikatnej wiśni miejsce w szeregu, ale mimo wspomnianej ostrości piwo w moim odczuciu pachnie mocno jak kompot. Kwasu jest tutaj moim zdaniem w sam raz, słodyczy praktycznie nie ma wcale, tym zaś, co mi trochę przeszkadza, jest goryczka. Owszem, szczątkowa, ale nadal wyczuwalna, a jest to element, który mi się często w piwach kwaśnych kłóci. Jest więc dobrze zrobione, ale nie pod mój gust. (5,5/10)
Sens robienia kolscha poza browarem restauracyjnym, w którym może być pity na świeżo, nie jest dla mnie oczywisty. Jabeerwocky oraz Maryensztadt być może podążyli tropem bezsensu, sens znajdując w dochmieleniu kolscha na zimno nowofalowymi niemieckimi chmielami. To już z kolei w moim odczuciu wypacza sens kolscha, no ale niech im będzie. Mamy tutaj więc chmielonego po nowoniemiecku blonde ejla o nazwie Die Toten Hopfen (ekstr. 11%, alk. 4,1%), wbrew nazwie nie śmierdzącego skarpetką, ale poza tym zaskakująco zbieżnego z wieloma niezbyt udanymi piwami nowej fali z Niemiec. Ergo pachnie połączeniem grejpfruta, białego grona oraz drożdży, przy czym te ostatnie owocują przegazowaniem i delikatnie ziemistą nutką w finiszu. Warto też wspomnieć o podbitej względem gatunkowego wzorca z Sevres goryczce, która jednak czyni to nieco wadliwe piwo przynajmniej pijalnym. W zasadzie to mogło być dużo gorzej. (5,5/10)
Kandyzowane pomelo wylądowało w Natarciu Pszenicy (ekstr. 10%, alk. 4%), wheat ejlu od Golema, dominując piwo jednoznacznie. Pomelo, pomelo, pomelo, a poza tym trochę pokrewnego grejpfruta oraz cytryny. Przy czym dominacja pomelo nie objawia się w intensywności, tylko w relatywnej sile względem pozostałych nut. Ogółem rzecz biorąc jest to bowiem bardzo wątłe piwo pod każdym względem, ergo aromatu i smaku jest w nim tyle, co kot napłakał. Owszem, jest w miarę rześkie, łatwo pijalne, spełnia więc podstawową funkcję piwa na lato, tyle że brakuje mu substancji, jest zbyt wodniste. (5/10)
Viva Śliwa! (ekstr. 9,9%, alk. 3,9%) było według niektórych najlepszym polskim piwem letnim A.D. 2017. No i rzeczywiście, kooperacja doświadczonych w tematyce grodziskiej browarów Pinta oraz Nepomucen, zapowiadała się intrygująco. Dodanie do grodzisza wędzonej śliwki okazało się strzałem w dziesiątkę, jej obecność świetnie uzupełnia zwyczajowe dla piwa grodziskiego oscypkowe ognisko. Piwo jest nieco bardziej treściwe od konwencjonalnych przedstawicieli gatunku, zarazem jednak bardzo rześkie, a na dodatek miękkie oraz gładkie. To jest faktycznie świetna rzecz. (7,5/10)
Gose z czarną porzeczką, burakiem i kwiatem bzu? Lejże. Bez Porzeczka (ekstr. 7%, alk. 2,3%) to piwo, którym Pracownia Piwa uzupełniła swoją letnią ofertę. Na odcinku zapachu wszystko gra jak trza, pachnie to jak wiosenne ciasto ze słodkimi ale i kwaśnymi owocami. Porzeczka dominuje, bez da się wyczuć, jest i obecna specyficzna ziemistość, prawdopodobnie buraczana. W smaku jest kwaśno, słodyczy nie ma za grosz, słonych nut w zasadzie też się trzeba domyślić. Porzeczka gładko przechodzi w buraka w finiszu, przy czym ten ostatni na tym odcinku daje bardziej sokiem niż ziemią, mam więc wrażenie, że dodano go tutaj więcej niż tylko dla barwy. Z takiego połączenia nut można wychwycić w końcówce również i, co ciekawe, echo podwędzonej śliwki. Dziwne to piwo, rześkie i dobre. (6,5/10)
Ongiś Profesja pokazała, jak w udany sposób połączyć weizena z mango. Niedawno Wrężel pokazał, jak zrobić to źle. Pszeniczne Jasne z Mango (ekstr. 12%, alk. 4,1%) wbrew pozorom nie jest przeładowane owocami. Mango można wyczuć, choć nie bije po zmysłach (poza wzrokowym), banana mówiąc szczerze nie wyczułem wcale, piwo jest za to agresywnie goździkowe, z suchą, zbyt mocną jak na styl, a na dodatek zalegającą goryczką. Jakby tego było mało, to w trakcie picia miałem nieodparte skojarzenia z sokiem z marchwi. Jest to jedno z tych piw, które Ani smakowało, mi z kolei ani ani. (3,5/10)
W ramach serii Beer Wars, Rockmill uwarzył Hoppy Witbiera, który jest faktycznie hoppy (ekstr. 12%, alk. 5%). Jest więc pomarańcza, przechodząca gładko w nachmielenie. Na tym odcinku mamy plejadę żółtych i białych owoców - ananasa, mango czy pomelo, choć na przód wysuwa się skórka cytryny. W smaku dochodzi do przejęcia pałeczki pierwszeństwa przez tę ostatnią, reszta owoców przesuwa się w tło. Jest rześko i rzecz jasna bez karmelu - aż wstyd, że muszę ten fakt podkreślać. Wprawdzie kolendra się gdzieś w tym wszystkim zatraciła i w rzeczy samej piwo tylko śladowo przypomina klasycznego witbiera (przy czym goryczka jest względem pierwowzoru tylko trochę bardziej podkreślona), jest jednak bardzo smaczne i wzorowo rześkie, więc nie ma się w zasadzie do czego przyczepić. (7/10)
Jasny ale z trawą cytrynową to dobry pomysł na rześkie piwo, szkoda jednak, że Warsztatowi Piwowarskiemu nie udało się pomysłu przekuć w przekonujący produkt. Trawka (ekstr. 12,1%, alk. 4,5%) to nieco wodnisty, słodowy, jabłkowy i lekko landrynowo-miodowy ejlik, w którym trawy cytrynowej można szukać niczym igły w stogu siana, z porównywalną szansą na sukces. Utlenienie oczywiście przeciwdziała rześkości, przy czym ziołowa, podkreślona goryczka ratuje przynajmniej finisz, dobrze balansując słodycz resztkową. Poza tym jest słabo. (4,5/10)
Rejczel, amerykański wit z Browaru Jana (ekstr. 12,5%, alk. 5,6%) nie miał się pierwotnie znaleźć w tym przeglądzie, bo parametry ma jednak cokolwiek podbite względem piwa letniego. I tak sobie po nim niczego nie obiecywałem, bo po niezłym starcie Browar Jana zanurkował ku odmętom kwestionowalnego istnienia i wypadł poza orbitę moich zainteresowań. No ale wysłali paczkę, to się zapoznałem z ich obecną formą. I się szczerze zdumiałem. Jest bowiem Rejczel takim zupełnie bezkarmelowym, chmielowo-cytrusowym, rześkim piwem, którym bym się pewnie i częściej orzeźwiał, gdyby lato w Polsce nie trwało tylko kilka tygodni. Dużo tu cytrusowych, wręcz cytrynowych nut, trochę trawy cytrynowej, jest też odchmielowy, nieco brzoskwiniowy, śladowo ananasowy juicy fruit, można również wyczuć delikatne nutki pieprzne. Rześkość aromatu i smaku zbija w odbiorze parametry piwa, czyniąc je zwodniczo lekkim. Tak się to robi. (7/10)
Piwne Podziemie wyznacza kierunek w piwach letnich. Take It Easy (ekstr. 10,%, alk. 4%) to wywar bardzo lekki, bardzo rześki, gładki i aromatyczny. Jako single hop Citra jest to piwo bardzo proste w strukturze, jednoznacznie zdominowane przez cytrusy, marginalnie żywiczne, z akcentem trawy cytrynowej oraz delikatną nutką, która skojarzyła mi się z różą. W takiej konstelacji wszystko moim zdaniem świetnie gra, piwo znika ze szkła w tempie ekspresowym, a ja mogę tylko żałować, że pojawiło się w mojej lodówce dopiero wraz z nadejściem jesienio-zimo-wiosny, tej ciulatej pory roku, która w Polsce trwa przez dziesięć miesięcy. (7,5/10)
Powiem bez kozery, że w kwestii owocowych kwasów z Beer Bros, to jestem fanem. Czarna porzeczka jest jednym z najbardziej wdzięcznych owocowych dodatków do berliner weisse i Kwassiribes (ekstr. 8%, alk. 3%) to unaocznia. Wyszedł równie świetnie co moja dotychczas ulubiona Kwassiflora. Świeżutki, rześki jogurt z czarnej ale i czerwonej porzeczki, z lekko aroniowym finiszem i nutką niedojrzałego agrestu. Kwaśne tak jak lubię, czyli wyraźnie, ale bez przesadyzmu. To jest to. (7,5/10)
Mango, gose, Brokreacja. Co mogło pójść nie tak? Title Role: Salty Mole (ekstr. 12%, alk. 4,5%), uwarzone wespół z Rewortem oraz dosadną ilością soku z mango odmiany Alphonso, to dowód na to, że wszystko poszło dobrze, a nawet lepiej. Soczyste mango w połączeniu z liściastymi, herbacianymi nutami, dającymi wręcz delikatnie tytoniem, wszystko podbite Citrą i uzupełnione o nutkę mineralną. Kwasek jest delikatny, a słoność jeszcze bardziej subtelna, ale piwo jest soczyste i bardzo rześkie, no i przy okazji ciekawe. Świetny wywar. (7,5/10)
Jak sobie Perun poradził z klasyczną pszenicą? Średnio. Budziszyńskie (ekstr. 12%, alk. 5%) to lekkie, trochę wodniste piwo. Słodowe, trochę zbożowe, wręcz odrobinę ciastowe, bananowe, ze słodkawym, ale i lekko kwaskowym smakiem. Skojarzenie z ciastem drożdżowym w moim przypadku ostatecznie okazało się dominujące, a piwo w związku z tym trochę muli, nie domagając na odcinku rześkości. Takie sobie. (5/10)
Pierwsza kwasowa kooperacja polskiego Wąsosza i fińskiego Humalove niezbyt mi podeszła. Odsłona druga jest trochę lepsza, ale o niewiele. Hapan Herukka (ekstr. 10%, alk. 4,7%) to piwo, w którym delikatne nuty brzoskwiniowe nie mogą przesłonić natłoku czerwonej porzeczki, które tutaj ewidentnie grają nutę syropu na gardło dla dzieci. Wyraźna, wytrawna kwaśność ratuje to poza tym nieznacznie przyprawowe piwo, przydając mu atrybut rześkości. Zawsze to coś. (5,5/10)
„Oo, jak to pięknie pachnie cytrusami!”, krzyknąłem spontanicznie po odkapslowaniu Sour Shower (ekstr. 8%, alk. 2,2%), ‘lite sour rye milk hoppy ale’ od kontraktowca Golem. Aż się kot przestraszył. „I kwiatem bzu!”, dodałem. Kota już nie było w pomieszczeniu. Tak lekkie piwo, a jednocześnie tak aromatyczne – to się chwali. I w rzeczy samej, w kategorii polskich piw rześkich, to piwo ma parametr rześkości tak mocno podkręcony, że już chyba bardziej się nie da. Odchmielowe cytrusy są podbijane kwasem mlekowym, kwas jest równoważony delikatnie zaznaczoną w tle laktozową słodyczą, a laktoza wespół z żytem delikatnie wygładzają kwaśną szorstkość piwa. To jest rzecz przemyślana i wzorowo wcielona w życie. Brawo! (7,5/10)
No i znowu Golem – Etz Chaim Lite (ekstr. 8%, alk. 2,4%) to kolejny przykład bardzo udanego, niskoekstraktywnego piwa. Połączenie delikatnego, landrynkowo-kandyzowanego cytrusa z wyraźnym, nieco herbacianym (no, czyli suszonym) mango. Lekkie piwo, a przy tym gładkie, lecz laktoza i płatki owsiane dały mu nie tylko gładkość, ale i pełnię. Finisz w kontrze jest wytrawny. Coraz lepsze te Golemy, no no. (7/10)
Wprawdzie Ghost Brewing to duński kontraktowiec, ale jako że uwarzył piwo w Szczyrzycu, to wylądował w tym wpisie. Summer Juice (alk. 4,6%) to piwo lekko nadpsutego lata. Z jednej strony mandarynka, grejpfrut i trochę pomelo, trochę ciała i wzorowo wytrawny finisz. Z drugiej ziemista, lekko funkowa nuta drożdżowa w tle, jak w niektórych jasnych, mocno chmielonych piwach z De Molenu. I co ciekawe, to połączenie tutaj dobrze działa, wbrew pozorom. (6,5/10)
Przedostatnim piwem we wpisie jest kopalniany west coast summer ale, czyli Fliga z Bierunia, od Hajera (ekstr. 11,5%, alk. 4,5%). Aromat jest nikły – trochę zboża, trochę ciasteczek, trochę mango, ale i drożdżowa nutka oraz truskawkowe motywy, których tutaj nie powinno być. W smaku mało intensywne, lekkie, z wytrawnym finiszem, średnio gorzkie. Chaotyczne, wodniste, niezbyt rześkie. Nie jest to udane piwo. (4/10)
Ostatnie piwo wylądowało w tym wpisie niejako wbrew swoim parametrom, ale jako że lemoniada z latem się kojarzy, toteż i zgaduję, że lemonade IPA – a tym ma być Lemon Drake (ekstr. 15%, alk. 5,7%) od kontraktowca Deer Bear – ma służyć głównie orzeźwieniu. No ale jest problem. W piwie wylądowały soki z cytryny i limonki i to je właśnie głównie czuć, tyle że wystąpił efekt kandyzowania, co do którego mam niejasne przeświadczenie, że w wersji z kranu niekoniecznie jest obecny. Poza tym mimo kwasku od wspomnianych soków w smaku panuje pustka i nuda. Gdzie temu piwu do Kapitana Drake’a od Setki. Lemon Drake smakuje w zasadzie jak radler, tyle że odczuwalnie cięższy oraz – wstyd to pisać – mniej ekscytujący, bardziej mdły od wielu faktycznych radlerów. Nie mogę więc tego quasi radlera (tyle że z pretensjami) za nic pochwalić. (3/10)
Okazało się, że nadchodzącą jesienną melancholię osłodziły mi piwa letnie z ostatniego rzutu. Jest to trzeci przegląd piw na lato w tym roku, opublikowany już po końcu lata, a i prawie wszystkie piwa wypite dopiero we wrześniu – a zarazem przegląd najbardziej udany pod względem piwnym. Golem, Piwne Podziemie, Pinta, Browar Jana, Beer Bros, Brokreacja i Rockmill pokazały, jak się to robi. Wypada mieć nadzieję, że to te (późno)letnie piwa wyznaczą kierunek na przyszłoroczne lato.
Koło kraftu zakończyło swój cykl.
OdpowiedzUsuńZaczęło się od pogardy dla piwa z sokiem, a skończyło się na... nowofalowym piwie z sokiem. Ot ironia ;)
Otóż to, myślę od jakiegoś czasu nad tekstem na ten temat, bo te ciągłe przewartościowania są czasami mocno komiczne.
Usuń