Loading...

Pół skrzynki niemieckiego craftu 3

Czas na craft niemiecki, czyli craft w porównaniu do polskiego niedojrzały, buńczuczny wizerunkowo, a częstokroć miałki merytorycznie. Zaczynamy od Dr. Oetkera, przebranego na okoliczności craftowe w markę BraufactuM. Ciekawe, czy te piwa dobrze się komponują z mrożoną pizzą, ale nie jestem studentem żeby jeść mrożone pizze i to sprawdzić, a poza tym kiedy żakiem byłem, to było mnie i tak tylko stać na pizzę Euroshopper po 1,99zł brutto w Albercie, a nie żadne Oetkery dla burżujów. A co dopiero craftowe piwa.

Indra (alk. 6,8%) to weizen IPA, i to całkiem udana. Pachnie połączeniem czerwonej pomarańczy i goździka, do czego w tle dołącza subtelny banan i mająca w tych okolicznościach swój urok subtelna zapalczana siarka. Piwo ma średnie ciało i stosunkowo mocną goryczkę, przy czym dyskretna nuta szarego mydła w finiszu jest jedynym niepożądanym elementem. W porządku. (6/10)

Clan (alk. 6,4%) gra o dwie ligi wyżej. Mocarny karmel i kandyzowany cukier, trochę suszonych owoców i orzechów, delikatne jabłka oraz dalekie tchnienie ziemistego chmielu Fuggles – to piwo ma chyba udowodnić Niemcom, że na Wyspach warzy się coś, co może im trochę przypominać dubeltowego koźlaka, tyle że nazywa się to scotch ale. Jakby nie było, jest to piwo bardzo przyjemne. W smaku trochę mniej pełne niż zapach obiecuje, ale za to napakowane nutami suszonych śliwek, z goryczką lekką do średniej, i z karmelem, który w tym wymiarze jednak odsuwa się w tło, żeby w finiszu dać zaistnieć Fugglesowi. Bardziej wyraźnej suszonej śliwki nie czułem w żadnym piwie bez dodatku śliwki, a i Clan wbrew swojej (i tak nieprzesadzonej) słodyczy charakteryzuje się całkiem niezłą pijalnością. Z tego zakupu jestem bardzo zadowolony. (7/10)

Udało się koncernowi również uwarzenie bardzo fajnego, delikatnie nowofalowego saisona. Soleya (alk. 6,5%) to przede wszystkim żółta śliwka, pieprz i niedojrzały banan, z delikatnym podszyciem chmielowym. Czyli jest przyprawowo, ale przede wszystkim wyraziście owocowo. Z przodu działają drożdże, podczas gdy chmiele selektywnie wypełniają tło dodatkowymi owocowymi nutami. Fajny balans, proste i efektowne piwo, które znika ze szkła bardzo szybko. (7/10)

Yakeros (alk. 6,5%) chyba nie bez kozery ma pomarańczową etykietę – nietypowo jak na piwo z tego browaru – albowiem w aromacie dominują cytrusy tej barwy, a konkretnie mandarynki i pomarańcze, uzupełnione o akcent żywiczny. W smaku udaje się utrzymać te skojarzenia, wskutek czego mimo że piwo w zasadzie nie jest specjalnie intensywne, to jednak wygrywa dzięki atrakcyjnemu bukietowi oraz miękkiej fakturze. Bardzo dobry wywar. (7/10)

Jeden z moich ulubionych browarów niemieckich – Kehrwieder z Hamburga – w zasadzie prawie nigdy mnie nie rozczarowuje, kiedy warzy swoją prymitywistyczną (w odróżnieniu od prymitywnej) serię SHIPA. Rzecz w tym, że wypracowali sobie tak fajną, miękką, półpełną bazę słodową, że dodanie tego jednego chmielu w zupełności wystarcza do stworzenia efektownego piwa. W przypadku SHIPA Monroe (ekstr. 16,8%, alk. 7,5%) tym chmielem jest – nie zgadłby nikt – Monroe. Wypiłem piwo stosując technikę tabula rasa, dopiero później przeczytałem, co to za (niemiecki) chmiel. Ale już w trakcie picia dotarło do mnie, że czerwona kolorystyka etykiety nie wzięła się znikąd. Pełno tutaj czerwonych nut – hibiskus, czerwona herbata, wiśnie, czerwona porzeczka, a w smaku delikatny arbuz. To jednak nie wszystko, sporo jest tutaj miąższu mandarynki, pomarańczy i pomelo, zaś pierwsza nuta, która penetruje nozdrza, to zioła. I to nie byle jakie, bo lubczyk (uwielbiam), może i trochę koper włoski (też lubię). Niesamowicie ciekawy, złożony aromatycznie chmiel, którym warto się zainteresować. Tak samo jak Kehrwiederem. (7,5/10)

Piwa z serii Maisel & Friends nie są wprawdzie generalnie na poziomie jasnych pszenic z tego kultowego bawarskiego browaru, no ale przynajmniej nigdy nie ma lipy. Tak przynajmniej było dotychczas, wyłożyli się bowiem na IPA (ekstr. 14,4%, alk. 6,3%). Mamy tutaj trochę cytrusów, trochę nut jagodowych, trochę siarki i jednak brak ułożenia, czyt. alkoholowość. Nie jest może ordynarna, ale jednak aż nadto wyczuwalna, co przy piwie o poza tym małej wyrazistości smakowej jednak przeszkadza. A na dodatek w tle przewija się trochę kukurydzy. Mimo że to piwo za jeden ojro, to i tak nie warto. (4/10)

AleMania, czyli niegdysiejsze Fritz Ale, stworzyło kölscha. To prawie nigdy nie jest dobry pomysł, a co dopiero w wykonaniu browaru, którego problemy z kalibrowaniem refermentacji bądź też infekcjami (ciężko mi jednoznacznie orzec o przyczynie) przeszły już do legendy. No więc w przypadku Bonner Wieß (alk. 5%) mamy do czynienia z ewidentnym przegazowaniem i natłokiem ziemistych nut drożdżowych, którym towarzyszy lekki funk. I właściwie na tym mogę zakończyć opis aromatu, nadmieniając tylko gwoli ścisłości, że smak jest irytująco słodki przy nikłej pełni i ogółem nie warto tego czegoś nawet kijem tykać. Smutne to, biorąc pod uwagę, że Fritz jest obok Hopfenstopfera pionierem niemieckiej nowej fali. (1,5/10)

Wprawdzie Crew Republic od jakiegoś już czasu nie jest boysbandem zajmującym się tylko marketingiem, a mianowicie dorobili się w końcu własnego piwowara, ale nowych piw z początku przybywało w ilości śladowej. Jednym z pierwszych było In Your Face (alk. 6,8%), łest kołst ajpa, w której motywem przewodnim jest podszyty ściółką leśną ananas. Faktycznie amerykańskie podejście, owocujące przyjemnym bukietem. Kłopotliwa z mojego punktu widzenia jest konstrukcja smaku – piwo jest fest wytrawne, słodyczy nie ma praktycznie wcale, więc jest może i rasową, ale w moim odczuciu jednak nie do końca zbalansowaną ajpą zachodniowybrzeżną. (5,5/10)

Nieźle zapowiadał się porter bałtycki Kaventsmann (alk. 6,6%), dzieło hamburskiego Ratsherrn. Przypomina trochę FES-a, bo jest wyraźnie gorzkoczekoladowy, wafelkowy i palony, a przy tym suszone owoce (śliwka) są nad wyraz subtelne, choć z drugiej strony dawka karmelu jest jednak trochę większa niż w stoucie. Do rasowego mocarza (czy w tę czy w drugą stronę) brakuje mu jednak nie tylko procentów, ale i ciała, no i przede wszystkim głębi. Ze względu na akcenty kawy w finiszu jak najbardziej może się podobać, jest jednak w zasadzie tylko mocniej palonym schwarzbierem, a nie prawilnym bałtykiem. (6,5/10)

Bawarski Postbrauerei w ramach swojej craftowej serii Brau-Manufactur Allgäu premiumizuje się cenowo na weizenbocku. Mała flaszka 2 ojro, duża flaszka ponad 10 ojro. Pod względem jakości nie ma się czym premiumizować. Liberalitas Bavariae (alk. 7,3%) jest przegazowany i pachnie jak ciasto drożdżowe z dodatkiem takich drożdży, co już zaczęły swoje harce odstawiać, vel wprowadzać lekki, ziemisty funk. Nie dziwota więc, że wyszło przegazowane, drożdżowe w tym złym sensie, słodowość jest zepchnięta w tło wespół z bananem i generalnie króluje konfuzja. Wstyd dla Bawarczyków za takiego weizenbocka. Z drugiej strony jednak, da się to pić. Trzeba tylko na moment zapomnieć, w jakim to piwo jest stylu. (4/10)

Można pomstować na koncerny i pić piwo ideologicznie, ale w przypadku niemieckiego craft/crafty, marka BraufactuM wypada naprawdę korzystnie. Nie żeby to było nadmiernie trudne, biorąc pod uwagę gnioty pokroju AleManii. No i jeszcze sprawa Kehrwiedera – hamburczycy robią zazwyczaj bardzo udane ajpy single hop. Udane i z potencjałem edukacyjnym, szczególnie w przypadku chmieli rzadkich. Szkoda, że Monroe jest uprawiany w bardzo ograniczonej ilości i ciężki do zdobycia, ale rodzime browary powinny swój wzrok skierować bardziej w kierunku nowych odmian lupuliny z Niemiec, bo dzieją się w tej materii rzeczy ciekawe.

recenzje 2822463465397213719

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)