Loading...

Z Pracownią na Zielonej Wyspie, cz.I - Cork

Pamiętam, jak w liceum wszyscy jarali się Irlandią. Że tam to na pewno jest bardzo zielono i wygląda jak w Hobbitonie z książek Tolkiena. Bo wiecie, za moich czasów w szkole namiętnie czytano Tolkiena. Jak było naprawdę, miałem okazję sprawdzić po pierwszej klasie liceum, kiedy pojechałem za jakieś śmieszne pieniądze z wycieczką szkolną zdezelowanym autobusem bez klimatyzacji, prowadzonym przez łysego kierowcę z kucykiem, do krainy matecznika IRA. Niewiele z tej podróży pamiętam, bo jak się ma 15 lat i rodziców nie ma w pobliżu, to bardziej człowiek skupia się na tym, jak by tu ukradkiem kupić piwo w korner szopie i wypić w taki sposób,  żeby nauczycielka tego nie widziała. No i w związku z tym najbardziej wyraźne wspomnienie tego tripu to wypicie chamskiego amerykańskiego Budweisera, zakupionego w zgrzewce (24 sztuki) na pokładzie promu kursującego między Irlandią a Walią. Chamskiego Budweisera, wypitego na wystającym z jeziora głazie w walijskiej Snowdonii, w miejscu otoczonym przez wzgórza, w sąsiedztwie polany na której pasły się owce. Z samej Irlandii mam z kolei przebłyski z Dublina i klifów Galway, pamiętam grupkę Polaków, których koledzy na ulicy zaczęli obrażać, myśląc że nie zrozumieją, miejscowego ryżego chłopaczka rzucającego kamieniami w fokę, która podpłynęła pod brzeg oraz pierwszego w moim życiu Guinnessa, którego zdołałem wypić trzy małe łyki w przydrożnej restauracji. Był za gorzki. Tak, tak.

Taka była właśnie Irlandia w moich wspomnieniach. Z pewną dozą przesady można powiedzieć, że nadal tabula rasa. Kiedy więc Tomek z Pracowni Piwa zaproponował mi dołączenie do niego, Marka i Rosia na wspólny kilkudniowy wypad na Zieloną Wyspę, nie sposób było odmówić.

Zwyczajowe określenie Irlandii z pewnością nie jest na wyrost. Widziane z pokładu obniżającego lot samolotu okolice miasta Cork wyglądają jak zielony dywan utkany z pól i poletek, z rozsianymi pojedynczymi kamiennymi domami oraz balami słomy wystającymi z ziemi niczym głowy szpilek. Krajobraz jest pofalowany, ale wciąż stosunkowo płaski, co w sprzężeniu z umiarkowanym wiatrem owocuje czyściutkim powietrzem, jeśli nie liczyć dyskretnej nutki gnojówki, która pojawia się tu i ówdzie w rejonach wiejskich. Co człowiek względnie zwierz nasmrodzi, jest jednak na bieżąco zwiewane z wyspy.

Skoro już przy rejonach wiejskich jesteśmy, to można chwilkę uwagi poświęcić płodom tej ziemi. Czyli piwu. Pierwsza rzecz, którą skonstatowałem, to że w knajpach Irlandczycy generalnie nie piją piw butelkowych. Po prostu nigdzie mi się w oczy nie rzuciły żadne butelki. Nie to mnie jednak zdziwiło, a to, że jednak różnorodność sobie cenią, co oznacza, że w Irlandii większość barów w Polsce byłaby określana mianem multitapów. Inaczej mówiąc, dostępna ilość piw z kranu w przeciętnej knajpie jest imponująca. Z drugiej strony, należy w związku z tym ostrożnie podchodzić do rekomendacji internetowych, bazujących li tylko na ilości kranów w danym pubie. Oto na przykład w naszym pierwszym hotelu, położonym na terenie pola golfowego na wschód od Cork, wyposażenie baru obejmowało 8 kranów, do których były jednak podpięte wyłącznie koncerniaki. Oczywiście koncerniaki w Irlandii obejmują również red ales oraz dry stouty, toteż de facto wszędzie można się napić czegoś dobrego, tyle że trzeba być nastawionym na brak prawilnego craftu w multitapie, bądź co bądź. Ale było trochę dobrych piw, a to jest przecież najważniejsze. Produkowany przez guinnessowe Diageo Hop House Lager miało czyściutki profil, ciasteczkową podbudowę, miękką teksturę, lekką ale długą goryczkę. Zupełnie bez wad, przyjemny a la pils (6,5/10). Smithwicks Ale z kolei był lekko karmelowy, subtelnie kwiatowy, z owocowymi przebłyskami. Łagodny, miękki, śladowo gorzki, świeży, bardzo pijalny (7/10).

Na craft wybraliśmy się nazajutrz, do miejscowego minibrowaru Franciscan Well. Znaczy się, browar był mały, ale od 2011 roku jest własnością koncernu Molson Coors. Jak go więc traktować? Craftowy czy nie? Nie ma to znaczenia. Co istotne, nasze oczekiwania względem niego nieco rozminęły się z rzeczywistością. Nie tyle sam pub, co jego wyroby, bo napakowane klientelą wnętrze kamienicy wraz z ogródkiem we wnętrzu (współdzielonym z pizzerią), jak i tap room w którym nas podjęto robią przyjemne wrażenie. I wbrew tęczowej fladze powiewającej nad wejściem, klimat w środku jednak mocno różni się od tego znanego z „Błękitnej Ostrygi”, a wśród klientów nawet nie było członków Judas Priest. Wpakowana za bar warzelnia to widok standardowy w tego typu przybytkach, jednak już znajdujący się w ogródku budynek z dodatkową warzelnią, dwoma tankami leżakowymi i czterema fermentorami, to już rzecz osobliwa. Budynek jest mały, ciasny, co więcej (o zgroza!), za posadzkę robi tutaj bruk, wchodzący bezpośrednio z zewnątrz. Czyli browar bez kafelków. Z całą pewnością nikt się z tego powodu od piw Franciscan Well nie rozchorował, ale wśród delegacji polskiego Sanepidu taki widok spowodowałby pewnie grupowe omdlenie. No ale jak widać, da się i tak. Kolejną osobliwością jest rozlewanie piwa do butelek w Anglii, skąd piwo po rozlaniu jest reimportowane do Eire.

Przejdźmy do piw. Flagowy wywar browaru, Rebel Red, ma aromat karmelu przez który wyraźnie przebija się brzeczkowość i diacetyl, jest lekko kwiatowe, ma nutki rodzynkowe i pozostawia w gardle zielone nutki chmielowe. Trochę wadliwe (6/10). The Chieftain charakteryzował się wyrazistym nachmieleniem z nutką kociego moczu, akcentami słodkich owoców tropikalnych, wtrętami cytrusów oraz melona i słodyczą trochę mocniejszą od raczej umiarkowanej goryczki. Masełko też było, ale w ograniczonej ilości, można wybaczyć. Easy drinking (6,5/10). Blarney Blond to niby kölsch, ale faktycznie trochę owocowy, w stylu jabłkowo-gruszkowym. Trochę chleba, trochę masła (żeby pasowało), lekko metaliczny posmak. Piłem mniej wadliwe, a jednak gorsze (bo mniej wyraziste) kölsche (5/10). Najlepiej wypadł Shandon Stout, tyle że ja lubię piwa nasycone azotem. Słodowość, spalony chleb, brzeczka, lekka kawa. Gładkie, z długim posmakiem i stosunkowo konkretną goryczką. Bdb (7/10). Friar Weiss z kolei to przykład na to, jak nie powinno się robić hefeweizenów. Drożdżowo-goździkowe, z wytłumionymi nutami owoców. Ostrawe na podniebieniu, niezbyt przyjemne (4/10)

Tak więc browar jest całkiem sympatyczny, ale piwom do klasy światowej jednak trochę brakuje, tylko do stouta nie mam zastrzeżeń.

W ogóle Cork, co trzeba przyznać, jest dziwnym miastem. Mimo że jest drugie pod względem wielkości w całym kraju, to ze względu na niską, nieco chaotyczną zabudowę robi jednak prowincjonalne wrażenie. No i zgodnie z tą logiką, w czwartkowy wieczór stosunkowo wcześnie (było około 23-iej) dosłownie zamiera. Na ulicach można jedynie spotkać niedobitki intensywnych balang, w rodzaju wątpliwej urody panienek w miniówach, które chcąc najwidoczniej wypić na zapas przed zamknięciem lokalu srogo przeceniły swoje możliwości i teraz staczają rodeo ze swoimi szpilkami. Szkopuł w tym, że o tej porze niemalże niemożliwe jest znalezienie w centrum otwartego lokalu. I szwenda się człowiek, szwenda, całując klamkę tu i ówdzie, omijając co jakiś czas alkoholowe trupy, aż w końcu spragniony ląduje z powrotem w hotelu. Tutaj z kolei było 15 kranów. Gównie pisswassery, ale i Beamish czy Guinness. Na jednym był nawet miejscowy craft, tyle że Rising Sons Grainu Ale to słaby pseudo witbier. Banan, brzoskwinia, goździk w aromacie, smak zaś pusty, lekko pikantny, z odklejoną od reszty goryczką (4/10). Na craft na światowym poziomie musieliśmy jeszcze trochę poczekać.

Tak więc było w Cork. Mieście ładnie położonym, częściowo na pagórkach, częściowo nad wodą, niedaleko morza, ale z niską zabudową wyzbytą nici przewodniej, bez ładu i składu. Nie robi w zasadzie żadnego trwałego wrażenia, potencjał lokalizacji nie jest tutaj wykorzystany. No i jest to miasto dla starych ludzi. Źródełka wysychają przed północą, na ulicach robią się głuche pustki, a w oddali wyją wilki. Albo i nie, nie pamiętam.

Za niedługo kolejna, bardziej obszerna część relacji. Stay tuned!


[materiał powstał we współpracy z Pracownią Piwa]

Pracownia Piwa 5720427507956945306

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)