Konserwowanie polskiego craftu 39
https://thebeervault.blogspot.com/2022/05/konserwowanie-polskiego-craftu-39.html
Wracam po przerwie z przeglądem konserw, toteż i lekko nietypowo – wszystkie puchy w tym przeglądzie to piwa ciemne. Tylko dwie są ipkami, no ale właśnie czornymi.
Hoppy Russian Imperial Stout – takim podtytułem zagaja Maryensztadt w kolejnej odsłonie serii Darkness My Friend (ekstr. 30%, alk. 12%). Jak na dwunastoprocentowca piwo ma całkiem nieźle ukryty alkohol. Jak na dwunastoprocentowca ma zarazem wyjątkowo mało intensywny aromat oraz smak. Trochę cytrusów, melona, żywicy oraz brzoskwini tworzy nadbudowę nad zupełnie nikłą podstawą – ciemne słody ledwo prześwitują przez mało imponującą siłowo powłokę chmielową. W smaku piwo jest słodko-kwaskowe, całkiem gęste, lecz podobnie mało intensywne jak w aromacie. Plumka sobie niemrawo w tle i człowiek zastanawia się, czy warto organizm obciążać wyrobem, który pod względem sensorycznym jest wyjątkowo wątły. Słabe to jest. Maryensztadt to jeden z bardziej chimerycznych polskich browarów, zdolny do rzeczy imponujących, jak również mocno rozczarowujących. (4/10)
Ale intrygujący zapach – Dark Bidding od Funky Fluid (ekstr. 18%, alk. 8%) został doprawiony chmielami Nelson Sauvin oraz Motueka, gdzie pierwszy daje swoim zwyczajowym dieslem tak mocno, że w połączeniu z ciemnymi słodami daje to aromat pokrewny uzbrojonej w piec olejowy kotłowni moich teściów. I to jest komplement. Do tego zioła (może rozmaryn), lukrecja, czekolada, linomag (znowu ten Nelson!) oraz ciut tropików. W smaku całość jest dobrze przegryziona, w miarę cielista stosownie do parametrów oraz gorzka stosownie do stylu. Można mieć lekkie pretensje względem minimalnego hopburnu, ale właśnie – lekkie. Bardzo dobra sztuka. (7/10)
Ćma od dolnośląskich Czterech Ścian (alk. 7,5%) to kolejny powód, dla którego można się cieszyć z mini revivalu stylu black IPA w Polsce. Podbudowa słodowa, prażona bardziej niż czekoladowa, została zwieńczona chmielowo-owocową nadbudową złożoną z nut żywicy i cytrusów, w mniejszym stopniu danonkową manifestacją brzoskwini, subtelną papają oraz śladowym kokosem. Jako że goryczkę podkreślono i finisz generalnie ma wytrawny wydźwięk, można podsumować, że jest to podejście z jednej strony oldskulowe, skutkujące wyrazistym piwem, uzupełnione jednak o modną, delikatną multiwitaminową soczystość. Pijalność jest przy okazji wysoka, więc słowo „double” na etykiecie należy traktować z lekkim przymrużeniem oka. Bardzo smaczna rzecz. (7/10)
Rozjechane szczątki mumii, rozwleczone po torach kolejowych gorącego lipcowego popołudnia, podczas gdy obok pan Mietek kładzie nonszalancko świeżą warstwę asfaltu, mającą zaprogramowane tworzenie się dziur i pęknięć już nadchodzącej zimy. Jodyna rozlana w warsztacie po tym, jak Zdzichu, spawając po pijaku, przejechał płomieniem witkę kabli i swoją nogę na dodatek, więc trzeba było zdezynfekować. A do tego trochę czekolady, wafelków oraz chmielu. Cóż za piękna Katastorfa! Katastorfa 2022 (ekstr. 16%, alk. 5,4%) z Piwnego Podziemia ficzuring Same Krafty, rzecz jasna. Piwo ekstremalne, wydaje się, że można je albo kochać, albo nienawidzieć, tymczasem we mnie emocje są dokładnie wypośrodkowane. Dokładnie wypośrodkowane. Jest wyraziste, nie do końca ujmujące, bo na jedno kopyto, ale w tej swojej jednowymiarowości również absolutnie nie odpychające. Warto znać. (5/10)
Katastrofa sensu stricto wylądowała w moim szkle za sprawą Coffee od Funky Fluid (ekstr. 30%, alk. 10%). Brak słowa „pastry” na etykiecie mnie zmylił. Przy czym generalnie rozumiem ideę równoważenia kwaśności kawy odrobiną laktozy. Odrobiną. Tutaj wylądowało jej natomiast zdecydowanie za dużo. Na domiar złego kawa daje tutaj zielonym groszkiem i niedojrzałymi orzechami laskowymi, zagęszczenie słodyczą nie poszło równolegle z głębią, zaś baza słodowa jest niemalże niewyczuwalna (ciut kawowej czekolady w tle, odrobina popielniczki i tyle). Czyli podsumowując – płaskie jak eurolager, słodkie jak mały kotek i jeszcze niedobra kawa. Męczące, nieudane i niepotrzebne. (3/10)
Is Baltic Porter Citrus Nitro (ekstr. 22%, alk. 8,3%) the new Blackcyl Citrus? Nie do końca, przy czym nieco perfumowa, skórkowa, ciastowa cytrusowość łączy obydwa piwa od Trzech Kumpli. Porter bałtycki w tej odsłonie w aromacie wypadł mocno wypiekowo, słód żytni dał mu poza pełnią również nutki żytniego pieczywa, które to za sprawą nut korzennych trochę przypomina anyżowe chleby alpejskie, z drugiej strony jednak również ma coś z pumpernikla. Karmel też jest, jak i wspomniane ciastowe nuty cytrusowe. Brakuje mi w tym czekolady, która jednak w smaku jest jak najbardziej obecna, zaś chlebowe klimaty wycofują się podczas picia na dalszy plan. W finiszu jest też trochę nutek palonych, co daje piwu potrzebnej wyrazistości. Są tutaj rzeczy, które mi się podobają, ale są i takie, które bym pominął. Przede wszystkim tytułowy cytrus, którego perfumowość nie ubogaca piwa. Druga rzecz, to również tytułowe nitro – rzadko który mocarz gazowany azotem nie doznaje spłaszczenia głębi, co się w tym wypadku potwierdziło. Rezultat jest średni na jeża, podstawowy bałtyk z 3K jest moim zdaniem lepszy. (5/10)
Dwie wyraziste black ipki wygrały ten przegląd, mimo że spodziewałem się, że nic mnie nie rozczaruje. Reality check.