Mikkeller grzebie w odchodach
https://thebeervault.blogspot.com/2015/08/mikkeller-grzebie-w-odchodach.html
A raczej ktoś inny robi to za niego.
Kopi Luwak jest według wielu źródeł najdroższą kawą na świecie. Tysiąc euro za kilo to wszak poważna suma. Dzieje się tak dlatego, że kawy kopi luwak się nie uprawia. Każde ziarenko jest zbierane osobno po indochińskich lasach. Dzieje się tak jednak nie dlatego, że te ziarenka rosną sobie samotnie, a dlatego, że są przed zebraniem zjadane przez małe futrzaki, łaskuny. Jak to, przecież jeśli coś już zostało zjedzone, to nie można tego zjeść ponownie? Chyba że... Właśnie tak. Ziarenka kawy są pieczołowicie wygrzebywane z odchodów łaskunów, wsypywane do woreczka, i tak ziarnko do ziarnka i dopełni się miarka. Rzecz w tym, że ziarna nie są całkowicie trawione przez łaskuny, a jedynie poddawane oddziaływaniu łaskunich enzymów w trakcie wędrówki przez przewód pokarmowy, co owocuje pozbawieniem ziarn kawy ich typowej cierpkości. I piwa z taką kawą postanowiłem się właśnie napić.
Beer Weak Brunch Weasel jest, zgodnie z nazwą, lżejszą wersją tego piwa (alk. 4,8%). Duże ilości brązowego cukru i bakaliów, wanilii oraz tytoniu fajkowego są tutaj zmieszane z subtelnymi raczej wtrętami kawy. Ta ostatnia tak na dobre dopiero rozwija skrzydła w tytoniowym finiszu i pozostaje na dłużej w posmaku. Ciężko mi opisać jej charakter, ale sama w sobie jest subtelniejsza od kawy której nie wyłowiono z odchodów, nie daje piwu kwasku, natomiast pozostawia lekko tłuste wrażenie na podniebieniu, tak jak niektóre piwa wędzone. Stanowi tym samym kontrapunkt dla głównej części piwa, która jest bardzo lekka, ocierająca się o wodnistość. Inaczej mówiąc, bez tej ‘tłustawej’ kawy piwo byłoby wręcz kiepskie. Część kawowa jest fajna, ale jako całość piwo nie do końca przekonuje, jest wręcz pustawe. (5,5/10)
Przeleżakowany przeze mnie niemalże trzy lata, łącznie 4,5-letni Beer Geek Brunch Weasel (alk. 10,9%) zapowiadał się bardziej okazale. A tu klops, bo po przelaniu niecałych ¾ butelki do szkła zaczęły wpadać jakieś grudki. Zajrzałem więc do butelki i szczerze mówiąc, to takiej ilości szlamu na dnie spodziewałęm się co najwyżej po EDI’m, ale nie browarze o takiej renomie, i to jeszcze w piwie uznawanym przez wielu za jedno z najlepszych na świecie. Osad na dnie – to rozumiem, ale warstwa osadu wznosząca się wyraźnie ponad dolny brzeg etykiety to już jest przegięcie. Jednak to, co udało mi się przelać było rzeczywiście klasowym piwem, o głębokim aromacie likieru czekoladowego doprawionego wanilią i kawą. Piwo jest gęste, oszczędnie nasycone i gładko sunie po podniebieniu. Poziom kawowości jest z początku odrobinę niższy niż w Beer Weak Brunch Weasel, choć finisz jest tak samo mocno kawowy. Podobnie jak w Beer Weak nie ma tutaj typowo kawowej cierpkości, co jest pewnie zasługą użytej odmiany. Kawa zresztą wraz z ogrzaniem zwiększa swoją intensywność, pojawia się również delikatna skóra oraz sos sojowy. Piwo jest zbalansowane, ani za słodkie ani za gorzkie, natomiast alkohol jest w nim wzorowo ukryty. Jest ciut lepsze od Beer Geek Breakfast, od którego jest też mniej gorzkie. (8/10)
Dobra, świadome spożycie pokarmu który uprzednio został wydalony przez jakieś zwierzę mam już za sobą. Co będzie następne?