Ten Wąs niejednym piwnym gremium trząsł
https://thebeervault.blogspot.com/2018/11/ten-was-niejednym-piwnym-gremium-trzas.html
Na szybko, w ramach uzupełnienia ostatniego wpisu, wziąłem na tapet nie tylko Janusza Moczywąsa, ale i pozostałe medalowe piwa browaru Waszczukowe. Trzeba przyznać, że Podlasianie zareagowali błyskawicznie, a i kurier się spisał. Przy okazji nadarzyła się okazja, żeby sprawdzić, jak sobie bracia Waszczuk radzą kilka miesięcy po przejściu na własne gary.
Zaczynamy od Desitki (ekstr. 10%, alk. 4,1%). Skoro już nazwa piwa odwołuje się do piwowarstwa czeskiego, to jako pilsowy ortodoks niespecjalnie pozytywnie oceniam substytuowanie chmielu żateckiego Marynką. Sporo desitek które piłem, nie określiłbym również mianem piw wodnistych. Ta Desitka tymczasem jest marynkowo trawiasta, zbożowa, oszczędnie chlebowa i wodnista właśnie, z rachityczną goryczką i delikatną sugestią miodowej słodyczy. Poprawna, nadaje się do picia przy okazji, ale jest nudna, pustawa w smaku. A nie musiała być. (5/10)


No i co? Piwo w stylu, którego flagowym przedstawicielem jest niemiecki DAB, nadający się co najwyżej do podlewania nim trawnika (a i to tylko jak się chce zrobić trawnikowi na złość) wyszło naprawdę dobrze. No i okazało się, że w trudnej do okiełznania materii lekkich jasnych lagerów, na Podlasiu dają sobie radę. Wnioskuję, że z łatwiejszymi nowofalowymi górniakami tym bardziej nie powinni mieć problemów. Co cieszy, bo pierwsze piwa po uruchomieniu browaru fizycznego niekoniecznie były udane.
A Moczymorda spoko.