Środek polskiego lata 2017
https://thebeervault.blogspot.com/2017/08/srodek-polskiego-lata-2017.html
W ubiegłym roku skomponowałem dwa zestawienia z lekkimi polskimi piwami na lato. W roku obecnym myślę, że spokojnie ukażą się trzy odsłony tej serii, skoro obecnie publikuję część drugą, a już mam część materiału na trzecią. Wprawdzie tytuł niezbyt pasuje do końca sierpnia, ale wziął się stąd, że wpis był już gotowy na początku miesiąca, jeno ze względu na wojaże zagraniczne jego publikacja uległa przesunięciu. Wnioskuję, że po okresie nadmiernej fascynacji piwami wysokoballingowymi, polscy producenci zaczęli doceniać (a raczej to najpierw konsumenci zaczęli) piwa lekkie i sesyjne, które mają gasić pragnienie w letni, upalny dzień, a zarazem odróżniać się od eurolagerowych wodniaków niebanalnym, a przede wszystkim intensywniejszym aromatem i smakiem. Jak pokazuje większość z poniższych przykładów, od teorii do praktyki jest jednak długa i kręta droga.
Cóż może być ponad berliner weisse w ciepły, słoneczny dzień? Wprawdzie od razu mi w sumie do głowy przychodzą lepsze pomysły, no ale w kwestii piwa z pewnością nie jest to zły wybór. Sztuczna Mgła (ekstr. 10,4%, alk. 4,6%) to jak widzimy mocniejsza wersja berlinera, dodatkowo doprawiona chmielem Citra, skórką pomarańczy oraz kolendrą. Słodowy zapach z prześwitującą pszenicą i zsiadłym mlekiem każe wnet zapomnieć o dodatkach, choć gwoli ścisłości w finiszu się oprócz pszenicy coś na kształt kolendry przewija. Kwasek jest tutaj delikatny, słodowa kontra trochę bardziej konkretna, a mimo to piwo pozostaje rześkie, między innymi ze względu na efekt zsiadłego mleka, czy wręcz kefiru. Ciekawe podejście do stylu, z bardziej podkreśloną obecnością pszenicy i mocno wiejskim efektem lacto, ale przydałoby się tutaj trochę więcej zdecydowania w kierunku kwaśnym. I pomyśleć, że piszę to osoba do niedawna kwasów nie uznająca… tak czy owak, jest nieźle. (6/10)
Squeezer, kwas od Deer Beara (ekstr. 7,8%, alk. 2,8%), zapowiadał się nieźle, ale okazał się średni. Plusy to wyraźna, fajna morela oraz niespodziewanie owsiankowy posmak, utrzymujący się długo na podniebieniu. Dobrze te elementy ze sobą grają. Elementem neutralnym jest rabarbar, wyczuwalny, ale bardzo słabo w tle. Rozczarowuje brak konkretniejszej kwaśności, mimo posmaku pokrewnemu rozgryzionej tabletce witaminy C. No a skoro kwasek jest niemrawy, to i lekkość piwa staje się jego utrapieniem. Albo wte albo we wte. Rezultat jest więc raczej wodnisty, mało intensywny i niezbyt rześki. (5,5/10)
Zadaniu stworzenia piwa skrojonego na ciepłe lato (dla odróżnienia od lata w Polsce) sprostał Nepomucen. Chill jest piwem nie tylko bardzo lekkim (ekstr. 9,9%, alk. 4%), ale również bardzo rześkim. Dominuje w nim dodana skórka cytryny, która poprzez oddziaływanie na nią słodów robi lekko kandyzowane wrażenie. Finisz jest delikatnie żywiczno-koloński, a dzięki skórce przy tym również nieco perfumowy. Karmelu ni mo, a z goryczką absolutnie nie przesadzono, więc nie ma się tutaj do czego doczepić. Bardzo dobre. (7/10)
Typowo letnim trójpakiem przyatakowała Pracownia Piwa. Seria 800! to trzy razy bardzo lekkie (ekstr. 6%, alk. 1,8%) gose z laktozą oraz owocami, kolejno z marakują, mango i wiśnią. Jako fanatyka marakui najbardziej kręciło mnie pierwsze, choć najbardziej ciekawiło trzecie. Wypiłem je chronologicznie, pod rząd, w drugi dzień dekompozycji szczęśliwie już śniętej knajpy. Jedynka to zgodnie z oczekiwaniami buch marakui uzupełnionej o nutkę mineralną oraz mleczną. W smaku wszystko gra, piwo jest niesamowicie rześkie, marakujowe, słonawe z umiarem, kwaskowe, a jednocześnie wygładzone przez laktozę, przyjemnie chlebowe w posmaku, no i mimo wszystko nie jest to stereotypowy cienkusz, wbrew parametrom. Świetne, do wypicia w trzy hausty (7,5/10). Zgoła odmiennie prezentuje się wersja nr 2. Wydaje się być ciut wyraźniej słona i mniej owocowa, przede wszystkim jednak jest siarkowa. W smaku na szczęście nie tak bardzo jak w zapachu, ale jest zgrzyt. Na odcinku rześkości piwo również niedomaga. Mango to nie jest jednak to samo co marakuja również i pod tym względem, kłopot jednak głównie w tym, że jest go tutaj bardzo mało i robi wrażenie przytrzaśniętego wspomnianą wadą. Szkoda (4/10). Najciekawiej wyszła faktycznie wersja trzecia. Nuty wiśniowe mają tutaj miąższowo-sokowy charakter, pestkowymi bym ich nie określił. W aromacie jednoznacznie dominują, nie czuć specjalnie niczego poza nimi. Budowa piwa jest kontrastowa, bowiem lekko kwaskowy (najmniej z wszystkich trzech piw, ale jednak), lekko słonawy (to samo co z kwaskiem) smak jest z innej bajki niż słodki zapach. Piwo jest również najprostsze w konstrukcji z tej serii, a zarazem faktycznie przyjemne (6,5/10).
Następne piwo pojawiło się w tym przeglądzie nie dlatego, że jest dostępne w lato, a dlatego, że dostępne nie jest. A być powinno. Pamiętam, jaki szum towarzyszył pierwszej kooperacji Pinty, AleBrowaru i Piwoteki. Wyszedł z tego bardzo fajny chmielowy weizen, no i o całym projekcie było głośno. Tegoroczna, czwarta już kooperacja pod szyldem B-Day przeszłą w zasadzie bez echa, mimo że zapowiadała się najciekawiej. Panie Proszą Panów (ekstr. 9%, alk. 3%) dostała określenie ‘perlage dry new zealand IPA’, co się przekłada na nowozelandzkie chmiele, drożdże szampańskie oraz sok z winogron. W aromacie jest oczywiście mocno białogronowo i biało-winnie, ale i po nowozelandzku naftowo oraz grejpfrutowo, a ja tutaj jeszcze kwiat bzu w niemałej ilości wywąchałem. Jest faktycznie wytrawnie, lekko i rześko. To jest być może najlepsza odsłona całej serii, szkoda, że o niej akurat było tak cicho. (7/10)
Nadzieje robił Idaho, niskoalkoholowy ejlik od Deer Bear, doprawiony chmielem Idaho7 (ekstr. 7,8%, alk. 2,2%). Chmiel sam w sobie jest ponoć cytrusowy i lekko tropikalny. Teoria rozminęła się w praktyką w przypadku mojej butelki o kilka hektarów uprawnych. Wyczułem głównie jabłka razem ze skórką (nie aldehyd). W smaku owszem, jest delikatny melon, ale posmak to ponownie jabłka. Goryczką to piwo niemalże nie dysponuje, z kolei żyto prawilnie podbija odczucie pełni. Koniec końców smak jest zbyt mało aromatyczny, a profil wieje nudą. Przynajmniej brzeczka nie przebija, co jak na piwo o takim woltażu nie jest oczywistością. Ale 1 na 100 pozostaje w segmencie niskoalkoholowym nadal niepobite. (4,5/10)
Kormoranowi nie może również zagrozić Cienki Bolek z Browaru Na Jurze. 2% alko przy 80 IBU zapowiadało masakrę podniebienia alfakwasami, tymczasem goryczka jest wprawdzie mocna, ale spodziewanego efektu rozpuszczenia gardła nie zaznałem. Może i dobrze. Nut typowych dla amerykańskich chmieli tutaj nie czuć. Dominują nuty trawiaste, tytoniowe, może delikatnie kwiatowe, na lekkiej, zbożowej, choć i brzeczkowej podbudowie. Inaczej mówiąc, piwo pachnie pokrewnie niemieckiemu pilsowi w wersji nealko. W smaku brzeczka nabiera na sile, co daje nuty kojarzące się z mokrymi trocinami i rozmoczoną słomą, po czym następuje goryczka, która jednakże nawet pozostając obrazowo w tematyce niemieckich pilsów nie powala swoją mocą. I to by było w zasadzie tyle. Mamy tutaj więc do czynienia z polską wersją Nanny State BrewDoga, tak samo niewartą zachodu jak piwo ze Szkocji. (3,5/10)
Pinta swoim Hopby (ekstr. 9%, alk. 4%) udowadnia, że niski balling wcale nie musi iść ręka w rękę ze słabym aromatem i wodnistością. Piwo pachnie mocno słodkimi cytrusami pokroju pomarańczy, mandarynki, kumkwatu i różowego grejpfruta, jest przy tym miękkie i ułożone, wprawdzie niezbyt mocno goryczkowe, ale za to rześkie i bardzo pijalne. I w rzeczy samej, szkło było już niemalże puste, kiedy kończyłem pisać te słowa. Bdb. (7/10)
Kontraktowiec Hopster dostał ode mnie rok temu czerwoną kartkę, skusiłem się jednak na Gose z Brzoskwinią (ekstr. 10%, alk. 3,6%). W aromacie brzoskwinia niczym z Danonków jest atakowana przez nuty mineralne, co się jednak gryzie, ze szkodą dla spójności piwa. Smak jest lekko mleczny i landrynkowy, delikatnie słonawy i raczej subtelnie kwaskowy – nie są to wyżyny stylu, ale nie jest źle. Finisz z kolei jest nijaki i pusty i w zasadzie jedyne ciepłe wspomnienie po piwie pozostawia jego specyficzna, sympatyczna brzoskwiniowość. (5,5/10)
Berliner weisse z truskawkami był rewelacyjny, kwas z żurawiną mocno rozczarowujący, z kolei Berliner Weisse Blackcurrant (ekstr. 9%, alk. 3,6%) stanowi powrót Browaru Stu Mostów do formy wyjściowej. Piwo pachnie połączeniem dominującej rzecz jasna czarnej porzeczki, jeżyny i delikatnej maliny z jogurtem, co się sumarycznie przekłąda na piwną wersję fioletowych danonek zmiksowanych z lodami frutti di bosco. Z kwasem nie przesadzono, wskutek czego piwo jest lekkie i rześkie, a zarazem nad wyraz aromatyczne. Nie jest to jeszcze poziom Truskawki, ale piwu naprawdę niedaleko. Brawa dla Mateusza. (7,5/10)Zwycięzcą zestawienia jest Browar Stu Mostów, który bardzo udanie eksploruje owocowe warianty berlinera. Bardzo zadowalająco wypadły też Pinta, Łańcut, kooperacyjny B-day, Nepomucen z Chillem i pierwsza wersja pracowniowej osiemsetki. Było też kilka rozczarowań, ale generalnie poziom był wyższy niż w pierwszej odsłonie tegorocznej serii letniej. Zobaczymy, jak będzie w odcinku nr 3, planowanym na koniec kalendarzowego lata.
