Loading...

Sześciopak polskiego craftu 159-163


Kolejny wielopak, czyli poczwórny sześciopak, nosi znamiona czasów minionych – wszak większość opisanych tutaj piw to wersje lane, pite z okazji różnych wypadów wrześniowych oraz październikowych do multitapów, w okresie, który być może będzie się kiedyś określało mianem schyłkowego okresu polskiej gastronomii. Może to brzmieć fatalistycznie, ale jak się czyta sam wykaz już kilkudziesięciu przedsięwzięć gastro w samej Warszawie, które się ponownie nie otworzą wskutek lockdownu, jak się czyta o dramatach zbankrutowanych decyzjami administracyjnymi przedsiębiorców, którzy czasami nie mają niemalże czego do garnka włożyć, to krew człowieka zalewa. Myślę sobie swoją drogą, że jeśli w następnym roku nie nastanie jeszcze czas Wielkiego Resetu i absolutnej dominacji międzynarodowych korporacji (a myślę, że rozwój sztucznej inteligencji jest na wciąż zbyt niskim poziomie, żeby nam psychopaci rozdający karty mogli w krótkim czasie zafundować taką dystopię), to dominującą formą działalności gospodarczej w Polsce stanie się spółka z ograniczoną odpowiedzialnością. Na razie jednak pochylmy się nad piwami, jak już napisałem wychylonymi w większości w środowisku naturalnym, czyli w knajpie.

NEIPA z jajami – takim mianem można określić Mermaid Veritas (alk. 8%). Pita ponad rok po debiucie z butli zrobiła na mnie takie samo wrażenie jak z pierwszej warki w wersji beczkowej. Delikatne żółte owoce tropikalne fungują tutaj jako uzupełnienie tła, piwo jest bowiem w głównej mierze soczyście cytrusowe – wyczułem skórki cytrusowe, pomarańczę, cytrynę oraz trochę limonki. Soczystość więc jest, jest i goryczka – naprawdę mocna, ipkowa w tradycyjnym sensie, ale zarazem miękka, daleka od łodygowej szorstkości. No i niemałe alko jest tak mocno ukryte, że to intensywne w smaku piwo wchodzi jak sesyjniak. Wszystko tutaj świetnie gra, moim zdaniem jedna z najlepszych polskich ipek. (8/10)

Stouty nieimperialne są taką rzadkością, że każdy cieszy – o ile jest dobrze zrobiony, rzecz jasna. Hajer wlał swojego Farorza (alk. 5,5%) do beczek po whisky Early Times i wyszedł z tego niezły cymesik. Z jednej strony mamy tutaj znany z podstawki melanż gorzkiej czekolady, nut palonych, cygara i pomniejszych nutek kawy. Z drugiej w tle plumka sobie waniliowa klepka, zaś piwo zyskało nieco kremową teksturę. Świetna sprawa. (7,5/10)

Puwi
(ekstr. 16%, alk. 6,5%) to dowód na wpływowość blogera Ramiego oraz dobrą formę Ziemi Obiecanej. Dodany sok z calamansi wypadł bowiem o dziwo stosunkowo mało perfumowo, a w synergii z użytymi chmielami (Citra BBC, Mosaic, Simcoe) sprawił wręcz, że piwo mocno pachnie i smakuje bardzo soczystą, dojrzałą pomarańczą, choć i grejpfruta można wyczuć. Piwo jest stosunkowo lekkie, w finiszu półwytrawne, bardzo szybko wchodzi oraz orzeźwia. No, czyli jest chlalne. Bdb. (7/10)

W szpuntowych Golden Ratio brakowało mi goryczki, z kolei w dziele pt. The Drawer’s Land (ekstr. 16%, alk. 5,5%), uwarzonym razem z Innymi Beczkami, trochę tej goryczki jest, przy czym nie zaniedbano kwestii soczystości. Aspekt chmielowo-owocowy jest reprezentowany przez nuty dżemu morelowego, pomarańczy i bardziej subtelnego mango, zaś piwo tak szybko znikło ze szkła, że ciężko było robić notatki. Bardzo fajna sztuka. (7/10)


Piwne Podziemie
obdarzyłem ponownie zaufaniem za sprawą polecenia Szymona z Dziennika Piwnego (polecam). Pisał co prawda, że łagodniejsza w finiszu druga wersja Citizen Insane mu jeszcze bardziej podeszła, ale w wersji Azacca Galaxy (ekstr. 20%, alk. 7,2%) to grejpfrutowa, podkreślona goryczka stanowi dla mnie kropkę nad "i". Czy jest to najlepsza polska Double NEIPA? Nie wiem, ale top5 na pewno, być może nawet top3. Idealnie gładka, ale zarazem gorzka, ze świetnie schowanym alkoholem. Soczysta i owocowa, z nutami gorzkiej pomarańczy, brzoskwini, skórki mandarynki, mango, ananasa i delikatną cytrynowo-skórkową ziołowością oraz wspomnianym grejpfrutowym finiszem. Bardzo subtelny hop burn wychodzi na wierzch tylko dlatego, że to piwo tak szybko wchodzi. Petarda. (8,5/10)

Mimo, że u siebie w śniętej knajpie miałem Yam Yam od Deer Beara na kranie, hurtownik ten wypadł z orbity moich zainteresowań w momencie, w którym zacząłem go kojarzyć z piwami dowalonymi aromatami zza pazuchy Mendelejewixa. Należy jednak pamiętać, że robią również piwa bez tego typu dodatków. Taki Easy Peasy (alk. 6%) to smaczna rzecz, bez zbędnych plugastw. Jest soczyste i goryczkowe zarazem, są nuty brzoskwini, moreli, ale również delikatnego czerwonego jabłka. Smakowało mi. (6,5/10)

Polska black IPA? Albo w ogóle jakakolwiek black IPA? Bierę! Tak rzadki styl, a jeden z moich ulubionych. Jest jak grindcore – od zawsze niesprzedawalny, a jednak wywołujący ciepłe uczucia w serduszku. Locomotive Breath od hurtowni Monsters (alk. 6%), zaopatrzony w piękną etykietę patykiem pisaną, widoczną na zdjęciu, to bardzo fajne piwo. Nawet jeśli Jethro Tull to rock a nie grind. Zwyczajowe dla polskich reprezentantów stylu połączenie żywicznej czekolady z cytrusami jest tutaj uzupełnione o efemeryczną owocowość. Nie jest to nadmiernie intensywne piwo, ale za to mimo stonowanej goryczki przyjemnie wytrawne i dlatego też szybko pijalne. Smaczne. (6,5/10)

Pierwsze spotkanie z kontraktowcem Tankbusters uznaję za w pełni udane. West coast IPA o nazwie Cybertank (alk. 6,4%) to faktycznie książkowy przykład west coasta. Piwo mocno cytrusowe z delikatnym wtrętem żywicznym, czyste, mocno gorzkie, ale nie łodygowe, bardzo subtelnie (retronosowo) słodowe (chleb/ciasteczka), rześkie i niesamowicie pijalne. Świetna sztuka, będę musiał poświęcić twórczości chłopaków więcej uwagi. (7,5/10)

Jest na polskim rynku miejsce na west coast ipkę, i to niejedną. Takim tworem zagaiło Piwne Podziemie i wyszło im to bardzo zadowalająco. California Banger #1 (ekstr. 15%, alk. 6,6%) to klarowne i wytrawne piwo, buchające grejpfrutem, sosną oraz odchmielowymi siarkopodobnymi motywami na miejscu przecięcia spalin oraz duriana. No i co prawda jest tutaj wyczuwalna słodycz resztkowa, ale finisz zmywa ją całkowicie z ust za sprawą bardzo, jak na obecne czasy wręcz niemalże ekstremalnie mocnej goryczki. Świetne, mocno pijalne piwo. Propsuję. (7,5/10)

Absolutnie nie propsuję DDH DIPA Nelson Sauvin Enigma (ekstr. 20%, alk. 7%), tworu AleBrowaru z serii, która krótko po premierze dwa lata temu miała szansę wkopać AB ponownie, po wielu latach sromoty, do peletonu polskiego craftu. Aromat jest dość złożony, zarazem jednak nieco chaotyczny, mało spójny. Przejrzałe pomarańczowe cytrusy, kandyzowana (vel nieco landrynkowa), przesłodka pomarańcza, trochę marakui, białe grono, agrest, w smaku dodatkowo limonka, eukaliptus oraz delikatna rumiankowa kwiatowość. Nie gra mi to. W dodatku zdecydowano się na wariant najbardziej oczywisty w formie przerysowanej, czyli słodki, bez goryczki, na modłę najbardziej mdłego eurolagera. Brak zbędnej goryczki – w taki sposób mem stał się rzeczywistością. I to u piwowara, który lata temu słynął z ciężkiej ręki do sypania chmielu. W odróżnieniu od ddh neipek od konkurencji piwu brakuje gładkości i soczystości, żeby ten brak w jakikolwiek sposób zniwelować. Słabe. (4/10)

Prosta ipka jest prosta. Bywa też smaczna. Tru Skul od Ziemi Obiecanej (alk. 6,6%) zagaja miksem owoców cytrusowych w formie chmielowej wspomaganej przez oddrożdżową. Pomarańcza i pomelo wyznaczają tutaj trajektorię, goryczka jest średnio mocna, a soczystość umiarkowanie obecna. Nie jest to gwiazda na firmamencie polskiego craftu, ale z całą pewnością jest to piwo solidne. (6,5/10)

Tymczasowym łabędzim śpiewem dla Weźże Krafta (nota bene absolutnie świetnie się dla knajp na krakowskich Dolnych Młynów złożyło, że ten rok okazał się i tak rzeźnią polskiej gastronomii – mogą się ponownie otworzyć w innym miejscu, jak nasi zarządcy łaskawie nam pozwolą na odrobinę słońca w życiu) niech będzie warzona dla tego tapu Desitka. Olaboga, ależ to piwo było niedobre. Świeżo otwarta paka popcornu z masłem prosto z mikrofali, z plasterkiem jakiegoś cytrusa w roli listka figowego. To już nawet Holba jest lepsza. Nawet Holba! (3/10)

Pamiętam, jak koło roku bodajże 2003 łaziłem po krakowskich spożywczakach w poszukiwaniu piw przypadkowo odkrytego przeze mnie Browaru Stary Kraków, pierwszego nowofalowego kontraktowca w Polsce. Rzadko kiedy udawało mi się znaleźć butelki losowo wstawiane do niektórych Lewiatanów, czasami można było zanurzyć usta w wyrobach BSK w Non Ironie, a chwilę później marka zniknęła z rynku. Obecnie ponownie można ją obadać, aczkolwiek wskutek zamknięcia knajp jest to pewnie tak samo utrudnione, jak u zarania jej istnienia. Bracka (alk. 6%) to bardzo dobra oldskulowa ipka z podbitą bazą słodową, ale i mocno charakterną goryczką. Połączenie cytrusów, żywicy i delikatnej róży gwarantuje ipkową podróż w czasie. Bardzo fajna rzecz. (7/10)

Stary Kraków Z Widokiem Na Świat Kraftu
(alk. 3%) to kolejne bardzo udane piwo. Klasyczny berliner oferuje wyraźną cytrynową kwaśność, delikatne jogurtowe wtręty, w posmaku przebłyski pszenicy, przede wszystkim jednak rześkość. Podobnie jak ipka powyżej jest to zupełnie klasyczne i bardzo udane podejście do korespondującego stylu. (7/10)

Nie był ten wrzesień wcale taki smutny – udało mi się zaliczyć jedną z najlepszych imprez ostatnich lat, kiedy z Anią łaziliśmy po tapach i klubach krakowskich Dolnych Młynów, zakontraktowaliśmy w którymś momencie koronkę i wskutek tego przez dziesięć dni polski krafcik wchodził mi bez oporów, bo nie czułem jego zapachu. Pinta wówczas (jeszcze kiedy miałem powonienie) wypuściła na rynek Blue September (alk. 5,6%), w którym gnilne tropiki przechodziły w duriana, w tle zaś plumkały sobie limonkowe cytrusy, kwiaty łamane przez geranium, a nawet trochę zboża. Fajne, gorzkie piwo, o trochę innym profilu niż obecna moda nakazuje. (6,5/10)

Wiele lat temu obecność chmielu Vic Secret w składzie często zwiastowała goryczkową destrukcję gardła. Tymczasem The Other Side Of The Hop (ekstr. 16%, alk. 6%) z hurtowni Monsters jest piwem słodkawym, obywającym się niemalże bez goryczki. Jest za to lekki hop burn, przybrudzony wiejski fenol plus kwiat bzu oraz słodkie soczyste tropiki. Forma pozostawia wiele do życzenia. (4,5/10)

Tak samo rozczarowująco bezgoryczkowym piwem jest Monsters Bundle Of Hops (alk. 5,5%). Połączenie słodkich, dojrzałych cytrusów i gnilnych, durianowo-dieslowych klimatów może się podobać, brakuje jednak przeciwwagi dla lekkiej, ale obecnej słodyczy. A szkoda. (5,5/10)

Zdecydowanie lepiej wyszło Jankowi Gadomskiemu malinowe gose Lost In The Supermarket (alk. 5,5%). Trochę zboża trącącego lekko marchewką nie jest problemem przy takiej soczystości i rześkości. Czułem skojarzenie z babcinym sokiem z malin, tyle że kwaśnym, a nawet lekko pikantnym, uzupełnionym o nutkę mineralną. Bardzo dobry przełamywacz przed kolejną ipką. (7/10)

Jak To Szło
od Ziemi Obiecanej (alk. 5,5%) wpisuje się w nurt piw solidnych, ba, fajnych, ale nie zapadających w pamięć. Piwo jest bardzo soczyste, mocno cytrusowe, z dosadną dawką liczi oraz owocem mango w tle. Słodkawe z lekkim hop burnem, dość lekkie w smaku, niestety wybrakowane w zakresie goryczki. Spoko, ale już zapomniałem, że takie coś w ogóle piłem. (6,5/10)

Dużo lepiej wyszło Ziemi Obiecanej piwo o nazwie Dziękuję i Pozdrawiam (alk. 6,6%). Pachnie podobnie do gumy Turbo – dużo moreli, trochę brzoskwini i ananasa. Kwaśność jest tutaj lekka, zaś ciało podbite i w tych proporcjach to dobrze wyszło – nie ma dysonansu, na jaki cierpią cieliste, a zarazem mocno kwaśne piwa, no i nie tłumi soczystości. Rześkie, mocno pijalne piwo. Oba kciuki do góry. (7/10)

Nie miałem dobrych doświadczeń z browarem Incognito, przyszła więc pora na wyjątek od reguły. Rebel (alk. 6%) to półpełna, miękka ipka o podbitej, ciut cierpkiej goryczce oraz bukiecie poruszającym się w triadzie cytrusy, żywica oraz brzoskwinia. Bardzo dobre piwo, dużo lepsze od moich dotychczasowych, butelkowych przygód z tym browarem. (7/10)

Ponowna próba z Browarem Zakładowym ponownie nie dała satysfakcjonującego rezultatu. 800 Procent Normy (ekstr. 19%, alk. 8%) jest niestety zdominowane perfumowym calamansi, a przy tym słodkawe i przyciężkawe. Cierpka goryczka nieudolnie próbuje stanowić przeciwwagę, więc koniec końców piwo zamula i przytłacza perfumowością. Szkoda. (4,5/10)

Wybrane piwa Cześć, Brat! potrafią dostarczyć. Dobrze Cię Widzieć (alk. 5%) to soczysty, skórkowy cytrus wspomagany przez siarkopodobne akcenty pokrewne durianowi. Z jednej strony piwo jest soczyste, z drugiej ma jednak wytrawny finisz. Nie mam zastrzeżeń, bardzo udany wywar. (7/10)

Na pewno na blogu nie zagościła jeszcze Przetwórnia Chmielu, wrzucam ich więc jako ostatnie piwo w tym przeglądzie. Po skosztowaniu Bush Craft Draft (ekstr. 12%, alk. 4,5%) mam jednak ochotę na więcej. Soczyste piwo o wątłym ciele, dające po zmysłach kartonem czerwonych owoców przy średnim natężeniu kwasu. Rześkość jest tutaj zdecydowanie na plus. Bardzo dobre piwo. (7/10)

14:10 – tak wyglądają proporcje liczbowe piw, które bym powtórzył. Chociaż gdybym miał w końcu sposobność, żeby je powtórzyć w środowisku naturalnym, czyli w knajpie, w powtórzyłbym nawet te średnie. Zwycięzcą jakościowym tego multipaku zostaje Piwne Podziemie i ich Citizen Insane Azacca Galaxy, któremu po piętach depcze Mermaid Veritas. Do następnego!

sześciopak polskiego craftu 2772736604027611408

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)