Loading...

Wyspa Wielkanocna i najbardziej odizolowany browar na świecie

Wprawdzie Wyspa Dziwnych Posągów należy do Chile, jest jednak zamieszkana przez przeszło siedmiu tysięcy Polinezyjczyków, a jednocześnie oddalona od politycznej miacierzy o kilka tysięcy kilometrów, więc ciężko ją traktować na poziomie intuicyjno-emocjonalnym jako część konstytutywną Chile. No ale nas tutaj ciekawi, że na Rapa Nui, wyspie której daleko jest do samowystarczalności, działa browar. I to browar craftowy. Usytuowanie czyni go najbardziej odizolowanym browarem na świecie. Dostałem dwa piwa z browaru Mahina, które miałem włożyć w przegląd piw świata, kiedy jednak zgłębiłem się w samą Wyspę, postanowiłem stworzyć odrębny wpis. Trochę podróżniczy, ale bez odbycia podróży jako takiej.

Sama wyspa jest bowiem fascynująca. Nie wiadomo, w jaki sposób miejscowi wybudowali na jej terytorium słynne posągi (moai), wiadomo jednak, że zasiedlili ją około 1200 roku. Frapujące wydaje się, w jaki sposób Polinezyjczycy przepłynęli taki kawał oceanu i z jakiego powodu to uczynili. Najbliższym zamieszkałym lądem są bowiem obecnie wyspy Pitcairn, a te zostały przecież zasiedlone przez słynnych buntowników ze statku Bounty dopiero pod koniec XVIII wieku. Sama Rapa Nui z kolei leży w pewien sposób w tropikach, nie jest to jednak przyjemny tropik Mikronezji, a tropik wietrzny, zasypujący wyspę słoną morską bryzą i częstymi opadami, wskutek czego rolnictwo w tym miejscu napotyka pewne trudności.

Niewiele wiadomo o historii Wyspy Wielkanocnej, przypuszcza się jednak na podstawie dziennika wyprawy, że kiedy w 1722 roku do wybrzeży wyspy przybył holenderski żeglarz Jakub Roggeveen, postępujące wylesienie stanowiło dla jej mieszkańców już spory problem. Tyle że inni uczestnicy tej ekspedycji pisali o bananowcach, uprawach ziemniaków, a nawet o znajdującym się na wyspie lesie – tak więc przekazy są mocno niespójne. Można jednak założyć, że dziennik wyprawy jest najbardziej wiarygodny, zaś przy tego typu wyprawach uczestnicy pisząc retrospekcje mogli mylić jedne wyspy z drugimi.

Głównonurtowa narracja zresztą wykorzystuje Rapa Nui jako argument w neomaltuzjańskim wieszczeniu nieuchronnego upadku cywilizacji w przypadku przeludnienia i związanej z nim nadmiernej eksploatacji dóbr naturalnych. Według tej narracji, Rapa Nui była niegdyś rozwiniętą kulturą, która wskutek deforestacji zadała śmiertelny cios własnemu społeczeństwu. Cywilizacja ta zakończyła swój żywot w spirali głodu i kanibalizmu, wynikłych z nadmiernej eksploatacji dóbr naturalnych. Narracja ta opiera się w głównej mierze jednak na spekulacji. Faktem jest, że na Wyspie Wielkanocnej nie ma już wielkich palm, które ją kiedyś pokrywały. Faktem jest też, że ogółem rośnie na niej tylko 48 różnych roślin, z czego 14 zostało przywiezionych przez jej polinezyjskich kolonizatorów, nie ma więc mowy o bioróżnorodności. Faktem jest również – i to jest najbardziej istotne dla zrozumienia tego, co spowodowało upadek wyspy – że w zasadzie jedynymi kręgowcami na jej terenie są kurczaki oraz szczury. I to szczury są tutaj kluczem do zrozumienia losu Wyspy Wielkanocnej.

Polinezyjczycy bowiem jak najbardziej używali palm jako surowca, ale ten surowiec miał przy ograniczonej populacji wyspy spore możliwości regeneracyjne. Niestety jednak, polinezyjskie szczury, które przypłynęły wraz z kolonistami i stanowiły jedno ze źródeł ich pożywienia, żywiły się między innymi orzechami palm, uniemożliwiając drzewom utrzymywanie swojego cyklu odradzania się. Populacja wyspy prawdopodobnie nigdy nie przekroczyła znacząco 3000 osób, co czyniło rabunkową eksploatację mało prawdopodobną, a przynajmniej liczba mieszkańców nie powinna powodować wycinki drzew na skalę, która wykraczałaby poza możliwości regeneracyjne drzewostanu. Ilość przetrawionych przez szczury resztek orzechów palm, które w trakcie badań archeologicznych odnaleziono na wyspie, a konkretnie fakt, że niemal wszystkie skorupki odnalezione były pogryzione przez szczury, wskazuje na rzeczywistego sprawcę deforestacji. Szczególnie, że poza człowiekiem szczury nie miały na Rapa Nui naturalnego wroga, a za to miały niemalże nieograniczoną ilość pożywienia. W takich, niemalże idealnych warunkach jedna para szczurów w ciągu trzech lat może się rozrosnąć do nawet 17 milionów osobników. A jest udokumentowane, jak duży, destrukcyjny wpływ mają szczury na roślinność na danym terytorium. Obecnie szacuje się, że w szczytowym okresie populacja szczurów na Rapa Nui wynosiła ponad trzy miliony. Wyspa nie jest duża. Wychodzi 75 osobników na ar. Czyli Wyspa Wielkanocna jako wielka zagroda dla szczurów, żrących wszystko, co się do jedzenia nadawało.

Większe problemy spowodowało jednak przybycie Białego Człowieka. Między bajki można włożyć doniesienia o dziesiątkach tysiącach mieszkańców wybitych przez najeźdźców – wskutek ograniczeń środowiskowych populacja wyspy nigdy nie przekroczyła znacząco 3000 osób. Faktem jest jednak, że to nie deforestacja w głównej mierze spowodowana przez szczury spowodowała upadek Rapa Nui. To choroby, walki i niewolnictwo wyniszczyły lokalnych Polinezyjczyków. W połowie XIX wieku uprowadzono z wyspy tysiąc osób jako niewolników. A do końca lat 1870-ych populacja została zredukowana do przeszło stu osób. W 1888 roku aneksji wyspy dokonało Chile, które odtąd panuje nad tą ziemią. Początkowo praktykowało politykę czysto kolonizacyjną, dzierżawiąc wyspę szkockiej firmie zajmującej się hodowlą owiec, czy też uniemożliwiając miejscowym uzyskanie chilijskiego obywatelstwa aż do 1966 roku.

Nie wolno im było również produkować alkoholu, co jednak nie powstrzymało dziadka Mike’a Rapu od pędzenia bimbru z kukurydzy. Kary cielesne, jakie pociągało za sobą granie na nosie władzom, stały się inspiracją dla Mike’a, który w 2008 otworzył wraz ze wspólnikiem jedyny działający na wyspie browar, Cervecería Mahina. Zatrudnił jako piwowara Pedro Salafate, Chilijczyka z Santiago, który był piwowarem domowym, ale nigdy wcześniej nie warzył w browarze komercyjnym. Krótko później pierwsze piwa marki Mahina ujrzały świat. W 2012 roku, po próbach „eksportu” piwa do Chile, które ze względu na narzutę cenową generowaną przez transport lotniczy, zakończyły się fiaskiem, browar zamknął swoje podwoje. Rapu wykupił w końcu udziały od swojego wspólnika i w 2014 roku browar został ponownie uruchomiony. Salafate znowu dostał okazję warzenia piw dla świata. To znaczy – dla tej części świata, która odwiedza Wyspę Wielkanocną. Nie jest to duża część, jako że ilość turystów, którzy dostają od gubernatora pozwolenie na pobyt na Rapa Nui wynosi obecnie około 100 tysięcy rocznie. Stanowią oni 80% konsumentów piwa marki Mahina, które jest spożywane jedynie na miejscu. Nic dziwnego, skoro miejscowa ludność liczy sobie obecnie tylko 7750 osób. 20-30 hektolitry miesięcznej produkcji nie wydaje się jednak mało jak na taki skrawek naszej planety.

Wyspa przyciąga zresztą niepospolite osobowości, na przykład pewnego Japończyka, który jest jednym z najbardziej osobliwych restauratorów na świecie. Z tego co mi opowiedziano, miejscowa ludność emanuje… rezerwą. Nie jest specjalnie pozytywnie nastawiona wobec turystów, nie charakteryzuje się też zbytnią elastycznością względem nich. Ale pomyślcie – prawie osiem tysięcy osób, mieszkających na wyspie, której daleko zarówno do samowystarczalności, jak i najbliższego zamieszkałego lądu, która ma w swojej historii epizod wybicia niemalże do cna i passus wymuszonego brakiem pożywienia kanibalizmu – chyba każdy byłby mocno nieufny.

Tyle a propos samej Wyspy, pochylmy się na koniec nad produkowanymi lokalnie craftami.

Mahina Pale Ale (alk. 5,4%) to piwo zaskakujące. To znaczy, jak się człowiek nastawi na potężną dawkę estrów podszytą słodami i niskie nachmielenie, to go nie zaskoczy. Poziomki i truskawki nadają tutaj ton, w sposób silny i zdecydowany, ale mimo to w pewien sposób przyjemny. Podszycie stanowi fajnie skomponowana słodowość, kojarząca się z krakersami w kremie z orzechów laskowych. Niezbyt intensywne, ale fajnie pijalne. Niezły wywar inspirowany piwowarstwem angielskim. (6/10)

Podobnie pijalnie wypada Mahina APA (alk. 5,8%). Zgodnie z nazwą jest bardziej chmielowe. Cytrusy, ze szczególnym uwzględnieniem mandarynek, grają tutaj główną rolę. Jest też minimalna ciasteczkowość, trochę kwiatów oraz dyskretna nutka siarkowa. Estrów nie wyczułem, z kolei goryczka jest średnio mocna, co czyni ją jednak mocniejszą niż w przypadku Pale Ale. Bardzo przyjemnie wypadło miękkie odczucie w ustach, które podbija pijalność, sprawiając, że ciężko jest to piwo pić powoli. To jest dobre piwo i spora niespodzianka. (6,5/10)

Szału nie ma, ale ograniczone portfolio jedynego browaru na wyspie wypada dość solidnie, a na pewno solidniej niż się spodziewałem. Wątpię, żeby mnie kiedykolwiek wywiało na Wyspę Wielkanocną, stąd też jestem wdzięczny że mogłem się przynajmniej zaznajomić z dwoma odcieniami jej smaku.

wielkanocny craft 3694896360503050573

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)