Loading...

Sześciopak polskiego craftu 127-130

Przez te wszystkie tematyczne mega-przeglądy jestem do tyłu z publikacją sześciopaków przekrojowych, ale nadrabiam zaległości. Poniższy wpis jest przynajmniej częściowo do potraktowania jako archiwalny, część piw bowiem wypiłem na początku bieżącego roku, a niektóre z nich były jednorazowymi strzałami poszczególnych browarów. Ale czemu sobie nie zafundować takiej małej podróży w czasie, obrazującą formę niektórych browarów w okolicy zimy 2019?

Bardzo dobrze, że nie piję Rockmilla ideologicznie, wskutek czego mogę się bez krępacji delektować łabędzim śpiewem Andrzeja Millera dla browaru, czyli New Dimension DDH DIPA (ekstr. 18%, alk. 8%). A jest się czym delektować. Dominacja soczystej marakui wzbogaconej o nuty mango i pomarańczowych cytrusów, a także subtelnych nut żywicznych sprawdza się śpiewająco, a peryferyjna obecność cebulonafty może nie jest dla piwa wzbogaceniem, ale też absolutnie nie przeszkadza. Jest to jedno z tych piw, w których zrezygnowano niemalże w pełni z goryczki i moim zdaniem tylko na tym polu Rockmill nie jest w stanie wytrzymać konkurencji tematycznej z AleBrowarem. Bo bukiet, soczystość i pijalność są tutaj na poziomie światowym. Gdyby jeszcze tylko goryczkę podtuningować, byłby absolutny cymes. W sensie, jeszcze większy niż już jest. To się nazywa odejście z przytupem, bo piwo moim zdaniem jest jeszcze bardziej udane niż cała seria Juicy. Brawo! (8/10)

Proszę – Łańcutowi nawet nieco wadliwe piwo potrafi wyjść w miarę zgrabnie. Chmielona Mosaikiem i Warriorem Ryża IPA (ekstr. 16,1%, alk. 6,4%) jest wyraziście cytrusowa, bezkarmelowa, z dodatkiem słodkiej nuty owocowej i akcentem kwiatu bzu. Piwo jest rześkie i nieźle się je pije. Gdzie jest feler? Otóż drożdże rozpoczęły tutaj swoje harce, co skutkuje lekkim przegazowaniem i zbyteczną nuta ziemistą. Nie ma pod tym względem jednak bynajmniej tragedii. Drugim felerem z mojego punktu widzenia, choć nie wadą, jest zbyt mocno podkreślona słodycz – piwu brakuje na tym odcinku balansu, z czasem robi się nieco męczące. Można to było zrobić lepiej. (5,5/10)

Byłem bardzo ciekaw, jak ukształtuje się przyszłość Kingpina po odejściu Michała Kopika. Slap & Smack (ekstr. 16%, alk. 6%) to jedno z pierwszych dwóch piw uwarzonych solo przez Marka Kamińskiego. Ma ono zarówno wady, jak i zalety. Najpierw o tych drugich. Miało być ‘extreme IPA’ i faktycznie – goryczka jest mocno podkręcona, jak na dzisiejsze, soczkowate czasy faktycznie ekstremalna. W piwie można ponadto wyczuć sporo nut cytrusowych, no i nie ma karmelowo-landrynowych naleciałości, za to jest miły różany akcent w finiszu. A jakie są wady? Jest siarkowe, to raz. Dwa, co nie jest wadą per se, a jedynie kwestią upodobań, jest wyraźnie melonowe. Mnie tego typu nuty się nie podobają, szczególnie w nadmiarze, a w tym piwie dodatkowo robią wrażenie odklejonych od bardzo mocnej goryczki – te dwa elementy się gryzą. Summa summarum – jest średnio. (5/10)

Czas w końcu coś skrobnąć o Potion #2 z Brokreacji (alk. 11%), vel ‘Coconut Almond Imperial Brown Ale Bourbon BA’. Piwo w pełni zasługuje na swoją renomę. Wiórki kokosowe uwypuklają w nim efekt burbonu, płatki migdałowe uzupełniają całość o subtelną nutę marcepanu, natomiast odwrotnie niż w jedynce piwo bazowe nie zostało zagłuszone przez dodatki. Jest trochę karmelowe, przede wszystkim jednak czekoladowe. Słodkie, wyraźnie waniliowe, pełne. Deserowe i harmonijne. Koniec końców brown ale z odpowiednio dobranymi dodatkami dał efekt zbliżony do imperialnego stouta BA. Super piwo, kropka. (8/10)

Bardzo się cieszę, jak ktoś zaryzykuje i rzuci na rynek piwo w jednym z moich ulubionych stylów, czyli niesprzedawalnym black IPA. ReCraft Imperial Black IPA (ekstr. 21%, alk. 9,4%) to połączenie żywicy, lukrecji i oszczędnie dawkowanej czekolady. Ciało jest umiarkowane, ale solidniejsze niż w konwencjonalnej blek ipie, a goryczkę zaznaczono z gestem. To jest dobre piwo, choć niestety przegazowane i trochę zabrudzone w ziemisty sposób. Ma zdecydowanie potencjał na więcej. (6,5/10)

ReCraft Black Pils (alk. 5,2%) jest rzecz jasna schwarzbierem, jeno nazwanym w dziwny sposób. Piwo jest trochę palone (wskutek czego trochę kwaskowe), można wyczuć nuty zboża, skórki od chleba i marginalnej czekolady. Chmielu jest wbrew nazwie raczej mało, piwo jest jednak dość gładkie, fajnie pijalne, a wspomniany palony kwasek daje mu lekkiego pazura. Dobre. (6,5/10)

Co może powstać po spotkaniu Browaru Stu Mostów z przecenianym wyspiarskim Northern Monkiem? Oczywiście piwo, które mogłoby wyjść lepiej bez udziału wyspiarzy. Choruje ono bowiem na to, co mnie często denerwuje w nowomodnych ipkach – czyli cebulowość. Wprawdzie Art22 DDH Double India Pale Lager (ekstr. 18%, alk. 7,9%) jest lagerem właśnie a nie ipą, ale w przypadku mocno chmielowych jasnych piw rodzaj fermentacji schodzi na dalszy plan względem lupuliny. Tak więc cebulka jest na minus, dominujące świeże i przejrzałe cytrusy na plus. Rześkość oraz tylko częściowo odczuwalny ciężar piwa na plus. Czystość profilu, silna chmielowość na plus, brak soczystości na minus. Podkreślona goryczka na plus, lekka cierpkość na minus. Mam wrażenie, że piwo wyszło w zasadzie zgodnie z zamysłem autora (autorów?). Jest smaczne, a jeśli komuś nie przeszkadza cebula to może sobie do noty dodać spokojnie pół punkta, a być może nawet więcej. (6,5/10)

Pierwszą Pinta Miesiąca 2019 roku zaliczono falstart. Otóż Chu Chu Cha (ekstr. 15%, alk. 6,1%) w zasadzie na poziomie koncepcji działa. Mocno marakujowe nachmielenie całkiem zgrabnie komponuje się z dodanym sokiem z wiśni, zaś kwaśność jest podkreślona ale nie męcząca. Problemem jest jednak finisz, w którym rządzi bardzo cierpka, nieprzyjemna, łodygowa goryczka, niwelująca jakiekolwiek plusy tego piwa. Niedopracowane to jest. (4,5/10)

Sytuacja, w której browar wysyła mi do recenzji piwo, które jest absolutnie fatalne, jest kuriozalna. No ale chcieli, to mają. Muffin od Piwojada (ekstr. 16%, alk. 5%) miał mnie oczarować orzeszkami ziemnymi i czekoladą, a tymczasem zdumiał mnie kukurydzą oraz spalenizną. Children of the Corn meets Ash z Evil Deada. Przy zrealizowanych założeniach wyczuwalna przez nos laktoza pewnie byłaby uzasadniona, w takiej formie tylko denerwuje. W smaku nie czuć prawie w ogóle orzeszków, czekolady nie ma wcale, a piwo jest tak wodniste i cienkie, że smakuje omal jak słodka woda z popielniczki. Zaskakujące. (2/10)

Kolejnym piwem, które dostałem od Piwojada, była Suska (ekstr. 16%, alk. 6,4%), czyli porter z dodatkiem wędzonych śliwek. Piłem dawno tamu, niezbyt mi podeszło, ale może w międzyczasie nastąpiła poprawa jakości? Nic z tych rzeczy. Mimo ostrożnego przelania do szkła piwo wygląda jak błocko i trąci drożdżem. Dominantą w bukiecie jest rzeczona śliwka, kojarząca się z suszem świątecznym, szczególnie w smaku. Dominantą jest na tyle, że poza nią mało co czuć. Ergo mamy tutaj rozwodniony, gorzki kompot z wędzonych śliwek; drożdżowy i delikatnie muśnięty ciemnymi słodami. Sensu to w moim odczuciu nie ma wcale. (4/10)

Tym bardziej obawiałem się Suski Tempranillo Barrel Aged (ekstr. 16%, alk. 6,4%). Na szczęście zupełnie niesłusznie. Dymiony, suszony, świąteczny charakter suski sechlońskiej został zepchnięty w tło, a jego pozostałości pasują tutaj do reszty. A resztą, czy też raczej trzonem piwa, jest beczka po winie tempranillo. Dała piwu sporo mokrego drewna oraz multum czerwonych owoców, z przewodnią rolą wiśni, co wywołuje skojarzenia z flandersem. Piwo jest lekko kwaskowe, winne w przyjemny sposób, a dopiero w finiszu odzywa się trochę ciemnych słodów oraz puentująca piwo, dopasowana wędzona śliwka, wybrzmiewająca wraz z nutami parkietowo-klepkowymi od beczki. Miło mi, że w końcu mogę Piwojada za coś jednoznacznie pochwalić. (7/10)

Wspólne dzieło Palatum oraz Browaru Spółdzielczego, czyli session black IPA Inurino (alk. 5%) to całkiem udana sztuka. Słodowe, zaskakująco kawowe piwo, trochę czekoladowe. Wyraźnie sosnowe, mniej cytrusowe nachmielenie jest podkreślone, ale nie dominujące. Dało piwu ponadto dość konkretną goryczkę. Niezbyt intensywne, ale fajnie skomponowane, faktycznie sesyjne piwo – choć raczej bardziej american stout niż black IPA. (6,5/10)

Jakiś czas temu przebywałem w katowickiej Białej Małpie. Niedaleko nas siedziała delegacja powstającego Browaru Jastrzębie. Piwa tej marki są dość często obecne w śląskich wielokranach, jednakże po traumatycznej przygodzie z abominacją, którą wypuściła na rynek Jastrzębska Akcja Piwowarska (JAP), w pewnym sensie poprzedniczka Browaru Jastrzębie, nie chciałem kusić losu. Ale skoro kumpel zamówił, to i ja skosztowałem. I niezmiernie mnie zdumiewa, że twórcy po wypuszczeniu takiego gniota wybierają się na miasto. Mnie by było wstyd. Jastrzębska Mozaika, czyli zakładowa IPA, wydawała się powstać w sposób następujący: Zmieszajmy zboże z landrynkami. Dużą ilością landrynek. Dodajmy trochę chmielu na goryczkę. Voila, mamy super piwo. Teraz trzeba je opchnąć po knajpach. Żarty na bok – tak silna, narzucająca się landryna w piwie z kega to swoją drogą dość frapująca rzecz. Smakuje to to jak lizak typu „kolorowy wir”, sprzedawany na początku lat 90-ych za 500 starych złotych. Na szczęście aż tak beznadziejnych lizaków nie ma już chyba na rynku. Niestety, na rynku jest Jastrzębska AIPA. (2/10)

Funky Fluid na początku swojej działalności jechał dwutorowo. Udanymi albo nawet bardzo udanymi piwami z kranu oraz niezbyt zachwycającymi piwami z butelki. Gonna Be Late (ekstr. 15%, alk. 6,8%) mogę pochwalić za mocną, rasową, niemalże niespotykaną w dzisiejszych czasach goryczkę, która biorąc pod uwagę okoliczności jest wręcz ekstremalna. Poza tym mamy tutaj połączenie cytrusów, żywicy, trawy, nuty ziołowej, muśnięcia białymi owocami oraz wyraźnej siarki. Ta ostatnia niestety dość konkretnie psuje zabawę. (4,5/10)

Mało jakie piwo sprawiło mi ostatnio tyle przyjemności, co Nurek z Profesji i Browaru Spółdzielczego (ekstr. 20%, alk. 8,9%). Generalnie bardzo szanuję, kiedy polski browar porywa się na tak mało popularny a zarazem wcale niełatwy do okiełznania styl jak doppelbock, szczególnie kiedy efekt końcowy może śmiało stawać we szranki z najlepszymi bawarskimi przedstawicielami stylu. Piwo poczyna sobie na wskroś klasycznie. Karmel, skórka chleba, suszone owoce z przewodnią rolą rodzynek i daktyli, garść orzechów oraz muśnięcie miodem gryczanym. Piwo jest słodkawe choć nie przesłodzone, konkretne w smaku i świetnie ułożone. Finisz stanowi chmielowo-wytrawny kontrapunkt z owocowo-słodowym posmakiem i nutą orzechów. O tym piwie powinno być głośno, bo jest świetne. (7,5/10)

Polski lager na Marynce, z okazji stulecia odzyskania niepodległości przez Polskę. To niekoniecznie musiało wyjść źle i po prawdzie źle też nie wyszło. Choć po prawdzie dobrze też nie. Uwarzona przez Brokreację pod dyrekcją Browaru Uniwersyteckiego i zgodnie z jego zaleceniami technologicznymi Tamarynka (ekstr. 12%, alk. 5,1%) wcale nie żyje tytułową Marynką – ta dała piwu głównie średnio mocną, zalegającą, ziołową goryczkę. Poza tym piwo jest podszyte jasnym słodem, a główną rolę grają w nim estry z rejonu dojrzałych czerwonych jabłek. Może i takie podkręcenie temperatury fermentacji skutkuje piwem, które paletą barw aromatu w spójny sposób odnosi się do motywu przewodniego, ale estrowy lager to generalnie rzadko kiedy jest rzecz godna pochwały. Ale jako rzekłem – złe to piwo nie jest, a zawsze lepiej czerwone jabłko niźli zielone. (5/10)

Pochwałę, zresztą już którąś z rzędu, dostaje ode mnie Nepomucen, którego Sat-Okh (ekstr. 15,1%, alk. 5,3%) to w pełni satysfakcjonująca wheat IPA. Zero landryny i karmelu, a za to ciało trochę puszyste od pszenicy, no i soczyste nachmielenie, łączące nuty pokrewne gumie juicy fruit z nie wadzącym melonem. A wszystko punktowane podkreśloną goryczką. Bardzo smaczne to jest. (7/10)

O kurka! Klasyczny west coast! Zgrana Karta od Artezana (alk. 6,5%) jest chmielowa, klarowna, wytrawna, gorzka. Fajnie. Kompozycja chmielowa z kolei nie do końca mi siadła. Poza przyjemną żywicą zmysły absorbowane są przez mdłe nutki w rodzaju melona czy karambolowej galaretki. Stoi to w kontrapunkcie względem podkreślonej goryczki, z tym że nie jest to kontrapunkt organiczny, tylko odklejony od reszty. Czuć też trochę zielonej cebulki, co może być kwestią chmieli, kwestią mojej rosnącej niestety nadwrażliwości w tym zakresie albo po prostu klątwą „roku lagera” (hue). Tak czy owak nie jest to w moich oczach w pełni satysfakcjonujące piwo. (5/10)

Ja rozumiem, że surowce drogie, że sytuacja rynkowa jest taka i taka, że 28,12g chmielu na litr gotowego piwa to jest w cholerę dużo, no ale żeby polskie piwo, nie będące fancy barrel ejdżdem stało w sklepie po 14 złociszy za flaszkie? Szarpnąłem się po chwili namysłu na Hoptime z Maryensztadtu (ekstr. 18%, alk. 8%), oczekując bomby co najmniej na poziomie DDH DIPA z AleBrowaru, tymczasem lepiej bym zrobił, gdybym za dokładnie te same pieniądze kupił sobie ipkę z duńskiego To Ola albo pół kilo wiejskiej. Otóż ja nie rozumiem, jak piwo opisane jako DDH DIPA może być co najwyżej średnio intensywne. Nie rozumiem, dlaczego fest nachmielone piwo w roku 2019 nadal musi być irytująco pikantne, jeżące podniebienie, a jednocześnie nie grzeszyć soczystością. No i nie rozumiem, dlaczego w ogóle robić tego typu piwa, jeśli wychodzą zielono-granulatowe? Piwo jest granulatowe właśnie, cytrusowe trochę, z nutami trawy cytrynowej, zielonej cebulki, geranium, limonki, czy też ziół zbliżonych do bazylii. Po prawdzie to po kilku chwilach miałem skojarzenie z tajskim żarciem, tak się te nuty tutaj ułożyły. Owoców jest mało – lekki melon w finiszu, trochę przejrzałych tropików w tle. Czyli dość kompleksowe, a jednocześnie zielono-granulatowe, mało soczyste, raczej mało intensywne, gorzkie (a i owszem) oraz denerwująco pikantne. No nie, za takie coś pochwały się nie należą. (4,5/10)

Ze zmiennym szczęściem Wojtek Solipiwko wypuszcza na rynek kolejne wersje Nomono. Mango Double IPA (ekstr. 19,1%, alk. 8,5%) należy do tych bardziej udanych. Dodane mango nie narzuca się, ale czyni chmielową, owocową bazę bardziej soczystą. Siarki nie wyczułem, pojawiło się jednak skojarzenie z landrynką, które jednak zrzucam na karb cukrowości mango. Ciała i słodyczy jest tutaj sporo, ale goryczka jest na tyle mocna, wręcz jak na panującą modę nietypowa, że ciężko mówić o piwie przesłodzonym. Rezultat końcowy oceniam jako dobry, jedynie cierpki charakter goryczki oraz wspomniana cukrowość są rzeczami, do których można się przyczepić. (6,5/10)

Kolejnym piwem od Funky Fluid, które byłoby warte polecenia jest foreign extra stout o nazwie Deep Funk (ekstr. 18%, alk. 7%). Byłoby, gdyż pełne ciało, gładka tekstura, przyjemne nuty gorzkiej czekolady, lukrecji i palonych słodów, no i punktująca piwo, silna goryczka to kompozycja w pełni zadowalająca. Właśnie – byłoby. Problemem są płatki dębowe macerowane w bourbonie, które wylądowały w piwie. Nie jestem fanem płatków jako takich. Zbyt często zamiast beczki dają one nuty drewnianego parkietu, które z małymi wyjątkami uważam za średnio przyjemne. W Deep Funk płatki poszły w jeszcze gorszym kierunku i możecie sobie powyższe zestawienie uzupełnić o dość natrętne nuty przypominające sernik waniliowy. Taki tani, z Oszona. Stąd już niedaleko do obrazy wszystkich bogów, której na nazwę pastry stout. Deep Funk nie jest piwem słodkim, więc pod tę kategorię nie podchodzi, ale ten sernik jest z mojego punktu widzenia absolutnie rozstrajający. No i z bourbonem ma niewiele wspólnego. Szkoda, że zepsuto dobrze zapowiadające się piwo. Nie zrobiono tego absolutnie żadną wadą, tylko przepoczwarzeniem foreign extra stouta w sztuczny, tani, niedobry sernik (3,5/10)

Co ten Nepomucen ostatnio odstawia, to rzecz godna uwagi. Wspólne dzieło Nepomucenu i hiszpańskiego Laugar o nazwie Hogeita Bost (ekstr. 18%, alk. 7,5%) to dosadna bomba owocowa. Rzecz jasna dodane pomarańcze oraz brzoskwinie są mocno obecne, najsilniejsza nuta należy moim zdaniem jednak do marakui. Czyli chmiele zadziałały w nad wyraz zadowalającym stopniu i mi osobiście bliskim kierunku. Piwo jest gęstawe, stonowane na odcinku goryczkowym, smakuje jak połączenie ipki z sokiem multiwitaminowym. Charakter piwny został zachowany w takim stopniu, że nie ma jednak odczucia picia zagęszczonego radlera. Jednoczesnie owocowość sprawia, że piwo wchodzi szybciej niż byłoby bezpiecznie ze względu na woltaż. Oba kciuki do góry, mi bardzo smakowało. (7/10)

Obawiałem się połączenia barlej łajna z beczką po Laphroaigu w wykonaniu Maryensztadt, jednak ta akurat odsłona Barrel Aged Project (ekstr. 22%, alk. 9,5%) wypadła póki co właśnie najlepiej. Jak to z Laphroaigiem bywa, ciężko tutaj wyczuć cokolwiek co mogłoby pochodzić od samego drewna, ale za to torfowość absolutnie nie zdominowała piwa podstawowego. Co więcej, w pewien osobliwy sposób wydawałoby się przeciwstawne nuty torfu oraz czerwonych i suszonych owoców (żurawina, rodzynki, granat) dobrze się uzupełniają, może między innymi dlatego że torf wypełnia tło miast grać pierwsze skrzypce? A może dlatego, że torfowość jest jednak typem wędzoności i jako taka sprawia że wspomniane owoce fungują jak podwędzony susz świąteczny, tyle że dodatkowo macerowany w islay whisky? Piwo jest w każdym wymiarze zbalansowane, nie przesadzono również ze słodyczą (jak na styl) i z czystym sumieniem daję oba kciuki w górę. (7/10)

Przystanku Tleń unikałem od czasów moich pierwszych spotkań z mocniej chmielonymi wyrobami tego browaru jak ognia. One nie byly nawet słabe, one były kiepskie. Ostatnio jednak tyle osób nad Tleniem cmoka, że skusiłem się na Cherry Wild Ale White Wine BA (ekstr. 12,5%, alk. 6%). I jest to faktycznie bardzo dobre piwo. Delikatna dzikość przeplata się w nim z wiśniami, tworząc zgrabną całość. Winność daje o sobie znać szczególnie w wytrawnym, kwaskowym finiszu i przekłada się na harmonię kompozycji. Piwo jest średnio kwaśne z tendencją zwyżkową, niezbyt złożone wprawdzie, ale za to umiejętnie domknięte. Znalazłem w nim upodobanie. (7/10)

Było kilka niespodzianek, przy czym należy pamiętać, że większość degustacji miała miejsce kilka miesięcy temu. I tak Funky Fluid oraz Łańcut przy swoim bardzo wysokim poziomie potrafią się raz na jakiś czas lekko potknąć, Przystanek Tleń mnie pozytywnie zaskoczył, Rockmill zaserwował jedno ze swoich ostatnich rzeczywiście udanych piw, zaś Nepomucen konsekwentnie utrzymuje wysoki poziom. Totalny niewypał zaliczyły Browar Jastrzębie oraz Piwojad, przy czym ten drugi zrehabilitował się bardzo udanym leżakiem. Najlepszymi piwami tego wpisu okazały się zaś imperialny brown ale BA, NEIPA oraz doppelbock od Profesji i Spółdzielczego. Szczególnie ten koźlak mocno cieszy.

sześciopak polskiego craftu 395191945276909459

Prześlij komentarz

  1. dobrze że każdy może se blogować a Ciebie nikt nie czyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli faktycznie byś tak uważał, to nie traciłbyś czasu na pisanie komentarzy, partaczu :*

      Usuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)