Loading...

Sześciopak polskiego craftu 107-110

Zaniedbałem polski craft w tym roku. Mało czasu, mniej pieniędzy, więcej stresu, chęć zrzucenia kilku centymetrów w pasie – powodów dla obniżonej konsumpcji natury odkrywczej było multum. Ostatnio jednak, po kilku miesiącach przerwy, nawiedziłem sklep specjalistyczny, zakupiłem trochę piw i stwierdziłem, że trzeba tę gałąź mojego bloga rozhulać na nowo. Zanim się przez nowe zapasy przedegustuję, upłynie sporo wody w Rawie, ale w międzyczasie zaktualizuję bloga o dawno zaległe recenzje polskiego craftu. Większość tyczy się debiutowych warek, część dotyczy piw jednorazowych, ale niech będzie to chronologiczne omówienie chylącego się ku zmierzchu 2018 roku w polskim crafcie. Sześciopaki wylądują na blogu w paczkach poczwórnych, tak więc za niedługo powinienem być już z rodzimym craftem na bieżąco.

Single hop double IPA na Ekuanocie? Niech będzie. Equathor (ekstr. 18%, alk. 7,5%) od chłopaków ze Szpunta wyszedł jednak naprawdę bardzo fajnie. Mętnie, skórkowo-cytrusowo, morelowo, trochę limonkowo, jabłkowo, melonowo, a nawet papajowo (owoc razem z pieprznymi ziarnami), można też wyczuć mango. Po zmętnieniu i soczystości wnioskuję, że miała wyjść z tego taka hazy double IPA i w zasadzie udało cię efekt osiągnąć. Goryczka jest raczej stonowana a zarazem lekko pikantna, odczucie pełni konkretne, jest też trochę słodyczy resztkowej. Piwo w smaku jest soczkowate, całościowo jakby wycisnąć soki z tytki Haribo Tutti Frutti, ale nadal ma zdecydowanie piwną naturę, do czego przyczynia się półwytrawny finisz. Bardzo fajne piwo. (7/10)

Borówki o proweniencji zaskakująco czerwonej dają Art 16 Blueberry Foreign Extra Stout Nitro (ufff… ekstr. 16%, alk. 5,9%) z Browaru Stu Mostów niespodziewanie winny sznyt, a w smaku dodatkowo lekki kwasek. To ostatnie mogło pójść w złą stronę, bo w piwie nie ma laktozy, a jest to jednak stout. Wspólne siły kwasowe ciemnych słodów oraz przecieru borówkowego są jednak łagodzone przez azotową, czyli gładką teksturę piwa. Owoce są tutaj zdecydowanie dominantą, choć i czekoladowe, delikatnie palone nuty ciemnego ziarna są w nim obecne. Poprzeczki wyznaczonej przez bezowocowy nitro stout z tego browaru wprawdzie Art 16 nie osiąga, ale jest blisko. Bardzo dobre. (7/10)

Ostrożnie z tym żytem. Bo jak się nie uważa, to nawet przy stosunkowo skromnych parametrach (ekstr. 15%, alk. 6,4%) może wyjść gęsta, przysadzista IPA bez pożądanej pijalności. Egzemplum Żytnie z Browaru Jana. Nachmielone od serca, ale niestety rezultat pachnie zielono – granulatowo, ziołowo, lekko żywicznie. Wbrew kontrze więc (która głosi obecność grejpfruta oraz słodkich owoców) nie udało się zrealizować założeń. Poza gęstością, która akurat była pożądana. Gorzej, że spora pełnia nie jest wypełniona sensowną treścią. Tak jak w aromacie chmiele są mocno obecne, tak w smaku żytnia oleistość okazała się słabo spenetrowana przez lupulinę, wskutek czego powstaje odczucie pustki. To jest przerost formy nad treścią w nad wyraz dosłownym wydaniu. (4,5/10)

Britnej (ekstr. 12%, alk. 4,4%) od Ziemi Obiecanej zapowiadał się na kolejnego szlagiera. Soczyste, esencjonalnie cytrusowe piwo, wyraźnie grejpfrutowe, trochę ananasowe, z nutką żywicy. Lekkie i rześkie, ze średnio mocną goryczką. Co mogło pójść nie tak? Ano tyle, że po wypiciu mniej więcej dwustu mililitrów piwo za sprawą przerostu lupulinowego zaczyna kłuć w język i podniebienie. Jest więc wskutek oddziaływania chmieli zbyt pikantne, a obecność płatków owsianych w składzie nie okazała się wystarczająca, żeby tę cechę zrównoważyć. (5/10)

Bez marketingowego nadęcia browar Maryensztadt wypuścił na rynek imperialny porter bałtycki z dodatkiem wędzonych śliwek i suszonych fig. Inspiracja wydaje się być oczywista, stąd i porównania do Imperium Prunum i Portera Podbitego Śliwką są nieuniknione. Gwiazda Północy (ekstr. 26%, alk. 10,1%) przede wszystkim pachnie dodatkami (bardziej śliwkami niż figami), a nawet delikatna nutka mineralna wydaje się być wyraźniej obecna od ciemnych słodów. W smaku z kolei jest już bardziej słodowo. Godna uwagi pełnia łamana jest przez owocowy kwasek, a nuty ciemnych słodów zwieńczone są balansującą wyraźną słodycz, podkreśloną goryczką. Piwo wybrzmiewa zdecydowanie śliwkowo. Nie jest wprawdzie specjalnie złożone, uważam również, że z kwaskiem odrobinę przesadzono, ale są to w gruncie rzeczy mało istotne mankamenty. Jako całość piwo się broni, choć poziomem nie dorównuje piwom wymienionym na początku recenzji. (6,5/10)

Uważam dodawanie żyta do pejl ejli za drogę z zasady raczej niedorzeczną (po co zwiększać pełnię piwa, które ma docelowo orzeźwiać?), no ale co Pacyfik, to Pacyfik, więc artezanowego Żytniego Pacyfika (alk. 5%) trzeba było skosztować. Żytni Pacyfik to przede wszystkim Mętny Pacyfik, i to w zasadzie bardziej ‘murky’ niźli ‘hazy’. Aromat stonowany, trochę cytrusów, trochę żółtych tropików z rejonu juicy fruit. Smak również stonowany, w tym sensie, że nie ma go zbyt wiele, co jest tylko uwydatniane przez podbita pełnię, która tutaj wobec powyższego jest nośnikiem okrojonej treści. Mam nadzieję, że wersja kegowa wyszła lepiej, bo produktowi z butelki brakuje siły i zdecydowania. (5,5/10)

W pierwszym momencie skrzywiłem się, wąchając Owcę w Tropikach od Podgórza (ekstr. 15%, alk. 6%). Ale po kilku chwilach doszedłem do wniosku, że wszystkie elementy – czyli zakurzona czekolada, sztacheta z kredensu, kwaskowa paloność, trochę żywicy, geranium i wspomnienie czerwonych owoców – w zasadzie tworzą całkiem harmonijną całość. Piwo nie jest bowiem przegięte w którąkolwiek stronę. Ani nie jest przesadnie palone ani przesadnie chmielowe. Ani przesadnie słodowe ani przesadnie owocowe. Ani przesadnie cieliste ani przesadnie lekkie. Jest we wszystkim gdzieś pomiędzy, co czyni je wywarem o wysokiej pijalności. Bardzo fajne. (7/10)

Pierwszy witbier od Łańcuta, czyli Chłop Pańszczyźniany, nie przypadł mi do gustu. Z pewną rezerwą więc podszedłem do Witalisa (ekstr. 12,3%, alk. 4,5%), w tym wypadku zupełnie niesłusznie. Ciasteczka, skórka pomarańczy, delikatna kolendra (mocniejsza w smaku), akcent białego grona oraz niewadzący w przypadku wita wtręt siarkowy. Jest bardzo dobrze. Piwo jest wzorowo rześkie, lekkie, ale jednak aromatyczne. Nawet trochę bardziej podkreślona goryczka niż w konwencjonalnych witach tutaj pasuje. Absolutnie bez zastrzeżeń. (7/10)

Jednym z dwóch polskich premierowych piw, które mnie ominęły na tegorocznym Beer Geek Madness, był Salamander Grapefruit and Mandarin DDH IPA od Stu Mostów (ekstr. 17,5%, alk. 6,3%). Piwo z sokiem oraz skórkami grejpfrutów i mandarynek. Przez nos czuć głównie mandarynki, choć i odchmielowe cytrusy, no i brzoskwini na tyle, że aromat może się częściowo skojarzyć z pomarańczowymi Danonkami, minus komponenta mleczna. Jeśli chodzi o poziom rześkości, to wyszło to piwu na dobre. Również podbita goryczka działa in plus, sprawiając, że piwo jest w ostatecznym rozrachunku jednak bardziej ‘piwne’ niż owocowe. Z drugiej strony, nie jest to bomba aromatyczno-smakowa, jakiej oczekiwałem – intensywność aromatu oraz smaku jest na średnim poziomie. No i kwestia skórek, które tutaj zagrały na nieco perfumową modłę, co pasuje w witbierze, ale w ajpie już niekoniecznie. A i czuję, że problem lateksowych naleciałości w polskich piwach z dodatkiem owocowym nie ogranicza się do piw z dodatkiem pulpy, ale i soku. Niezłe piwo, ale zarazem trochę rozczarowujące. (6/10)

Owech Owech (ekstr. 18%, alk. 7,2%). Słyszałem, że w trakcie wymawiania nazwy tej hejzi dipy od Golemu z poprawnym, hebrajskim akcentem, ryzykuje się wyharkanie swojego gardła. W związku z czym bezpieczniej jest tę nazwę napisać, ale nie wymawiać. Pachnie soczyście – mango i pomarańcza, kiwi, juicy fruit. Obiecująco. Smak jest niestety mniej soczysty i mniej intensywny od zapachu, posmak z kolei jest wręcz trawiasty. No i jeszcze kwestia goryczki – wolę odrobinę bardziej gorzkie nju inglandy, w tym alfakwasy są moim zdaniem niedoreprezentowane. Dobre, ale widzę tutaj pole do poprawy. (6,5/10)

Brown porter z dodatkiem czekolady oraz kokosu – to brzmi jak samograj, ale w przypadku Maryensztadtu aż tak różowo nie wyszło. Lost Choco (ekstr. 15%, alk. 5,5%) pachnie głównie czekoladą. Przykurzoną, z wafelkami. Coś jak Pryncypałki (hehe) znalezione w szafie za książkami kilkanaście lat po Pierwszej Komunii. Jest lekka paloność i raczej szczątkowy kokos. Ten ostatni jest mocniej podkreślony w smaku niż w aromacie, ale próżno oczekiwać efektu Bounty. Półpełne, słodkawe, smaczne piwo. Spodziewałem się czegoś więcej. (6,5/10)

A po sianokosach chodziliśmy na saisony. No dobra, po koszeniu trawy. Cześć! z Ziemi Obiecanej (ekstr. 12,5%, alk. 6,4%) to bardzo owocowy saison. Lekko przyprawowy, pieprzny w finiszu, poza tym żyje owocową synergią drożdży oraz chmielu Cashmere. Guma balonowa, brzoskwiniowy juicy fruit, troche grona, melona oraz mandarynki, no i cytrusik rzecz jasna. Rześkie piwo, odfermentowane na bardzo wytrawne, a jednocześnie lekko zagęszczone przez obecność żyta w zasypie. Bardzo smaczne, opłacało się skosić ten trawnik. (7/10)

Patrząc na to, ile saisonów obrodziło w tym sezonie, wydaje się to być sezon wyjątkowo saisonowy. Saison od Podgórza ma nazwę Sezon Pomarańczowy (ekstr. 12,5%, alk. 5%) i jest odpowiednio saisonowy. Sporo nut skórki pomarańczy, trochę gumy balonowej i zielonych motywów chmielowych, nawet delikatną pszenicę można wyczuć. Fenole są na poziomie niskim, obecne głównie w finiszu. Chmiele jednak również dają stosunkowo wycofany występ, co czyni to piwo jednak bardziej saisonem niż amerykańskim saisonem. Rześka, smaczna pozycja. (6,5/10)

Żeby craftowy weizen miał w ogóle rację bytu, powinien być co najmniej równie dobry jak koncernowe benchmarki stylu. Weizen od Trzech Kumpli (ekstr. 12,5%, alk. 5%) jest dobry, a zarazem nie spełnia powyższego założenia. Bukiet to banany, gruszki, goździk oraz trochę pszennego chleba. W smaku bardziej cytrusowy niż w zapachu, lekki, rześki, aromatyczny, z posmakiem pszenicy. Do dopracowania jest goryczka, która punktowo drażni gardło w cierpki sposób. Poza tym jest to dobre piwo. Ale Paulaner – przykro mi – jest i lepszy, i tańszy. (6,5/10)

Z butelkowymi wersjami piw Nepomucena miałem dotychczas bardzo zróżnicowane doświadczenia, ale na szczęście amerykański saison Deja Vu (ekstr. 12%, alk. 5,9%) dostarcza zdecydowanie pozytywnych wrażeń. Aromat to frontalne uderzenie pomarańczy, moreli, goździka i pieprzu z dyskretną nutką granulatową. W smaku przewija się dodatkowo brzoskwiniowa guma balonowa, jest bardzo owocowo, a w lekko pieprznym finiszu do układanki doszlusowuje delikatny drożdż. Piwo rześkie i wytrawne, moim zdaniem udanie balansuje między owocowością a przyprawami. Do poprawy są tylko kwestie granulatu i drożdża, ale są to tak mało istotne (i wyczuwalne na marginesie) elementy, że jest to – przyznaję – przejaw czepialstwa z mojej strony. Bardzo dobre piwo. (7/10)

Kiedy Łańcut woła Przybij Piątkę (ekstr. 15,4%, alk. 6,8%), moim powołaniem jest piątkę przybić. Inkryminowane piwo to wyśmienita, soczysta NEIPA, pełna nut soczystego grejpfruta, słodkawa, jak na polską neipę całkiem gorzkawa, nad wyraz rześka, miękka, ciut ziołowa, dyskretnie zbożowa (w sposób trudny do doprecyzowania), aż zbyt szybko pijalna, na przekór obecności żyta w zasypie. Utrzymująca się w smaku soczystość daje piwu pewne cechy new englanda, i to na szczęście w wersji nieprzesłodzonej. Jest cymesik. (7,5/10)

Klitoria Ternateńska (ekstr. 14%, alk. 5,5%) to całkiem sympatyczna nazwa dla piwa. Rzeczony kwiatek pochodzi z Azji południowo-wschodniej i przypisuje mu się takie cechy prozdrowotne, jak: poprawianie krążenia krwi, wspomaganie odtruwania organizmu, dobroczynne oddziaływanie na wzrok, skórę i system immunologiczny, wzmaganie odporności na choroby weneryczne, łagodzenie objaw zespołu przedmiesiączkowego, obniżanie poziomu stresu, jak również wspomaganie libido. Ja to wszystko rozumiem, że klitoria tak właśnie działa, ale nie jestem przekonany, że tyczy się to jej kwiatkowego wcielenia. Jakby nie było, po raz pierwszy browar Waszczukowe zrobił naprawdę ładną etykietę, wypada więc pogratulować. Samo piwo – ‘blue IPA’ – jest wprawdzie kwiatkowe, ale myślę, że można było taki efekt uzyskać samymi chmielami, bez dodania tytułowej łechtaczki. Więcej – myślę,że klitoria nie dała nic oprócz koloru, który w połączeniu z żółcią piwa bazowego zamiast soczystego błękitu dał coś, co przypomina szaro-zielonkawy denaturat. A myślę tak dlatego, że sam rzeczonego kwiatku nie wąchałem, wyczytałem jednak tu i ówdzie, że herbata na jego bazie jest bardzo zdrowa i bardzo niebieska. I że smakuje jak woda. Poza tym mamy tutaj brzoskwiniową owocowość, średnią pełnię i całkiem charakterną goryczkę. Wyszło więc piwo proste, dalekie od przekombinowania, mimo ciekawego, choć niekoniecznie apetycznego, niebieskawego wyglądu. Trzeba jednak podkreślić, że fajnie się tę ipę pije. A to jest najważniejsze. (6,5/10)

Oktavio (ekstr. 24%, alk. 9,2%) to jedna z najmocniejszych pozycji w dorobku Browaru Jana, miło więc, że piwo dodatkowo udoskonalono. Na bogaty bukiet tego quadrupla składają się nuty daktyli, wyraźnych orzechów, rodzynek, ciemnego grona, a także trochę przejrzałego banana oraz ciut śliwki. Wyczułem również odrobinę owocu granatu, co w połączeniu z likierowością piwa oraz wspomnianymi orzechami przekierowało moje skojarzenia w kierunku granatowej czurczelli, tradycyjnego gruzińskiego słodyczu. Piwo jest gęste, słodkie, ułożone, pełne, z delikatną cierpkością, która znowuż dobrze współgra z orzechami oraz balansuje słodycz. Świetny wywar. (7,5/10)

Na przeciwległym biegunie względem Oktavio pod względem złożoności, a zarazem na tym samym poziomie smakowitości znajduje się hejzi pejl ejl Silesiana z Piekarni Piwa (ekstr. 12,5%, alk. 5%). Proste i rześkie piwo bucha w nozdrza mieszanką grejpfruta, pomarańczy i mandarynki, okraszonymi szczyptą żywicy. Karmelu się ustrzeżono, a podkreślona choć nie dominująca goryczka punktuje jego soczystość. Piwo proste, bardzo orzeźwiające, w pełni satysfakcjonujące. (7,5/10)

Kolejne wyróżnienie dostaje Kingpin za Clandestino (ekstr. 15,5%, alk. 5,1%). W aromacie juicy fruit, żółte cytrusy (częściowo w postaci ususzonej), trochę mango. Piwo jest dość soczyste, co cieszy zważywszy na bukiet, przyjemnie gładko sunie po podniebieniu, zaś goryczka jest pokrewna tej w Silesianie powyżej – czyli podkreślona, a zarazem nie nadmiernie absorbująca. Clandestino to miękka, orzeźwiająca wheat IPA o bardzo wysokim poziomie pijalności. Tak trzymać! (7,5/10)

Następnym piwem, które mogę polecić bez dwóch zdań jest Baracuda (ekstr. 18%, alk. 7,2%), podwójny brown ale stworzony przez AleBrowar oraz Birbanta, które nie należą do moich ulubionych marek. Ale – double brown ale znaczy double the chocolate and double the nuts, a to już wychodzi bardzo efektownie. Piwo jest bardziej palono-czekoladowe niż karmelowe, a ponadto orzechowe, pełne, pożywne, wafelkowe, z gorzkim, suchym, stąpającym po krawędzi ale jednak dobrze balansującym ciało finiszem. Jest bardzo dobrze, a gdyby zmniejszyć suchość (choć nie intensywność) goryczki, to byłoby jeszcze lepiej. (7/10)

Nie wszystko się ostatnimi czasy Artezanowi udawało. Udała się jednak session IPA o nazwie El Liquido Dorado (ekstr. 11,3%, alk. 4,8%). W aromacie tropikalne owoce trzymają się w tle, dominują zaś cytrusy. Pomarańczy i grejpfruta jest tutaj tyle, że spodziewałem się soczystego kopa w smaku. Na tym odcinku piwo jest jednak bardziej stonowane niż można przypuszczać, co jednak po kilku łykach nie przeszkadza, szczególnie że goryczka jest co najmniej równie stonowana, zaś posmak, kojarzący się z kiwi oraz melonem udanie wieńczy to rześkie, sesyjne piwo. Bardzo dobre. (7/10)

Nieczęsto sięgam po piwa z Innych Beczek. Ale jak już raz sięgnąłem po Esteban APA (ekstr. 12%, alk. 4,7%), to pojechałem następnego dnia po repetę wykupując prawie cały stan w sklepie, żeby mieć na wyjazd w góry. Okej – jest to w zasadzie mało piwne piwo, ale w pewien sposób do mnie przemawia. Jest mega owocowe, soczyste, rześkie, ale jednocześnie nie jest przesłodzonym milkszejkiem. Dodana marakuja dominuje, nie tłumiąc reszty. Można wyczuć żółte owoce odchmielowe – mango, brzoskwinię, trochę pomarańczy – co w połączeniu dało bardzo przyjemną multiwitaminę. Liści kolendry nie udało mi się wyczuć (niektórych powinien ten fakt ucieszyć). Piwo jest lekko kwaskowe, soczyste, lekko goryczkowe, z nutkami chleba w posmaku. Bardzo dobrze się je pije, a o to przecież powinno chodzić. (7/10)

Nepomucen mnie zrobił w konia. Patrzę – Mot Mot (ekstr. 14%, alk. 5,3%), czytam - „tropical weizen IPA”. Kupuję i w domu przy lekturze składu widzę dopiero laktozę. A miałem już nie pić milkszejków i pokrewnych tałatajstw. No dobra, tyle że nie jest to typowy milkszejk, wpływ laktozy jest nieznaczny. Jest to jednak piwo, w którym „tropical” zdecydowanie góruje nad „weizen” oraz nad „IPA”. Dodatki zdominowały całość, która wobec tego pachnie jak sok multiwitaminowy. Brzoskwinia, mango, trochę ananasa. Jest też silny banan, uzasadniający słowo „weizen” w opisie. Smakowo nie jest aż tak soczyście jak w aromacie, w dalszym jednak ciągu zdecydowanie owocowo. W zasadzie to tylko owocowo. Nad trochę suchą goryczką trzeba by trochę popracować, co do reszty ciężko mieć jakiekolwiek zarzuty. Dobre. (6,5/10)

Powrót do sześciopaków nastąpił w stylu może nie tyle łaskawym, co umiejętnie skomponowanym. Ponad połowę piw z zestawienia polecam bez dwóch zdań, jedną czwartą polecam z rezerwą, zaś tylko cztery piwa z czystym sercem odradzam. Z czego to wynika? Otóż w tym roku, z racji ograniczonych funduszy oraz większej dbałości o zdrowie zacząłem kupować piwa z większą rozwagą niż drzewiej. Szkoda jest mi wydawać nawet ośmiu złotych na wywar, którego być może wcale nie wypiję ze smakiem, stąd też w większym stopniu stawiam na sprawdzone marki. Które niekoniecznie zawsze dostarczają, ale szansa rozczarowania się jest dużo mniejsza. Czekające w kolejce do publikacji sześciopaki unaocznią jednak, że nawet staranna przezorność nie chroni przed wtopą.

sześciopak polskiego craftu 1444178722350953573

Prześlij komentarz

  1. Drogi autorze. Zycze aby w przyszlym roku bylo wiecej wpisow. Robote robisz genialna. Swietnie sie czyta Twoj blog.

    OdpowiedzUsuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)