Loading...

Kiedy piwo przestało być piwem

Zastanawiałem się, czy zabrać głos w sprawie szału na piwa z SzałuPiw, konsumenckich imperatywów wewnętrznych dotyczących Imperium Prunum i łowieckich, samczych zapędów na Samca Alfa. Do niedawna myślałem, że nie jest to ani mój cyrk ani moje małpy. Skosztowałbym chętnie, ale nie udało mi się zdobyć – trudno. „Są jeszcze sądy w Berlinie”, są jeszcze inne piwa na tym świecie. Koniec końców jednak wielotygodniowe obserwowanie trwającej psychozy skłoniło mnie do wstukania kilku tysięcy znaków w klawiaturę.

Tak więc ludzie czują się pokrzywdzeni, bo nie mieli szansy na zdobycie świętych graalów polskiego craftu. Najmniej kontrowersyjnym rozwiązaniem dystrybucyjnym byłaby sprzedaż limitowanych piw bezpośrednio przez browary, przez internet, jak zasugerował Kopyr (tak, raz na trzy lata się z Tomkiem w czymś mogę zgodzić), browary wybrały jednak inną drogę dla dystrybucji. Trudno. SzałPiw podszedł do sprawy bez głębszych przemyśleń (czyli piwo do sklepów, a później kto pierwszy, ten lepszy), co wyszło nieźle, ale oni mieli po swojej stronie element zaskoczenia – Buby jako pierwsze piwa zaczęły mniej szczęśliwym łowcom piwnych artefaktów wyciskać łzy żalu z tylnych partii ciała. Z dalszymi „sztosami” (jak ja nie cierpię tego słowa… wiecie nota bene, że oznacza między innymi mocno opłacalny przekręt?) potoczyło się gorzej. Pomysły dystrybucji większej partii przez niemieckiego makrohurtownika czy transakcje wiązane typu „jedna butelka plus jeden karton”, które hurtownia potem przerzuca na sklepy detaliczne, a one z kolei przerzucają na klienta (zgodnie z zasadą przechodniości podatków – każde dodatkowe obciążenie i tak kończy się tym, że to klient zapłaci) są może z biznesowego punktu widzenia sensowne, z wizerunkowego jednak niezbyt.

Browary, hurtownicy, właściciele sklepów oraz knajp mają jednak prawo do sprzedawania swojej własności wedle uznania. Koniec końców więc, za trwającą psychozę odpowiedzialne są w głównej mierze nie browary i dystrybutorzy, ale ich klientela. Imć Browarnik Tomek napisał o tym zjadliwy, merytorycznie wartościowy artykuł, z którym polecam się zapoznać. Dobrze bowiem prawi. Zluzujcie majty. Zawołania pokroju „Artezan, ty ch**u!” zapewne wejdą do annałów polskiego craftu, ale wbrew intencji autora nie tyle opisują browar, co niedojrzałość emocjonalną osoby, która na punkcie piwa wyhodowała w sobie taką psychozę. Piwo to nadal tylko piwo. Gdybyście je traktowali jak piwo a nie jak fetysz, to sprawy wyglądałyby zupełnie inaczej. Ja z tym nie mam problemu, ale ja nie jestem piwnym geekiem, tylko piwoszem. Czyli człowiekiem, który pewne rzeczy ma w pompie, nie emocjonuje się nimi. Który kocha piwo za jego smak, ale wzdryga się przed jego ideologizacją czy subkulturyzacją, jaka ma miejsce wśród konsumentów piwa craftowego w Polsce. Subkultury są dobre dla licealistów we wczesnym stadium, a nie dla poważnych ludzi. Bądźmy szczerzy.

Mówicie, że to nie tak, że po prostu chcecie się napić wyśmienitego piwa, ale sklep każe za możliwość jego zakupu przyjść w idiotycznym przebraniu i zatańczyć kankana, czy narzuca transakcję wiązaną i musicie do tej jednej flaszki dokupić cały karton innych piw, i to tylko jak zostaniecie wytypowani jako godni dostąpienia takiego zaszczytu? Cóż, ludzie dają się często traktować bezrigczowo, co jednak świadczy o deficycie RiGCz-u u nich samych. Dam przykład – nie poszedłbym do klubu, w którym za wstęp płaci się sporo kasy, a przy wejściu jest dodatkowo selekcja, i to nie taka, która ma za zadanie odsiew ewidentnie pijanych osobników, ale taka, gdzie ochroniarz według swojego widzimisię decyduje, kto się nadaje do środka a kto nie i większość osób wywala na ulicę. Nie poszedłbym, bo nie lubię z siebie robić małpy. Zostawiam to do przemyślenia.

A na koniec jeszcze jedna myśl – z tego co widzę, wnioskuję, że większa część butelkowych Bub i Prunów nie została skonsumowana, tylko jest ciągle w obrocie, nabierając na wartości w drugim obiegu. Z Samcem będzie pewnie podobnie, nawet Lilith BA wydaje się mieć ku temu predyspozycje, a kto wie, czy w następnej kolejce nie są wymrażane piwa Browaru Spółdzielczego. Zastanawia mnie, czy jako twórca takiego piwa byłbym zadowolony z takiego obrotu sytuacji. Bo z jednej strony fajnie patrzeć, jak własne piwo jest cenione coraz bardziej. Z drugiej jednak celem jego uwarzenia (poza zarobieniem na tym rzecz jasna) jest zazwyczaj chęć dostarczenia konsumentom mocy pozytywnych wrażeń sensorycznych. W momencie kiedy takie piwo staje się swego rodzaju walutą, będącą w ciągłym obrocie, kwestie smakowe schodzą jednak na drugi plan. Przy czym pewnie część butelek zostanie stłuczona przez kurierów przy czwartej, piątej bądź n-tej wymianie. Albo nawet przy drugiej, jak ktoś wyśle K-EXem. I co wtedy? Chyba by mi jako twórcy koniec końców jednak było żal.

Z punktu widzenia obserwatora rynku i piwosza-pasjonata taka zmiana postrzegania piwa, które z pro-społecznego trunku jest przekabacane w snobistyczny obiekt kultu jest jednak smutna. I w chwilach, kiedy ta konstatacja mi się nasuwa, czuję ewidentnie większą pokrewność myśli z piwnymi Januszami, którzy w piwie szukają prostej frajdy i zabawy, niż z tymi spośród nas, którzy koniecznie muszą spróbować przekrę... eee, sztosu rodzimej produkcji i doprowadzają się na tym tle do stanu przedzawałowego.

To po prostu nie jest mój świat.

[przed publikacją tego tekstu ukazał się w sieci również bardzo dobry odcinek vloga Jabeerwocky na ten temat, który polecam obejrzeć.]
Samiec Alfa 5350226036645352602

Prześlij komentarz

  1. Bardzo dobry tekst Kubańczyk. Trafiasz w punkt. Podoba mi się szczególnie zdanie z prawie ostatniego akapitu, czyli: "I w chwilach, kiedy ta konstatacja mi się nasuwa, czuję ewidentnie większą pokrewność myśli z piwnymi Januszami, którzy w piwie szukają prostej frajdy i zabawy, niż z tymi spośród nas, którzy koniecznie muszą spróbować przekrę... eee, sztosu rodzimej produkcji i doprowadzają się na tym tle do stanu przedzawałowego.". Mam tak samo muszę szczerze przyznać!

    PS. Miło zobaczyć odnośnik do moich wypocin ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja się sprzeciwiam wrzucaniu wszystkich do jednego worka. Nie wiem, czy jestem beergeekiem czy nie, wisi mi to bo już za stary na takie zabawy jestem. Ale naprawdę chciałbym wspomniane wyżej "hiciory" dorwać z czystej ciekawości piwowara, pasjonata dziwnych smaków, piwosza czy jak zwał tak zwał. Często się zdarza, że mój smak jest diametralnie odmienny od innych (czego dowodem choćby spółdzielcze "lodowce"). Dlatego lubię osobiście przekonywać się, czy artykuł spożywczy jest warty swojej renomy czy nie. Dlatego jestem gotów "wybulić" parę groszy, ale podobnie jak Ty odczuwam dyskomfort w robieniu z siebie pajaca. W testach pomagają mi wszelkie festiwale, większość "piwnych celebrytów" pojawia się na nich (ludzkich też :D) choć i tak powoli premierom zaczyna towarzyszyć histeria. Martwi mnie to troszkę, bo coś czuję, że wkrótce większość tego typu imprez pójdzie w tym kierunku i stanie się zbyt elitarna na moje krótkie nóżki. Ale są i plusy. Wiem, że potrafię w zaciszu domowym uwarzyć wcale nie gorsze "hiciory" no i coraz śmielej wyglądam na półkach produktów zagramanicznych :)

      Usuń
    2. Nie no, też bym chciał. Szkopuł w tym, jak wielką wagę się do tego przywiązuje. To jest kwestia skali, ni mniej, ni więcej. A piwo, jak wiadomo, ma odprężać, a nie wnerwiać :)

      Usuń
  3. Dobry tekst. Piwo ma zbliżać, tworzyć luźniejszą atmosferę w której ludzie z różnych swiató mają okazję poczuć się równiejsi.
    To co się dziej obecnie w "polskim świecie craftu" to jakaś paranoja. Tworzy się jakieś towarzystwo wzajemnej adoracji, które piło te lesze "sztosy", umie wyczuć obsikane przez krowę siano i popiół, ale taki z kominka bardziej niż z pieca.... To już nie jest fajne ...a dodając do tego zalew craftu i pseudo craftu - który jeszcze chce zarobić kokosy na ludzkiej ciekawości i chęci odkrywania nowych smaków, to odechciewa się brania w tym wszystkim udziału.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rada jest jedna - uniezależnić się od tych środków przekazu, które człowieka denerwują i zaburzają mu odbiór piwa. Ogołocić piwo z całej otoczki i postawić na czysty smak (byleby tylko było dobre). I pić je z ludźmi, którzy myślą w tej kwestii podobnie.

      Usuń
  4. Sprawę można podsumować jednym zdaniem : jeśli piwo osiąga niebotyczną cenę, wielokrotnie wyższą, niż u źródła, to nie kupuję. Tak się składa, że poszedłem do pierwszego specjalistyka i miałem możliwość Prunum zakupić. Wyciągnięte spod lady, jedyna butelka. Kwota? 60 zł. Po prostu podziękowałem. Trudno. Jest tyle dobrych piw, że naprawdę nie każde trzeba wypić. Kupiłem tropical ipę z Wrężela i byłem zadowolony :-) I za te pieniądze mogę sobie kupić jeszcze takich 5. Niewątpliwie szajba niektórym z nas odbiła i przez to te ceny poszybowały jak poszybowały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, to konsumenci tworzą rynek. Dla mnie górna granica to 30zł, a i tak mi w takich wypadkach ręka drży. Piłem już sporo wyśmienitych piw poniżej 15zł, więc nie widzę sensu dawać więcej za te same wrażenia. Nie mówiąc już o przypadkach, kiedy bardzo drogie piwo rozczarowuje.

      Usuń
    2. Jak człowiek kupi takie piwo za 60zł czy nawet więcej to i tak powie się że piwo jest mega super bo żal dupe ściska zeby sie przyznać do tego że piwo jest przeciętne.


      Usuń
    3. A to zależy, mechanizm może również działać w druga stronę - człowiek ma określone oczekiwania wobec drogiego produktu. Swoją drogą, miesiąc temu kupiłem za 60 albo 70zł - po raz pierwszy tyle wydając na piwo - Bourbon Milk Stouta z Camby. Był fatalny i tak też napisałem.

      Usuń
  5. ja mam podobnie z piwami zagranicznymi. Po co mam wydawać pisiąt peelenów na jakieś amerykańskie piwo, skoro mogę się napić smacznego piwa rodzimej produkcji sześć razy tańszego? Poza tym, po ostatnich dwóch latach gdzie wychodziło po pińcet piw rocznie (z czego jedna trzecia pewnie nadawała się do kanału) nie mam już weny na próbowanie wszytkiego co nasz kraft uwarzył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, trzeba być wybiórczym. Jak napisałem wyżej, można bez problemu wyhaczyć wyśmienite piwo w bardziej budżetowej cenie, więc niektóre piwa butelkowe są poza obszarem mojego zainteresowania.

      Usuń
  6. Ale przecież sytuacja zaraz się unormuje. Solipiwko już pokazał swoim Porterem, że można iść inną drogą, normalniejszą IMHO.
    Browar Zakładowy z kolei pokazał, że nie każde drogie piwo musi być warte swojej ceny IMHO.
    Suma tego typu zdarzeń spowoduje, że za rok będzie git :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, bardzo mi się podoba, że Wojtek nie podpiął się pod ten szał, choć być może piwo nawet lepiej by się wtedy sprzedało. Z Zakładowym to co do piw, do których się odnosisz, moim zdaniem pół na pół. No i niestety, nie jestem takim optymistą. Poczucie elitarności jest jednak dla wielu zbyt pociągające.

      Usuń
  7. Mogłem kupić Buby extreme, ale stwierdziłem, że nie są to piwa w stylach, które lubię, więc sobie odpuściłem. Jak się zaczęła ta cała karuzela i zachwyty to trochę nawet żałowałem, że nie mogłem sobie wyrobić zdania o ich jakości, ale nie przyszło mi do głowy pomstować na cenę, czy dostępność. Imperium prunum z pierwszej warki czeka spokojnie na degustację, więc o tym, że pojawiła się kolejna warka dowiedziałem się z awantury w internetach, bo nawet nie miałem zamiaru go kupować. Mama natomiast dwa piwa wymrażane z Browaru Spółdzielczego, bo po prostu byłem ich ciekaw. Piwo traktuję bez zadęcia, jako normalną przyjemność. To czy jakieś kupię, czy nie to moja decyzja, motywowana moim gustem, a nie zachwytami piwnych celebrytów, czy medialnym szumem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jest zdrowe podejście. BTW butelka pierwszej warki Prunum i u mnie jeszcze czeka na odkapslowanie.

      Usuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)