Loading...

Polskie prowincjonalne piwo

Ze względów ekonomicznych i innych (większa otwartość na nowe smaki wśród miejskiej klienteli) przyjęło się u nas, że browary restauracyjne zakłada się w miastach. Tym bardziej cenię śmiałków, którzy na taką inwestycję porwali się w rejonach wiejskich, na dodatek położonych z dala od głównych traktów komunikacyjnych. Dzięki temu jestem w stanie pić piwo u źródła z dala od wielkomiejskiego smogu, betonowej szarzyzny i korpolubnych hipsterów. Poza tym agraryzm bardzo na propsie.

Czy taka inwestycja jest jednak opłacalna? To pewnie zależy, między innymi od tego, jak bardzo przedsiębiorstwo wrasta w lokalną społeczność. Bywa to trudne, tym bardziej że wiejski konserwatyzm często z odrazą przyjmuje wieści o przerzuceniu języka na coś innego niż to, co się pija zazwyczaj do żniw, dożynek i czasu pomiędzy. Pewien łebski Czech swoją drogą wymyślił jakiś czas temu fortel, mając przed sobą do rozwiązania pat – on chciał w swojej knajpie wymienić Gambrinusa desitkę, najpopularniejsze i jedno z najgorszych piw w Czechach, na piwo lepsze, z innego browaru (Kout? Nie pamiętam.). Klienci nie chcieli o tym słyszeć, tak byli przywiązani do ‘Gambacza’. Tak więc restaurator zamówił bez ich wiedzy beczki z nowym piwem, które im jednak polewał jako Gambacza. Kiedy po paru tygodniach przyznał się, że to, co oni odebrali jako wyjątkowo dobrą warkę poczciwego Gambrinusa, było w rzeczywistości innym piwem, nie musiał już o nic walczyć – ku obopólnemu zadowoleniu Gambrinus już więcej w tej knajpie nie zagościł. W przypadku nowego browaru jednak o taki fortel trudno, co narzuca z kolei z konieczności baczenie na to, żeby produkty browaru nie były nadmiernie wyraziste, bo wyraziste produkty polaryzują odbiorców, a browarowi chodzi przecież o jak największy zbyt wśród ograniczonej liczbowo klientli na miejscu.

Tyle teorii. A jak z praktyką radzą sobie dolnośląska Miedzianka oraz małopolska Marysia?

O dawnej, górniczej przeszłości karkonoskiej Miedzianki świadczą już tylko wafle nowo wybudowanego browaru. Historia miejscowości potrafi wywołać u człowieka melancholię. Niegdyś prężna miejscowość górnicza, w okolicach której przez wiele wieków wydobywano żelazo. Wprawdzie na początku XX wieku złoża się wyczerpały, ale za to wówczas już od kilkudziesięciu lat była miejscem wypoczynkowym dla przybyszy z krain o gorszym powietrzu i brzydszym krajobrazie. Po wojnie nastąpiły po sobie fale wysiedleń, górnictwo zostało reaktywowane na jedną dekadę po to, żeby zaopatrzyć Związek Radziecki w uran, aż w końcu w 1967 roku osada została zrównana z ziemią, po przesiedleniu pozostałych mieszkańców do Jeleniej Góry. I to by było na tyle, jeśli chodzi o historię miejscowości o nazwie Miedzianka.

Obecnie wieś jest zamieszkiwana przez około sto osób. Ma to sens robić browar w takim miejscu? Nie wiem, ale za to w bliskiej odległości znajduje się miejscowość Janowice Wielkie, zamieszkana przez, ho ho, ponad dwa tysiące dusz. Poza tym naokoło same mniejsze wsie, no i Jelenia Góra 20km na zachód. Nie wiem jak się taka inwestycja kalkuluje, szczególnie że Miedzianki butelkowanej w sklepach specjalistycznych nie jest łatwo wypatrzeć (może we Wrocławiu jest pod tym względem lepiej), ale chylę czoła. Tym bardziej, że inwestycja musiała być poważna, sądząc po tym, co zastałem na miejscu.

Sporych rozmiarów nowoczesny budynek z przeszklonym dłuższym bokiem, z którego można wyjść na taras i podziwiać widok na polanę oraz okoliczne wzgórza. Piękne otoczenie dla browaru, nawet wówczas, kiedy niebo ma kolor betonu. W środku bardzo jasno, białe ściany, warzelnia na piętrze, leżakownia zaś vis a vis wejścia, obok baru. Co nie jest bez znaczenia, w restauracji znajduje się nieźle wyposażony kącik dla dzieci, a i polityka restauracji jest prorodzinna, za co mają ode mnie plus. Jakoś się to chyba wszystko faktycznie kalkuluje, bo trochę gości się jednak przez lokal przewinęło w trakcie naszej dwugodzinnej posiadówy.

Na miłe otoczenie wpływa ma również bardzo miła obsługa. Miła obsługa, która w miłym geście po jakimś czasie rozpaliła w kominku, wskutek czego we wnętrzach zapachniało trochę jak w bacówce. A zapach palonego drewna jest niezwykle miły moim nozdrzom. W ogóle tak miło mi się tam siedziało, że browar dostaje ode mnie odznakę Miłego Browaru. Bardzo fajna, wyluzowana atmosfera. A, no i luźne ceny. Duże piwo 8zł, małe 5zł, drugie danie 20-25zł. Można więc bez obawień szastać dukatami i nie zbiednieć nadmiernie. Tak to lubię spędzać rodzinne wypady.

Jedzeniowo na zagrychę wziąłem danie regionalne o nazwie Drób w dziub (serio), czyli suszone plastry drobiu z pieprzem. Świetna rzecz, ale ja ogółem jestem łasy na suszone mięso. Na drugie danie żeberka wieprzowe w nieco korzennej marynacie. Dobre.

Przejdźmy do piwa. Wołek jest nieco brzeczkowym, śladowo kwiatowym, lekko goryczkowym i lekko słodowym piwem. Subtelnym w każdym wymiarze. Jest wystarczająco wodnisty, żeby go pić bez rozwodzenia się nad nim, a jednocześnie dobrze wchodzi. Takie miejscowe piwo stołowe (6/10). Rudawskie też jest nieco wodniste, ale i dobrze pijalne. Słodowe z delikatnym, opiekanym i śladowo orzechowym posmakiem. Niezłe (6/10). Cycuch Janowicki to powiew nowej fali. Granulatowo-multiwitaminowy golden ale ma umiarkowaną goryczkę, co sprzyja jego niebagatelnej pijalności. Najlepsze piwo browaru, mało intensywne, ale wygrywa pijalnością. Brać kiedy świeże. (7/10). Stout o nazwie Górnik to połączenie sproszkowanej czekolady, delikatnej wędzonej śliwki i dymu z ogniska, elementów prażonych oraz ciasteczek. Gładkie i dobre (6,5/10).

Piwo generalnie z kolan nie powaliło (choć Cycuch taki dobry, że zasłużył na dokładkę), niemniej jednak spełniło swoją funkcję. Co ważniejsze, jest to jeden z najfajniejszych browarów, jakie w swoim życiu zwiedziłem. Taki browar restauracyjny wszak to nie tylko piwo, a połączenie wszystkich walorów Miedzianki (budynek, umiejscowienie, obsługa, atmosfera, jedzenie, ceny) owocuje świetnym miejscem. Polecam gorąco.



Na podobnym wygwizdowie (no, może trochę mniejszym), jeno małopolskim, mieści się Restauracja Regionalna Marysia. Teoretycznie ma większy potencjał turystyczny, wszak sąsiadujące z restauracją posiadłości Cystersów w Szczyrzycu mają swój potencjał magnetyczny. Restauracja działa już od dawien dawna (jak na polskich browar restauracyjny). Była jednym z pierwszych tego typu przybytków w Polsce, choć obecnie znana jest bardziej z użyczania swoich mocy kontraktowcom polskiego craftu (m.in. Brokreacji).

Odwrotnie niż Miedzianka, Marysia to nie jest fajne miejsce na posiadówę. Posiada wystrój i urok siermiężnej polskiej knajpy przydrożnej bez pomysłu na siebie. Ciemno, zimno, huczący na pełny regulator telewizor, kamienna posadzka, ciężkie drewniane meble, wszystko bez ładu i składu, przepełnione atmosferą melancholii i fatalizmu. Miła pani w obsłudze to za mało, żeby tchnąć trochę życia w to przynależne do innej (wcale nie lepszej) epoki miejsce. Klienteli poza nami było bardzo mało, no ale trafiliśmy na porę, kiedy okoliczne parkingi były puste. Fale zwiedzających, które nawiedzają raz po razie Szczyrzyc, pewnikiem częściowo wypełniają ponure progi Marysi. Może wówczas staje się w niej nieco weselej?

Plusem są bez wątpienia ceny. Piwo po 5,5-6zł, zestaw obiadowy około 15zł. Myliłby się jednak ten, który po słowie „regionalna” w nazwie spodziewałby się jakichś niespotkanych specjałów. Oferta jedzeniowa to żelazny zestaw polskich mięsiw, który tak samo wygląda w Marysi jak w przydrożnej budzie u pana Mietka w Łebie,, U Krychy niedaleko Ustronia czy też Pod Soczystym Pawiem niedaleko Łodzi, na czele z nieśmiertelnym schabowym. Jakość jedzenia w porządku, no ale jak sobie przypominam obiady na studenckich stołówkach w Krakowie, to poziom jest mniej więcej równy. Tylko barszcz z uszkami za 5,5zł faktycznie odstawał in plus.

A jak piwa? Ano piwa warzą na miejscu na poziomie niższym niż jedzenie. Pils 14 to w rzeczywistości marcowe – lekko wyklejająca słodowość, nutki metalu, ‘monachijskie’ smaczki słodowe, nuty brzeczki, nikła goryczka, a za to cierpkawe. W posmaku trochę kukurydzy. Słabe piwo, siermiężne jak i wystrój (4/10). Pszeniczne jest mocno brzeczkowe, w posmaku wręcz mączne, mocno drożdżowe, z bardzo odległymi echami banana i goździka. Marne (3,5/10). Pils 12 z kolei dawał po zmysłach silnym jabłkowym aldehydem i nutkami potliwymi, z drugiej strony faktycznie miał dosadną goryczkę. Wysuszający finisz, ponownie nieco kukurydziany. Marne po raz drugi (3,5/10).

Aż dziw, że niektórym kontraktowcom udaje się na marysiowej warzelni (jej wybicie w trakcie mojej wizyty to około 5,5hl) uwarzyć dobre piwa, no ale to świadczy o tym, że to nie sprzęt jest tutaj problemem. 

Jak to więc jest z tym polskim prowincjonalnym piwem? Miedzianka i Marysia to lokale o różnych podejściach. Miedzianka wydaje się być mimo wszystko nastawiona mocno na klientelę lokalną i okoliczną, stąd właściciele kładą nacisk na miłą atmosferę, które sprawia, że lokal chce się odwiedzić ponownie. Turyści z dalszych rejonów Polski i tak tego w większości nie zrobią, a poza tym ta część Dolnego Śląska turystów nie dostaje w przydziale znowu tak wiele. Marysia z kolei wydaje się być nastawiona na klientów jednorazowych. Turystów, którzy przybędą raz, machną ręką albo tak jak ja pokręcą nosem, zostawią pieniądze i odjadą bezpowrotnie w siną dal. Praktyczny brak lokalsów w restauracji wydaje się potwierdzać moje przypuszczenie.

Tak więc Miedziankę polecam i sam chętnie do niej zawitam jeszcze raz jeśli mnie wiatry zawieją ponownie w te rejony, natomiast Marysia to punkt obowiązkowy co najwyżej dla kompulsywnych piwnych turystów, chcących zaliczyć kolejny browar.
piwne podróże 9109847787687852210

Prześlij komentarz

  1. Szkoda, że właściciel nie ma żadnego pomysłu na Marysię (może te kontrakty coś ruszą). Mam sentyment do tego miejsca, niekiedy przyjadę z Krakowa, czasami zdarzy się dobre piwo. Smutno, że nie ma żadnej piwnej atmosfery, że własne piwo jest taktowane wręcz wstydliwie.

    OdpowiedzUsuń
  2. W momencie kiedy byłeś w Marysi mieli już większą warzelnię 562 litrów (czy jakoś tak). Dziś jest już 20 hl. Właśnie z myślą o kontraktowcach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja polecam Restaurację Marysię , PIwo jest super i jedzenie również.

    OdpowiedzUsuń
  4. Polecam Marysię , często z Krakowa właśnie po piwo przyjeżdżam, a co do wystroju , to kwestia gustu , dla mnie ok. Wojtek.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale głupi ten artykuł. Ciekawe czy ten co go pisał ma własną restaurację lub browar, bo dobrze się źle pisze o innych , a samemu nie mieć pojęcia o browarze czy o restauracji. Jedyne na co stać autora to hejt na temat wyglądu (co według mnie jest kwestią gustu) czy na temat sprzętu, który również jest dobry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakiś cytat o hejcie na sprzęt? Nie ma. Hejt, hejt, hejt,...

      Trzy komentarze w odstępie kilku dni pod dawno umieszczonym artykułem, na pewno nie jest to akcja osoby/osób związanych z lokalem, czysty przypadek :)

      Usuń
    2. Wcześniej nie widziałem tego artykułu, -to przypadek.
      Co do sprzętu autor zakłada "Aż dziw, że niektórym kontraktowcom udaje się na marysiowej warzelni (jej wybicie w trakcie mojej wizyty to około 5,5hl) uwarzyć dobre piwa..."

      Usuń
    3. Tak, przypadek :)
      Aż dziw, że się udaje, bo Marysi się ta sztuczka z jakichś powodów nie udaje.

      Usuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)