Loading...

Bracka Wiosna

 
Co uważam za największy mankament Brackiej Jesieni, tytułowanej przez niektórych najbardziej kameralnym festiwalem piwnym w Polsce? To, że zwykle mogę na niej przebywać tylko kilka godzin. W zeszłym roku taka sytuacja miała miejsce ze względów rodzinnych, w tym z powodów zawodowych. Skoro więc chciałbym na Brackiej Jesieni przebywać dłużej, no to znaczy że mi się podoba. Jeszczejak.avi. Dlaczego jednak zatytułowałem ten wpis tak a nie inaczej? Ano z tego względu, że festiwal w tym roku w porównaniu do ubiegłorocznego robił na mnie wrażenie bardziej żywotnego, stąd o żadnej jego jesieni nie może być mowy. Ludzi o podobnej porze w sobotę było na moje oko cztery razy tyle co rok temu. I bardzo dobrze, nie tylko dla organizatorów i wystawców, ale również dla zwykłych konsumentów. Ubiegłorocznej jesieni bowiem Bracka Jesień faktycznie robiła wrażenie jesieni. Wszędzie pustki (poza sceną), co skutkowało lekko melancholijną atmosferą. Nie przeczę, takowa też ma swój urok, ale wówczas wyraziłem obawę, że przy tak nikłym zainteresowaniu może to być ostatnia edycja festiwalu. Stało się inaczej. I bardzo dobrze. 

Zwiększone zainteresowanie ze strony gawiedzi skutkuje częściowo mniejszą kameralnością wydarzenia, ale dzięki urokliwemu miejscu w którym się odbywa, nadal jest trochę swojsko i bardzo ‘lokalnie’, w dobrym tego słowa znaczeniu. No i rzecz jasna dzięki ograniczonej powierzchni festiwalowej co chwila człowiek się natyka na jakąś znajomą twarz, z którą akurat wtedy ma ochotę się napić. Instalacji sanitarnych było chyba w sam raz, ukłon ode mnie dla organizatorów również za podstawienie bezpłatnej strefy zabaw dla dzieci. Wydarzenia towarzyszące imprezie puściłem mimochodem, zaś co do "silent disco", polegającej na tym, że ludzie tańczą w sali ze słuchawkami na uszach, każdy do innej muzyki, to powiem tylko tyle, że wróciłem do domu z Cieszyna bez raka, co sobie poczytuję za sukces.

Ukłony należą się dla Artura Lesiaka vel Hołdę Chmielu (browar domowy), którego barlej łajno było gęste jak syrop, mocarnie słodowe, owocowe, a nawet subtelnie kokosowe po ogrzaniu. Świetna rzecz. Jeszcze lepsza od i tak bardzo dobrego RISa – gęstego, słodkiego, czekoladowego, z kawową cierpkością w finiszu. Good job!

Gud dżob zrobili też piwowarzy stojący przy stoisku PSPD. Wlewając zwykłe polotmave do kega, w którym Josefik trzymał wcześniej klon Orvala i w którym zostały bretty, stworzyli dające końskim siodłem i czerwonymi owocami piwo, które było przyjemnie flandersowe. Takie eksperymenty to ja rozumiem.

Liczba wystawców w Cieszynie może wprawdzie wzbudzić co najwyżej wzruszenie ramion wśród łowców piwnych premier i fanatyków barel ejdżd sałer krautów, no ale właśnie – na festiwalach piwnych chodzi – przynajmniej moim zdaniem – głównie o atmosferę i o ludzi, czemu dopiero dobre piwo ma towarzyszyć. I z tego punktu widzenia nie widzę powodów do narzekania. I tak swoją drogą miałem okazję skosztowania piw, do których na co dzień nie mam dostępu.

Szczególnie chodzi mi tutaj o cieszyńską Fabrica RARa. Debiutował Exotic, który docelowo miał przypominać sok z owoców tropikalnych, choć ten efekt moim zdaniem udało się uzyskać tylko w bardzo ograniczonym wymiarze. Są więc cytrusy, jest lekki tropik, lekki kwasek balansowany raczej umiarkowaną goryczką. W porządku choć nie wyróżnia się na tle innych tego typu piw, a lekkim mankamentem jest ziemista nutka drożdżowa w posmaku (6/10). Podobne wrażenie zrobił na mnie Haiku, ponoć w gorszej formie niż zwykle. Czuć było kolendrę, jasne akcenty herbaciane i wanilię. Rześkie piwo, ale i tu nuta drożdżowa w tle trochę mąciła doznania (6/10). Bardzo dobre wrażenie zrobił na mnie za to Pepper. Piwo wyraziście tropikalne (bardziej od Exotica), umiarkowanie gorzkie, z delikatną pieprzną nutą w finiszu. Piłbym (7/10). Muszę również pochwalić Ice Bread Tea. Bez problemu można się domyśleć po smaku, że za chlebowość jest tutaj odpowiedzialne żyto, którego charakterystyczne, lekko pikantne nuty bardzo dobrze współgrają z nutą cytrusa, która to faktycznie trochę przypomina mrożoną herbatę. No i w zderzeniu żytna i cytrusowej herbaty to piwo jest zarówno pożywne jak i lekkie w odbiorze, przypominając pajdę chleba żytniego zapijaną szklanką ice tea. Bardzo ciekawy efekt (7/10).

Najlepszym piwem jakie wypiłem w Cieszynie był jednak This Is Pils Waimea z Widawy. Czysty profil, delikatny melon, spory cytrus, mocna, delikatnie ziołowa goryczka – takie sesyjne i wyraziste piwa to strzał w dziesiątkę na festiwalach piwnych (7,5/10).

Gwoździem programu (sorki, tej symboliki nie dało się w przypadku piwa z tego browaru uniknąć) miał być jednak Porter Jubileuszowy. Leżakowany przez 18 miesięcy z dodatkiem śliwek i wiórów debowych, najdroższe chyba do tej pory polskie piwo. No i co? No i pstro. Przynajmniej w wersji z kranu. Karmelowo-kakaowy aromat, który mi się osobiście skojarzył z czynnikiem aromatyzującym w mydle kakaowym, ma mniej więcej tyle głębi co przeciętny dunkel z przeciętnego czeskiego browaru restauracyjnego. W lekko kwaskowym, ale i pełnym smaku jest lepiej, szczególnie w posmaku, jako że śliwka, która w aromacie ledwo zaznacza swoją obecność, pojawia się na dobre dopiero w tym momencie, a za to na długo zostaje na podniebieniu. Inna rzecz, że długiego leżakowania nie sposób się domyśleć – ostra nuta w finiszu (nie chodzi o taniny) kłóci się z pożądanym ułożeniem, a brak głębi tak aromatycznej (bardziej) jak i smakowej (mniej) tym bardziej zmusza do wniosku, że piwo chyba nie wyszło do końca zgodnie z założeniami. Tak więc mimo że piwo ma trochę ciała, to jest proste, wręcz ubogie pod względem dostarczanych wrażeń zmysłowych.

Mamy więc produkt długo leżakowany, rozlewany do drogich butelek, wsadzonych w tuby, które zazwyczaj są zarezerwowane dla drogich alkoholi. Ano tak, Jubileuszowy Porter jest drogim alkoholem…

Jako że nie musiałem za spróbowanie zapłacić, moje rozczarowanie nie bierze się z tego, że musiałem poświęcić na niego jedną dniówkę a nie dostałem tego, czego oczekuję jak na coś poświęcę swoją dniówkę. Podszedłem do niego z czystym umysłem, a dostałem nie tyle nawet średniego portera bałtyckiego, co średnie piwo w ogóle. Moje podniebienie mówi mi, że w zestawieniu z porterem Warnijskim, a nawet okocimskim, a co dopiero wyleżakowanym Komesem z udanej warki to piwo nie ma nawet co startować. Różnica klas. (5,5/10)

A tak na koniec – jak sobie browar w Cieszynie radzi z własną produkcją codzienną? Średnio. Stout (ekstr. 14%, alk. 6,2%) jest wyraźnie karmelowo-brzeczkowy z dodatkiem nuty palono-czekoladowej. Słód monachijski jest w tym piwie dość natrętny i niekoniecznie mi się to podoba. W smaku słodkawy, ponownie karmelowy, trochę zakurzonej, podpalonej czekolady w finiszu i dyskretna nutka chili. Nudy (4,5/10).

Cieszyński Lager (ekstr. 11,5%, alk. 5%) stanowił dla mnie bliskie spotkanie z aldehydem octowym, choć poza zielonym jabłkiem łypiącym w kierunku kleju były również obecne nutki klasycznych chmieli, no i trochę słodowej cukrowości. Metaliczność delikatna, nieporównywalna do niegdysiejszych wyczynów Brackiego pod tym względem. Piwo wchodzi jak na eurolagera przystało bez większych oporów, ale pod koniec szklanki człowiek sobie jednak myśli, że mógł sięgnąć po wodę mineralną. (4/10)

West Coast IPA (ekstr. 13%, alk. 5,8%) stanowi umiarkowanie pozytywny wyłom z regularnej oferty browaru. Cytrusowo-herbaciany/ziołowy aromat podszyty delikatnym karmelem, trochę żywicy, trochę metalu (w końcu…), no i obligatoryjna podbita goryczka, która jednak niestety zespala się z tym nieszczęsnym gwoździem w jedno. Mimo że piwo jest raczej słodkie i mimo że w części chmielowej jest nieco granulatowe, to byłoby moim zdaniem udane, gdyby nie ta metaliczność. Ale przyznaję, jest nieźle. (6/10)

Porter Cieszyński (ekstr. 22%, alk. 9,8%) to spora dawka karmelu zmieszana z nutami słodkiej czekolady i lukrecji, delikatnym wtrętem śliwkowym, no i „brackim” gwoździem. Szkoda, że akurat dwa piwa o najwyższym potencjale z tego zestawu niosą brzemię Iron Mana. Poza tym to pełne, słodkie piwo o kremowej konsystencji i dosadnej jak na styl goryczce przywołującej skojarzenia z porterem żywieckim byłoby w zasadzie bez zastrzeżeń, pomijając może podgryzanie gardła przez alkohol w finiszu. A i tak jest dobrze. Moim zdaniem wyraźnie lepiej niż w przypadku szumnie zapowiadanego Portera Jubileuszowego. Dla większości czytających ten tekst jest pewnie na odwrót, no ale ja nie dałem złamanego szeląga za żadne z nich, więc mogę z całkowitą odpowiedzialnością powiedzieć, że nie sugeruję się choćby podświadomie ceną czy tubą w którą ten jubileuszowy jest zapakowany. (6,5/10)

Cieszyńskie Double IPA (ekstr. 18%, alk. 8%) jest z jednej strony ziołowo-landrynkowe, z drugiej tropikalne, trochę ananasowe. Nie ma oleistości która charakteryzuje wybitnych przedstawicieli gatunku i równoważy pojawiającą się w tego typu piwach czasami alkoholową cierpkość. Cieszyńskie piwo ma tę cierpkość, ale nie ma oleistości. No trudno. Ogólnie jest to średnia rzecz jak na styl – niezbyt aromatyczna, trochę nijaka, nie licząc wspomnianej cierpkości w finiszu. (5,5/10)

Tak więc Bracka Jesień na plus, Jubileuszowy Porter biorąc pod uwagę brak korelacji cenowo-jakościowej na minus, regularna twórczość tego browaru też nie zachwyca. Nie ma tutaj znaczenia, że według purystów to jest browar udający craftowy. W mojej optyce browary dzielą się na dobre i złe. I ten cieszyński – przynajmniej na obecną chwilę – udaje browar dobry. A takim nie jest. Pozostaje mi więc tylko trzymać kciuki na przyszłość.

Ale za to Bracka Jesień jest naprawdę fajnym festiwalem piwnym.

relacje 71013381826198413

Prześlij komentarz

  1. Elegancko napisana relacja, szczególnie jak nie miało się okazji być na festiwalu.

    Jak wyglądały często podnoszone kwestie festiwalowe? Np:
    1. Dostępność i czystość toalet.
    2. Zaporowe ceny na niektórych stoiskach. Choćby w zestawieniu z tym samym produktem sprzedawanym w sklepie / pubie - często niepremierowym.
    3. Zbyt duże pojemności minimalne w stosunku do oczekiwań odwiedzających.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Do toi-toiów były kolejki, ale przynajmniej sobotnim popołudniem dramatu nie było. Co do czystości, to albo miałem szczęście albo nie było źle :) Oczywiście osoby, które miały wykupione uczestnictwo w płatnych wykładach, mogły przy okazji skorzystać z eleganckiej ubikacji wewnątrz budynku.
      2. Szczerze mówiąc, nie rzuciło mi się nic w oczy, więc nie mogę tego ani potwierdzić, ani temu zaprzeczyć.
      3. Z tym jest problem praktycznie na każdym festiwalu. Idealne byłyby pojemności 0,2l, ale mało jakie stoisko takie zazwyczaj oferuje. W Cieszynie chyba Kraina Piwa miała takie pojemności. Poza tym nie kojarzę, ale zbyt krótko tam byłem, żeby wydać w tym temacie wiarygodny osąd.

      Usuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)