Loading...

Ekonomika Harnasia, czyli apoteoza piwnego Janusza

Craft wymaga wyrzeczeń. Nie chodzi o to, że partnerka przewraca oczami, jak w trakcie wspólnego oglądania filmu ordynujesz pauzę, bo nie możesz się skupić nad przelanym właśnie do szkła piwem, a chcesz poprawnie scharakteryzować brettowe nuty. Nie chodzi też o to, że znajomi uważają cię za ześwirowanego bufona, bo wąchasz i wąchasz to piwo, zamiast je po polsku i chłopsku po prostu wypić. Chodzi o wyrzeczenia finansowe. Nie łudźmy się, craft piwo to drogie hobby. Nie trzeba się wcale skupiać na importowanych barrel ejdżdach po cztery dyszki, utrzymanie zwykłej konsumpcji piwa (powiedzmy kilkanaście piw na tydzień) opierając się tylko na polskim crafcie, ze średnią ceną około 7,5zł za butelkę, uderza w kieszeń nie mniej niż szpetny nałóg palenia. Stąd sporo osób co prawda lubi piwo craftowe, ale rzadko je pija, bo nie ma pieniędzy na nie. I w tym momencie w dysputę włączają się piwne geeki, twierdząc że to nie jest tak. Że mianowicie każdego stać na crafty, no może poza panem Gienkiem, który co drugi dzień wyciąga z hasioka pod blokiem wyrzucone skórki z pomarańczy i je sobie potem przypieka pod mostem, ale tak to stać na nie każdego. Z tą różnicą, że człowiek zamiast 3-4 Harnasiów kupi sobie jednego crafta. Co powinien zrobić, bo przecież craft góruje nad Harnasiem o parę lig. Ja jednak w tym sporze jestem po stronie tych, którzy w sytuacji mocno ograniczonych zasobów finansowych przedkładają ilość ponad jakość.

Po pierwsze należy skonstatować, że z tą jakością to nie jest tak. Jak ktoś ma tak wybredne podniebienie jak ja, no to szału nie ma, jedną trzecią losowo zakupionego craftu uznałby za wartą tych pieniędzy, a to jest marny wynik, w sytuacji w której dla takiego kogoś te 7,5zł to nie jest zbytek. A ten tytułowy Harnaś jak smakuje, tak smakuje, czyli ohydnie, ale przynajmniej nie ma z nim związanych żadnych przykrych niespodzianek. Jest uczciwie ohydny i nie udaje czegoś, czym nie jest.

Druga sprawa, to że preferencje zakupowe tak zwanych piwnych Januszy są inne nie tyle jeśli chodzi o piwa, co inne w pełnym zakresie. Oni wolą wydać te pieniądze na coś innego niż piwo. Wyjście do kina, kwiaty dla dziewczyny, grę w paintballa, cokolwiek. Beer geecy przyzwyczaili się do tego, że piwo zajmuje centralną rolę w ich życiu i podświadomie uprawiają projekcję tej przypadłości (na którą sam też choruję) na innych ludzi. To błąd metodologiczny, który prowadzi na manowce.

Wreszcie, po trzecie i najważniejsze, gros ludzi którzy preferują zakup przysłowiowych Harnasiów nad picie craftów, nie kieruje się smakiem jako decydującym czynnikiem wpływającym na wybór piwa. Serio, sporo ludzi tak ma. Wystarczy, że piwo jest tanie, a jego smak za bardzo nie przeszkadza (no bo każdy ma jakąś tam minimalną estetyczną godność zaklętą w kubkach smakowych). Beer geek się dziwi, że ktoś pije piwo nie dla smaku. No to dlaczego pije? Proste – żeby mu umilało czas podczas spotkań ze znajomymi, żeby się przy nim rozluźnić, a koniec końców też po to, żeby się nim upić. I to jest coś, czego beer geek nie potrafi zrozumieć, przynajmniej deklaratywnie. Między słowami gardzi takim Januszem, który pije piwo dlatego, że się fajnie po nim czuje a nie zwraca uwagi na smak. Powinien przecież zamiast tych trzech Harnasiów kupić jeden craft i sączyć go przez dwie godziny. A picie dla upicia się to już w ogóle hańba i zaprzeczenie kultury picia piwa. No nie, patrząc na historię, to jest jej nieodłącznym elementem, ale to szczegół.

Ale właśnie z punktu widzenia tego przysłowiowego Janusza, rezygnacja z craftu na rzecz taniego sikacza po którym szumi głowie jest jak najbardziej racjonalna. Mieć do dyspozycji jedno piwo na długi czas  i je powolutku sączyć, zamiast walnąć trzy Harnasie na lekko i się przy tym dobrze bawić? Niedorzeczne.

Niedorzeczne nie tylko dla Janusza, niedorzeczne również dla niżej podpisanego.

Przypomniałem sobie oto czasy studenckie, kiedy miałem do dyspozycji bardzo ograniczoną ilość pieniędzy. Wtedy nie było craftów, no ale zawsze można było pójść do ajrisz pabu i kazać sobie nalać Guinnessa za 11zł. I robiło się to może raz na trzy miesiące. Gdyby wtedy był dostępny craft, to nie piłbym go, z tej prostej przyczyny właśnie, że wolę w sytuacjach towarzyskich wypić więcej, bo zabawa jest wtedy lepsza. Gdyby mi ktoś wtedy zaproponował, że mam przestać w końcu pić to Tyskie za dwadziewiętnaście czy Taba (R.I.P.) po jeden dziewińsiontdziewięć za litr w PET-cie, to bym go wyśmiał. Teraz mnie stać na większą ilość craftów, wówczas nie było mnie stać na większe ilości importowanej pszenicy czy bittera. Więc piłem to, co mnie tak mocno nie biło po kieszeni. I dzisiaj, gdybym był w takiej sytuacji finansowej co ongiś, pewnie preferowałbym zakup kartonu Argusa Maestic niż skakanie po craftowym polu minowym.

I robiłbym to z tego samego powodu, z którego przeciętny konsument ohydnego Harnasia konsumuje tego ohydnego Harnasia. Dlatego mianowicie, że społeczna, towarzyska funkcja piwa stoi u mnie w hierarchii wyżej niż jego smak. Uwielbiam smak dobrego piwa, dobre piwo jest wręcz obecnie moim głównym hobby, niemniej jednak w sytuacji przymusowego wyboru między ilością a jakością, wybrałbym tę pierwszą.

Na szczęście nie jestem w takiej sytuacji, z czego jestem bardzo zadowolony. Mogę pić towarzysko, a zarazem smacznie. Niemniej jednak myślę, że wiele geeków piwnych powinno sobie uświadomić, że kręcenie nosem nad kieliszkiem leżakowanego w drewnie z balsy septupla za pięć dych to jest kwestia rozwoju kultury piwnej ostatnich lat. Że od zarania dziejów po dzień dzisiejszy piwo miało głównie umilać ludziom czas i pomagać im w socjalizacji, a nie być celem samym w sobie. I że takie podejście też, a może wręcz przede wszystkim, jest elementem kultury piwnej. Może wręcz jej istotą.


publicystyka 5474034540263551375

Prześlij komentarz

  1. Niby wszystko jasne i oczywiste, w wielu miejscach brak koncesji nie pozwala na sprzedawanie czegoś mocniejszego niż piwo, ale tak uogólniając - czy racjonalne jest picie kiepskiego piwa żeby się nim upić skoro taniej jest dziabnąc sobie 4 kielonki i popić to soczkiem? ;) Więc to zdziwinie geeków jakies podstawy ma, abstrahując zupełnie, że nie kumam samego aktu zajmowania sobie głowy (i wyrażania głośno opinii) co chleją inni ludzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz, faza po wódce jest jednak inna, poza tym nadchodzi niespodziewanie - niektórzy mogą mieć problem z kontrolowaniem tego. I - to tak subiektywnie - przysłowiowy Harnaś jest strasznie paskudny, ale wódzia smakuje jeszcze paskudniej. Poza tym sam rytuał picia jest inny, to też kwestia preferencji danego towarzystwa. Zupełnie inna kwestią jest fakt, który dla nas może być niezrozumiały, czyli że są ludzie którym tanie sikacze autentycznie smakują.

      Usuń
    2. No bo wrzucając do równania wątek ekonomiczny ja to widzę tak:
      1. Komuś H smakuje, więc go pije, czy dla smaku, czy dla upicia - bez różnicy. Kupowanie czegoś droższego byłoby zwykłym snobowaniem.
      2. Komuś H nie smakuje, ale pije, żeby się nim upić - w warunkach, gdy ma rzeczywiście jakąs alternatywę w postaci np. czystej (jeśli lubi) czy drinków (jeśli nie lubi czystej, % może kontrolować z dużą dokładośćią), chlanie H jest trochę dziwne. Myślę tu oczywiście o warunkach domowo-plenerowych, bo drink w knajpie najczęściej będzie droższy niż dobre piwo.

      Osobiście nie rozumiem picia po 4-5 0,5L kraftów jednego wieczoru; po pierwszych dwóch sięgam po tzw. "regionalne" a poźniej to i nawet Harnaś może mi służyć do podtrzymania poziomu alkoholu we krwi bo jestem zbyt zajęty zabawą, żeby zwrócić uwagę jak ten H smakuje.

      Usuń
    3. ad2: picie jednak nawet syfiastego piwa może iść jednak mniej opornie, jeśli ktoś nie lubi wódki. Myślę, że często o to chodzi. Co do przytępienia zmysłów wraz z rozwojem zabawy, to u mnie tak nie działa (stety bądź nie) - ostatnio sięgnąłem po Bojana Czarnego w stanie pomroczności jasnej i wypiłem tylko dwa łyki, taki był maślany.

      Usuń
    4. Są inne alkohole, kolorwe bądź nie, które można mieszać w dowolny sposób i w dowolnych proporcjach z sokami, wodą, lodami, produktami mlecznymi itp., żeby uzyskać coś subiektywnie smacznego ;) Jeśli ktoś pije dla efektu coś co autentycznie mu nie smakuje to jest albo dziwny albo ma problem alkoholowy albo jest cholernie leniwy ;)

      Bojan Czarny ze słabej warki będzie intensywnie obrzydliwy, zwykły eurolager powinien przejść próbę podwyższonego progu "bólu" ;) Choć możliwe też, że nie każdego alkohol znieczula ale z tego co widzę po forach nie jestem odosobniony w moim podejściu do seryjnego picia piwa.

      Usuń
    5. Co do drinków, to dwa słowa, które je dyskwalifikują w oczach części osób: są słodkie ;)

      Usuń
  2. Jedna uwaga tak na szybko. Konfrontujesz zakup kartonu Argusa ze skakaniem po craftach, a należałoby skonfrontować go raczej z zakupem jednej trzeciej/czwartej kartonu jednego sprawdzonego piwa rzemieślniczego. Wtedy rachunek ekonomiczny wypada już znacznie mniej niekorzystnie (oczywiście dla wielu wciąż niekorzystnie), bo zgodzimy się chyba, że są browary i konkretne piwa, które trzymają wysoki poziom jeśli nie w każdej warce, to znacznie, znacznie częściej niż w co trzeciej. Trzeba by tylko zrezygnować ze skakania. Uszczupla się wtedy różnorodność i traci przyjemność z odkrywania nowych lądów, ale dla Janusza te wartości i tak niewiele sobą reprezentują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, można przeciwstawić te Argusy zawężonemu, pewniejszemu wyborowi craftów, ale tak jak piszesz - jakość wtedy się zgadza, ale ilość już nie. A dla człowieka który nawet docenia smak piwa i lubi piwa craftowe, a ma do dyspozycji bardzo ograniczone środki, rachunek ekonomiczny i tak koniec końców często przeważa, przynajmniej jeśli chodzi o picie piwa na spotkaniach ze znajomymi.

      Usuń
  3. Świetny teks i jak zwykle w punkt. Przypomniały mi się czasy studenckie i wieczorki spędzane na stancji w gronie znajomych przy kilku buteleczkach kaltenbacher z pobliskiego Lidla. Lubie piwo kraftowe (choć średnio co drugie jest dobre a co któreś baardzo dobre. Jednak kiedy wybieramy się na grilla w gronie znajomych to zawsze wybieram opcję ekonomiczną, tym bardziej. Zresztą są i dość tanie (nie tylko koncernowe) piwa które dają radę w takich okolicznościach przyrody w połączeniu z nie hipsterskimi kiełbaskami i karkówką :) Nie mieszkam w dużym mieście i nie zarabiam średniej krajowej więc kiedy mam ochotę na fajny wieczór przy piwku (może dwóch) wtedy wybieram kraft, kiedy idę do znajomych na grilla, domówkę piwo koncernowe czy regionalne od cała filozofia, w końcu idę sie tam pobawić, pośmiać i zrelaksować a nie napinać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak właśnie - podstawa to się na tle piwa nie napinać, szczególnie jeśli w spotkaniu chodzi głównie o zabawę :)

      Usuń
  4. Fajny artykul :)
    Co do 3 4 harnasi czy 1 kraft i saczenie go przez dwie godziny. Nie wiem czy to mozliwe aby saczyc ipe przez wspomniane 2h. Ipa to praktycznie tylko chmiel. Nie ma na czym sie tam skupiac.
    Poza tym 4 ipa jednego dnia i nastepnego dnia jest taki niesmak ze sie odechciewa wszystkiego.

    7,5 jako srednia cena to optymistyczne podejscie. Nierzadko widuje ceny dochodzace do 9-10zl (i nie chodzi mi tu o barrel aged czy portery risy...)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnośnie ceny - mam to samo odczucie. Chciałbym mieć krafty ze średnią ceną 7,5 PLN. Niestety zwykle IPA, APA to koszt 8-10 PLN.

      Usuń
    2. Fakt, nowości zazwyczaj tyle kosztują. Pisząc 7,5zł miałem jednak na myśli te różne Pinty czy Kormorany, które są w nieco niższych cenach.

      Usuń
  5. Sam bym trafniej nie opisał pewnych mechanizmów wytyczających moją ścieżkę z drogowskazem "alkohol". Tyle tylko, że sam wiele lat temu rozpocząłem na naszej piwnej pustyni poszukiwania piwa idealnego (czyli takiego, które mogę spożywać bez wstrętu w ilościach adekwatnych do jakości imprezy) i dla mnie te poszukiwania skończyły się piwowarstwem domowym. "Zboczenie" w stronę craftu to efekt uboczny, wzmocniony dodatkowo czynnikami ludzkimi - czyli możliwością poznawaniem ciekawych ludzi i chęcią przynależności do rewolucjonistów. Natomiast lekarstwem na potrzeby Januszów, które z całego serca polecam jest właśnie piwowarstwo. Oczywiście wymaga to pracy, czasu, poświęceń większych lub mniejszych, ale efekty przechodzą wyobrażenia. Od kilku lat nie mam potrzeby nabywania alkoholu na wszelkie spotkania towarzyskie (znajomi również przy okazji), w piwnicy mam zapas wyśmienitego (jak dla mnie) piwa w kilkunastu stylach na jakiś rok lekko (nie licząc leżaczków). Kwestie ekonomiczne dzięki temu zredukowałem do poziomu mniej więcej wyjściowego dla większości piwnych Januszy (troszkę mnie zaczyna męczyć to określenie), z tą różnicą, że stać mnie od czasu do czasu na dobrego whiskacza (jedyne co mnie teraz już kręci poza piwem), czy kilka craftów - a zaznaczam, że burżujem nie jestem. Dlatego polecam, jeśli można także i takie podejście do tematu. Każdy może zostać piwowarem, picie dobrego piwa w cenie harnasia jest możliwe. A jeśli ktoś uzna, że to za dużo ceregieli to i tak już nie ma co gadać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piwowarstwo domowe to następny krok. Tanio i dużo. Obawiam się jednak, że właśnie mniejszość osób konsumujących piwo tylko przy okazji ma odpowiednią dozę determinacji, żeby iść w tym kierunku ;)

      Usuń
    2. Jest jeden problem piwowarstwa domowego, dość banalny wprawdzie, niemniej jednak czasami powoduje, że nawet piwowar domowy mający spore zapasy w piwniczce i tak zakupić musi coś w lokalnym sklepie. A powodem tym jest generalnie transport piwa domowego - piwo zbełtane z pewną ilością drożdży dużo traci, nie mówiąc już o różnego rodzaju gushingach przy otwieraniu (szczególnie piwa chmielone na zimno cierpią na ten efekt). Generalnie takie piwo po transporcie lubi odpocząć chwilę w lodówce, a problem się robi, kiedy ono chce odpoczywać, a my chcemy ja właśnie zacząć konsumować po przybyciu na miejsce docelowe imprezy/spotkania.

      Ale tekst świetny, w dość łagodny sposób punktuje też coś co śmieszy uważnych obserwatorów rodzimego rynku - a mianowicie odbiorców zarzekających się "że tu wcale nie chodzi o alkohol" - wiadomo nie jest on sprawą najważniejszą, ale zarzekanie się na siłę, że jest zupełnie nieistotny jest "nieco" przesadzone.

      Usuń
  6. Wszystko prawda, autor ameryki nie odkrył. Mam jedno pytanko, czy ktokolwiek zna jakiegokolwiek "bogatego hipstera od perfumowanych piw" który wraz ze spadkiem dochodów wrócił do Harnasia? Temat można powielać na różnych płaszczyznach, dajcie śmierdzącą gorgonzolę zjadaczowi tylżyckiego i też będzie się krzywił, że niedobre i drogie jak cholera. Założę się o dobrego RISa że autor raczej nie wróciłby do picia eurolagerów, gdyby nagle dochody uszczupliłyby się i pozwalałyby co najwyżej na jednego "Imperatora Bałtyckiego" za 49.99 w miesiącu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, na grillach ze znajomymi sączyłbym niegazowaną wodę z Biedry, po to żeby na oszczędzonych Argusach pod koniec miesiąca kupić sobie butelczynę Imperatora. Top kek :)

      Usuń
    2. Ja znam. Kumpel, który razem ze mną wchodził w ten świat wraz z pierwszymi warkami Pinty, kilka miesięcy temu wrócił do Tyskiego. Powód oczywisty - pieniądze, a raczej ich brak. Czy może inne priorytety w życiu. Inny kolega, równie doświadczony w bojach, na razie wycofał się na pozycję zajmowaną przez Fortunę. Powód ten sam. I szczerze - ja się im nie dziwię, piwo nie jest w życiu najważniejsze, ale sam zamierzam obrać inną ścieżkę. Obiecałem sobie, że w momencie, gdy średnia cena 0,5l kraftu w sklepie osiągnie 10 zł, to całkowicie przesiadam się na piwowarstwo domowe. Te 7,5 zł dla mnie dość abstrakcyjne, w Poznaniu średnia cena zmierza pod 8,5-9 zł. W sklepie! Bo w multitapie ciężko COKOLWIEK kupić poniżej 13 zł... A pamiętam początki śp. Setki i piwa po 8 zł... Nota bene ostatnio rozmawiałem z jednym z byłych barmanów tego przybytku i sam przyznał, że nie piłby takich drogich piw, gdyby tam nie pracował. Ciężko lepiej to podsumować. PS. Brawo za kolejny dobry tekst.

      Usuń
    3. Dodam mój przypadek. W zeszłym roku wypiłem koło 200 różnych piw co przy założeniu 8 pln za butelkę daje 1600 pln. Co więcej wypiłem jeszcze pewnie sporo innych regionalnych. Jak policzyłem ile to kasy to od 2016 wróciłem do picia tańszych piw kormorana powiedzmy za 4-4,5 pln czy nawet perły:). Owszem piję nowości kraftowe ale góra 2-3 na miesiąc.Czasami sprawdzone piwa trzymające jakość. Stwierdziłem po prostu, że lepiej przeznaczyć te pieniądze na inne pasje (książki, płyty, sprzęt sportowy itd.). Na marginesie czekam na tekst czy może być taniej. Moim zdaniem może tylko nie ma chęci?.Albo inaczej zbyt wiele zarabia pośrednik? Proponuję napisanie tekstu po zajrzeniu w sprawozdania finansowe w KRS Pinty, AleBrowar.

      Usuń
    4. Kolego d.d jak jeszcze w setce bylo hh (-2zl) to za 20zl mozna bylo kupic 3 piwa a i starczalo na bilet na tramwaj... teraz ? 12zl to rzadkosc. Piwo w multitapie zaczyna sie od 13zl. Jak mowa o risach porterach czy barrel aged to jest jeszcze gorzej.

      Ja akurat nie mam problemow ze musze sie napic. Wole wypic 1 piwo wysokiej jakosci niz 2-3tansze.

      Usuń
    5. @Anonimowy z 8 lipca 2016 22:34 ;-]. Taniej być może, i w ostatnim czasie pokazuje to Pinta i AleBrowar, która chyba zmienia politykę w kwestii flagowych piw. Atak Chmielu, Angielskie Śniadanie i kilka innych można spokojnie kupić poniżej/w bliskich okolicach 7zł, Grodziskie 5.0 lekko poniżej 6zł w specjalistycznym sklepie, czyli podobnie jak Piwo z Grodziska w przeliczeniu na litr. Tak samo AleBrowar - w cenie podanej przez Autora można z powodzeniem kupić niejednego ich flagowca.

      Na pewno na możliwość obniżania cen ma wpływ wybicie, no i oczywiście świadomość marki - Pintę czy AleBrowar może kojarzyć nawet osoba, która niespecjalnie interesuje się kraftem.

      Pozdrawiam

      Usuń
    6. to ja już bym przestał pić piwo, ewentualnie zmniejszył częstotliwość, po przegazowanych eurolagerach boli mnie żołądek.

      Usuń
  7. 1. Harnaś jest dobry bo jest tani i dobry , ale desperados nie jest już dobry bo ani dobry ani tani.
    2. @D.D. w Warszawie polskie Piwa craftowe są dostępne w cenie od 10 do 14 PLN za 0,5l w multitapach (np. Same Crafty, Chmielarnia na Pańskiej,Cześć itp.) . RIS i Barrel age będą droższe podobnie jak Koniak będzie droższy od czystej.

    PS: Pinta pierwsza pomoc kosztuje już mniej niż 6PLN czyli jest tańsza od Pilsner Urquell . Co oznacza że Pinta osiągneła już 1 prędkość kosmiczną jeśli chodzi o skalę produkcji :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zbliżają się do magicznego pilsa za 3zeta

      Usuń
  8. Podoba mi się te zdroworozsądkowe podejście do kraftu. Przekracza to już czasem granice absurdu.. napierdzielą tego IPA jeden nazwie smerf drugi gangster a trzeci noc w rwandzie wołają po 9 zł. Otwierasz a tam warzywa, przechmielenie wpizdu bądź alko wybija. Wole czasem książęcego golden ale czy ŻAPĘ x3 z promocji czasem niż puszkę pandory za 9. Pinta, doctor brew, ale browar i nepomucen narazie w miarę trzymają równe te warki choć kupy się zdarzają. Dzięki za fajnego bloga :)

    OdpowiedzUsuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)