Loading...

Niemieckiej klasyki łyk

Niemieckie piwowarstwo darzę szacunkiem nie tyle za craft, co za tradycje. No i nacisk położony na pijalność wyrobów. One nie mają być nadzwyczajnie złożone czy absorbować za bardzo zmysły. One mają stanowić akompaniament do rozmowy z kumplami. Mają dobrze wchodzić bez konieczności dokonywania nad nimi wiwisekcji sensorycznej, a jednocześnie mają być dobrze i sumiennie wykonane. Takie piwa do picia, o. Z tego powodu chętnie będąc za Odrą sięgam po klasyczne wyroby niemieckich browarów. Przemawia do mnie również eksperymentowanie z chmieleniem na zimno nowymi odmianami germańskiej lupuliny na klasycznych niemieckich stylach. Poniżej taki mały rajd który sobie zrobiłem po niemieckich klasykach oraz klasykach po aktualizacji chmielowej.

Się okazało się, że germański nowofalowiec i eksperymentator nr 1, czyli Freigeist, warzy też klasykę. Skills In Pils (alk. 5%) pachnie tak, że ciężko pierwszego niucha natychmiastowo nie przyszpilić pierwszym łykiem. Zbożowe nuty charakterystyczne dla niemieckich piw jasnych, uzupełnione kwiatowymi i trawiastymi nutami chmielu. Jak to czasami bywa, jest też delikatny kukurydziany DMS, ale nie do końca przeszkadza. Zdecydowanie za to przeszkadza mi przegazowanie, które niepotrzebnie nadyma żołądek. Jest to baza do czegoś dobrego, tyle że są braki w wykonaniu. (5/10)

Browar Rhaner to stary przybytek, w którym uradzono, że można przecież uwarzyć märzena i wrzucić chmiel Simcoe na leżak. Jak uradzono, tak zrobiono, natomiast spośród nut które według browaru uzyskano w Rhaner Pale Märzen (alk. 5,6%), udało mi się wyczuć morelę i mango w wersji mocno przejrzałej, kwiatu bzu natomiast już nie za bardzo. Z dodatkowych rzeczy nasunął mi się zdecydowanie dominujący ananas, również mający dni świeżości za sobą. Co mi się nie podoba, to że wspomniana przejrzałość przechodzi tutaj częściowo w landrynę. Na dodatek smak intensywnością nie grzeszy, chmiele są nieco wycofane, a słody dają piwu jedynie marcowe ciało – odsłodowych nut w smaku właściwie nie ma. Mimo tych niedostatków fajnie się je jednak pije. (6,5/10)

Zdecydowanie na wyrost jest nazwany Rhöner Simco Serenade (alk. 4,9%) z browaru Rhon Bier. Owszem, w tym niefiltrowanym pilsie jest wprawdzie trochę cytrusowych czy może bardziej cytrynowych ale i mandarynkowych nut, ale łączą się one z niemieckimi chmielami Saphir i Merkur, dając w sumie bardziej po zmysłach świeżą śliwką i trawą niż nową falą. Jakby nie było – piwo pachnie bardziej klasycznie niż jest nazwane, ale nie jest to bynajmniej źle. W smaku lekkie i rześkie, owocowe (śliwki, a nawet trochę malin), bardzo pijalne. Spełnia wszystkie założenia pilsa, może pomijając niezbyt wyrazistą goryczkę, a jednocześnie ma ciekawy profil aromatyczny. Polecam. (7/10)

Marcowe chmielone na zimno z browaru Weissenoher. Miałem już do czynienia z dwoma takimi specyfikami i mi bardzo smakowały, więc bez zastanowienia sięgnąłem po Weissenoher Green Monkey Polaris (ekstr. 13,3%, alk. 5,9%), chmielony na zimno niemieckim Polarisem właśnie. Okazuje sie jednak, że piwo przede wszystkim pachnie po niemiecku zbożem. I to tak mocno, że gdyby nie delikatna chmielowa nutka, to po zapachu można by je pomylić z hellesem. Jest i chmiel Polaris ze swoją miętowo-lodową nutą, ale z trudem przebija się przez grubą, słodkawą warstwę zboża. Za to w smaku wszystko gra, i to niebywale dobrze. Słodowe, zbożowe ciało jest pełne i gładkie, a chmiel w oszczędnych dawkach znalazł się w nim wszędzie – nie dominuje zatem, ale jest doskonale zintegrowany. Co więcej, są również obecne kwiatowo-cytrynawe nutki tradycyjnych niemieckich chmieli, które w nim wylądowały w trakcie warzenia. Piwo jest proste, o czystym profilu, czuć że leżakowane optymalnie długo, i wchodzi jak masełko. Super sprawa. (8/10)

Długo trwało zanim w końcu dorwałem ikoniczne Original Ritterguts Gose (alk. 4,7%), piwo uchodzące wraz z wyrobem lipskiego Bayerischer Bahnhof za wyznacznik tego stylu. Przypomnijmy krótko – gose to tradycyjne niemieckie piwo pszeniczne warzone na solonej wodzie, doprawiane kolendrą i fermentowane bakteriami kwasu mlekowego. Jakie powinno być? Lekkie, rześkie, aromatyczne, słone, kwaśne i kolendrowe. A jakie jest Ritterguts Gose? Hmm... Wygląda mało apetycznie, bo pływają w nim wielkie białe gluty. Pachnie też mało apetycznie, bo przypomina mocno serowe Cheetosy. Albo stary, sparciały chmiel albo niespotkana przeze mnie dotychczas infekcja. Poza tym delikatne mleczne akcenty, trochę słodu, i to by było w zasadzie tyle. Po takiej zapowiedzi aromatycznej przed pierwszym łykiem mam nadzieję że będzie fest kwaśne i mimo serowych skarpet w bukiecie będzie się je dało w ogóle wypić. No i okazuję się że tak, da się je wypić. Jak człowiek jest mocno zdesperowany i majaczy mu widmo śmierci z pragnienia. Jest słono-kwaśne, lekko słodowe, z owocowymi nutami z pogranicza jabłek i gruszek. Kolendra ledwo ledwo, głęboko w tle. W posmaku robi się jednak ponownie serowo, i to bardzo. No więc jednak nie, nie da się tego wypić. Tragedia. Jedno z największych rozczarowań piwnych w moim życiu. (2/10)

Najstarszym na Świecie wciąż działającym browarem jest Weihenstephaner. Drugim najstarszym jest Weltenburger, przy czym trzeba zaznaczyć że gros swojej produkcji zleca na zewnątrz. Ten pierwszy jest znany za sprawą swoich pierwszorzędnych piw pszenicznych. Ten drugi bardziej za sprawą koźlaka i dunkela, a nie pszeniczniaków. A to błąd! Weltenburger Hefe-Weissbier Hell (alk. 5,4%) to mistrzostwo gatunku. To nie jest nawet przecier bananowy, to jest krem bananowy, za sprawą aksamitnej, zamszowo gładkiej konsystencji. Jest mocno owocowo, pojawiają się nuty moreli, goździk trzyma się wraz z gałką głęboko w tle, za to częściowo można mieć skojarzenia z budyniem waniliowym. Aromat jest tak owocowo-słodki, że chyba jeszcze w konwencjonalnym weizenie nie uległem takiej iluzji słodyczy w smaku (której piwo rzecz jasna nie ma). Wchodzi jak masełko, piłbym wiadrami. W obrębie tego stylu jest to moim zdaniem nonplusultra. (8,5/10)

Duckstein słynie z tego, że dodaje do swoich piw płatki bukowe (czy pasują czy nie), ma fikuśne butelki, sprzedaje nawet pilsa jako piwo „grand cru”, ma snobistyczną otoczkę marketingową i jest drogi bo flaszka po dwa ojro. Pilsener Opal (alk. 4,9%) poza Opalem jest chmielony German Cascade, Mandariną Bavarią oraz Hull Melonem. A potem jeszcze na zimno, ale nie Opalem, a Mandariną. Nazwa piwa nie jest więc zbytnio trafna. Jakby nie było, piwo pachnie i smakuje trochę bardziej owocowo niż szeregowy niemiecki pils, przy czym zdecydowanie dominującym chmielem jest – co nie powinno dziwić zważywszy na dry hopping – kwiatowo-mandarynkowa Mandarina Bavaria. Ten stosunkowo młody niemiecki chmiel z początku był ciekawy, natomiast przy późniejszych zbiorach stracił na wyrazistości. Na single hopa się moim zdaniem obecnie nie nadaje, co przerobiłem na własnej skórze, tak samo nie nadaje się na chmiel dominujący. Piwo wyszło mało intensywne, wręcz wodniste, mandarino bavariowe i to w sumie na tyle by było, jeśli nie liczyć delikatnego słodowego smaczku i subtelnej zapalczanej siarki. Żadnym mango od Opala wbrew buńczucznym zapowiedziomna kontretykiecie w każdym razie nie jedzie. Takie sobie. Aha, płatków drewnianych nie wyczułem, ale wierzę na słowo że tam są (tylko po co? aha, no tak, piwo premium, cena premium). (5/10)

Kontraktowiec Bayreuther Bierbrauerei warzy swoje piwa nie byle gdzie, bo u braci Maisel. Ci zaś chyba zadbali o to, żeby gotowy hefeweizen od podnajemcy nie podszedł poziomem pod ich pszenicę, jeden z sensorycznych filarów stylu. Bayreuther Hefeweissbier (alk. 5,3%) jest nieco chlebowy, trochę bananowy, przede wszystkim jednak w moim odczuciu wyraźnie drożdżowy i goździkowy. Typowa pszeniczna kwaskowość ma towarzysza w postaci lekkiej słodyczy, ciut bardziej wyraźnej niż u innych przedstawicieli stylu, brakuje mi w nim za to bardziej podkreślonej owocowości albo czegoś innego co mógłbym uznać za choćby śladowo porywające. Piję się całkiem fajnie, tyle. (6/10)

Tym sposobem przekosztowałem się przez selekcję skomponowaną na szybko w paru niemieckich „getrenkach”. Biorąc pod uwagę że poza dwoma wyjątkami wszystkie piwa powyżej kosztowały po mniej niż jedno ojro, a poza jednym żadne mnie nie odrzuciło, jestem całkiem zadowolony. Na pewno polecam zwrócić uwagę na serię chmielową browaru Weissenoher i postarać się upolować rewelacyjną jasną pszenicę od Weltenburgera.

recenzje 52134691930836514

Prześlij komentarz

  1. No to chyba jestem szczęściarzem - w "dwuwsi" gdzie mieszkam (2 wioski połączone ze sobą) jest knajpa, w której w stałej ofercie są lane Weltenburgery (pszenica i pils - są zawsze, z pozostałych najczęściej jest świetne marcowe - marcowe to nie moja bajka, ale akurat to wbija w podłogę). Właściciel osobiście śmiga do Niemiec po KEG-i.Żernica - a wiec daleko nie masz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O proszę, rzut beretem. Będę się musiał wybrać na lane. Fajnie wiedzieć, że w małych miejscowościach trafiają się tacy restauratorzy-pasjonaci :)

      Usuń
  2. a w mieście gdzie studiuję (DE) akurat w getrenku rzucili te Weltenburgery. Są plakaty zachwalające jakość. Jakoś do tej pory nie skusiłem się ale po tej recenzji odstąpię od katowania Licherów i wezmę się za Weltenburgery. Swoją drogą nie widziałem u Ciebie w indeksie piw Lichera. Robią znakomitego Weizena i pyszego pilsa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lichera faktycznie jeszcze nie piłem, bo nie miałem okazji, ale ten sam browar produkuje również bardziej popularnego Benediktinera. A co do Weltenburgera, to polecam również Asam Bock.

      Usuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)