Loading...

Przymusowe leżakowanie piwa

Burzliwy rozwój polskiego craftu połączony ze skokowym wzrostem dostępności rodzimych piw najcięższego kalibru może mieć pewien skutek którego chyba mało kto się spodziewał. Przewiduję oto nowy trend. Pierwszą jego jaskółką były Komesy (nie porter tylko te 'belgijskie' paskudztwa), choć i poza Polską gwoli sprawiedliwości można znaleźć przykłady tej wołającej o pusty śmiech do nieba praktyki. O co chodzi? O sztuczkę zrzucania części kosztów produkcji piw mocnych na klientów. I to w bardzo prozaiczny sposób.

Kojarzycie napisy na kontrze wspomnianych 'belgijskich' Komesów? Otóż producent radził żeby przeleżakować piwa co najmniej rok, wówczas ich bukiet się rozwinie. Podobne zalecenie znalazłem ongiś na butelce norweskiego RIS-a Svartekunst z browaru Kinn - żeby mianowicie odkapslować butelkę co najmniej rok po zakupie. I to nie były ot takie sobie, zawieszone w próżni zalecenia. Zastosowanie się do nich było krokiem obligatoryjnym, jeśli człowiek nie miał ochoty na obcowanie z piwem po którym hula sobie obcesowo de spirit of Poland. Względnie of Norway.

Rzecz w tym, że na wyższą cenę piwnych kowadeł w rodzaju RIS-a czy mocnego portera wpływają z jednej strony surowce oraz akcyza, ale również, a raczej przede wszystkim, czas leżakowania. Taki hefeweizen ma krótki cykl produkcyjny i powinien być spożywany jak najbardziej świeży. Odwrotnie piwa ciężkie - ich czas leżakowania wynosi nierzadko parę miesięcy albo i więcej. Chodzi o odpowiednie ułożenie się piwa, o wyciszenie nut alkoholowych i nadanie mu w ten sposób dostojnej szlachetności, jakkolwiek pretensjonalnie to brzmi. Dopiero dobrze przeleżakowany RIS oddaje swój pełny potencjał. Problem jest taki, że leżakowanie zajmuje czas i miejsce. Tanki leżakowe są w takim wypadku na dłuższy czas wyłączone z użytku, bo są zajęte przez tego przysłowiowego RIS-a. Ergo: czas i miejsce = piniondze.

Pewni decydenci wpadli przeto na pomysł, żeby ten czas leżakowania przerzucić na klienta. Takiego niedoleżakowanego RIS-a czy inne piwo ciężkiego kalibru butelkuje się raczej prędzej niż później, pisze na etykiecie żeby go otworzyć po roku, et viola - profit. Klient kupi, jak się go umiejętnie zabajeruje to jeszcze będzie cały podniecony że oto mu piwo w piwniczce/garażu/barku/obok pralki dojrzewa i że bierze udział w procesie jego wytworzenia. No bo bierze.

Powyższe dotyczy ruchu planowanego ze strony producenta. Większość przypadków niedoleżakowanych piw jednak to kwestia nieprzewidziana. Oto okazuje się że po zaplanowanym na leżakowanie czasie piwo jeszcze się nie ułożyło. Można więc przedłużyć ten czas - przy czym w teoretycznie najgorszej sytuacji są kontraktowcy, którzy często muszą opróżnić tank żeby zrobić miejsce dla następnego zakontraktowanego piwa - albo rozlewać w butelki. Takie butelki oczywiście można jeszcze przeleżakować przed wypuszczeniem na rynek, ale nie praktykuje się tego ze względów na koszty. Więc niedoleżakowane piwo jedzie w kraj. I potem wystarczy że kilka osób z odpowiednim posłuchem zaleci publicznie kupić piwo, ale otworzyć dopiero za jakiś czas i konsumenci na ogół słuchają.

Ale czy powinni być z tego powodu zadowoleni? Jeśli ich to cieszy, to nie ma sprawy. Ale nie zmienia to faktu że browar w takim wypadku nie zachowuje się profesjonalnie. Kupując piwo w sklepie czy knajpie zakładamy zazwyczaj, jak najbardziej słusznie, że płacimy za gotowy produkt. Coś co się nadaje do natychmiastowej konsumpcji. I oto odkapslujemy butelkę, bierzemy niucha i doznajemy kulturowego wzbogacenia w postaci głębokiej infiltracji płuc przez inwazję nut bimbrowych. Pojawiają się wówczas zalecenia prywatnego doleżakowania takiego piwa, które są jednak tylko próbą podkolorowania szarej i nieciekawej rzeczywistości. Piwo w sklepie ma być gotowe do spożycia, ma być produktem a nie półproduktem czekającym na dokończenie roboty piwowara przez nabywcę. Piwo zakupione w butelce jest dla klienta wizytówką browaru, która powinna być wykonana starannie, żeby móc natychmiastowo wywrzeć wrażenie. Jeśli klient ma ją sobie po zakupie w przenośni wyczyścić i włożyć do książki żeby nie była taka pomięta, no to co to świadczy o browarze?

Możecie w tym momencie odnieść wrażenie, że argumentuję przeciwko wydumanemu problemowi, jako że póki co niedoleżakowane ciężkie piwa nie zdarzają się w Polsce aż tak często. No to przypomnijcie sobie ile browarów ostatnio zapowiedziało swoje imperial stouty. Większość przyklasnęła temu z zachwytu, ja jestem bardziej sceptyczny. Obawiam się, że może nas czekać zalew niedoleżakowanych RIS-ów. Obym się mylił.
publicystyka 7621662566577988448

Prześlij komentarz

  1. Też się obawiam że zaczną pojawiać się niedoleżakowane mocarze... Ale wszystko to kwestia warzenia i surowców, jak się chce to możną uwarzyć piwo np ris 13-15% które nie będzie walić spirytem i które po wyjściu z browaru będzie "pełnowartościowe"

    OdpowiedzUsuń
  2. ogólnie się zgadzam, ale czy leżakowanie piwa przez rok, dwa, które dla konktraktowca jest dosyć kosztowne, nie odbije się znacząco na cenie? na rynku ogólnoświatowym to mniejszy problem, ale dla polskiego browaru craftowego i jego rynku zbytu może to być spora przebitka. Choć ja osobiście również wolę kupić gotowy produkt, choćby droższy, ale powyższe rozwiązanie wydaje się mieć jakiś tam minimalny sens.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jesli chodzi o polski kraft to moim zdaniem leżakowanie rok/dwa znacząco wpłynie na cene finalna... nie dość że takie piwa na starcie są drogie, to leżak dodatkowo "podwoi" jego cene... porter z podgórza 18zl za butelke 0,5; artezan i pracownia piwa też osiągały kosmiczne ceny.

      Dobrze że zagranica nie mają z tym problemów, i pewne risy world class idzie kupic za 13-16zł 0,33-

      Usuń
    2. Jakiego RISa world class idzie kupić za 13 zł?

      Usuń
    3. Dark Horse z US za ok.14-15zł w Krakowie

      Usuń
    4. za 15zł kupilem black alberta

      Usuń
    5. To prawda, cena byłaby wyższa, przynajmniej przez jakiś czas (konkurencja). Plus taki, że byłaby mniejsza szansa wdepnięcia na minę.

      Usuń
  3. To nie jest tylko problem naszych czasów. Już w XVI wiecznej Anglii William Shakespeare zastanawiał się nad leżakowaniem duńskich craftów, czego upust dał w słynnej frazie "Pić albo nie pić - oto jest pytanie".

    OdpowiedzUsuń
  4. Już dawno wspomniałem o tym w jakiejś dyskusji, przykład pierwszy z brzegu: w piątek kupiłem P.I.S. & love od Birbanta- spirol; efekt jest taki że dzisiaj mimo że w sklepie były kolejne dwa nowe RISy- nie kupiłem bo miałem ochotę napić się wieczorem piwa a nie kupić sobie kolejne do piwniczki.

    OdpowiedzUsuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)