Loading...

Bracki festyn 2015

Na Brackiej Jesieni byłem zaledwie dwie godziny, ominęły mnie wszelkie wykłady oraz koncerty. No ale dzięki temu możecie się dowiedzieć jak to wyglądało z perspektywy osoby przelotnie wizytującej.

Czego się spodziewałem? Większego rozmachu niż na jedynej do tej pory Brackiej Jesieni na której byłem, czyli tej w 2011 roku. Co zastałem? W zasadzie to samo co wtedy, tyle że w fajniejszej lokalizacji, mimo że zaraz obok, mianowicie na górnym zamku. Jak na festiwal który ma być nieoficjalnym następcą Birofilii było wyjątkowo skromnie, co miało jednakże również swoje dobre strony. Ludzi było mało, piw w sklepiku umiarkowana ilość (to akurat nie za bardzo zaprzątało moją głowę), a oferta gastro raczej skromna. Do strefy piwowarów domowych można się było dostać za pomocą specjalnej plakietki, o którą ze względów czasowych nie zabiegałem, więc nie mogę się wypowiedzieć na temat poziomu piw domowych. Również ilość piw lanych była mocno ograniczona, przy czym ich jakość mówiąc oględnie nie oszałamiała. Ceny były wprawdzie całkiem cywilizowane, ale przy takiej, spadkowej formie, nie przekładały się na jakość za pieniądze. Znając więc życie faktycznie dobre piwa mogli sobie pokosztować właściciele wspomnianej plakietki. Bywa.

Z wystawców obecnych na festiwalu ominąłem Wrężela. Na stoisku Pinty właśnie się skończyła nowa warka Lublin To Dublin którą mi zachwalano, zamówiłem więc kingpinowego Shamana, przy którym nie potrafiłem się jednak rozgrzać. Zobaczymy jak wersja butelkowa, która się właśnie chłodzi. Obok, na stoisku Widawy, premierę miało Kiwi White APA na belgijskich drożdżach. Krajowi piwowarzy zazwyczaj nie radzą sobie z okiełznaniem belgijskich drożdży, ale takiej katastrofy się mimo wszystko nie spodziewałem. Razem z dwoma kolegami zastanawialiśmy się czy bardziej w tym piwie czuć było ser, kibel czy kapustę kiszoną. Zdania były podzielone. Z nut które miały w nim wylądować były agrestowe w finiszu i lekki fenol, ale to nie mogło uratować tego wywaru (2/10). Dla odmiany, Liberty Stout bardzo poprawnie, czekoladowo-żywicznie z tą dodatkową nutą palonego ziarna, która odróżnia zazwyczaj mocno palone jak na styl polskie black IPA od stoutów. Smaczne (6,5/10).

Wielką niespodzianką okazało się dla mnie Cieszyńskie Sezonowe, z butelki jakiś czas temu zatytulowane przeze mnie największą abominacją polskiego craftu, tym razem było całkowicie poprawne, może ciut łagodne, a jednak bardzo smaczne.

Najbardziej ciekaw byłem piw cieszyńskiego browaru Farbica RARa, warzącego na sprzęcie nieistniejącego już Browaru Mieszczańskiego. Stoisko wyróżniało się ciekawą kolorystyką i zuniformizowanym strojem panów fabrykantów. Piwa zaś wyróżniały się wodnistością, choć być może były też podane trochę za zimno. Rara, żytnie czerwone ale, było najciekawsze z nich, z przyjemnie orzechową (laskowe) bazą słodową ocierającą się miejscami o czekoladę, trochę czerwono-estrowe, z umiarkowaną goryczką. Dobre, choć ciut wodniste (6,5/10). Mandarina Weizen miało fajny aromat bananowy uzupełniony o nutę cytrusową. Całkiem rześkie, ale ponownie wodniste (5,5/10). Summer ale o nazwie Orange to połączenie okołopomarańczowych cytrusów z nutą jasnego słodu, kończące się średnio gorzko, wytrawnie. Ponownie fajny aromat i ponownie trochę wodniste, co z czasem trochę nużyło (6/10). Lap Sang w aromacie raczej oferuje klimaty karmelowe i słodko-czekoladowe, dopiero w smaku można wyczuć nutkę herbaty widniejącej w nazwie tego portera, kojarzącą się trochę z suszem owocowym. Minusem jest taninowa cierpkość w finiszu. Takie sobie (5,5/10).

Jakie piwo było najlepszym z tych pitych na Brackiej Jesieni? Zdecydowanie Polska Pszenica z Redenu. Przecier bananowy, wersja piwna. Polecam, przynajmniej obecną warkę.

A co było w Brackiej Jesieni fajnego poza Polską Pszenicą? Atmosfera. Zupełnie luzacka, spokojna, brak pośpiechu był wskazany. Szczególnie leżąc na hamakach rozstawionych przy herbaciarni mieszczącej się po sąsiedzku z festiwalem można było naprawdę odpocząć. A to w porównaniu z nieco hektycznym klimatem panującym na Birofilii stanowi pewien plus. Niemniej jednak, mało było ciekawych piw na kranach, co na dłuższą metę demotywuje do dłuższego przesiadywania na terenie festiwalu. Gdyby wypad na Bracką Jesień łączył się dla mnie z dłuższą podróżą, to być może byłbym rozczarowany. A tak to spędziłem dłuższą chwilę na całkiem sympatycznym, najmniej chyba widowiskowym festiwalu piwnym tego roku.

relacje 4750088732879984762

Prześlij komentarz

  1. Byłem tylko w sobotę i stoisk z piwem faktycznie nie było za dużo i na niektórych przed 19 już kilka piw brakło w kranach. Ok. godz.18 były zajęte już wszystkie miejsca siedzące i ludzie narzekali że nie ma więcej, wiec chyba ludzi było sporo jak na taka imprezę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się ewakuowałem trochę wcześniej, ludzi wtedy jeszcze było mało, a na pewno mniej niż się spodziewałem. Co miało swoje zalety, jak już zaznaczyłem.

      Usuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)